■fifteen■
Następnego dnia
Michael przełknął głośno ślinę, kiedy wpatrywał się w ciemny ekran laptopa.
Od dziesięciu minut czekali aż Arcada zacznie swoje działania, pierwszy raz na prawdę tego chcieli. Calum zadzwonił do Erica, którego powiadomił o natychmiastowym połączeniu się z komputerem Michaela. Na szczęście udało mu się go przekonać.
Chłopak spojrzał nerwowo na Doris, która stała na końcu salonu.
-Pamiętaj załóż kaptur, będzie lepiej jeśli nie zobaczą od razu twoich czarnych włosów -nakazała mu, na co Clifford od razu zarzucił na głowę materiał. Swoją drogą z wielkim bólem, ponieważ nie potrafił przestać oglądać się w odbiciu w ekranie.
-Aż słyszę w głowie głos Ashtona jak mówi "Michaael teraz jesteś chłopaczkiem z pazurkiem" -udał piskliwy głos Irwina, po czym schował swoją twarz w dłoniach.
Różowowłosa wywróciła wzrokiem, rzucając w niego poduszką.
-Zachowujesz się jakby nie żył, a pewnie ma się super w świecie komputerowych debili -burknęła, spoglądając znacząco na Caluma.
-Czy ty mnie właśnie obraziłaś? -zapytał z oburzeniem, śledząc wzrokiem dziewczynę.
-To że nam pomagasz nie oznacza że mam mieć do Ciebie całkowity szacunek. Jakiś tam mam, ale nie przesadzajmy -Michael zachichotał na słowa Doris, czując jak jego zdenerwowanie chwilowo opada.
I tak nie powinien aż tak się denerwować, w końcu ich planem jest "wpakowanie się w kłopoty", a w tym Michael jest dość dobry.
Nagle ekran zaczął jaśnieć, po czym zaczęły pojawiać się na nim poziome linie, biegnące w dół. Typowy dla Arcady znak.
-Zaczyna się -szepnął Calum, ciągnąc Doris do tyłu, tak aby nie byli czasem widoczni. Liczył się tylko i wyłącznie Michael.
Obecnie czarnowłosy, głośno przełknął ślinę, zacierając swoje chłodne dłonie.
z ciemnego ekranu w końcu zniknęły linie, zastępując je dwoma postaciami w charakterystycznych maskach.
-Witaj Michaelu -ten zniekształcony głos, którego już tak dawno nie słyszał, znów rozbrzmiał.
-No siemka -Clifford zachichotał nerwowo, od razu karcąc się za to w myślach. -Znaczy, o nieee, co tym razem mam zrobić -Doris uderzyła się z dłoni w czoło, z niedowierzania na to co wyprawiał Michael.
-Ogarnij się -syknęła najciszej jak tylko potrafiła.
Eric wraz z numerem 4 spojrzeli się tylko po sobie, po czym zwrócili się twarzami ponownie w stronę Michaela.
-Dzisiaj wykonasz dla nas kolejny przekręt bankowy -wytłumaczył, jeden z nich, zaczynając podsyłać Cliffordowi potrzebne pliki, lecz zaprzestał swych czynów, kiedy Michael wypowiedział następujące słowo.
-Nie -jego ton brzmiał niepewnie, jakby sam się wahał, jednak był zbyt zdenerwowany, aby było to wystarczająco przekonujące.
-Słucham? -mężczyzna siedzący po prawej stronie zapytał w miarę opanowanym głosem.
-Nie zrobię tego, mam dość, dajcie mi spokój -tym razem poczuł przypływ siły i odwagi. Słowa bez problemu wypłynęły z jego ust.
-Wiesz że nie powinieneś tego mówić -słowa te brzmiały tak przeraźliwie i groźnie, w dodatku wypowiedział je facet ze zasłoniętą twarzą, co nadawało temu jeszcze większej grozy.
Calum zacieśnił dłoń na ramieniu Doris, dając jej znak.
-Wystarczy jeszcze słowo, aby ich cierpliwość się skończyła, już jest źle -szepnął, nie ukrywając swojej ekscytacji.
-Zgłoszę was na policję, mam dość -w głębi duszy Michael sam śmiał się z tego co mówił. Straszenie ich policją było najgorszym zagraniem wobec nich, jednak teraz była to wyjątkowa sytuacja, w której było to najlepsze rozwiązanie.
