/2/
Dziękuję Ci kochana za pomoc i ciągle poganianie w pisaniu, Ciebie mi trzeba 💕💕💕
W multi utwór, który pod koniec rozdziału słucha Victor, a tak po za tym to moja inspiracja do tego rozdziału ^^
Ponoć brakuje "mnie" w tym opku, ale to od początku miało być coś zupełnie innego także więc, mam nadzieję, że dobrze przyjmiecie to moje nieco inne dziecko.
Kolejna część już w przygotowaniu, to by było na tyle z shota... chyba nie umiem pisać krótko...
Miłego czytania. Mili :)
***
Mimo usilnych prób i upływu czasu Victor bynajmniej nie zapomniał o cudnych czekoladowych tęczówkach. Jednakże był profesjonalistą w każdym calu, dlatego na chwilę słabości pozwalał sobie jedynie wieczorami, w samotności, w swojej pustej i cichej willi. Co prawda, z czasem obraz kształtnej twarzy młodego mężczyzny zatarł się w jego pamięci, ale intensywny brąz w otoczce czarnych rzęs pozostał.
W dodatku wciąż nie mógł dogadać się z matką, która nie zamierzała odstąpić od pomysłu urządzenia mu balu w celu znalezienia narzeczonej uparcie twierdząc, że szczęściu czasem trzeba trochę pomóc i to właśnie ona będzie tą, która z chęcią pomoże. Niki nie przyjmowała do wiadomości informacji, że jej syn zwyczajnie na nieszczęsnym balu nie zamierza się pokazać. Młody aktor ni cholery nie zamierzał się żenić. Coraz częściej przyłapywał się na myśli, o ile łatwiej byłoby mu być gejem. Wtedy nie musiałby się o takie rzeczy martwić, a jego ukochana rodzicielka dałaby mu święty spokój. Ani przez ułamek sekundy nie wątpił w to, czy rodzice by to zaakceptowali. Był tylko jeden mały, czy raczej duży istotny problem, płeć męska nijak go nie kręciła... No może tylko te czekoladowe oczy, ale to przecież nic nie znaczyło, jakby na to nie spojrzeć to tylko oczy. Poza tym więcej niestety nie udało mu się spotkać ich właściciela.
Zmęczony kolejną przepychanką słowną z ukochaną matką, Victor odłożył telefon i zdecydował kolejnego dnia wypuścić do prasy oficjalne oświadczenie, w którym bezsprzecznie poinformuje, że odcina się od tego przyjęcia i nie zamierza się na nim pojawić, ani tym bardziej brać udziału w tym żałosnym procederze wyboru dla niego narzeczonej. Miał tego serdecznie dosyć, tym bardziej, że po tym, jak jego rodzicielka ogłosiła wszem i wobec jaki jest prawdziwy cel tegorocznego balu bożonarodzeniowego organizowanego przez nią każdego roku, nie miał spokoju już nigdzie. Natrętne lafiryndy w postaci małych, jak i większych aktoreczek stały się jeszcze bardziej natrętne, liczyły na jakieś fory jeszcze przed balem... Tak, jakby on zamierzał KIEDYKOLWIEK wybrać którąś z nich...
***
- A temu, co? – blondyn spojrzał krytycznie na zalanego łzami Japończyka skulonego na kanapie z parującym kubkiem gorącego napoju w dłoniach. Brunet zadał się nie być do końca świadom tego, że po jego policzkach płyną łzy. Wpatrywał się w sobie tylko znany punkt, nawet nie mrugając.
- Jura skarbie, chociaż raz okaż trochę serca – Otabek spacyfikował swojego chłopaka już na jego wejściu do mieszkania. Za co został obrzucony nieco dziwnym spojrzeniem – wypełnionym mieszanką zaskoczenia i wkurwu. – Nie patrz tak na mnie. Jesteś, wróć jesteśmy jego przyjaciółmi, zdaje się, że będzie nas potrzebował bardziej niż dotychczas.
- Bo? – Plisetsky pytająco, a poniekąd kpiąco uniósł brew.
- Masz, czytaj – Altin westchnął i podał ukochanemu tablet z wyświetlonym artykułem dotyczącym Victora Nikiforova. – Jak przeczytasz, to zrozumiesz.
Jurij złapał urządzenie i rozsiadł się obok zapłakanego Japończyka na kanapie, pogrążając się w lekturze.
