ROZDZIAŁ IX; I HEARD A RUMOR
"An' the silent night will shatter
From the sounds inside my mind
Yes, I'm one too many mornings
And a thousand miles behind"
— BOB DYLAN.
ROZDZIAŁ IX; I HEARD A RUMOR
⠀⠀⠀⠀Violet była niewyspana. Wczorajszy dzień był zdecydowanie szalony, a nocne wejście w wymiar cieni i dostrzeżenie, że Harold Jenkins właśnie stracił jedno oko było niezwykle stresujące. To oznaczało zdecydowanie potwierdzoną zbliżającą się apokalipsę.
Nie miała jednak okazji pospania za długo, gdyż o godzinie ósmej usłyszała głośne uderzenia dzwonka, którego niegdyś używała Grace, kiedy to budziła dzieciaki do misji. Z począku, gdy kobieta nawet do końca się nie ocknęła, z przyzwyczajenia pomyślała, że właśnie znowu miała do uratowania ludzi w potrzebie. Jednak po paru sekundach dotarło do niej, iż tym razem czekało ją o wiele większe zadanie - uratowanie całego świata.
Ona nigdy nie chciała zostać superbohaterką. Nigdy nie chciała zajmować się czymś tak poważnym. Nigdy nie chciała mocy. Rzeczywiście to Harold powinien zyskać moce, a nie ona. Zasługiwał na nie bardziej i na dodatek miał obsesję na punkcie The Umbrella Academy. Gdyby to on miał moce, koniec świata prawdopodobnie nigdy nie miałby miejsca.
⠀⠀⠀⠀Gdy Numer Osiem wyszła z pokoju, Luther akurat zrobił to samo. Właśnie kiedy tak się na siebie spostrzegli na korytarzu, dostrzegła, że był on ubrany jedynie w koc, odsłaniając swoje umięśnione szympansie torso, którego tak się wcześniej wstydził.
⠀⠀⠀⠀Źródłem głośnego dzwonienia dzwonkiem okazał się być Klaus, który nawoływał:
⠀⠀⠀⠀— Pobudka wstać, koniom wody dać!
⠀⠀⠀⠀Kiedy dostrzegł wybudzone rodzeństwo, od razu uśmiechnął się do nich sympatycznie.
⠀⠀⠀⠀— Luther! Violet! Jak dobrze, że nie śpicie! — zawołał. — Luther, a gdzieżeś ty się wczoraj podziewał, co? Nie mogłem cię nigdzie w domu znaleźć! Jak grzeszyłeś?
⠀⠀⠀⠀Numer Jeden był zmieszany. Uchylił bardziej drzwi od swojej sypialni, jakby skrywając to, co się tam skrywało.
⠀⠀⠀⠀— Wcale niczego nie grzeszyłem. Byłem... Zajęty.
⠀⠀⠀⠀Czarnowłosa potarła oczy, z zaciekawieniem próbując podpatrzeć co takiego skrywał jej brat. To wtedy zobaczyła w jego łóżku jakąś półnagą brunetkę. Klaus też to zauważył.
⠀⠀⠀⠀— Ta, zajęty — parsknął rozbawiony ćpun. — Zajęty zaliczaniem jakiejś panienki! Hejka! — Pomachał wesoło kobiecie, która odpowiedziała mu uśmiechem i odmachała.
⠀⠀⠀⠀— Wow, Luther. Powinniśmy ci pogratulować? To chyba twoja pierwsza — powiedziała Violet.
⠀⠀⠀⠀Numer Jeden poczerwieniał na twarzy, prędko zamykając drzwi od swojego pokoju. Oczy Klausa poszerzały, kiedy dotarł do niego pewien fakt.
⠀⠀⠀⠀— Zaraz... To był twój pierwszy raz! ŁUHU! — zawołał, dyndając dzwonkiem. — Zdjęła ci simlocka! Teraz będziesz musiał się z nią ożenić! — Przystanął i wziął głęboki wdech ze wzruszeniem. — Oj, no nie wstydź się tak, olbrzymie. Potrzebowałeś tego. Na księżycu chyba nie miałeś za wiele panienek. Wiesz, ja pamiętam swój pierwszy raz... A nie... Nie, jednak nie pamiętam.
⠀⠀⠀⠀— Klaus, czego ty chcesz? — wymamrotał Luther.
⠀⠀⠀⠀— A, to! W sensie czemu was budzę? No więc mamy rodzinną naradę. Spotkajmy się na dole. Ty też, Violet! I Luther... — wskazał na niego palcem. — Żadnego ociągania się, okej? Szybciutko.
◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥
⠀⠀⠀⠀Zmęczone rodzeństwo ponuro siedziało przy stole, podczas gdy Klaus nalewał im kawy, wyraźne podekscytowany tym, co właśnie chciał ogłosić. Znalazł się tam także Five, który w końcu się obudził i był dość osłabiony, jednak poruszał się po domu kulejąc i trzymając się za brzuch. Wydawało się, że był tam także Ben, gdyż Numer Cztery był czysty od paru godzin i nalał kawy także dla pustego siedzenia przy stole. Brakowało jedynie Diego oraz Allison, którzy zniknęli gdzieś bez słowa lub po prostu dalej spali.
⠀⠀⠀⠀— Jak się czujesz? — zapytała Violet swojego brata, dolewając do swojej kawy odrobinę alkoholu.
⠀⠀⠀⠀— Czuję się dobrze — odparł Five ze skwaszoną miną.
⠀⠀⠀⠀Luther trzymał się za głowę. Wyglądało na to, że był nieźle skacowany. Miał dość dziki dzień, podczas gdy Violet i reszta starali się jakoś poradzić z obecnym problemem.
⠀⠀⠀⠀— Masz — Klaus nalał mu kawy do kubka. — To cię postawi na nogi.
⠀⠀⠀⠀Five wziął łyka swojej, skrzywiając się po chwili z niesmakiem i odkładając swój napój.
⠀⠀⠀⠀— Jezu, kogo ja muszę zabić, żeby dostać dobrą kawę?
⠀⠀⠀⠀— Klaus... — wymamrotała Numer Osiem. — Po co zwoływałeś zebranie?
⠀⠀⠀⠀— A widzisz resztę? — Mężczyzna rozejrzał się. — Diego, Allison? No dobra, lepszej grupy chyba nie zbierzemy. Uwaga! Trudna sprawa, więc powiem prosto z mostu...
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo popatrzyło na brata oczekująco. Klaus nie zawsze miał okazję być trzeźwy (co było naprawdę bardzo rzadkie), a teraz chciał ogłosić coś ważnego. To zwróciło ich uwagę, gdyż rzeczywiście mogło to być coś poważnego.
⠀⠀⠀⠀— Wczoraj przywołałem tatę.
⠀⠀⠀⠀Chwilowe milczenie, związane ze zdezorientowaniem i zdziwieniem.
Luther popatrzył najpierw na Five, potem na Violet, a potem ponownie na brata.
⠀⠀⠀⠀— A podobno nie możesz nikogo przywołać — stwierdził po chwili.
⠀⠀⠀⠀— Tak, ale jestem teraz trzeźwy! Ta-da! Wczoraj nic nie wziąłem, żeby porozmawiać z kimś wyjątkowym i skończyło się na rozmowie z tatą.
⠀⠀⠀⠀Każdy się zniechęcił do dalszego uczestnictwa. Co jak co... To był Klaus. Były granice co do tego, co mówił i czy należało go dalej słuchać.
⠀⠀⠀⠀Numer Jeden podniósł się z krzesła.
⠀⠀⠀⠀— Gdzie tu jest aspiryna? — wymamrotał.
⠀⠀⠀⠀— Górna półka przy krakersach — odparł Five, z niezadowoleniem pijąc niesmaczną według niego kawę.
⠀⠀⠀⠀Violet dolała sobie do napoju więcej whisky, czego butelka powoli robiła się pusta.
⠀⠀⠀⠀— Ja też sobie chyba pójdę — dodała.
⠀⠀⠀⠀— Ludzie, to poważna sprawa! — zawołał Seance. — To się naprawdę wydarzyło!
⠀⠀⠀⠀Kobieta popatrzyła na niego dokładnie. Rzeczywiście nie był naćpany i naprawdę chciał przekazać im coś ważnego.
⠀⠀⠀⠀— Chłopaki, może go jednak wysłuchajmy.
⠀⠀⠀⠀— Dziękuję, Violet!
⠀⠀⠀⠀— No dobra — Five uśmiechnął się sarkastycznie. — To co stary miał do powiedzenia?
⠀⠀⠀⠀— Strzelił mi tradycyjny wykład o tym, jak wyglądam, jak spieprzyłem sobie życie... Nic nowego. Taki twardy, że nawet po śmierci nie zmiękł. Ale powiedział za to coś o swoim morderstwie, którego nie było, bowiem...
⠀⠀⠀⠀Wszyscy popatrzyli na niego z zainteresowaniem. Jeżeli to była prawda, to Numer Cztery znał odpowiedź na śmierć ich ojca. Coś, co próbowali rozwiązać od samego początku.
⠀⠀⠀⠀— Popełnił samobójstwo — dokończył.
⠀⠀⠀⠀Te słowa sprawiły, że rodzeństwo znowu straciło poczucie tego, iż Klaus tak naprawdę mówił prawdę.
