/1/

Kilka słów wstępu... 

Opowiadanie powstało tylko i wyłącznie dzięki Bluemiss_96 ,i tej kochanej Pani trza podziękować za okładkę, o której swoją drogą "mądra" autorka zapomniała kompletnie i zwyczajnie jej nie zrobiła XD

Moja Missy kochana, brak mi słów na określenie jaka kochana jesteś i jak bardzo Ci dziękuję ❤

Jakiś czas temu obiecałam jej lekkie i przyjemne victuurki... miejmy nadzieję, że uda mi się obietnicy dotrzymać... i wyjdzie z tego obrzydliwie słodki fluff...

Z kolei inspiracją były dla mnie piosenki Cigarettes After Sex, a w szczególności "K". Gorąco ich polecam, hipnotyzują...

Nie umiem powiedzieć na tą chwilę jakie długie będzie to opko/shot/multishot whatever..., na razie skończyłam pierwszą część i mogę zapewnić, że na pewno będzie kolejna, a kto wie może i więcej... Wszystko zależy od tego co uroi się w tej mojej chorej głowie... Nie powiem też kiedy... może trzeba będzie poczekać sporo, a może pojawi się wkrótce. Kto wie...

Opowiadanie zdecydowanie różni się od mojej dotychczasowej twórczości, osóbki, które czytały moje dzieła zrozumieją o czym mówię... ale mam nadzieję, że mimo to przypadnie wam do gustu. I tak ja to napisałam XD

Wiem, przynudzam, dlatego miłego czytania. Mili :)

***

- Matko, proszę zrozum, że nie zamierzam póki co żenić się, ani tym bardziej szukać narzeczonej. Skąd w ogóle taki niedorzeczny pomysł? Przecież jestem dorosły, nie sądzisz, że sam powinienem decydować o takich rzeczach?

- No właśnie synu. Jesteś już dorosły. Za chwilę kończysz 28 lat i nadal jesteś kawalerem! Nigdy nawet nie przyprowadziłeś dziewczyny do domu. Ciągle tylko kariera i kariera. Mało to ślicznych aktorek się koło ciebie kręci? – Blondynka w podeszłym wieku nie dawała za wygraną. – Chyba nie chcesz mi powiedzieć, że nie lubisz dziewczyn – dokończyła cichym szeptem Pani Nikiforov, na co jej syn przewrócił oczami.

- Oszalałaś matko. Dobrze wiesz, że te puste lafiryndy lecą tylko na kasę i nie interesuje je nic poza własną urodą i plotkami. Patrzą tylko jak zaciągnąć mnie do łóżka, żeby potem się tym szczycić na salonach i najlepiej jeszcze wrobić w dziecko. O co to, to nie. Nigdy do tego nie dopuszczę. Wolę moją samotność, poza tym mam już w życiu jedną kobietę i w zupełności mi wystarczy – Platynowłosy mężczyzna wstał z fotela i złożył delikatny pocałunek na policzku rodzicielki, wywołując tym samym uśmiech na jej twarzy.

- Oh, Vicia jesteś niereformowalny. Wcale mnie nie dziwi, że zrobiłeś taką karierę w aktorstwie – Niki poklepała syna po gładkim policzku. – Nie podlizuj mi się już tak i tak jesteś moim ukochanym synem.

- Bo jedynym matko.

- No właśnie jedynym i dlatego chciałabym, żebyś się ustatkował i założył rodzinę. Jesteśmy z ojcem coraz starsi i chcielibyśmy doczekać się wnucząt.

- Wybacz matko, ale chyba będę musiał cię rozczarować. To nie dla mnie. Naprawdę – westchnął pod wpływem jej spojrzenia. – Nie nadaję się na ojca, przecież nigdy nie ma mnie w domu.

- Sam zobaczysz, jak spotkasz tę jedyną to zmienisz zdanie i czas dla rodziny też znajdziesz.

- Słuchaj matki synu, dobrze mówi – Postawny mężczyzna podszedł do swojej małżonki i objął ją w talii.

- Ojcze i ty brutusie przeciwko mnie? – zaśmiał się platynowłosy.

- Widzisz? Nawet twój ojciec się ze mną zgadza. Nie możesz całe życie być sam.

- Przecież nie jestem. Wiesz, ile osób na co dzień mnie otacza?

Niki westchnęła ciężko.