Dziś wczesnym rankiem świat obiegła niebywała wiadomość! Najgorętszy aktor ostatnich lat nie jest już do wzięcia?
Victor Nikiforov osobiście oświadczył, że po raz pierwszy od wielu lat nie zamierza wziąć udziału w balu bożonarodzeniowym organizowanym przez nikogo innego, jak jego matkę, Niki Nikiforov.
Jak poinformowała nas wcześniej Pani Nikiforov, tegoroczny bal miał mieć bardzo ważny cel, a mianowicie znalezienie ukochanej dla jej jedynego syna. Jak się dowiedzieliśmy, od samego początku młody aktor podchodził do tego bardzo sceptycznie i nie przejawiał zainteresowania. Co się jednak stało, iż tak nagle postanowił o nie braniu udziału w tym wydarzeniu?
Trudno stwierdzić, sam zapytany jedynie uśmiechnął się tajemniczo, rzucając: "Może zwyczajnie nie mam ochoty?"
Jednakże my postanowiliśmy nie odpuszczać tak łatwo i drążyliśmy temat dalej, aż w końcu udało nam się to z niego wydusić! Na pytanie, czy nie chce wziąć udziału w balu, na którym miałby poszukać sobie żony oraz dwa dodatkowe: czy być może to dlatego, bo ma już kogoś na oku, albo ktoś zawładnął jego jak dotąd zimnym rosyjskim sercem, na chwilę odpłynął myślami. Po czym z tajemniczym uśmiechem rzucił: "Kto wie... może..."
I najzwyczajniej w świecie opuścił konferencję. Jednakże ta reakcja mówi sama za siebie! W życiu Victora Nikiforova zdecydowanie pojawił się ktoś, kto poważnie namieszał mu w głowie. Od samego rana zaczęło się „polowanie" na ukochaną przystojnego aktora. Tabloidy prześcigają się już, kto pierwszy opublikuje ich wspólne zdjęcie, co więcej spekulują któż to może być.
Przejrzał tekst artykułu, raz, a potem drugi i trzeci, nie bardzo wierząc. Za każdym razem jego oczy nieco się powiększały. Dopiero po przeczytaniu nieszczęsnego artykułu po raz piąty odłożył tablet na stolik.
- O ja pierdolę...
- Teraz już rozumiesz jego reakcję?
- Ja pierdolę! – blondyn zerwał się z kanapy. – A tyle razu mu powtarzałem, że ma sobie nie robić nadziei! Jebana tania aktorzyna!
- Jura...
- Nie próbuj mnie uspokajać! Jebany bufon! Niech go piekło pochłonie razem z tą pieprzoną peruką! Ja śmiał tak skrzywdzić naszego Katsudonka??!!!
- Jura...
- Zajebię gnoja!
- Jura...
- Rozkurwię! Gdzie ta cholera mieszka?!
- Jurij! Do cholery! Nie zamierzam do końca życia cię w więzieniu odwiedzać! – Kazach złapał swojego chłopaka za ramiona i spojrzał mu w oczy, w których płonęła czysta wściekłość. – Ja rozumiem. Yuuri to też mój przyjaciel, ale Kocie już spokój. Skupmy się na tym, jak go pocieszyć. A śmierć Victora z twojej ręki na pewno w tym nie pomoże.
Plisetky wpatrywał się w niego dłuższą chwilę, w końcu dając za wygraną.
- Masz rację. To co z nim zrobimy? W zasadzie to przecież od początku było wiadomo, że nie ma co liczyć na cokolwiek.
- Jednak mimo to się w nim zakochał i teraz cierpi...
- No właśnie... może go upijemy i mu przejdzie?
- Serio Jura? A niby jak chcesz to zrobić, skoro Yuuri nawet nie kontaktuje?
- Nie mam pojęcia... - zrezygnowany Rosjanin usiadł obok przyjaciela i najzwyczajniej w świecie go przytulił, ku jego zaskoczeniu Japończyk, szlochając wtulił się w niego mamrocząc jego imię. – Już cii Yuuri. – Pogłaskał studenta po czarnych kosmykach próbując go uspokoić. – Przecież w sumie nic nie powiedział wprost, a sam wiesz jak wy lubicie naciągać prawdę... - sam nie do końca wierzył w to, co mówił, jednak przede wszystkim chciał uspokoić przyjaciela.
- Jura ma rację, dobrze wiesz jak są pisane artykuły. Większość to nadinterpretacja, albo wyssane z palca bzdury.
