ROZDZIAŁ X; CHANGES









"Ch-ch-changes
(Just gonna have to be a different man)
Time may change me
But I can't trace time"
— DAVID BOWIE.







ROZDZIAŁ X; CHANGES









⠀⠀⠀Tamtejszą noc niepełne rodzeństwo spędziło przy łóżku siostry, która cudem uniknęła śmierci. Grace grała rolę pielęgniarki i chirurga, ze względu na jej wbudowany program, a bracia od razu rzucili się na ochotników oddania krwi, której Allison brakowało. Finałowo krew oddał Diego, gdyż jego najlepiej się nadawała. Gdy tylko zobaczył igłę, od razu padł nieprzytomny na ziemię, bo jego fobia do igieł wciąż uporczywie zachowała się w jego umyśle od momentu, kiedy to Reginald postanowił wytatuować dzieci symbolem parasolki na nadgarstkach, aby na zawsze zapamiętali, że do tego przeklętego miejsca należeli.
⠀⠀⠀I pomimo tego, że miliarder był okropnym człowiekiem i okrutnym ojcem, to we wielu rzeczach miał rację. Teraz rodzeństwo było razem, zjednoczeni. I działało z tym, żeby uratować świat przed nadchodzącym końcem, nawet jeżeli nie byli pewni co do tego, czy to zadziała. Allison z cudem uniknęła śmierci, ale było blisko. Gdyby nie szybka reakcja rodziny, teraz by nie żyła. Miała przeciętną tchawicę, przez co na jakiś czas straciła zdolność mowy.
⠀⠀⠀Luther pozostał przy łóżku siostry, czekając wiernie, aż siostra się obudzi. Za to reszta rodzeństwa postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce i poszukać Vanyę, gdyż wcześniej nie zastali ani jej, ani Harolda Jenkinsa. 


⠀⠀⠀Nadeszła pora obiadu, a gdy minęła spokojnie, Violet wraz ze swoimi braćmi wkroczyła do domu swojego byłego kolegi z klasy wraz z dołączonym przeczuciem, że coś tutaj nie gra.
Wszystkie podejrzenia zaczęły się, gdy poczuli okropny zapach roznoszący się po budynku i gdy zauważyli ilość much latających w tą i z powrotem do salonu, jakby nie mogły się zdecydować, czy jeść dalej, czy może lecieć gdzieś indziej. A co one tak dokładniej jadły? Czy było to śniadanie, które zostawiła Vanya wraz z Haroldem Jenkinsem?
⠀⠀⠀Rodzeństwo Hargreeves szybko przekonało się, że nie, nie było to żadne śniadanie.

⠀⠀⠀To był martwy Harold Jenkins, który leżał na podłodze pośród rozbitego szkła, w klatce piersiowej mając agresywnie dużą ilość różnego rodzaju nożyc oraz noży z szuflady kuchennej. Cokolwiek się stało, nie było to dość naturalne. Harold miał otwarte oczy, a raczej... oko. Drugiego nie było widać, bo było zalepione plastrem.
⠀⠀⠀W kuchni, która połączona była wraz z salonem (Violet lubiła tego typu design domu, pomimo że sama zazwyczaj jadła w kuchni, a nie w salonie) panował totalny chaos; porozbijane talerze i inne naczynia, dekoracje porozrzucane na drugą stronę pomieszczenia, firanki na podłodze. Dywan zrujnowany był przez wsiąkniętą i lepiącą się na nim krew, do której podlatywały muchy, aby się posilić.
⠀⠀⠀Porucznik z Florydy nie była ani trochę przerażona tym widokiem, gdyż wcześniej już miała do czynienia z ofiarami różnego rodzaju morderstw.

⠀⠀⠀— Wiedziałam o tym oku wcześniej — orzekła Numer Osiem, lekko uspokojona faktem, iż martwy Harold Jenkins oznaczało bezpieczną Vanyę.

⠀⠀⠀Five podszedł bliżej martwego mężczyzny, marszcząc nos przez niemiły zapach wczesnego etapu rozkładania się ciała.

⠀⠀⠀— To jest cholerna rzeźnia — stwierdził. — Co tu się działo?

⠀⠀⠀— Nie ma Vanyi, idziemy — wtrącił Klaus. Ćpun jak najszybciej chciał dostać się do domu, co wspominał dość często od momentu, gdy rodzeństwo ruszyło na poszukiwania.

