Galeria. cz.2

Time cośtam. Znaleźliśmy się w momencie, gdy Kaminari udał się do toalety.

PER. KAMINARI

Oooooo! Za dużo precli zjadłem. No, bo idziemy se z chłopakami, a tam patrzę w cukierni stoi stojak z preclami. No i wiecie. Pochłonąłem wszystkie. Idę do toalety, ale tak idę, że chyba się zgubiłem. Patrzę, w którąś stronę, a tam widzę typa w pięknej różowej bluzie, wchodzi do łazienki. Nareszcie ją znalazłem, w sensie łazienkę, nie bluzę... Znalazłem ją, a nawet bonus dostałem! Jestem epicki! Bez namysłu przeturlałem się do drzwi łazienki. Weszłem. Piękna, puszysta, różowa bluza. Wiecie co ten typ miał na głowie? Kocie uszy! Nie wytrzymałem. Doskoczyłem do niego, łapiąc go za ramiona. Przybliżyłem swoją twarz do jego twarzy i ...i ...i szepnąłem:

- Skąd masz taką bluzę?- coś mu się stało. Jakby nie wiem, czuł się nie zręcznie. Teraz poczułem dopiero, jak bardzo muszę za potrzebą. Pobiegłem do kabiny. Krzyknąłem tylko- Zostań tu!

5 minut później. No wychodzę z tej toalety, a typa nie ma! Uciekł! Nawet nie powiedział skąd ma tą bluzę. Była taka piękna. Wyszedłem za drzwi i poszedłem szukać kumpli. No jakoś zniknęli. Zgubili się? Wcale nie dopuszczam do siebie myśli, że to ja się zgubiłem, nie no skąd, że! Nagle wpadłem na jakiegoś typa. W ogóle nie poczułem bulu po upadku..., może dlatego, że wcale nie upadłem. Przyjrzałem mu się. Miał na sobie zieloną koszulę i tą no...marynarkę bez rękawów oraz krawat. Czerń i zieleń... Piekne połączenie...Wyglądał tak pofacetowemu, przystojnie...., poważnie, czy raczej radośnie, bo widziałem uśmiech. Westchnąłem, ale nie tak jak zwykle, tylko tak jakbym zamruczał. Zauroczyłem się, czy co? Nie!!!!.... Ale on jest taki...taki...no wiecie o co mi chodzi... Podałem mu rękę. Złapał ją. Poczułem przyjemny dreszcz. Ale czekaj! Tak jakbym go skądś znał!

- Znamy się?- spytałem.

- Ja ciebie pierwszy raz widzę.- odpowiedział. Ten głos też skądś poznaję. Ale w dupie tam!- Zgubiłeś się?

- Nieeee!- skłamałem- Tak...

- Ja też!

- To może poszukamy razem i przedstawię cię moim przyjaciołom.- Nie wiem dlaczego, ale zabrzmiało to jakbym chciał przedstawić mojego narzeczonego rodzicom. Chłopak chyba to odczuł, bo się skrzywił.

Po długim poszukiwaniu, w końcu znalazłem, swój upragniony cel, swoje wyjście z tego centrum handlowego.......PRECLE!! Wiem, że myśleliście, że znalazłem przyjaciół, wiem. Kupiłem , zjadłem, nie podzieliłem się z nowym kolegą. Skoro już o nim mowa, to wydawał się jakiś niemrawy. Musiałem go pocieszyć! Jako nadopiekuńcza matka! Co ja pieprze?......?

- Hej, co jest?- podstawowe pytanie, aby zacząć zwierzanie się.