- Synu, wiesz, że nie to miałam na myśli. Pracujesz w show - biznesie dostatecznie długo, żeby wiedzieć, że im więcej ludzi cię otacza tym bardziej jesteś samotny. Mi chodziło o bratnią duszę, o twoją drugą połówkę.

- Matko mam w domu niejedną i nawet takie litrowe – W lazurowych oczach tańczyły wesołe ogniki.

- Igor trzymaj mnie, bo zaraz pozbawię nas jedynego dziecka.

- No już, kochanie – Nikiforov senior pocałował czubek głowy ukochanej. – Victor chcesz matkę do grobu wpędzić?

- Nie, jakże bym mógł matko, ale zrozum, przestań na siłę mi kogoś szukać. Nie sądzisz, że może sam powinienem sobie kogoś znaleźć i pokochać?

- Ale synu jesteś taki wybredny!

- Bo szukam tej jedynej. Tak jak ty i tata.

- Kochanie może Vicia ma rację?

Pani Nikiforov znów westchnęła.

- Jak ja mogę z wami wytrzymać?

- Kochasz nasz, może dlatego – Młody aktor podszedł i pocałował rodzicielkę w czoło.

- Chyba tylko dlatego... - Pogłaskała czule policzek syna. – Organizuję bal w święta.

- Jak, co roku matko, co w tym nowego?

- Na twoje urodziny.

- Tak, tak... - Victor złapał swoje długie włosy i zaczął zawijać w koka, z zamiarem opuszczenia rodzinnego domu. – Ale wiesz, że jeszcze prawie trzy miesiące do tego...

- Bal, na którym znajdziemy ci narzeczoną – Platynowłosy zamarł. – Będzie dużo młodych dziewczyn, jestem więcej niż pewna, że któraś wpadnie ci w oko.

- Matko...

- Nie synu – przerwała mu w pół słowa. – Ja wiem. Ale czasem trzeba trochę pomóc miłości, prawda?

Platynowłosy skończył zaplatanie koka i pokręcił głową.

- To nie ma sensu.

- Ma. Obiecaj, że przyjdziesz – Cisza ze strony jej syna była aż nazbyt wymowna. – Vitya, proszę zrób to dla matki.

- Nie graj mi na uczuciach, matko – Kobieta przygryzła nieco wargę, nie wiedząc już jak dotrzeć do syna. Ten sprawdził w lustrze, czy aby na pewno ukrył wszystkie długie kosmyki i założył buty.

- Vitya, po co się ukrywasz ciągle z tymi włosami? Skoro nie chcesz, żeby ktoś je zauważył to zetnij.

Lazurowe oczy łypnęły na nią z wyrazem wściekłości.

- Nigdy. A teraz matko, ojcze do widzenia – Z tymi słowami wyszedł, trzaskając za sobą drzwiami.

- Oh Vitya... wszystko dobrze ukrywasz, w końcu jesteś genialnym aktorem, ale przed matką nigdy nie ukryjesz tego, że nadal cierpisz.

- Już Niki – Nikiforov przytulił żonę. – Dobrze wiesz, jaki był zżyty z moim ojcem. Wątpię żeby się kiedykolwiek pogodził z jego śmiercią. Ivan zawsze chełpił się swoimi bujnymi długimi włosami, tak samo srebrzystymi jak Vici. Daj mu spokój, dobrze wiesz, co by się działo jakby świat się dowiedział. Stałby się obiektem kpin, i tak ma dosyć niespodziewaną dziewczęcą urodę jak na Rosjanina. To pewnie twoja zasługa, moja piękna – Ucałował delikatnie usta żony.

- Oh Igor, tyle lat razem, a ty nadal słodzisz mi tak samo – Pogłaskała męża po policzku wtulając się w niego, nadal zmartwiona samotnością swojego jedynaka. – Przecież jest uwielbiany przez wszystkich, a dziewczyny za nim szaleją.

- Dobrze wiesz, jak to jest w show biznesie, plotki nie jednemu zniszczyły nie tylko karierę, ale i życie. A dla niego aktorstwo jest wszystkim. Może jak znajdzie kogoś w kim się zakocha, może wtedy. Ale nie naciskaj tak na niego.

- Kochanie, ale my w jego wieku mieliśmy już sześcioletniego synka.

- Teraz są inne czasy, moja droga.

- Obyś miał rację. Martwię się o niego. Nie chcę żeby został sam, jak już nas zabraknie.