⠀⠀⠀Jednak Numer Pięć nie mógł się nadziwić przez to wszystko i - będąc geniuszem w dziecięcych portkach - chciał bardziej przyjrzeć się całej tej sytuacji dosłownie bliżej.

⠀⠀⠀Podszedł do ciała Jenkinsa, przyglądając się plastrowi na jego oku. Wyjął z kieszeni protezę, którą przez tyle lat trzymał w kieszeni, a następnie odkleił plaster, wciskając protezę do oczodołu, w którym brakowało oka. I kolor oka się zgadzał. Rozmiar źrenicy też.
⠀⠀⠀To była cudowne odkrycie dla dobra świata, a przynajmniej tak mu się to wydawało. Ucieszył się zaledwie przez chwilę, ale kryzys miał mieć dopiero potem. Zamiast tego podniósł się na nogi oszołomiony, nie wierząc w to, co widzi. Tyle lat planowania, próby uratowania wszystkich przed okropną śmiercią... I dokonał tego.

⠀⠀⠀— Wszystko się zgadza. Proteza wróciła do domu swojego właściciela.

⠀⠀⠀Czarnowłosa popatrzyła na brata, czując się, jakby właśnie coś ciężkiego puściło jej serce. Odetchnęła głęboko i chociaż nie za często pokazywała uśmiech, tym razem rzeczywiście się uśmiechnęła, zaciskając pięści zwycięsko.

⠀⠀⠀— Tak, tak! — wysyczała z radością przez zęby. — Czy to oznacza, że to tyle jeżeli chodzi o apokalipsę? Już nic takiego się nie wydarzy? Powstrzymaliśmy to?!

⠀⠀⠀Ale oczywiście było coś, co musiało zepsuć jej humor, bowiem Five pokręcił głową i zaczął rozkładać kartkę, którą poprzednio chwycił podczas pobytu w Komisji.

⠀⠀⠀— Proszę powiedz mi, że to koniec...

⠀⠀⠀— To jest za łatwe. Zadaniem od Komisji było "Chronić Harolda Jenkinsa"... Więc kto go zabił?!

⠀⠀⠀To było pytanie, nad którym nikt się nie zastanowił, gdyż każdy zaślepiony był fałszywą iluzją zwycięstwa. Violet zamilkła, rozkładając ręce w geście poddania się. Nie mogła uwierzyć, że tak szybko pogrążyła się fałszywą nadzieją, iż robota została wykonana. A może została? Sama nie była tego do końca pewna, ale mądrzejszy od niej brat sprawił, że jej uczucia trochę się w jej głowie zagmatwały.

⠀⠀⠀— Mam taki szalony pomysł... — wymamrotał Klaus sarkastycznie. — Może znajdźmy Vanyę i ją o to zapytajmy?

⠀⠀⠀— Jeżeli Vanya uciekła temu gnojkowi, to może wróciła do Akademii? — zapytał Diego, wpatrując się w ciało leżące pod jego stopami.

⠀⠀⠀— Możliwe. Dobra, wracajmy — westchnęła Vi. — Ma nam dużo do wyjaśnienia.





◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥

⠀⠀⠀— Nigdzie jej nie ma — oznajmił Diego.

⠀⠀⠀Oczywiście, że nigdzie jej nie było i że nie pojawiła się w Akademii. Zresztą kto normalny z chęcią przyszedłby do tego miejsca z własnej, nieprzymuszonej woli? Może i dzieciaki, które niegdyś zabiłyby, aby mieć supermoce, bo naoglądały się za dużo komiksów i myślały, że moce od razu sprawią, że jesteś super. Ale tak nie do końca było; przykładem tego był fakt, że Violet już niedługo była bliska ataku serca, Five kuśtykał przez to, że wciąż zdrowiał od postrzału, Allison leżała nieprzytomna ze zszytym gardłem, a chłopak Vanyi (teraz już martwy), a raczej jego martwe ciało, było analizowane przez muchy, które tarły swoje małe łapki, aby zanalizować, czy Jenkins nadawał się na potencjalne zjedzenie. Niestety, ale policja znajdzie ciało szybciej, niż jakikolwiek owad, czy też robal zdąży go zjeść - chociaż robale miały zjeść go prędzej, czy później.
⠀⠀⠀Do Five dotarło, co to wszystko znaczyło. Śmierć Harolda, który był celem Komisji, oznaczała koniec apokalipsy. Wszystko miało wrócić do normy, nie było czym się martwić. Sęk jednak w tym, że tak naprawdę Numer Pięć nie miał pojęcia, co będzie dalej. Tak, świat został potencjalnie uratowany, jego rodzeństwo będzie żyło, a nawet on sam wyjdzie z tego cało, ale jednak będzie mu tego brakowało.