- Mój stryj poszedł do toalety, ale do tej pory nie wrócił.- był smutny. Zachciałem go przytulić. Już się do tego przymierzałem, kiedy on cofnął się w tył. Padłem ryjem na chodnik. No, bo to duże centrum, kto im zabroni kłaść chodnik? Wstałem. Popatrzyłem na niego. Rozglądał się. Tak też zrobiłem! Po chwili wysilania mojego jakże zajebistego wzroku. Ujrzałem moich frendsonów! Złapałem za rękę mojego toważysza i pociągnąłem go za sobą. Coś po pewnym czasie zaczęło mnie spowalniać. No i odwróciłem tą swoją głowę. Zielonokoszulowy, WTF? Czarnospodniowy?! Kolejne WTF? Nawet nie spytałem go o imę. Co mam powiedzieć? Nie ważne, mój mózg jest zbyt mały na takie myślenie. W każdym razie, ten chłopak szurał gębą, jak i całym swoim ciałem po tym cudownym chodniku. Popatrzyłem na jego dłoń, trzymaną w mojej ręce. Bądź odważny Denki! Zdjąłem jego rękawiczkę. Zaczerwienił się. Ochhh... Ale czemu na ręce?! Nie, nie, nie... Zbyt mocno mu tą dłoń ścisnąłem! Krew nie przepływała do jego dłoni. Biedny... Czemu jestem taki nieuważny...?

- Ej! Ej! Żyjesz!?- przestraszyłem się. Nagle ten chłopak się podniósł, jak gdyby nigdy nic. Zwrócił się w moją stronę.

- Nie! Lężę w kałuży krwii! Krew się leje strumieniami! A ja sam już wyzionąłem ducha- upadłem na kolana i się rozpłakałem.

- Dlaczego!! To moja wina, gdybym tylko nie ścisną ci tak ręki!!! Żyłbyś! Wybacz mi, zanim padniesz trupem!! Błagam!!- złapałem za jego nogawkę, pociągnąłem pare razy.

- O jezu... Żyję przecież! Stoję tu! To był sarkazm!- popatrzyłem na niego zrozpaczony. Ale ogarnąłem co się stało. Wstałem wytarłem twarz i oddałem mu rękawiczkę.

- Przecież wiem...- wymamrotałem. Moje całe policzki zaczęły piec, czyli....... . . . TWARZ MI SIĘ PALI!!! A nie to tylko rumieniec... Co? Spaliłem rumieńca w towarzystwie osoby, pokroju wyższego ode mnie?! I to jeszcze, że to chłopak! Co on sobie o mnie pomyśli?!

- To gdzie mnie tak brutalnie ciągnąłeś?- zapytał. Ja złapałem go, tym razem delikatnie, za rękę. Pobiegłem. Co? Czemu Kirishima leży na ziemi ledwo oddychając, a Bakugou jest agresywny?!

PER TOMURA

Ludzie! Gdzie ten dzieciak!? Szukam i szukam!! A na dodatek stałem się głodny! Najpierw coś zjem, zanim rozpocznę dalsze poszukiwania. Te kocie uszy przeszkadzają!! Ale mam je nosić! Nie rozumiem jak ludzie mogą chodzić z takimi czapkami!

PER DEKU

Kurde! Zostałem poturbowany przez podłogę. Moje ubranie jest w nienaruszonym stanie. Nie to co moja twarz. Ten mnie ciągnie, a ja znowu się potknąłem i znowy szuram po podłodze. Mamrotałem coś przez cały czas. Chyba swoje myśli, ale nie dosłyszałem, bo ten idiota kopał mnie swoimi piętami! Nie patrzyłem gdzie biegnie, nie miałem po co. Chyba w końcu stanęliśmy. Ten dalej trzymał moją rękę, naprawdę czułem jaka była spuchnięta. Nawet wygodnie mi było na ziemi. Cośtam do siebie krzyczęli, ale nie zwracałem na to uwagi. Dopiero gdy ktoś powiedział:

- B...bo mnie p...p..pocałował! To jest wystarczający powód!- Kto? Kogo?! Czekaj! Znam ten głos! Zamilkli. Co się stało?- Kto to jest?- podniosłem głowę i chciałem wstać. Ale ten mózg sam podciągnął mnie do góry, tak, że prawie mi czapka zleciała. On nie wie, że nieznajomych się tak nie poniewiera?! Spojrzałem przed siebie. Oblał mnie zimny pot. To ten blondyn. Pamiętasz słowa stryja Deku?! Ten blondyn jest bohaterem! Trzeba go unikać, czy raczej śledzić?! Chyba go poznam, ale w męski sposób!