⠀⠀⠀⠀— Nie mam na to czasu — westchnął niezadowolony Luther.
⠀⠀⠀⠀— Ale ja mówię prawdę!
⠀⠀⠀⠀— Dlaczego miałby to zrobić? — zapytał trzynastolatek trochę bardziej zaintrygowany.
⠀⠀⠀⠀— Bo to był jedyny sposób, żeby nas tu ściągnąć.
⠀⠀⠀⠀Violet pomyślała, że to rzeczywiście mogła być prawda. Ich ojciec miał różne szalone metody, więc samobójstwo mogło być jednym z tych właśnie szalonych metod.
⠀⠀⠀⠀— Daj spokój — Luther pokręcił głową, wciąż nieprzekonany. — Tata by tego nie zrobił.
⠀⠀⠀⠀— Sam mówiłeś, że miał depresję. Siedział zamknięty w gabinecie — wtrącił Five.
⠀⠀⠀⠀— Ale nie było żadnych sygnałów. Samobójcy na ogół zachowują się w dziwny sposób.
⠀⠀⠀⠀— Na przykład wysyłają kogoś na księżyc bez powodu... — prychnęła pod włosem czarnowłosa na tyle głośno, by jej brat stojący obok niej to usłyszał.
⠀⠀⠀⠀Blondyn westchnął głęboko, marszcząc brwi. Miał coraz mniej powodów, aby w to nie wierzyć.
⠀⠀⠀⠀— Klaus, jeżeli kłamiesz, to...
⠀⠀⠀⠀— Nie kłamię!
⠀⠀⠀⠀To właśnie wtedy do kuchni wszedł Pogo, wspierając się o swoją drewnianą laskę.
⠀⠀⠀⠀— Panicz Klaus ma rację — oznajmił z powagą.
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo odwróciło się w jego kierunku, patrząc na przyjaciela rodziny w lekkim szoku. Przyjaciel rodziny... Ktoś, kogo dzieci darzyły ogromnym zaufaniem miał właśnie powiedzieć o sekrecie, który skrywał przez długi czas, jednocześnie trochę łamiąc zaufanie, jakie miało rodzeństwo Hargreeves do szympansa.
⠀⠀⠀⠀— Niestety pomogłem Panu zrealizować ten plan.
⠀⠀⠀⠀— Co...? — wymamrotał zszokowany Luther.
⠀⠀⠀⠀— Grace też pomogła. To była dla nas bardzo trudna decyzja. Nie wyobrażacie sobie nawet, jak trudna... — Szympans westchnął głęboko. — Przed śmiercią waszego ojca, Grace została przeprogramowana i tej nocy nie mogła udzielić pomocy.
⠀⠀⠀⠀— Porąbany facet — wysyczał Five.
⠀⠀⠀⠀— A nagranie z monitoringu? — wtrąciła Violet.
⠀⠀⠀⠀— Miało tylko zagmatwać sprawę. Wasz ojciec miał nadzieję, że wspólne rozwiązanie zagadki na nowo was złączy.
⠀⠀⠀⠀Luther oparł się lekko o ścianę, nie mogąc zaakceptować tego, co zrobił jego ojciec. Było tyle rzeczy, na które chciał i jednocześnie nie chciał znać odpowiedzi.
⠀⠀⠀⠀— Ale po co? — zapytał.
⠀⠀⠀⠀— Żeby uratować świat.
⠀⠀⠀⠀— Najpierw księżyc, a teraz to... — Luther coraz bardziej się unosił. — Patrzyłeś jak szukam odpowiedzi i nic nie powiedziałeś... Masz coś jeszcze do powiedzenia, Pogo? Są jeszcze jakieś cholerne sekrety, o których nam nie mówisz?!
⠀⠀⠀⠀— Luther, uspokój się — Violet podniosła się gwałtownie z krzesła.
⠀⠀⠀⠀W oczach szympansa pojawiły się delikatne łzy poczucia winy i przygnębienia.
⠀⠀⠀⠀— Nie! Okłamała nas jedyna osoba, której ufaliśmy! — wykrzyczał Numer Jeden.
⠀⠀⠀⠀— To było życzenie waszego ojca przed śmiercią — odparł Pogo. — Ja... Ja nie miałem wyboru.
⠀⠀⠀⠀Gigant podszedł do niego wolno, próbując powstrzymać silnie miotające nim emocje.
⠀⠀⠀⠀— Zawsze jest wybór — odparł.