⠀⠀⠀— No trudno. — mruknął pod nosem — Wygląda na to, że to tyle. Cel został zniszczony, ostatni fragment układanki. Koniec.

⠀⠀⠀Violet po raz kolejny już odetchnęła z ulgą. Brak końca świata oznaczał koniec większych zmartwień. Mogła się w końcu zająć swoim życiem, opuścić Akademię i powrócić do pracy, która apropo dawała o sobie znać poprzez SMS-y z komendy policji pomimo, że porucznik już wcześniej poinformowała ich o śmierci w rodzinie, przez co jakiś czas będzie nieaktywna i ciężko będzie się z nią skontaktować przez parę dni.

⠀⠀⠀— Wow, to naprawdę... Naprawdę cudownie, cudownie — stwierdził Klaus, przejeżdżając dłonią po twarzy. — Mogę już wrócić do omamienia mojego umysłu?

⠀⠀⠀— Stary... — Diego położył dłoń na ramieniu brata. — Wytrzymałeś ile? Niecałe dwa dni trzeźwy? Przytrzymaj to jeszcze trochę.

⠀⠀⠀Klaus skrzywił się, gotowy do wyjaśnienia, dlaczego tak bardzo miał ochotę na kolejną dawkę proszków, ale przerwał mu rozdrażniony Five, który miał mały kryzys co do tego, co zrobić dalej:

⠀⠀⠀— Nie jest trzeźwy. Widziałem jak się trząsł przez cały dzień.

⠀⠀⠀— Bo to są skutki uboczne! — odparł Numer Cztery z głosem godnego prawnika. — Nic nie brałem! Jeszcze. Wiesz, ty niedługo też zaczniesz czuć skutki uboczne, mein bruder, a wnioskując po twoim nastawieniu, to już się zaczyna.

⠀⠀⠀Violet popatrzyła na Klausa lekko zdezorientowana, nie mając pojęcia, o czym on plecie.

⠀⠀⠀— Niczego nie biorę, w przeciwieństwie do ciebie — syknął Five. — Może lubię kawę, ale nie na tyle, żeby się od niej uzależnić.

⠀⠀⠀— Jesteś uzależniony od narkotyku, co się nazywa apokalipsa — Klaus uśmiechnął się zwycięsko i kontynuował. — I nie wiesz co teraz zrobić. Nie wyobrażasz sobie życia bez myślenia o nadchodzącym końcu.

⠀⠀⠀Cholera, pomyślała Violet, przejrzał go na wylot. Może nie powinna była uważać Klausa za takiego, którego nie powinno się brać na poważnie. A może po prostu trzeźwy Klaus był mądrzejszy, niż jej się wydawało.
⠀⠀⠀W każdym razie, te słowa nie spodobały się starcu uwięzionemu w ciele chłopca. Złapał wyższego od niego mężczyzny za kołnierz kolorowej koszulki, przyciągając go bliżej swojej twarzy.

⠀⠀⠀— Nie jestem uzależniony.

⠀⠀⠀— Drażliwy drażliwy, uczuciowy uczuciowy Five. Pierwszy etap: Zaprzeczanie samemu sobie.

⠀⠀⠀— Nie jesteśmy tacy sami.

⠀⠀⠀Chłopiec już prawie uderzył śmiejącego się brata w twarz, jednak wtrącił się Diego.

⠀⠀⠀— No już, wystarczy — powiedział, wzdychając ciężko. — Teraz należy świętować pracę dobrze wykonaną. Klaus, chodź.

⠀⠀⠀Pociągnął Numer Cztery w stronę schodów, gdzie mieli poprowadzić rozmowę, której ani Five, ani Violet nigdy nie mieli okazji znać. Nie było im to zresztą potrzebne. Wyglądało na to, że zostali tylko oni sami.