- Cii, Niki. Będzie dobrze. Zobaczysz w końcu znajdzie swoje szczęście.

***

- Przyznaj się, masz obsesję na jego punkcie!

- Właśnie, że nie!

- Nie?! – warknął wściekły blondyn. – To dlaczego mamy mieszkanie oklejone jego zdjęciami?!

Brunet spąsowiał nieco, nerwowo poprawiając oprawki granatowych okularów.

- No... bo... jestem... fotografem?

- Chyba zasranym psychopatycznym paparazzi!

Mężczyzna spąsowiał jeszcze bardziej.

- Brakuje jeszcze jego zdjęć jak sra! Albo się kąpie!

- C...c...co?! Przecież nie robię mu zdjęć nago – Japończyk schował twarz w dłoniach.

- Tylko mi tu nie rycz! Po cholerę go śledzisz i ciągle fotografujesz?! Przecież i tak jest już powszechnie znany! Co ty chcesz jeszcze o nim wiedzieć?!

- Wszystko.

Blondyn westchnął ciężko.

- Yuuri daj spokój, przecież wiesz, jaki on jest. Od samego początku był typem tajemniczego samotnika. Może i jest jedną z największych gwiazd ekranu, ale tak naprawdę nikt go nie zna poza jego rodzicami, a i oni nie są skorzy do rozmów na temat swojego syna.

- Wiem, ale... - Brunet nie dawał za wygraną.

- Sam pomyśl, nawet ta peruka, po jaką cholerę on ją nosi?! Przecież to musi ważyć tonę i jest niepraktyczne...

- No, ale...

- Tak, ja wiem Yuuri, jesteś kompletnie zadurzony w tym pustym aktorzynie.

- Jurij! Nie mów tak o nim! Przecież go nie znasz!

- No właśnie, tak samo jak ty. Wybij go sobie z głowy, bo nigdy nie będzie w twoim zasięgu. No chyba, że aparatu, zboczony paparazzi.

- Nie jestem zboczony! – Brunet znów spąsowiał.

- I powiesz mi może, że nigdy nie podglądałeś go w jego willi? – Wymowne milczenie Japończyka mówiło samo za siebie, w końcu nie raz próbował się dostać na strzeżony teren, jednak do tej pory mu się to nie udało, chociaż miał już nowy pomysł jak się tam dostać. Nie zamierzał jednak się z nim dzielić z przyjacielem i współlokatorem, doskonale zdając sobie sprawę, co by usłyszał... - Yuuri, czy on nie jest tak poza tym za stary dla ciebie?

- Przecież jest starszy tylko o pięć lat, a to wcale nie jest dużo... - Plisetsky westchnął cierpiętniczo. – Poza tym, czy twój chłopak nie jest od ciebie starszy o cztery?

- Cztery to nie to samo, co pięć – burknął blondyn – Poza tym my znamy się od co najmniej dziesięciu lat. A ty nie znasz tego bufona w ogóle...

- Victor nie jest bufonem.

- Tego nie wiesz, bo go nie znasz.

- Ale chciałbym poznać.

- Chcieć możesz wiele. Yuuri, nie chcę cię załamywać, ale masz wątłe szansę, żeby poznać tak wspaniałego aktora. Przecież jesteś tylko zwykłym reporterem, w dodatku nadal jesteś na ostatnim roku studiów. Nie masz szans, żeby chociażby zobaczyć go na żywo z bliska.

Brunet przyciągnął do siebie kolana, opierając na nich brodę.

- Uda mi się, zobaczysz...

- Jesteś naprawdę beznadziejnie zadurzony w nim i nie ty jeden. Bądź realistą, Yuuri. Kto przy zdrowych zmysłach, będąc taką sławą i mogąc mieć każdą, spojrzy na ciebie? W ogóle skąd pomysł, że jest homo?

- Bo nikt nie widział go jeszcze w dwuznacznej sytuacji z żadną kobietą poza planem?

- I z żadnym mężczyzną? Proszę cię, bądź realistą. Pomyśl, ile dziewczyn się koło niego przewija, ile do niego wzdycha. Naprawdę sądzisz, że wybrałby ciebie? – W czekoladowych oczach pojawiły się łzy. – Oi, tylko mi nie rycz. Nie zrozum mnie źle, ale naprawdę sądzisz, że on może być gejem?

- Nie wiem... ja tylko... wystarczy mi, że go poznam – Blondyn ponownie westchnął cierpiętniczo.