⠀⠀⠀⠀Luther szybko opuścił kuchnię, a obarczony winą Pogo podążył za nim. W kuchni zostali jedynie Five, Violet, Klaus i... Ben. Z tym że Ben nie żył i widział go jedynie Klaus. Ciężko było to sobie wszystko przeanalizować. Tyle się działo, iż nigdy nie było wiadomo, co życie przygotuje zaraz potem. Violet była naprawdę tym wszystkim zmęczona. Wolała znów mieć prawie zwykłe życie na Florydzie jako porucznik policji, udając, że wcale nie ma mocy, Reginald tak naprawdę nigdy nie istniał, a na karku nie miała losu całej ludzkości.
⠀⠀⠀⠀Po chwili zamyślenia, chłopiec podniósł się z miejsca, trzymając w postrzelony bok.
⠀⠀⠀⠀— Wstawajcie. Idziemy — zakomenderował.
⠀⠀⠀⠀Brat i siostra popatrzyli na niego niewyraźnie.
⠀⠀⠀⠀— Gdzie? — zapytał Numer Cztery.
⠀⠀⠀⠀— "Uratować świat"!
⠀⠀⠀⠀— Tylko tyle?
⠀⠀⠀⠀— Świetnie... — mówił, krążąc po pomieszczeniu w tą i z powrotem. — Pogo powiedział, że tata się zabił żebyśmy tu wrócili. No i? I teraz sobie tak pomyślałem... Musiałem skoczyć do przyszłości, żeby dowiedzieć się, po co tata to zrobił, ale tata nie podróżował w czasie, więc skąd miałby to wiedzieć? Ten bydlak wiedział, żeby się zabić tydzień przed końcem świata. Chodzi o to, że cały czas mówił nam, że uratujemy świat przed nieuchronną apokalipsą, a my się nie spostrzegliśmy.
⠀⠀⠀⠀— A myślałam, że tylko nas straszył, abyśmy zmywali naczynia — wymamrotała Violet.
⠀⠀⠀⠀— Ja tak samo. A jeśli on wiedział, co się stanie?
⠀⠀⠀⠀Kobieta zmarszczyła brwi.
⠀⠀⠀⠀— Ale skąd? — zapytała zdezorientowana.
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem. Jedno jest pewne: jego plan zadziałał. Jesteśmy razem w domu i w sumie możemy uratować świat.
⠀⠀⠀⠀— Ale co? My we troje? — wtrącił Klaus.
⠀⠀⠀⠀— Lepiej byłoby nie, ale jest jak jest.
⠀⠀⠀⠀O wilku mowa, do kuchni wpadł nagle Diego, który dotychczas był nieobecny podczas spotkania. Zdjął z siebie kurtkę, a następnie podbiegł do szafki, z której wyciągnął serię swoich zapasowych noży. Wyglądał na poważnie zmartwionego, na dodatek w dość dużym pośpiechu.
⠀⠀⠀⠀— Diego, wszystko w porządku? Gdzie ty byłeś? — zapytała Violet, patrząc na brata.
⠀⠀⠀⠀Mężczyzna schował noże w swoim pasie.
⠀⠀⠀⠀— Długa historia. Gdzie jest Luther?
⠀⠀⠀⠀— Gdzieś wyszedł, a co?
⠀⠀⠀⠀— Za dwa dni kończy się świat, świetny moment sobie wybrał na znikanie — syknął, zapinając dokładnie swój pas. Następnie wyprostował się, patrząc na rodzeństwo poważnie. — Allison jest w niebezpieczeństwie.
◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo pojechało znaleźć Luthera. Tym razem auto prowadziła Violet, która wahała się kiedy powiedzieć braciom o tym, co widziała poprzedniej nocy. W międzyczasie Diego oznajmił reszcie, że Allison musiała usłyszeć ich wcześniejszą rozmowę i pojechała sama na poszukiwania Vanyi, a przecież Harold Jenkins był psychopatycznym szaleńcem. Kto wie, co mógł zrobić. Nie powinna jechać, aby rozprawić się z nim sama, ponieważ było duże prawdopodobieństwo, że coś mogło jej się stać.
⠀⠀⠀⠀Nie często rodzina Hargreeves ukazywała między sobą miłość, ale w tym momencie wszyscy dogłębnie martwili się o siostrę i nawet nie próbowali tego ukryć. To było poważne.
⠀⠀⠀⠀— Gdzie Luther był ostatni raz, zanim go widzieliście? — zapytał Diego, który siedział obok siostry na przodzie.
⠀⠀⠀⠀— W domu — prychnęła Violet. — A niby gdzie indziej mielibyśmy go spotkać? W każdym razie... Okazało się, że tata popełnił samobójstwo, a Pogo od tym od początku wiedział i po prostu niczego nie chciał nam powiedzieć. No to Luther się wkurzył i zwiał z Akademii.
⠀⠀⠀⠀Numer Dwa pokręcił głową w niedowierzaniu.