⠀⠀⠀Violet popatrzyła na oburzonego trzynastolatka w mundurku, który właśnie poprawiał swoje ciemne włosy.

⠀⠀⠀— Muszę się napić margarity — stwierdził.

⠀⠀⠀Nie zdążył jednak tego wykonać, gdyż rozległ się dzwonek do drzwi. Rodzeństwo wymieniło spojrzenia między sobą. Akurat byli na parterze, tuż przy drzwiach. I normalnie pomyśleliby, że była to Vanya, jednak cień był dwumetrowy. Kiedy chłopiec zobaczył ową sylwetkę, wiedział dokładnie kto to był. Co więcej, spodziewał się tej osoby.

⠀⠀⠀— To Hazel — oznajmił.

⠀⠀⠀Skierował się do drzwi, aby je otworzyć, a Violet dopiero po chwili przypomniała sobie, skąd znała te imię.

⠀⠀⠀— Zaraz, to ten asasyn?! — wrzasnęła. — Nie otwieraj drzwi!

⠀⠀⠀Ale było za późno i Five je otworzył. Asasyn w garniturze pistolet miał wycelowany przed siebie, lufę mając na wprost do trzynastolatka.

⠀⠀⠀— Hej, emerycie — przywitał się.

⠀⠀⠀— Cześć, Hazel.

⠀⠀⠀Violet spanikowała i zakradła się bokiem do drzwi, gotowa, aby siłą odebrać mężczyźnie broń.

⠀⠀⠀— Mogę wejść? — zapytał niepewnie.

⠀⠀⠀— A masz moją siostrę?

⠀⠀⠀Mężczyzna nie miał pojęcia o co dokładnie chodziło. Zmarszczył brwi nerwowo.
   ⠀⠀Five westchnął głęboko.

⠀⠀⠀— Czego ode mnie chcesz, Hazel? Przyszedłeś mnie zabić? — Wskazał na jego pistolet.

⠀⠀⠀— O cholercia! Wybacz — jęknął żałośnie Hazel, chowając pistolet za pas. — Stare nawyki. Przyszedłem zapytać o apokalipsę, nie chcę z tobą walczyć.

⠀⠀⠀Te słowa zupełnie zbiły z równowagi Violet, która wciąż chowała się obok ściany, gotowa, żeby zaatakować wroga, pomimo żadnej broni i faktu, że mężczyzna był od niej o dwa razy wyższy i potężniejszy.
⠀⠀⠀Jej brat szerzej otworzył drzwi.

⠀⠀⠀— Skusisz się na Margaritę? — zaproponował.

⠀⠀⠀— A... Mogę wejść — Uśmiechnął się łagodnie asasyn.

⠀⠀⠀Szczerze mówiąc, to Violet wcale nie spodziewała się takiego zachowania ze strony asasyna. Nie należało oceniać ludzi ze względu na ich profesję, ale były na świecie wyjątki, bo przecież nie oczekuje się na przykład od seryjnych morderców, by byli sympatycznymi osobami, bo było wiadome, że tak naprawdę byli potworami. Ale Hazel wydawał się inny, zwłaszcza teraz. Był także bez swojej partnerki.
⠀⠀⠀Mężczyzna wszedł do środka, dopiero wtedy dostrzegając Violet.

⠀⠀⠀— O, witaj — przywitał się.

⠀⠀⠀Czarnowłosa posłała mu mordercze spojrzenie, przez co zrobiło mu się trochę niekomfortowo.

⠀⠀⠀— Obserwuję cię — wysyczała. — Ruch ręki w stronę twojego pistoletu i już nie żyjesz.

⠀⠀⠀Podążyli do salonu, gdzie spoczywał bar. Mężczyźni usiedli na krzesłach i Five zaczął nalewać gościowi oraz sobie zielony napój, ale Violet uważnie oglądała Hazela, gotowa w każdym momencie do ataku.

⠀⠀⠀— Twoja siostra to tak nas będzie pilnować? — wyszeptał asasyn.

⠀⠀⠀Violet skrzywiła się niezadowolona, krzyżując ręce.

⠀⠀⠀— Tak — odparła krótko i uparcie.

⠀⠀⠀— Wybacz mi za nią — Five przewrócił oczami. — Niezbyt ufa ludziom.