Japończyk spojrzał na każdego po kolei, wciąż mając łzy w oczach. Nie był do końca przekonany ich tłumaczeniem.
- Yuuri weź się w garść. Udowodnij wszystkim, że to wcale nie jest prawda, że to tylko tania wymówka od balu – podekscytowany blondyn wpatrywał się w przyjaciela swoimi kocimi oczami.
- A...ale j...jak? – wydukał młody reporter między pociąganiem nosem.
- Przecież jesteś prawie reporterem! Na pewno macie swoje sposoby!
W głowie bruneta urodził się szalony pomysł, a zrezygnowany Kazach jedynie przejechał dłonią po twarzy. Znając tę dwójkę nie miał najmniejszych szans wybić im tych urojonych głupot z głowy.
***
Victor zaraz po swoim ogłoszeniu rankiem wyłączył telefon i rzucił się w wir przygotowań na planie. Mimo, że starał się skupiać całkowicie na swoim zadaniu, ni cholerę mu nie szło... W końcu wieczorem dał za wygraną i po powrocie do domu oraz gorącej kąpieli postanowił pogadać z matką chociażby telefonicznie. Nie miał siły na walkę z nią twarzą w twarz. Doskonale wiedział, że będzie chciała grać na jego uczuciach, a na odległość łatwiej było mu się oprzeć...
Pochłonięty rozmową z rodzicielką, wydeptywał ścieżkę wzdłuż oszklonej części salonu, w samym szlafroku i z rozpuszczonymi włosami. Może gdyby nie był aż tak pochłonięty żywiołową dyskusją, bardziej by się pilnował i nie spacerował tak sobie przy oknach, jednakże... cóż skąd miał wiedzieć, że właśnie w tej chwili ze sporej odległości obserwuje go pewien mężczyzna ze złamanym sercem i rządzą zemsty?
***
Idąc pod posiadłość Nikiforova, nie tego się spodziewał. Nadal miał w sobie pełno nadziei, Jurij mógł go sobie nazywać naiwniakiem. On po prostu wierzył w ludzi, nawet mimo tego śmiesznego artykułu, to przecież nic nie znaczyło...
To nic, że wiadomość o rzekomej ukochanej celebryty wstrząsnęła nim do głębi. Przynajmniej otworzyła mu oczy na to jak bardzo był zadurzony - w jego mniemaniu - w idealnym i nieskazitelnym aktorze. Kochał go wręcz do szaleństwa, nawet mimo tego, że kompletnie go nie znał, a przynajmniej osobiście, bo znał na pamięć wszystkiego informacje, jakie zostały wypuszczone na jego temat.
Tak jak wcześniej zaplanował zakradł się od tyłu, gdzie jak wiedział ochroniarz najrzadziej patroluje. To wcale nie było tak, że obsesyjnie wręcz wcześniej obserwował dom aktora, po prostu, ot tak to wiedział. Uważając, co by nie upuścić aparatu, przewiesił go sobie na rzemyku przez szyję, po czym wdrapał się na płot, co nie było łatwe i znów to nie tak, że specjalnie na tę okazję zaczął chodzić na uczelnianą siłownię... Z murowanego ogrodzenia sprawnie przedostał się na drzewo rosnące niedaleko, w duchu dziękując Nikiforovi za to, że osłonił swoją posiadłość rozłożystymi i solidnymi drzewami. Nie musiał się bać o łamiące się gałęzie, grube konary, aż prosiły się o to, żeby na nich przysiąść, co też młody Japończyk wykorzystał, wspinając się tak wysoko jak tylko mógł.
Nigdy wcześniej nie oglądał posiadłości z takiej wysokości, więc w pierwszym momencie nieco oniemiał. Z góry podświetlany ogród wyglądał niczym zaczarowana kraina, pełna magii i niespodzianek. Błyszcząca tafla wody basenowej bardziej przypominała urokliwe, tajemnicze jezioro. Oczami wyobraźni Azjata ujrzał tańczące po nim małe nimfy, o jakże w tym pięknym obrazie idealnie komponował się jego ukochany... Katsuki nie do końca świadomie odpłynął w krainę marzeń, do której ostatnio uciekał coraz częściej, głównie dlatego, że tylko tam mógł bezkarnie marzyć, śnić i kochać Victora. Nikt i nic nie mogło mu w tym przeszkodzić.