⠀⠀⠀⠀— Samobójstwo? Nawet jak na Reginalda, to był chujowy wykręt.
⠀⠀⠀⠀— To już nie ma znaczenia, co zrobił — wtrącił zirytowany Five. — Mamy ważniejsze rzeczy na głowie. Jakieś pomysły, gdzie mógł podziać się Luther? Bo tracimy czas.
⠀⠀⠀⠀— Zawsze jeździł do tego głupiego baru, jak miał jakieś problemy emocjonalne — odparł Diego.
⠀⠀⠀⠀Violet skręciła gwałtownie z piskiem opon, zmieniając kierunek w stronę budynku, o którym bardzo dobrze wiedziała. Rzeczywiście, Luther nie był typem osoby, która zapijała smutki (tylko czasami, na przykład tak, jak wczoraj), ale dość często opowiadał o tym miejscu gdy był nastolatkiem.
⠀⠀⠀⠀Parę minut później byli już na miejscu. Wyszli z auta, a następnie wkroczyli do prawie pustego baru o bardzo ciemnym wnętrzu. Kobieta skrzywiła się lekko na widok cienia. Przy stołach bilardowych grało kilka mężczyzn, jednak ze stolików korzystał tylko jeden - Luther. Sączył piwo, dość wyraźnie przybity.
⠀⠀⠀⠀Podeszli do blondyna, na co ten westchnął gdy zorientował się, że to oni.
⠀⠀⠀⠀— Zostawcie mnie w spokoju... — wymamrotał.
⠀⠀⠀⠀Numer Dwa usiadł obok Numeru Jeden. Rodzeństwo spekulowało dwie możliwości: albo bracia znowu się pokłócą i wywołają walkę, albo Diego weźmie pod uwagę powagę sytuacji i będzie próbował jakoś przemówić olbrzymowi do rozsądku.
⠀⠀⠀⠀— Słuchaj, Luther — zaczął nagle. — Ojciec źle zrobił, okłamując ciebie i nas.
⠀⠀⠀⠀— Odsiedziałem swoje. Cztery lata na księżycu siedziałem i wypatrywałem czegoś, co nie istnieje, bo powiedział, że świat mnie potrzebuje. Cztery lata na paście sojowej i oczyszczonym powietrzu... Bo jak dziecko wierzyłem, że tata nie kłamie. Ale wiesz co? Ja się śmieję ostatni. — Wziął głęboki łyk piwa. — Kończę z tym wszystkim. Z nim, z wami, z tą rodziną. Chcecie ratować świat? Proszę bardzo. A ja posiedzę, wypiję piwko i się nachleję.
⠀⠀⠀⠀Diego popatrzył z lekką irytacją na rodzeństwo. Był to wzrok mówiący, że nie potrafił dłużej próbować go pocieszać i najchętniej zjechałby brata od góry do dołu. Violet odpowiedziała jednak znakiem dość morderczym, aby nawet tego nie próbował. Meksykańczyk westchnął, szczerze zirytowany,
⠀⠀⠀⠀— Chcesz wystawić mnie, rodzeństwo... Dobrze... Ale Allison jest w niebezpieczeństwie.
⠀⠀⠀⠀Twarz Numeru Jeden nagle pobladła.
⠀⠀⠀⠀— Co...?
⠀⠀⠀⠀— Zdobyliśmy policyjne akta Harolda Jenkinsa. Chłopak Vanyi jest seryjnym mordercą, kto by się spodziewał. Trudno wierzyć ludziom w sztruksach.
⠀⠀⠀⠀— Chwila... — Luther popatrzył na brata z przerażeniem. — To gdzie ona teraz jest?
⠀⠀⠀⠀— Postanowiła dorwać Jenkinsa. Sama.
⠀⠀⠀⠀Olbrzym poderwał się gwałtownie z krzesła, cały w nerwach, gdy usłyszał ostatnie słowo.
⠀⠀⠀⠀— Trzeba było od tego zacząć! — wrzasnął.
⠀⠀⠀⠀Na gwałt wybiegł z baru, a rodzeństwo prędko podążyło za nim do samochodu. Była to pora, żeby jak najszybciej znaleźć Allison, Vanyę i jej morderczego chłopaka, nim będzie za późno.
◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥
⠀⠀⠀⠀Nadszedł wieczór, a słońce powoli zachodziło. Do 2707 Norma Lane było daleko, jednak to było jedyne miejsce, w którym Harold mógł się teraz znaleźć. Rodzeństwo nie zatrzymało się ani razu, po prostu wciąż jechali, przy czym to właśnie ich siostra kierowała.
⠀⠀⠀⠀— Violet, daleko jeszcze? — Luther wciąż zerkał niecierpliwie na GPS.