⠀⠀⠀— Bo to asasyn, do kurwy nędzy! — wrzasnęła nagle Violet, nie mogąc uwierzyć w to, co się dzieje. — Wpuściłeś go do naszego domu i zaprosiłeś na Margaritę! Czy tylko ja widzę, jakie to pojebane?! On nas zabić próbował!

⠀⠀⠀Każdy lekarz i dorosły powie ci, że zbyt duża ilość energetyków, zwłaszcza w młodym wieku, może doprowadzić do wielu chorób. Jak już wiadomo, Violet piła energetyki codziennie od lat trzynastu. I od tego czasu jej problemy z sercem znacznie się nasiliły.
⠀⠀⠀Musiała brać leki na serce i to na dodatek dość często. Jeżeli ich nie brała, jej serce przez dużą ilość stresu potrafiło mieć mini zawał, lub w najgorszym przypadku pełny, poważny zawał.

⠀⠀⠀To się też stało w momencie, kiedy cała ta sytuacja z tym wszystkim całkowicie kobietę przerosła, nawet jeżeli apokalipsa miała już nigdy nie nadejść, a jedynym problemem był niebezpieczny asasyn, który pił Margaritę z jej bratem w salonie.
⠀⠀⠀Violet poczuła wtedy nagłe szarpnięcie i gwałtowny ból w klatce piersiowej. Zrobiło jej się słabo. Chwyciła się za serce, opierając o ścianę.

⠀⠀⠀— A, cholera... — jęknęła.

⠀⠀⠀Five poderwał się z krzesła, popijając drinka i spokojnie patrząc na siostrę.

⠀⠀⠀— Zawał? — zapytał, przekrzywiając lekko głowę.

⠀⠀⠀Z każdą sekundą ból w sercu kobiety zaczął narastać. Violet popatrzyła na brata, czując, jak ogarnia ją coraz gorsza duszność, a także jak pojawiają się zawroty głowy.

⠀⠀⠀— Tak, kurwa — wymamrotała w bólu. — Pamiątka po naszym ukochanym ojcu.

⠀⠀⠀Odepchnęła się od ściany, opierając o ramię sofy, a następnie Five pomógł jej na nią usiąść. Jej oczy wypełniły się czernią.
⠀⠀⠀Zawały siostry były czymś normalnym, które nawet podczas dzieciństwa zdarzały się często. 

⠀⠀⠀— Rany, wszystko z nią w porządku? — zapytał zmartwiony Hazel, patrząc na nią uważnie i sam wstając z krzesła, zostawiając swoją Margaritę na blacie.

⠀⠀⠀— Tak, tak. To normalka — wymamrotał Five. — Zostań tu z nią na chwilę, skoczę po nitroglicerynę.

⠀⠀⠀Zniknął w portalu, zanim Violet jakkolwiek mogła skomentować tę propozycję. Tymczasem piekący i silny ból zaczął promieniować do szyi, co spowodowało, że kobieta zaczęła brać płytkie wdechy.
⠀⠀⠀Hazel podszedł do niej bliżej, a Violet posłała mu mordercze spojrzenie.

⠀⠀⠀— Nie mam zamiaru kogokolwiek atakować, obiecuję — zapewnił spokojnie Hazel, postanawiając jednak nie zbliżając się do niej. Zamiast tego, otworzył okno, aby kobiecie lepiej się oddychało. — Ja tylko chcę porozmawiać z Five. Porzuciłem pracę dla Komisji.

⠀⠀⠀W ramach zapamiętanej na pamięć pierwszej pomocy, Violet słabo sięgnęła po poduszkę, podpierając ją sobie pod plecy, aby ułożyć się w pozycji półsiedzącej.
⠀⠀Five wrócił z lekami, które rzucił siostrze, a ta je złapała. Odkręciła białe wieczko, następnie połykając dwie tabletki.

⠀⠀⠀— I przestań się tak unosić — mruknął Five. — Nie jestem głupi. Nie wpuściłbym Hazela do domu, jakbym nie był co do niego pewny. Teraz tu leż, a nam daj wypić w spokoju drinka.





"I was made for lovin' you baby
You were made for lovin' me
And I can't get enough of you baby
Can you get enough of me"

— KISS.





◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥

⠀⠀⠀Wiadomość o tym, że apokalipsa jednak nie nastąpi pogrążyła asasyna o niespodziewanie całkowicie innym nastawieniu sprawiła, że ucieszył się jak małe dziecko. Violet podsłyszała, że podobno znalazł on sobie kobietę, w której się zakochał i to właśnie dla niej postanowił zrezygnować z pracy. Zdradził Cha Chę, ogłuszając ją i zostawiając przykutą w pokoju, po wizycie u rodziny Hargreeves od razu postanawiając wyjechać wraz ze swoją wybranką jak najdalej stąd, oglądać sobie ptaki i jedząc pączki. Okazało się, że Hazel wcale nie był taki okropny. Co więcej, był typem osoby lubiącej jeść słodycze oglądając telewizję, wcale nie robiąc nic szkodliwego. To, że był asasynem było po prostu wynikiem złego wyboru kariery. Komisja płaciła dobrze. Jednak jeżeli patrząc na to z drugiej strony, Five też był niegdyś takim samym, jak on. Płacili mu za zabijanie niewinnych ludzi i to robił. Violet postanowiła więc dać mężczyźnie szansę, chociaż leżąc na sofie i tak nie miała zbytnio co zrobić.

⠀⠀⠀Obudziła się po regeneracyjnej drzemce godzinę później, gdy Hazel już dawno opuścił rezydencję. Nie obudziło ją jednak coś zwykłego. Jak się okazało, było to delikatne trzęsienie ziemi. Kobieta otworzyła oczy, patrząc na dekoracje, które przesuwały się niespokojnie.
⠀⠀⠀Violet wstała powoli i stanęła pośrodku salonu, próbując przeanalizować obecną sytuację. Czy to było trzęsienie ziemi? Coś poważniejszego? Podeszła do okna i odchyliła zasłony, jednak przechodni nie byli w żadnym stopniu zaalarmowani obecną sytuacją. Wszystko wskazywało więc na to, że coś działo się w budynku.

⠀⠀⠀Ale nagle jakby nigdy nic... Wszystko ucichło. Nic się nie trzęsło.

⠀⠀⠀ — Cholera... — wymamrotała niewyraźnie.

⠀⠀⠀Podeszła spokojnie do barku, aby uważać na serce i wlała sobie trochę Margarity, której nie miała okazji spróbować. Pomyślała, że pewnie nie wybudziła się z drzemki dokładnie i może jej się to przewidziało. Wzięła łyk drinka. Smakował dobrze, jak limonka wymieszana z alkoholem. Nie mogła jednak wypić za dużo.
⠀⠀⠀Po piętnastu minutach, przy wejściu do salonu pojawił się Luther.

⠀⠀⠀— Nie śpisz, dobrze — powiedział. — Wszystko już gra? Five mówił, że znowu miałaś zawał.

⠀⠀⠀— Taki mały. Tak, wszystko już gra.

⠀⠀⠀— Okej...

⠀⠀⠀Stał w miejscu, wpatrując się w Violet, jakby powstrzymując się przed czymś. Kobieta zmarszczyła brwi podejrzliwie, wyczuwając, że coś wisi w powietrzu.

⠀⠀⠀— Jest coś, o czym chciałbyś ze mną porozmawiać? — zapytała, pijąc Margaritę przez słomkę.

⠀⠀⠀Lider westchnął gorzko, od czasu do czasu zerkając za siebie.

⠀⠀⠀— Chodź ze mną do piwnicy. Muszę ci coś... wam pokazać.





◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥

⠀⠀⠀Numer Jeden był dobrym człowiekiem - przykładnym liderem, osobą o dobrym sercu. Zawsze wiedział, co jest moralne, a co nie i silnie się tego przestrzegał. Ale czasami popełniał błędy. Czasami popełniał takie decyzje, które nie wróżyły dla rodzeństwa czegokolwiek dobrego.
I Violet do tej pory myślała, że Reginald dobrze wybrał, kiedy rolą lidera obdarzył Luthera, a nie Diego.
⠀⠀⠀Do momentu, aż nie weszła do piwnicy ze swoim rodzeństwem, żeby zobaczyć, co ich brat zrobił.

⠀⠀⠀W dźwiękoszczelnej izolatce była Vanya. Krzyczała, płakała i waliła dłonią w drzwi z szybą. Jej oczy poczerwieniały od płaczu, a Violet widząc ten obraz zamarła całkowicie przerażona i zszokowana tym odkryciem. To Luther ją tam zamknął Diego i Klaus też tam byli, czując się z tym tak samo okropnie, co Violet.
⠀⠀⠀Kobieta podeszła bliżej do drzwi, a Numer Siedem zaczęła wołać coś do niej, jednak przez to, że izolatka była dźwiękoszczelna, jej siostra nie mogła niczego usłyszeć.