- To bez sensu Yuuri, tylko cierpisz. Poszukaj sobie kogoś osiągalnego.

- Ale.... Ja... nie chcę...

- Nie mam na ciebie siły... Niech już Ota wróci, może on ci przemówi do rozumu.

- Nie masz serca...

- Właśnie, że mam! Po prostu jestem realistą, marzycielu. Zrozum, że on naprawdę jest poza twoim zasięgiem i nic dobrego nie wyjdzie z tego, że będziesz za nim wzdychał. Poza tym przyjechałeś do Petersburga, żeby spełnić swoje marzenie i zostać reporterem, chociaż w ogóle tego nie rozumiem... bo przecież reporterem mogłeś być wszędzie. Nawet u siebie w Japonii.

- No ale... tu jest...

- Nie, nie kończ. Nie chcę wiedzieć, że przyleciałeś taki kawał i zostawiłeś rodzinę tylko po to, żeby mieszkać w tym samym mieście, co Nikiforov, bo to kompletnie bez sensu.

Brunet zamilkł, Jurij miał rację, właśnie po to zaczął studia w Petersburgu, od samego początku mając cichą nadzieję, że kiedyś uda mu się poznać swojego idola... Że uda mu się go sfotografować z bliska i zamienić z nim chociażby parę słów. Właśnie, dlatego nauczył się rosyjskiego, właśnie dlatego przybył do tego niezbyt przyjemnego i zimnego kraju.

***

Platynowłosy po rozmowie z rodzicami wrócił do swojej willi, od razu poirytowany zdejmując gumkę z włosów i patrząc na portret dziadka, tak łudząco do niego podobnego.

- Dlaczego cię tu już nie ma? Tylko ty potrafiłeś zawsze mnie zrozumieć.

Zrezygnowany odesłał gosposię i poszedł uszykować sobie gorącą kąpiel. Mocząc się w wodzie zastanawiał się nad słowami matki. Przez ostatnie lata naprawdę starał się ją zrozumieć i być wyrozumiały, ale odnosił wrażenie, że miarka powoli się przebiera.

Rodzice coraz bardziej na niego naciskali, żeby kogoś sobie znalazł, ale on zwyczajnie nie chciał. Nie chciał na siłę się z kimś wiązać, a jak do tej pory nie poznał nikogo, z kim chciałby być dłużej niż na jedną noc. Lubił spędzać czas samotnie, u siebie. Po całych dniach zdjęć i nagrań, naprawdę miał serdecznie dosyć towarzystwa...

Może i sam wybrał dla siebie takie życie, ale cholernie męczyło go to ciągłe skakanie koło niego. Na planie nie miał ani chwili dla siebie, poza tymi, które spędzał w toalecie. W dodatku większość aktoreczek liczyła tylko na złapanie sobie bogatego i sławnego męża. Nie ufał im i doskonale wiedział, że żadna, która wzdychała za nim, tak naprawdę nigdy go nie pokocha.

Od dziecka przyglądał się rodzicom, którzy nawet teraz, będąc w podeszłym wieku nadal kochali się tak samo. Właśnie dlatego marzył o czymś takim dla siebie. Nie chciał zakładać rodziny, jego tryb życia uniemożliwiał mu opiekę nad dzieckiem, a nie chciał, żeby robił to za niego ktoś inny. Nie chciał też rezygnować z kariery, którą cenił ponad wszystko.

Westchnął ciężko – Na co mi ktoś, kogo nie pokocham? – zanurzył się pod wodę, próbując oczyścić myśli. Nie cierpiał kłócić się z rodzicami, od zawsze świetnie się dogadywali , ale tym razem po prostu nie mógł się z nimi zgodzić i jeszcze to niedorzeczne przyjęcie. Gwałtownie usiadł, łapiąc oddech. – Jak oni to sobie wyobrażają? Że co, usiądę na honorowym miejscu i będą mi po kolei przyprowadzać panienki i poznawać je ze mną? Przecież to chore... Nie ma mowy, żebym się tam pokazał...

Doskonale zdawał sobie sprawę ze swojej samotności. Tak, jak powiedziała jego matka w show - biznesie im więcej ludzi cię otacza, tym bardziej jesteś samotny... Tylko, że jemu to nie przeszkadzało. Ze wszystkim mógł iść do rodziców i z nimi porozmawiać, zawsze też byli gotowi mu pomóc. Owszem strata ukochanego dziadka zabolała go strasznie i nadal się z tym nie pogodził, mimo, że minęło już parę lat, ale część jego zdawała sobie sprawę, że tak musiało być, zwykła kolej rzeczy. W końcu nic nie trwa wiecznie i nikt nie jest nieśmiertelny. Westchnął ponownie i wyszedł z wanny, otulając się puchatym szlafrokiem.