Uwolniłem swoją dłoń z uścisku tego debila i ściągnąłem z niej rękawiczkę. Przetarłem to miejsce, a potem znowu ją nałożyłem. Przetrzepałem swoje ubranie i położyłem jedną rękę na talii. Yyy, nie wiem jak to się nazywa u chłopaków. Uśmiechnąłem się zawadiacko. Nie wiem czemu, ale blondyn patrzył na mnie z nikłą agresją albo raczej ze współczuciem. Tak jakby mówił ,, To teraz masz przechlapane. Trafiłeś w jego ręce. Biedny...''. Obok mnie dalej stał ten imbecyl. Wpatrywał się we mnie, jakby się zaczarował. On się rumienił?! No to faktycznie już po mnie... Spostrzegłem też kogoś na ziemi. Miał czerwone włosy i ledwo dychał. Mam nadzieję, że nie skończę jak on... Najważniejsze, żebym nie podał imienia, ten blondas je zna.

- Poznałem go gdy was szukałem!- wykrzyknął kretyn, chyba mogę go tak nazywać. Wyciągnąłem nie bolącą już rękę. Musiałem jakoś przetworzyć swój głos.

- Hej- powiedziałem. Wyszło jak u osiemnastoletniego chłopaka, który jest najlepszy z całej szkoły. Co się dzieje kretynowi? Przybliżył się do mnie. Blondyn uścisnął moją rękę, ale z wyraźną niechęcią.

- My się znamy?- spytał.

- To samo pomyślałem, gdy go zobaczyłem!- zawołał kretyn entuzjastycznie. Dobrze, że mnie nie rozpoznali. Dzięki ci stryju za tą czapkę, okulary i maskę. No tylko, maski nie miałem założonej na twarz.

- Zamknij się Denki!-zawarczał na niego. Przypatrywał się. To trochę się bałem, bo nie wiem co zrobili chłopakowi na ziemi.. I że uda im się mnie rozpoznać- Skądś cię pamiętam, przypominasz mi takiego tam, Deku.. Znasz go może?- Przybliżył się i przypatrywał mocniej.- Może zadzwonię do Todorokiego?- Zapytał się frajera po mojej prawej.

- Po co? Przecież tak miło spędzamy czas!- Jaki on ma głos, jeszcze świszczy mi w uszach. Chyba blondyn się wkurzył bo był czerwony.

- To, nazywasz dobrym spędzaniem czasu?! Przecież ten nieprzytomny debil mnie... Zrobił mi coś złego, a ty przyprowadzasz kolejnego dupowłaza?!- Trochę się speszył znaczy frajer, Nie ma co muszę się jakoś wyrwać. Bo inaczej zadzwonią po tego todo... Toda.. Todorokiego! Kimkolwiek jest nie brzmi to najlepiej.- To dzwonię. Może on rozpozna tego idiotę.- Poczułem się urażony, czy on tak zawsze?! Ale muszę uciec.

- Jak masz na imię- niedosłyszałem, ale wiadomo, że zapytał frajer.

- Co?- zapytał blondyn, widocznie wściekły, o co mu chodzi?- to przyprowadziłeś tu jakiegoś typa, niewiedząc jak się nazywa?! Haha... Czy ty masz jeszcze jakieś resztki po swoim zanikłym mózgu?!- Patrzył z niedowierzaniem, kończąc przy okazji rozmowę z tym Todo ktośem.- To co idioto, jak masz na imię?- Trafił w mój czuły punkt, nie mogę powiedzieć jak się nazywam.