⠀⠀⠀— Luther... — warknęła Violet, następnie odwracając się do niego ze wściekłością. — Co ty do cholery narobiłeś? W tej chwili ją stamtąd wyciągnij.

⠀⠀⠀— Zamknąłeś naszą siostrę tylko dlatego, bo ma moce? — Diego także nie mógł ukryć emocji, wpatrując się w błagającą siostrę, której łzy spływały po policzkach. — Na głowę upadłeś.

⠀⠀⠀— Jej moce są bardzo potężne — wyznał Numer Jeden. — Pogo mi powiedział. Ta izolatka była stworzona specjalnie dla niej... Tata się jej bał.

⠀⠀⠀Luther był wściekły. Wściekły na to, co stało się Allison. Przysiągł sobie, że poniesie karę ten, kto jej to zrobił. Nie spodziewał się jednak na to, co powiedziała mu Numer Trzy, jak się już obudziła.

⠀⠀⠀— To ona przecięła gardło Allison.

⠀⠀⠀Bracia i siostra popatrzyli na lidera zszokowani, a na dodatek oburzeni. To było bardzo poważne oskarżenie. Violet nie wierzyła w jego słowa. Vanya była najmilszą i najspokojniejszą z rodzeństwa.

⠀⠀⠀— To jakieś bzdury... — Klaus patrzył ze współczuciem na Vanyę uderzającą w drzwi. Wiedział dobrze jak to było, gdy tata zamykał go na cmentarzu i był on przerażony. — Przecież ojciec by tego przed nami nie ukrywał.

⠀⠀⠀— Ach tak? Tata kłamał niemalże na temat wszystkiego. Czemu z przypadkiem Vanyi miałoby być inaczej? — wymamrotał Luther.

⠀⠀⠀— Skoro to prawda, to prawdopodobnie ona zabiła Peabody'ego — wtrącił Diego. Skrzypaczka patrzyła na rodzeństwo zapłakana, jednak nie mogła usłyszeć o czym rozmawiają.

⠀⠀⠀— Chwila, chwilunia! — uniósł się Klaus, wciąż zdesperowany na to, żeby ją wypuścić, by nie czuła tego, co on. — To się kupy nie trzyma! My tu mówimy o Vanyi, naszej siostrzyczce! Tej, która zawsze płakała jak deptaliśmy po mrówkach jako dzieciaki!

⠀⠀⠀Podszedł bliżej, a Vanya jeszcze intensywniej zaczęła błagalnie uderzać w szybę, bezsłownie błagając ją, żeby rodzeństwo ją wyciągnęło.
⠀⠀⠀Violet nie mogła nawet myśleć o tym, by dalej była zamknięta. Kochała swoją siostrę i nie mogła patrzeć na to, jak płacze i ma atak paniki, próbując się wytłumaczyć i prosić o wypuszczenie z tego miejsca.

⠀⠀⠀— Wiem, że to trudne do zaakceptowania... — Luther zachowywał spokój.

⠀⠀⠀— TO NIE JEST TRUDNE, TO JEST NIEMOŻLIWE DO ZAAKCEPTOWANIA! — wrzasnął Klaus.

⠀⠀⠀— Klaus ma rację, Luther — dodała Violet. — Nie możemy jej tutaj trzymać. Ona jest przerażona, te moce też muszą ją przerażać, bo ona sama o nich nie wiedziała.

⠀⠀⠀— Właśnie. Nie możemy jej tutaj trzymać zamkniętej bez dowodów — wtrącił także Diego.

⠀⠀⠀— Dowodów? Jakich jeszcze dowodów potrzebujesz?! Pokłóciła się z Allison jak mówiła Violet, a wtedy przecięła jej gardło i zabiła Jenkinsa.

⠀⠀⠀— Otwórzmy drzwi i zapytajmy ją o to!

⠀⠀⠀— Dość tego! — uniosła się Violet. Nie mogła na to patrzeć, jej siostra potrzebowała pomocy. Może i była oschłą kobietą, która wcześniej nie mogła wybaczyć Vanyi za jej książkę, ale teraz nic się nie liczyło.