-Rozumiemy -odparli równocześnie, następnie powodując iż ekran się zatrząsł, ostatecznie popadając w mroku. Michael przez chwilę tępo wpatrywał się w laptop, czekając na jakikolwiek znak.
-To koniec? -wyszeptał, prędko spoglądając na Doris i Caluma.
-Koniec pierwszego etapu -westchnął, siadając obok niego na czerwonej kanapie. -Wystarczy na prawdę niewiele żeby ich wkurzyć, a wzmianka o policji była najlepszym zagraniem, aby nastąpiło to aż tak szybko -dodał, klepiąc go po ramieniu. -Dobra robota.
-Jesteś gotowy na etap numer dwa? -Doris wychyliła się zza kanapy, kładąc swoje dłonie na głowie Clifforda.
-Zależy ile muszę na nich czekać -obdarzył ich zmartwionym wzrokiem, pocierając swoją nogę, która swoją drogą straszliwie się trzęsła.
-Od trzydziestu minut do godziny, powinni się zjawić -westchnął, widząc jak Doris nagle zniknęła z pokoju, lecz szybko ponownie się w nim zjawiła, targając za sobą wszelkie sprzęty.
-W takim razie mamy nie za wiele czasu na przygotowania -powiedziała prędko, otwierając dość sporą, srebrną walizkę. Ze środka wyciągnęła wpierw najzwyklej wyglądający zegarek.
-Niepozorny no nie? -powiedziała z szerokim uśmiechem, rzucając go w stronę Clifforda. -Ma wbudowaną kamerkę. Nagrywa obraz jak i głos -aż sam Calum musiał mu się przyjrzeć, kiedy był wielkim miłośnikiem technologii. -Jednak gdyby nasza Arcada stała się bardziej przebiegła niż powinna -powiedziała, wyciągając kolejny przedmiot jakim była mała, niepozorna, żółta przypinka z uśmieszkiem. -Poprzypinamy ją do twojej bluzy z innymi, aby nie wyglądało zbyt podejrzanie. Także jest w niej ukryta kamerka -i znów, wpadła w ręce zafascynowanego Caluma. -Są jeszcze okulary z kamerką i breloczek -pomachała rzeczami przed Michaelem, jednak on miał już stanowczy nadmiar szpiegowskich kamerek.
-Pomyśl o tym że i tak mogą mi to zabrać, a przecież może wam się to przydać. Zresztą podpadło by im iż nagle nosze okulary.
-Racja -westchnęła ociężale, w dalszym ciągu szukając czegoś ciekawego. -Mam, mikro nadajnik GPS, pomoże nam w namierzeniu siedziby, tylko musisz go dobrze ukryć -Michael sięgnął po niewielki czarny kwadracik, który był według niego najważniejszy z tych wszystkich rzeczy.
Po paru minutach przypinka została skomponowana z innymi na jeansowej kamizelce, którą specjalnie założył, zegarek zapięty na ręce, a nadajnik ukryty w bucie, skąd nie miał prawa wypaść, a że buty Michaela były dość szerokie, to idealnie się w nich mieścił. Na sam koniec schował do kieszeni jeszcze nadajnik głosowy, który wręczyła mu Doris.
Szanse iż to wszystko przetrwa i nie zostanie mu odebrane, były na prawdę małe, jednak gdyby nie spróbowali, to nigdy by się nie dowiedzieli.
-Jesteś gotowy -różowowłosa szepnęła z małym uśmiechem, po czym sięgnęła swoimi bladymi dłońmi do jego czarnych włosów. Delikatnie je poprawiła, spuszczając na jego czoło. -Wierzymy w Ciebie -powiedziała, tuląc twarz do jego kolan. Znów nastąpił ten moment kiedy naszły ją wielkie obawy, a cała pewność w skuteczność tego planu ponownie zniknęła. -Znaczy ja, nie będę się wypowiadać za Caluma -mruknęła, zwracając się twarzą do oburzonego Hooda.
-Oczywiście że wierzę, na prawdę zależy mi na Ashtonie i zniszczeniu Arcady -przyznał, co Michael słyszał już parokrotnie i był w stanie powiedzieć iż na prawdę mu wierzy.
***
Całe mieszkanie zatopiło się w mroku. Czerwone cyfry migoczące na zegarze, wskazywały dziewiątą wieczorem, jednak patrząc iż panował środek listopada, za oknem prędko nastawała ciemność.
Michael wbił paznokcie w materiał kanapy, po czym starał opanować swoją narastającą panikę. Świadomość iż za raz do jego domu włamie się tajna organizacja, którą nieźle wkurzył, rozbrajała go na malutkich Michaelów, którzy krzyczeli "help".