- Zdecydowanie muszę się napić... może to poprawi mi humor... - Z takim też zamiarem udał się do salonu, gdzie nalał sobie whisky i rozkładając się na kanapie sączył ją powoli, czytając scenariusz do nowej roli.

***

Yuuri wypełzł ze swojej sypialni wczesnym rankiem, żeby zdążyć na wykłady. Wcale go nie zdziwiła obecność jego lokatorów, jak zwykle całujących się i jak zwykle blondyn siedział na stole. Z lekkim rumieńcem chrząknął cicho i mruknął:

- Jura my na tym stole jemy... - Po czym, uciekając od wrzasków najmłodszego z nich zamknął się w łazience. Wyszedł dopiero, słysząc ciche pukanie i spokojny głos Otabka.

- Możesz już wyjść, kawę masz na szafie. Za pół godziny wychodzimy na zajęcia więc się pospiesz, bo jeszcze odprowadzimy Jurachkę do szkoły.

- Tak, tak... - Jak na zawołanie Katsuki opuścił kryjówkę, ubrany i gotowy. – Nie sądzisz, że on jest już za duży, żeby go odprowadzać do szkoły? – Szatyn spojrzał na niego rozbawiony.

- Przecież kurdupel z niego – mruknął cicho, tak, żeby jego ukochany go nie usłyszał.

- No tak – zaśmiał się Japończyk i udał do kuchni na spotkanie z ich małym tygrysiątkiem. – Jurij jesteś gotowy? Odprowadzimy cię do szkoły.

- Nie jestem dzieckiem, a wy nie jesteście moimi rodzicami. Mogę iść sam! – warknął blondyn.

- Jura, ale twoja szkoła jest po drodze na naszą uczelnię, a swojemu chłopakowi nie odmówisz, prawda? – Kazach objął go ramieniem i pocałował w czubek głowy, wywołując na jego policzkach lekki rumieniec.

Yuuri wpatrywał się w nich jak urzeczony, jemu też się tak marzyło, problemem był jego obiekt westchnień, który zdecydowanie był poza jego zasięgiem. Mimo, że oczami wyobraźni mógł dostrzec Victora całującego go z taką samą czułością w czubek głowy, jak Otabek, jednak, coraz bardziej docierało do niego, że ta fantazja nigdy nie opuści jego wyobraźni, nigdy nie ziści się naprawdę. Nikiforov był zwyczajnie niedostępny dla tak prostego człowieka, za jakiego uważał się Japończyk.

***

Czy gwiazda była przygotowana na to, co ją czekało na kolejnej, zwykłej i nudnej w jej mniemaniu konferencji prasowej, zorganizowanej tuż przed rozpoczęciem zdjęć do nowego filmu z jej udziałem? Zdecydowanie nie...

Victor zdecydowanie starał się ukryć znudzenie, no bo jaki to miało sens, skoro nawet jeszcze nie zrobili ani jednego zdjęcia czy ujęcia? W zasadzie nawet nie było wiadomo, czy wszystko rzeczywiście dojdzie do skutku i wypali. Zawsze mogło się coś stać i film upadłby jeszcze zanim by powstał... No ale skoro reżyser się uparł, no to on jako pierwszoplanowa postać, oczywiście musiał się pokazać i odpowiadać na te pytania kompletnie bez sensu. Owszem może i po przeczytaniu scenariusza miał względne pojęcie jak wykreować granego osobnika, jednakże to mogło jeszcze ulec zmianie. Dlatego też uważał, że to kompletnie bez sensu opowiadać na pytania typu „Czy utożsamia się Pan z graną postacią?".

Nie mniej jednak Nikiforov był profesjonalistą, dlatego zgrabnie lawirował między pytaniami, nie udzielając nikomu dosadnej odpowiedzi. Do czasu, aż zaniemówił na dłuższą chwilę, a potem nie był się już w stanie skupić na tym, co się do niego mówi. Został, bowiem zahipnotyzowany przez parę czekoladowych oczu, ukrytych za szkłami w granatowych oprawkach. Być może i miałoby by to uzasadnienie, gdyby ich posiadacz był tego świadom i robił to celowo. Ten jednak był kompletnie przerażony i niezmiernie szczęśliwy jednocześnie.