⠀⠀⠀Podeszła do drzwi, żeby je otworzyć, ale wtedy Luther chwycił ją za tył koszulki swoimi szympansimi ramionami o nadnaturalnej sile i uniósł ją, trzymając z daleka, jednocześnie powstrzymując.

⠀⠀⠀— Otwórz te cholerne drzwi! — podniosła głos, wściekła na brata.

⠀⠀⠀— Nie, nie wychodzi stąd.

⠀⠀⠀Vanya płakała i krzyczała, obserwując kłócące się między sobą rodzeństwo.

⠀⠀⠀— Ale nawet jeżeli masz rację — wtrącił Diego, wskazując na siostrę za szybą palcem. — Ona potrzebuje naszej pomocy i nie możemy jej pomóc, jeżeli jest zamknięta w klatce!

⠀⠀⠀— Słuchajcie, jeżeli to, co powiedział mi Pogo jest prawdziwe, to nie jest ona zagrożeniem tylko dla nas.

⠀⠀⠀Rodzeństwo usłyszało kroki za sobą. Gdy się odwrócili, ujrzeli Allison, która po raz pierwszy od kilkunastu godzin wstała z łóżka. Na szyi miała plaster, a w dłoni notatnik z czarnym mazakiem.
⠀⠀⠀Patrzyła w rozczarowaniu na to, co się działo, a widok siostry w izolatce wyraźnie sprawiał jej ból.
⠀  ⠀Luther westchnął głęboko, patrząc na siostrę i powiedział:

⠀⠀⠀— Allison, co ty tutaj robisz? Musisz odpoczywać.

⠀⠀⠀Rumour sięgnęła po notatnik i zaczęła coś zapisywać.
⠀⠀⠀Uwięziona siostra wpatrywała się w nią, płacząc i przepraszając, jednak nikt nie mógł tego usłyszeć.
⠀⠀⠀Po paru sekundach Allison pokazała napis "WYPUŚĆ JĄ".

⠀⠀⠀— Nie mogę tego zrobić, zraniła cię — odparł Luther.

⠀⠀⠀ ⠀⠀⠀Ponowne skrobanie mazakiem po papierze.

⠀⠀⠀"MOJA WINA".

⠀⠀⠀— Przepraszam, ale pozostanie zamknięta.

⠀⠀⠀Kobieta zaprzeczyła, kręcąc głową. Sama chciała podejść i otworzyć drzwi, ale Numer Jeden powstrzymał także i ją, blokując dostęp swoim masywnym ramieniem.

⠀⠀⠀— Allison, musimy się dowiedzieć, jak sobie z nią poradzić.

⠀⠀⠀Nie poddawała się. Próbowała ze wszystkich stron obejść brata, powstrzymując łzy, ale Luther już podjął decyzję jako lider. Nie było wyjścia. Ani Violet, ani Diego, ani nikt nie mógł zmienić decyzji. Numer Jeden objął ramieniem Allison, która upadła osłabiona, próbując przedostać się na siłę do płaczącej Vanyi.

⠀⠀⠀— Pozostaje zamknięta. Chodź — Popatrzył na rodzeństwo, które z bólem i uczuciem bezsilności wpatrywali się w zamkniętą siostrę. — Wy też.

⠀⠀⠀Nie było wyboru. Vanya pozostała zamknięta, jak za dawnych czasów, gdy robił to ich tata.





◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥

Po tych wszystkich latach... Wciąż boją się naszej mocy.

Boją się nas. Zostawią nas tutaj tak zamkniętą, na zawsze.

Pamiętasz jak to było? Gdy siedziałaś tutaj sama?

Patrząc na te szare ściany godzinami? Dzień po dniu, podczas gdy oni bawili się razem?

Chcesz znowu tak żyć do końca naszego życia?

Nie? To zrób coś z tym. Zaakceptuj to, kim jesteśmy. To, kim od zawsze byłyśmy.


⠀⠀⠀W The Umbrella Academy rozległ się huk tak głośny, że wszyscy usłyszeli to na każdym z pięter. Coś wyszło z piwnicy i właśnie nadchodziło.


⠀⠀⠀Nadchodziła Vanya - w całej swojej okazałości.


⠀⠀⠀I była zła. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top