No może prawie nic... Zimny podmuch petersburskiego wiatru szybko go ocucił. Nie przyszedł tu przecież po to, żeby pogrążać się w niemożliwych do spełniania marzeniach, a po to, żeby udowodnić światu bezkompromisowy brak ukochanej w życiu Nikiforova.
Uważnie zlustrował ogród, poprawiając okulary. Tym razem zobaczył jedynie rzeczywistość. Przeszukał wzrokiem teren kilka razy, dla upewnienia się braku żywych stworzeń. Westchnął nieco rozczarowany, skoro nie było go w ogrodzie to ciężko będzie go wyłapać w posiadłości. Wiele razy próbował z innych stron, jednak jak na złość młody aktor niezmiernie rzadko zbliżał się w pobliże okien.
Jednakże wiedziony jakimś dziwnym impulsem Yuuri zaczął uważnie lustrować wszystkie okna po kolei. Rozczarowanie rosło z minuty na minutę. Dla lepszej widoczności obserwował dom przez obiektyw aparatu, przybliżając sobie zoom. Jego uwagę zwróciło nagłe pojawienie się światła w jednym z pomieszczeń na parterze. Nie robił sobie zbyt dużych nadziei, jak znał Nikiforova, to nie było szans, żeby nagle zaczął paradować z jakąś kobietą wzdłuż przeszklonej ściany. Z jednej strony dobrze, to mogło potwierdzać teorię o tym, że owa bezczelna dziewucha wcale nie istnieje. Jednakże z drugiej...
Niespodziewanie Japończyk zachwiał się na drzewie, łapiąc w ostatniej chwili konaru, aparat przed upadkiem uratowało jedynie wcześniejsze przewieszenie go przez szyję. Czekoladowe oczy otwarły się szeroko w kompletnym szoku. Katsuki nie miał pojęcia, jak długo trwał w bezruchu, bojąc się znów spojrzeć w okno, mimo to jakaś część jego masochistycznego umysłu zmusiła go do złapania aparatu w ręce i spojrzenie w obiektyw.
Jego oczy momentalnie wypełniły się łzami, które wkrótce swobodnie spływały po jego policzkach, kończąc swoją trasę w jego ubraniu. Dosłownie usłyszał odgłos łamiącego się serca, jego serca. Świat mógłby się w tej chwili zawalić, pochłaniając go razem z tym cholernym drzewem i aparatem. Mimo to katował się dalej, wpatrując się w obiektyw, postać wciąż tam była.
Drobna i zgrabna figura, zdecydowanie w jego mniemaniu kobieca, otoczona wspaniałymi długimi włosami lekko poruszającymi się wraz z firanką. Nawet z tej odległości był w stanie stwierdzić, że owa piękność jest najprawdopodobniej ideałem, nie miał z nią jakichkolwiek szans, nie żeby wcześniej w ogóle jakieś miał... Być może, gdyby Japończyk znalazł się nieco bliżej i nie byłby całkowicie zszokowany, może usłyszałby głos pięknej zjawy rozmawiającej przez telefon przy uchylonym oknie. Jednakże był zdecydowanie za daleko, żeby usłyszeć cokolwiek i zbyt załamany, żeby przyjąć do umysłu inne rozwiązanie.
Nie pamiętał nawet jak i kiedy zrobił zdjęcia pięknej kobiety, udowadniające światu jej istnienie. Wpadł w czysty amok, przecież przyszedł tu po to, żeby udowodnić coś wręcz odwrotnego! Nie pamiętał też, jak zszedł z drzewa, ani z płotu. W przebłysku wspomnień pamiętał sklep monopolowy i ostry smak alkoholu. Reszta była dla niego jak pokaz slajdów, rozmowa z redaktorem, którego wyrwał z łóżka w środku nocy, wciśnięcie mu zdjęć, powrót do mieszkania i histeryczny śmiech. Nie ruszyło go nawet czyste przerażenie wymalowane w kocich oczach współlokatora...
- Beka... powiedz, że on oszalał?
- Najprawdopodobniej. Nie mam pojęcia gdzie był, ani co mu doradziłeś, ale sądzę, że przez najbliższą dobę nic z niego nie wyciągniemy, jest pijany w trzy dupy...
Kazach nie pomylił się, Japończyk padł na swoje łóżko i nieprzytomny spał przez cały dzień, kiedy to świat lotem błyskawicy obiegły zdjęcia ukochanej Nikiforova, zrobione z ukrycia, w jego własnej posiadłości.