Platynowłosy bynajmniej nie znał powodu takiego zachowania chłopaka stojącego z tyłu, który notabene wyglądał jakby chciał uciec, gdzie pieprz rośnie i zostać jednocześnie. Zdziwiło go jedynie, że jako jedyny nie zadawał pytań, tylko wyraźnie onieśmielony zerkał co chwila spod przydługich włosów na aktora. Victor pokręcił głową, chłopak nie miał co liczyć na karierę w branży hien, potocznie zwanych reporterami z takim charakterem. Większość jego kolegów po fachu zjadłaby go na przystawkę. Był w jego mniemaniu zbyt nieśmiały, jednakże te oczy, ah, jakże one go hipnotyzowały...

Łokieć scenarzysty wbity w między jego żebra zdecydowanie sprowadził go na ziemię. Skrzywił się lekko, po czym chowając się za maską idealnego uśmiechu odparł, że więcej szczegółów na temat postaci granej przez niego w filmie dowiedzą się na jego premierze. Po tych słowach zwyczajnie wyszedł, próbując wybić sobie z głowy obraz tych pięknych, czekoladowych oczu.

***

- A temu co? – zapytał Plisetky, rzucając plecak w kąt.

- Był na konferencji prasowej – odparł Kazach, przygarniając do siebie swojego chłopaka i całując delikatnie w policzek. – Siedzi tak od dobrych trzech godzin i nie kontaktuje, co się do niego mówi. Plecak do salonu, później zrobimy lekcje.

- Co to była za konferencja? Z gwiazdami porno w akcji, czy co? – zaśmiał się blondyn, zerkając przez ramię ukochanego i próbując odgadnąć, co na obiad, kompletnie zbywając uwagę na temat plecaka i zadania domowego.

- Z Victorem Nikiforovem...

- Że co?! Zabrałeś go na konferencję z NIM?!

- Nie krzycz, bo to nie moja wina. Szliśmy na nią w ramach ćwiczeń z uczelni.

- No i co? Rzucił się na niego? Powiedział coś głupiego? Zrobił z siebie kompletnego idiotę i błazna?

- Ale masz zdanie o swoim przyjacielu... bierz łapki bo się poparzysz. Idź lepiej coś z nim zrób, bo za chwilę obiad, a potem pomogę ci z lekcjami.

- Dlaczego ja?

- Bo ja już próbowałem i nic z tego nie wyszło. Nawet na mnie nie spojrzał, tylko tuli tą poduchę i gapi się w ścianę. Trochę zaczyna mnie to przerażać... Zobacz, nawet nie mrugnie...

- A mogę brutalnie? – Blondyn wyszczerzył się.

- Tylko go nie zabij... - zaśmiał się Altin i cmoknął czubek głowy młodego Rosjanina. – Jesteś pełnoletni, nie chcę cię odwiedzać w więzieniu przez resztę życia. Poza tym jeszcze mnie oskarżą o współudział...

- To by było straszne... - Rozbawiony blondyn podszedł do kulki na kanapie i wydarł się na całe gardło. – Oi Yuuri!!!

Japończyk jednak ani drgnął, zupełnie pochłonięty tym, że widział swojego idola z tak bliska. Mógł zobaczyć każdy szczegół na jego twarzy, jego piękne lazurowe oczy, idealnie skrojony nos i usta. Oh, jakże on by chciał móc... nie wróć, nawet w swoich fantazjach nie posuwał się tak daleko. Mógł dokładnie przyjrzeć się peruce aktora, wyraźnie widział podtrzymujące ją wsuwki, jednak mimo opinii reszty, że to męczące on uznał to za coś wspaniałego, idealnie pasującego do platynowłosego. Był po stronie tych, co uważali ją wręcz za znak rozpoznawczy sławnego aktora.

- Ja pierdolę... - warknął blondyn.

- Nie przeklinaj – upomniał go jego chłopak. – Przyszykuj się do obiadu, jak już go ocucisz.

- Taa... ciekawe jak to mam zrobić... - Potrząsa lekko Japończykiem, ale ten nadal nie reaguje. – KLUSKA! – Nadal nic... poirytowany zapodaje mu solidnego liścia.

- Jurij, nie powinieneś go bić.