⠀⠀⠀⠀Wszyscy byli na skraju nerwów. Każdy martwił się o los swoich sióstr, tak samo, jak martwił się o nadchodzącą apokalipsę.
⠀⠀⠀⠀— Około dwudziestu minut jazdy. Jesteśmy niedaleko — westchnęła, trzymając ręce na kierownicy.
⠀⠀⠀⠀— Jezus Maria, jeżeli coś się stanie Allison, to sobie nie wybaczę — jęknął rozpaczliwie gigant, ponownie opierając o swój fotel.
⠀⠀⠀⠀Violet nerwowo popatrzyła na niebo. Zbliżała się noc. Wtedy do głowy wpadł jej jeden pomysł, który na początku mógł wydawać się dość szalony, jednak zapewniłby trochę zapewnienia, jeżeli wszystko z Allison było w porządku. Pomyślała przez chwilę, czy był to dobry pomysł, jednak nie miała wyboru. Musiała powiedzieć o tym braciom.
⠀⠀⠀⠀— Chłopaki... Mam chyba sposób na to, jak możemy zobaczyć Allison szybciej.
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo popatrzyło na nią ze zdziwieniem.
⠀⠀⠀⠀— Że co? — Diego zmarszczył brwi.
⠀⠀⠀⠀— Ostatnio śnił mi się ojciec. Wiem, że to się wyda głupie, ale w tym śnie przypomniał mi o tym, co potrafi moja moc... Mówił coś o wnikaniu w cień, czy jakoś tak. Na początku myślałam, że to była jakaś bzdura senna, ale potem, jak weszłam do mojego pokoju ze zgaszonym światłem... Jakby to opisać... Znalazłam się w całkowicie innym wymiarze. Dosłownie. Ojciec już dawniej często powtarzał mi o wymiarze cieni, ale całkowicie w to nie wierzyłam. Ale to serio istnieje. Najlepsze jest jednak to, że w tamtym wymiarze mogę odwiedzać ludzi poprzez podróż w cieniu bez fizycznego przemieszczania się.
⠀⠀⠀⠀Bracia słuchali siostry ze zdziwieniem, chociaż już przyzwyczaili się do tego, iż często nie mówiła im wielu rzeczy i trzymała różne informacje dla siebie.
⠀⠀⠀⠀— Intrygujące... — wyszeptał Five. — I możesz zobaczyć Allison?
⠀⠀⠀⠀Violet skrzywiła się lekko na myśl.
⠀⠀⠀⠀— Właśnie tutaj zaczyna się problem. Znaczy się mogłabym spróbować, ale to działa jedynie w ciemności, a tutaj... Tutaj nie ma zbytnio odpowiednich warunków. Potrzebuję ciemności i skupienia.
⠀⠀⠀⠀— Można spróbować — wypalił Diego.
⠀⠀⠀⠀— Tak, tak... Ja mógłbym zasłonić ci oczy — dodał Klaus. — Five by przejął na chwilę kierownicę.
⠀⠀⠀⠀Nie było zbytnio żadnego innego wyjścia. Rodzeństwo chciało chociaż na chwilę zobaczyć, czy z Allison wszystko w porządku i gdzie się teraz podziewała.
⠀⠀⠀⠀Violet podjechała autem na bok drogi, a następnie Five i ona wysiedli z samochodu. Siostra usiadła na tylne siedzenie koło braci, a trzynastolatek przejął kierownicę.
⠀⠀⠀⠀— Na pewno wiesz, jak się kieruje? — zapytał Luther z niepewnością, patrząc na gburowatego chłopca.
⠀⠀⠀⠀— Jestem starszy od ciebie, mam większe doświadczenie w dosłownie wszystkim — warknął. — Czego jeszcze nie rozumiesz?
⠀⠀⠀⠀— Dobra, dobra.
⠀⠀⠀⠀Samochód znowu wyjechał na drogę, a Violet wzięła głęboki wdech i odetchnęła płytko. Nie miała pojęcia, czy to zadziała. Nocy jeszcze nie było, a cienia brakowało i na dodatek wciąż się stresowała sytuacją z Allison i Vanyą.
⠀⠀⠀⠀— Chcesz trochę moich tabletek, byś się zrelaksowała? — wypalił nagle Klaus z uśmieszkiem.
⠀⠀⠀⠀— Jeszcze nie oszalałam, żeby brać narkotyki, Klaus — odparła oschle.
⠀⠀⠀⠀— To jak to działa? Czegoś potrzebujesz...? — zapytał Diego, patrząc na siostrę przez odbicie w lusterku.
⠀⠀⠀⠀— Potrzebuję ciszy, to pewne. I skupienia. Nie mogę też mieć dostępu do światła.