***
Jak miał na to zareagować? Nie miał pojęcia... Doskonale rozpoznawał postać na zdjęciu. Jego ukochana, była nikim więcej jak nim samym, no ale przecież tego nie mógł powiedzieć. Nie mógł przyznać się światu, że ta piękna długowłosa postać w jego oknie to on sam.
Po pierwsze, nikt by mu nie uwierzył, na zdjęciu wyszedł zadziwiająco drobny i szczupły – jednym słowem kobieco, nie było co się oszukiwać właśnie tak wyglądał, ale kto mu uwierzy? Nikt...
Po drugie, przecież według opinii publicznej miał krótkie włosy. Styliści spędzili cholernie dużo czasu przed jedną z sesji fotograficznych, na której pokazał się światu z niby to prawdziwą fryzurą... Nie był gotów przyznać się, że prawda jest zupełnie inna. Patrząc na to zdjęcie tylko utwierdził się w przekonaniu – jego wygląd był na wskroś kobiecy, a przyznanie się do tego mogło zrujnować to, nad czym tak długo pracował, czyli karierę. Stałby się pośmiewiskiem wszystkich. Zapewne też od razu przyklejono by mu nie tylko łatkę kłamcy, ale też ukrytego geja. A przecież nim nie był, prawda?
Najgorsze jednak było to, jakby ta informacja wpłynęła na jego rodziców? Owszem oni nie mieliby nic przeciwko, ale przecież byli równie sławni co on, o ile nie zdecydowanie bardziej. W siwej łepetynie od razu uroiło się jak to niszczy karierę nie tylko swoją, a przede wszystkim rodziców. Za bardzo ich kochał, żeby im to zrobić. Kto chciałby zagrać w filmie jego ojca, patrząc przez pryzmat zniewieściałego syna? Albo kto oddałby należny szacunek jego ukochanej matce?
W pierwszym odruchu młody aktor miał ochotę wziąć nożyczki i ściąć źródło jego obecnych nieszczęść, jednak szybko otrzeźwiał, patrząc na portret dziadka.
- Oh Papa – załkał do obrazu. – Co ja mam teraz począć? Brnąć w to szaleństwo, które sam na siebie ściągnąłem, czy przyznać się przed światem, że wyglądam jak baba? Przecież to zrujnuje nie tylko mnie, ale przede wszystkim twojego ukochanego syna. Dlaczego nie mam takich pięknych surowych rysów jak ty? Dlaczego wyglądam tak, a nie inaczej?! Zawsze marzyłem, żeby mieć równie piękne włosy jak twoje, nie mogę ich ściąć. To prawie jakbym zdradził pamięć o tobie. Więc mam się przyznać? Ale co dalej? Przecież... w końcu wszystko i tak się wyda – szepnął zrezygnowany.
Finalnie Victor nie zrobił absolutnie nic. Nie potwierdził, ani nie zaprzeczył. Zostawił pole do popisu spekulantom. Przechodząc do porządku dziennego jakby zupełnie nic, a nic się nie wydarzyło.
Zwyczajnie nie miał ochoty brnąć w to szaleństwo. Nie był gotów ujawnić prawdy o sobie światu, a kłamać o ukochanej nie było sensu, no bo skąd by ją potem nagle wytrzasnął? Niby mógłby kombinować, ale zwyczajnie nie chciał, nie miał na to siły.
Jego menager zaproponował mu nawet pozwanie nieszczęsnej gazety za opublikowanie takowych zdjęć, jednak po usłyszeniu, że wcale one nie pochodzą od żadnego z pracowników, a jedynie od pijanego studenta dziennikarstwa, Nikiforov wstrzymał się. To było cholernie głupie i naiwne, ale co jeśli to był właśnie ten student? A przecież kasy miał jak lodu na biegunie, nie potrzebował jeszcze odszkodowania od kolorowego pisadła. No i zostawał ten mały, maleńki promyk nadziei...
***
Zaraz po tym, jak Japończyk oprzytomniał, zwrócił zawartość alkoholu z żołądka do białej tuby, modląc się o szybką śmierć. Znając doskonale swoją słabość do wysokoprocentowych trunków, zazwyczaj ich unikał jak ognia, jednakże w tej sytuacji... Nawet nie pamiętał za dobrze, kiedy i jak wypił, ani ile... ani w ogóle, co on do cholery pił?!