Calum wraz z Doris udali się do dziewczyny, na w razie, gdyby Arcadzie zachciało się przeszukać jego mieszkanie.
W salonie był słyszalny jedynie nierówny oddech Clifforda, oraz głośne przełykanie śliny. Ciemność panująca w pokoju jedynie posilała jego przerażenie.
W końcu sięgnął po pilot, załączając telewizję, która od razu rozświetliła pomieszczenie.
Nie mógł pokazać im iż bezczynnie na nich czekał. Musiał zgrywać pozory iż normalnie oglądał telewizję, nie spodziewając się ich wizyty.
Jasne światło odbiło się w jego przerażonych oczach, a radosna melodia z pewnej reklamy dotarła do jego uszu.
Jego zielone tęczówki co chwilę uciekały do srebrnego zegara oraz widniejącej na nim godziny. Wydawało mu się jakby minęło już tak wiele czasu, jednak było to zaledwie parę minut.
-Będzie dobrze, będzie dobrze, a ta reklama którą słyszysz wcale nie będzie ostatnią jaka jeszcze wkurzy Cię w życiu -szepnął sam do siebie, zaczynając czuć się jak psychopata.
Powoli oparł się o miękką poduszkę, która znajdowała się za jego plecami. Starał się zrelaksować, wyluzować, jednak nic z tego nie przychodziło mu tak łatwo.
W końcu sięgnął po pilot przełączając na kanał z bajkami.
-Spongebobie, dodaj mi otuchy, bo jeśli nie Ty, to nikt tego nie zrobi! -burknął, do żółtej gąbki widniejącej na ekranie która była w trakcie przygotowywania kraboburgerów. -Przestań smażyć te kotlety! Jezus, ja wariuje -jęknął, prędko chwytając się za swoje włosy. -Wariuje, wariuje, wariuje.
-Michael! Ogarnij się! -Clifford podskoczył na miejscu, kiedy z jego kieszeni wydostał się głos Doris. No tak, nadajnik głosowy.
-Kiedy ja nie potrafię! -zaszlochał, chowając twarz w dłoniach.
-Pomyśl o tym że w końcu spotkasz Luke'a oraz uratujesz Ashtona -powiedziała pocieszająco, chcąc choć trochę go uspokoić.
Michael ciężko odetchnął, przykładając do piersi nadajnik.
Nagle, po całym mieszkaniu rozbrzmiał głośny huk.
Zielonooki skierował swoje przerażone spojrzenie w stronę drzwi wyjściowych.
-Zaczyna się -szepnął do nadajnika, ostatecznie chowając go do kieszeni. Chwilowo przymknął oczy, czekając aż Arcada wtargnie do środka. -Ashton, Luke, a powiedzcie mi tylko że jednak wam się tam podoba, to wsadzę wam tą przypinkę po kolei w dupę! -warknął, prawie piszcząc, kiedy nastąpił kolejny trzask.
Jego serce biło coraz mocniej, aż kątem oka nie zauważył rozbijającej się szyby. W tym samym momencie także i drzwi zostały wyważone.
Wyglądało to jakby cała Arcada przyjechała go uprowadzić.
Michael nawet nie zdążył nic powiedzieć, kiedy jego ręce zostały boleśnie wykręcone do tyłu. Obserwując odłamki szkła walając się po ziemi, powoli zerknął w górę, zatrzymując się na wysokiej postaci okrytej czarną płachtą. Jego twarz tradycyjnie była zasłonięta białą maską.
-Powinieneś wiedzieć iż z Arcadą się nie zadziera -pierwszy raz mógł usłyszeć normalny głos jednego z nich, bez jakichkolwiek udziwnień komputerowych.
Michael zaczął się szarpać, aby znów nie wzbudzić w nich podejrzeń iż tak posłusznie oddaje się w ich ręce. Niestety szarpanina nie wyszła na jego dobre, kiedy nagle poczuł z tyłu głowy przeszywający i ostry ból.
Ostatecznie upadł na kolana, całkowicie odlatując, kiedy do jego nozdrzy dotarła woń pewnej substancji.
----
Wszystkie te szpiegowskie rzeczy które posiadała Doris na prawdę istnieją. Nawet ta żółta przypinka :o
Sama byłam w szoku jak oglądałam większość tych rzeczy na internecie i w sumie nie pogardziłabym większością z nich xd
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top