⠀⠀⠀⠀— Lepiej żeby to zadziałało. Inaczej stracimy czas — wymamrotał Five pod nosem.
⠀⠀⠀⠀Violet zobaczyła przed sobą dłonie Numeru Cztery, wewnątrz których były szalone tatuaże: na jednej spoczywał napis "HELLO", zaś na drugiej "GOODBYE". Symbolizowało to tabliczkę Ouija i to, że Klaus potrafił kontaktować się ze zmarłymi. Dłonie zakryły kobiecie oczy i przed Violet zrobiło się ciemno.
⠀⠀⠀⠀— Dobra, to teraz się skup, Vi! — powiedział Klaus, trochę ciekawy tego, co się stanie.
⠀⠀⠀⠀— Skupię się, jak się zamkniesz... i nie mów do mnie "Vi".
⠀⠀⠀⠀Zamknęła oczy, pomimo że już wcześniej nic nie widziała i odetchnęła głęboko, próbując się jakoś uspokoić od tego wszystkiego. Rodzeństwo się nie odzywało według jej woli. Jedynym dźwiękiem dookoła, był dźwięk auta jadącego po drodze. Violet próbowała zignorować wszystkie problemy, z jakimi dotychczas musiała się zmagać - to, że jej były kolega z klasy był jakimś psychopatą, to, że nadchodziła apokalipsa... Liczyło się teraz tylko to, żeby zobaczyć Allison. Skupiła się na jej wyglądzie: na jej eleganckim ubiorze, urodzie hollywoodzkiej aktorki, długich i kręconych włosach, pięknym głosie.
⠀⠀⠀⠀Dalej Allison, pokaż mi się.
⠀⠀⠀⠀Violet nie mogła wejść w wymiar cienia. Było za ciężka, potrzebowała być w ciemności, tak jak tata mówił. Miała być ciemnością, a zamiast tego była ona w samochodzie i miała jedynie zasłonięte oczy. Okazało się jednak, że zadziałało to w połowie.
⠀⠀⠀⠀Usłyszała jej głos... Co więcej, oprócz niej usłyszała także głos Vanyi. Były one razem. Głosy były oddalone, w pewnym sensie przypominały jedynie niedokładne echo. Fale dźwiękowe, które przebijały się przez inny wymiar. Dostrzegła mały przebłysk drewnianego domku w lesie, w którym trwała niezwykle gwałtowna wichura. Nadzwyczajna wichura. Tego nie mogła tworzyć Allison.
⠀⠀⠀⠀— ...i wtedy tata kazał mi zrobić coś, czego nigdy nie rozumiałam. Kazał mi użyć na tobie mocy. Miałam przekonać się, żebyś myślała, że jesteś zwyczajna.
⠀⠀⠀⠀— ...ty mi to zrobiłaś?! Przez cały ten czas wiedziałaś, że jestem taka, jak wy i NIC mi nie powiedziałaś?! Wiedziałaś przez cały ten czas, że mam moce i niczego mi nie powiedziałaś, bo się bałaś, że tata uzna MNIE za specjalną!
⠀⠀⠀⠀— JESTEŚ SPECJALNA, VANYA! Z MOCAMI, CZY BEZ!
⠀⠀⠀⠀— ZRUJNOWAŁAŚ MI ŻYCIE!
⠀⠀⠀⠀— VANYA, KOCHAM CIĘ! JESTEŚ MOJĄ SIOSTRĄ!
⠀⠀⠀⠀Violet była tak zszokowana, że nie mogła słuchać dalej. Straciła koncentrację i głosy nagle zniknęły, a ona ściągnęła ze swoich oczu dłonie brata. Dostrzegła, że wpatrywało się w nią rodzeństwo oczekująco.
⠀⠀⠀⠀Mina siostry powiedziała im wystarczająco dużo. Wiedzieli, iż siostra miała jakieś ważne wiadomości do przekazania.
⠀⠀⠀⠀— No więc? — Diego czekał na odpowiedź siostry..
⠀⠀⠀⠀Przez cały ten czas myśleli, że Vanya była zwyczajna. Wyśmiewali się z niej, nie pozwalali bawić z nimi, cały czas odrzucali... A wszystko dlatego, że ojciec tak chciał.
⠀⠀⠀⠀Ich siostra miała moce.
⠀⠀⠀⠀Przez cały ten czas je miała.
⠀⠀⠀⠀— Allison jest z Vanyą w domku, do którego jedziemy... — wymamrotała, próbując to wszystko sobie przeanalizować, jednak było to ciężkie.
⠀⠀⠀⠀— I...? — zapytał Five, patrząc na drogę przed sobą. Słyszał ton siostry.
⠀⠀⠀⠀— I Vanya ma moce.