Na szczęście nie był sam, jego przyjaciele zrobili, co tylko mogli, żeby postawić go na nogi. Niestety stan ten nie trwał długo. Kiedy tylko Yuuri oprzytomniał na tyle, żeby sobie przypomnieć dlaczegóż to doprowadził się do takiego stanu, rozkleił się kompletnie i nijak nie można było do niego dotrzeć przez kilka dni... Przez które jego współlokatorzy przechodzili istne katusze.
- Beka jeszcze jeden dzień, a go zamorduję – warknął Plisetsky, słysząc zawodzenie z pokoju Japończyka.
- Daj mu spokój, ma chłopak złamane serce.
- To po jaką cholerę tam polazł i sam się do tego przyczynił?! Jebany masochista!
- A przypomnieć ci, czyj to był pomysł? – blondyn zapowietrzył się i zamilkł, w końcu to za jego radą, oczywiście nie dosłowną Katsuki poszedł tam i zrobił te przeklęte zdjęcia.
- Ale to trwa już prawie tydzień... - burknął jedynie.
- Przejdzie mu – jak na zawołanie drzwi do sypialni ich współlokatora otwarły się z hukiem.
- Chcecie sake? – wychrypiał brunet, machając w połowie opróżnioną butelką, chłopcy szybko spojrzeli po sobie i kiwnęli głowami.
- Oczywiście Yuuri, chodź siadaj z nami – ochoczo zawołał go Otabek, już planując zabranie szklanego naczynia zagłady z rąk przyjaciela, który chwiejnym krokiem ruszył w ich stronę uśmiechając się dziwnie.
Ku ich zaskoczeniu młody student nie usiadł na fotelu, czy obok, a wpakował się centralnie między nich na kanapę.
- Napijecie się za mną? – odparł, zaskakując ich jeszcze bardziej uśmiechem na ustach, no bo w końcu przecież obaj doskonale słyszeli, że jeszcze chwilę temu znów ryczał w swoim pokoju.
- Oi Yuuri, wszystko w porządku? – zapytał niepewnie blondyn.
- Oczywiście Jura – dolna warga Japończyka niebezpiecznie zadrżała. – Nie – dodał znów zanosząc się płaczem.
- Przestań już ryczeć, nie wytrzymam tego dłużej! – krzyknął Plisetsky.
- Jurachka, nie tak ostro. Yuuri, naprawdę może już wystarczy? Przecież nawet go nie znałeś, więc jak niby mógł złamać ci serce, co?
- W...w...y t...e...eg...go n...ni...ie z...r...ro...zu...mi...e...cie – wydukał, szlochając.
Spojrzeli po sobie, no może i miał odrobinę racji. Żaden z nich nie miał pojęcia, co to jest złamane serce... Co prawda ich relacja nie była kolorowa i tęczowa od samego początku, ale no... od chwili, kiedy w końcu uświadomili sobie, jak bardzo się kochają, stali się wręcz nierozłączni.
- Ale zobacz Yuuri jesteś cholernie przystojnym facetem, dobrze wiesz jak wiele dziewczyn z roku i wydziału się za tobą ogląda – w przypływie nieco dziwnego i chorego heroizmu Otabek wstał z kanapy i wrócił po chwili z małym lusterkiem, ostrożnie zdjął granatowe okulary przyjaciela i kazał mu spojrzeć w przyniesiony przedmiot. – Zobacz, założysz kontakty, co podkreśli te twoje słodkie, czekoladowe ślepska, zrobimy ci włosy do tyłu i zobacz, wyglądasz jak bożyszcze, tylko aby brać.
Katsuki wpatrywał się w siebie w lusterku, w powolnym procesie przetwarzając słowa przyjaciela. Rzeczywiście w okularach i włosach częściowo na oczach wyglądał niewinnie i niepewnie, czyli tak jak się właściwie cały czas czuł. Za to teraz, w tej fryzurze i bez granatowych oprawek wyglądał zupełnie inaczej. Mężczyzna w lustrze miał coś, czego jemu od zawsze brakowało – pewność siebie.
***
Nikiforov ostatnimi czasy, coraz częściej odczuwał rezygnację. Męczyło go jego własne życie, gonitwa na planie zdjęciowym, kariera i ciągłe bycie w centrum uwagi. Coraz częściej miał ochotę jebnąć to wszystko w cholerę i wyjechać na drugi koniec świata. Gdzieś na bezludną wyspę, na której nie ma nawet zasięgu żadnej z telefonii komórkowej. Mówiąc w skrócie, zwyczajnie potrzebował urlopu od przedłużających się zdjęć.