- Ale zobacz! Reaguje! Oi Yuuri! Wróciłeś do nas?

Japończyk wpatrywał się w niego bez zrozumienia, trzymając się za policzek.

- Jura? Co się...?

- Miałeś małą zawiechę po tym, jak wróciliśmy z konferencji.

- Konferencja! Jurij! – Złapał blondyna za ramiona i potrząsnął nim lekko. – Widziałem go! Widziałem go na żywo! Widziałem go z bliska!

- Ej no zostaw mnie! – Rosjanin uwolnił się z jego uścisku. – Wiem już, Beka mi mówił. To nie powód do takiego zachowania. A odezwałeś się chociaż do niego?

Japończyk zarumienił się i spuścił głowę, na to brakło mu przecież odwagi, zbyt onieśmieliło go spojrzenie Victora, chociaż szczerze wątpił w to, że patrzył akurat na niego... Może i w jego stronę, ale na pewno nie na niego...

- Jak miał się odezwać, skoro Victor prawie cały czas się w niego wpatrywał, a jak go zauważył, to na chwilę zaniemówił i stracił rezon. Wyobrażasz to sobie? Wielki Nikiforov nie wiedział, co powiedzieć, bo zagapił się na naszego Katsudonka.

- Beka, no co ty? – Blondyn spojrzał na niego z powątpiewaniem.

- No naprawdę! Własnemu chłopakowi nie wierzysz?

- To nie tak, że ci nie wierzę, ale... Victor? Na Yuurka? Serio?

- Wcale nie! On wcale nie patrzył na mnie!

- Jak mogłeś to widzieć, skoro stałeś ze spuszczoną głową, jak jakiś płochy lisek?

- Wcale nie...

- Właśnie, że tak. Co z ciebie za reporter skoro boisz się spojrzeć na osoby, z którymi masz rozmawiać? – To nie tak, że Kazach chciał go zdołować, wręcz przeciwnie - miał nadzieję zmotywować przyjaciela do pracy nad sobą, żeby w przyszłości nie tracił takich okazji jak ta dzisiejsza. Jednak Katsuki odebrał to zupełnie inaczej i schował się za czarnymi kosmykami.

- No i zobacz, co zrobiłeś Beka! – Altin jedynie przewrócił oczami i rzucił krótko.

- Chłopaki, obiad gotowy, szykujcie talerze.

***

Nikiforov w tym samym czasie siedział u siebie pogrążony kompletnie w rozmyślaniach o hipnotyzujących, czekoladowych oczach nieśmiałego reportera. Po konferencji zerknął na listę, jednak nie doszukał się tam nowego nazwiska, poza „grupa studentów z V roku", czyżby więc ta płocha istotka wciąż była na studiach? Z jednej strony to by tłumaczyło jego zachowanie, ale z drugiej... jakim cudem przebrnął on przez te pięć lat studiów, a w zasadzie cztery, bo rok akademicki dopiero co się zaczął.

Po raz pierwszy ktoś wzbudził w nim takie zainteresowanie. Przekręcił się na wielkiej kanapie, próbując wyrzucić obraz błyszczących oczy z głowy, jednak na nic się to zdało... Miał wrażenie, że młody mężczyzna wpatrywał się w niego wręcz z nabożną czcią, no ale bez przesady... to było dla niego nie do pomyślenia, przecież był tylko zwykłym aktorem. Nawet, jeśli światowej sławy. Osobiście nie uważał się za jakiś tam cud świata, a za normalnego człowieka.

Poderwał się z kanapy i zaczął nerwowo chodzić po salonie. Owszem może i znał wykładowcę, z którym przyszli, ale do cholery, przecież nie mógł zapytać wprost. To wzbudziłoby za dużo podejrzeń. Nie miał pomysłu, jak inaczej mógłby poznać właściciela pięknych oczu, ani dlaczego tak właściwie chciałby go poznać. Nie rozumiał, co go tak ciągnęło w jego stronę. Zrezygnowany po godzinie dreptania w tą i z powrotem po puchatym dywanie uznał, że w zasadzie nic nie może i nawet nie chce robić. No bo i dlaczego? Po co? Jeśli będą się mieli jeszcze kiedyś spotkać, to na pewno się spotkają tym bardziej, że pięknooki był, bądź miał być reporterem. A w zawodzie aktora, jak to często mawiał Victor - spotkania z tymi hienami były nieuniknione. 

***

Beta Bluemiss_96

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top