⠀⠀⠀⠀— Że co?! — Klaus, Luther i Diego wypowiedzieli te słowa jednocześnie.
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem dokładnie jakie. Właśnie kłóci się o to z Allison. Podobno Allison użyła na niej swoich mocy, by Vanya przez cały ten czas myślała, że jest zwyczajna. Ojciec jej kazał.
⠀⠀⠀⠀Diego złapał się za głowę.
⠀⠀⠀⠀— Jest tam z nimi Harold Jenkins?
⠀⠀⠀⠀— Nie wiem, nie widziałam obrazu... ale prawdopodobnie nie. Nie słyszałam go.
⠀⠀⠀⠀— A niech mnie... — sapnął Klaus w niedowierzaniu. — Nasza siostrzyczka ma moc.
⠀⠀⠀⠀— Sytuacja obecnie jest napięta, więc lepiej będzie, jeżeli zainterweniujemy.
⠀⠀⠀⠀Luther pochylił się lekko do siedzenia kierowcy, zaniepokojony bezpieczeństwem siostry.
⠀⠀⠀⠀— Five, przyspiesz.
⠀⠀⠀⠀Chłopiec zmarszczył brwi niezadowolony.
⠀⠀⠀⠀— Jeszcze raz mi rozkaż, a wydłubię ci oko łyżeczką — warknął.
⠀⠀⠀⠀I na początku się nie posłuchał... jednak po chwili dodał gazu.
⠀⠀⠀⠀Taka właśnie była natura rodzeństwa Hargreeves. Pomimo nienawiści do siebie nawzajem, byliby zdolni kogoś zabić, aby uchronić swoich braci i sióstr przed złem.
◤◢◣◥◤ ◢◣◆◢◣◥◤◢◣◥
"And we could run away
Before the light of day
You know we always could
The mountains say, the mountains say"
— MESSAGE TO BEARS.
⠀⠀⠀⠀Samochód po piętnastu minutach zatrzymał się pod małym domkiem na skraju lasu. Było to miejsce bardzo ciche i, według natychmiastowej myśli Violet, idealne dla psychopaty, który mógł tutaj przyprowadzać swoje ofiary, wykańczając je po cichu. Nie dało się tutaj usłyszeć krzyków. Może gdyby nie te małe fakty, to miejsce wydawałoby się nawet przyjemnym miejscem na pobyt podczas weekendu - domek miał werandę na tyłach, gdzie mieszkańcy mogli sobie zrelaksować się, oglądając jezioro, przy którym położony był budynek. Nie było jednak czasu na to, żeby oglądać tego miejsca. Allison była w niebezpieczeństwie i Vanya najprawdopodobniej też.
⠀⠀⠀⠀Dokładniej to auto zatrzymało się na krótkiej dróżce prowadzącej do domku, który mieścił się na dużych kolumnach. Wejście do środka było połączone ze schodkami. W oknach budynku paliło się światło, co oznaczało, że w środku ktoś jeszcze tam był. Drzwi na dodatek były lekko uchylone.
⠀⠀⠀⠀Luther jako pierwszy wybiegł z auta, za nim Diego, a następnie reszta rodzeństwa. Jednak uczucie wszystkiego, co złe, widniało nad rodzeństwem Hargreeves niczym zły omen mówiący, że mogli się spóźnić. Wbiegli do środka - od razu dostrzegając przed sobą dość przyjemny salonik z wygodnymi kanapami, kominkami oraz zdjęciami rodziny.
⠀⠀⠀⠀Ku ich nieszczęściu, spojrzeli jednak w dół.
⠀⠀⠀⠀Allison leżała na podłodze, pokryta we krwi i ledwo oddychająca. Jej oczy były otwarte, a gardło... Było przecięte. Nie trzeba było być lekarzem, żeby wiedzieć, iż nie wróżyło to niczego dobrego.
⠀⠀⠀⠀Numer Jeden był tym, którzy rzucił się na kolana przed siostrą, biorąc ją szybko w ramiona i płacząc, przytulając do siebie.
⠀⠀⠀⠀— Allison... O mój Boże... — wychlipał, kręcąc głową, jakby nie mógł uwierzyć w to, co się dzieje.
⠀⠀⠀⠀Rodzeństwo stało z tyłu, wpatrując się w siostrę objęci przerażeniem. Ich siostra, ta, która zawsze kochała była ledwo żywa. I możliwe, że był to jej koniec.
⠀⠀⠀⠀Violet zakryła usta, a do jej oczu napłynęły łzy. Nie mogła w to uwierzyć. Nie chciała się z nią żegnać. Nie była na to gotowa. Kochała siostrę, nie chciała jej stracić.
⠀⠀⠀⠀Przybyli za późno.
⠀⠀⠀⠀— Allison...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top