Co więcej jego urodziny zbliżały się nieubłaganie, a okres ten bardziej kojarzył mu się ze śmiercią ukochanego dziadka, niż radością z urodzin. Do tego ten nieszczęsny bal matki. W końcu ugiął karku przed rodzicielką i zgodził się przyjść. W końcu przed nią nie miał wymówki. Zarówno ona jak i ojciec od razu rozpoznali, kim jest jego tajemnicza ukochana... Przez długie godziny próbowali go namówić do ujawnienia się, przekonywali na wszystkie możliwe sposoby, że zawsze będą po jego stronie i bynajmniej ich nie obchodzi to, co sobie myślą inni. Jednak w tej kwestii Victor pozostał nieugięty.
Jak to miał ostatnio w zwyczaju, półleżąc na kanapie wpatrywał się w ogień w kominku, sącząc whisky, słuchając relaksujących piosenek Cigarettes After Sex. To był dla niego zdecydowanie zbyt męczący dzień i naprawdę miał wszystkiego serdecznie dość. Pozwolił swoim włosom swobodnie spływać z oparcia kanapy na podłogę, mało go ostatnimi czasy obchodziło, czy ten nawiedzony paparazzi znów się na niego zaczai. Zwiększył liczbę ochroniarzy, więc z drugiej strony teoretycznie nie miał się o co martwić.
Na pół już przysypiał, kiedy do pokoju wpadł szef jego ochrony - Giacometti.
- Victor, mamy go – platynowłosy otworzył oczy i spojrzał na niego nie do końca przytomnie.
- Ale, że kogo Chris?
- No tego marnego fotografa, który śmiał ci zrobić zdjęcia w salonie – na te słowa aktor poderwał się, niemalże upuszczając szklankę.
- Przyprowadź go tu! – jego serce przyspieszyło swój rytm, tak jakby obudziła się w nim nadzieja, że to rzeczywiście był TEN student.
- Ale Victor, włosy...
- Ah tak, pomóż mi! Szybko! – rozgorączkowany Nikiforov zaczął się rozglądać za czymś do spięcia, jednak nie znalazł nic pod ręką. Z opresji uratował go wieloletni ochroniarz, stanął za nim i z wprawą zaczął zakręcać jego włosy, upinając wsuwkami trzymanymi w zębach.
- Gotowe. Chłopaki dawać go tu!
Rosjanin, chcąc ukryć zniecierpliwienie i zdenerwowanie usiadł na kanapie z nową szklaneczka whisky, starając się wyglądać jak najbardziej naturalnie. Zdradzić go mógł jedynie ten dziwny błysk w oku, jednakże ktoś, kto go nie znał mógłby to wziąć za zwykłą grę świateł ognia z kominka.
Siedział jak na szpilkach wpatrując się w drzwi, w których najpierw pojawiła się postać młodego ochroniarza, a za nim?
TAK to był on!
Chociaż coś się w nim zmieniło i to zdecydowanie. Victor zapamiętał go jako skulonego i przestraszonego studenta, stojącego z tyłu i ze spuszczoną głową. Włoski słodko opadały mu wtedy na czoło, a oczy schowane miał za szybkami granatowych okularów. Tak go właśnie zapamiętał.
A teraz?
Teraz stał przed nim zupełnie inny mężczyzna, jedynie TE oczy. Nadal były tak samo czekoladowe i hipnotyzujące. Nawet bardziej niż wtedy. Być może dlatego, że nie skrywały się już za szkłami okularów, a być może dlatego, że z czoła zniknęły włoski, które wcześniej częściowo je ukrywały, a teraz były elegancko zaczesane do tyłu.
Jednak, co najbardziej różniło te dwa oblicza od siebie?
Wyraz twarzy. Tamtego dnia na twarzy bruneta czaiło się przerażenie, pomieszane z ekscytacją. A teraz? Mężczyzna przed nim stał z lekko uniesioną głową i wpatrywał się w niego z zadziwiającą pewnością siebie i jakby lekką obrazą? No, ale skąd niby to uczucie? Bo został złapany? Z rozmyślań Nikiforova wyrwał głos Chrisa.
- To jest Katsuki Yuuri. Student piątego roku dziennikarstwa i to on zrobił tamte zdjęcia z ukrycia.
***
Beta Bluemiss_96 💓💓💓
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top