- Ja mam na imię.. Moje imię brzmi Jugo!- Really? To pierwsza odpowiedź, mogłem wymyślić coś lepszego.

- Zawsześ taki wystraszony? Nie. Pewnie strach cię obleciał przed mym kompanem- i głos frajera powraca.. W zasadzie to tak wystraszyłem się tego blondasa.

- A wy jak się nazywacie? Wy troje czyli jeszcze ten leżący..- blondyn popatrzył na mnie morderczo, czemu?

- Ja nas przedstawię.- Rzekł blondyn.

- Ej ja chciałem..- mówił frajer.

- Mam na imię Hideki, debil po twojej prawej to Kenji, a leżący frajer to Ryota.- Fajne imiona, przynajmniej lepsze od mojego, które zmyśliłem.

PER.BAKUGOU.

Kiedy usłyszałem co mówi Kaminari wściekłem się.

- Jak masz na imię?- Nie wierzę w tego człowieka, jak można przyprowadzić kogoś do swoich kumpli kiedy nie zna się nawet jego imienia. A co gorsza kogoś komu twój kumpel prawdopodobnie zdradził nasze imiona.

-Co?- Naprawdę jaki dureń więc zapytałem, co?- To przyprowadziłeś tu jakiegoś typa, niewiedząc jak się nazywa?! Haha...Czy ty masz jeszcze jakieś resztki po swoim zanikłym mózgu?!- Czas mi leci.. Chcę sobie ponerdzić.. Skończyłem przed chwilą rozmowę z Todorokim.- To co idioto, jak masz na imię?- Byłem naprawdę ciekaw, strasznie przypominał mi Deku. Ale to może oszacować tylko Todoroki, który na dobrą sprawę jest już w drodze.

- Ja mam na imię...moje imię brzmi Jugo!- To był tak niepewny krzyk, że aż mu nie wieżę.

- Zawsześ taki wystraszony? Nie. Pewnie strach cię obleciał przed moim kompanem.- Kaminari!! Miałem ochotę go walnąć. Czułem tu jakiś podstęp..

- A wy troje jak się nazywacie? Troje czyli jeszcze ten leżący.- Przypomniało mi się co mi zrobił Kirishima i żuciłem,, Jugo,, mordercze spojrzenie. Nie wierzę, że naprawdę się tak nazywa..

- Ja nas przedstawię- Rzekłem, nie nie zamierzałem podać naszych prawdziwych imion. To by było głupie.

- Ej ja chciałem...- Nie mogę z Kaminariego, on tego nie czuje?

- Mam na imię Hideki, debil po twojej prawej to Kenji, a leżący frajer to Ryota.- Nawt fajne. Brzmią lepiej od tego prawdopadobnie wymyślonego Jugo. Kaminari był zaskoczony, już pewnie chciał mówić jak naprawdę się nazywamy, ale go powstrzymałem. Tiknął głową na znak, że rozumie. Dobrze jest.

- Miło mi.- rzekł ten Jugo. A co miał powiedzieć? Nie miło mi? Ja bym tak zrobił. Fajnie wyglądał w tym ubraniu, a te dodatki też były spoko. Nie mogłem zobaczyć części twarzy. Próbowałem, ale włosy i okulary zasłaniały. Kapelusz też nie pomagał. Jego poza była bardzo dorosła. Co ja wam będę opowiadać!- Wy wszyscy jesteście bohaterami?- spytał z dupy. A po co mu to wiedzieć? Jest złoczyńcą, że się pyta?!

- No tak jakby.- zaczął Denki. On będzie mu mówił?! Przecież to jakiś przypadkowy przechodzień, na którego wpadł!- Jeszcze się uczymy.- Ta zniewaga krwii wymaga! Ja się nie uczę!! Miałem już walnąć Denkiego, kiedy zobaczyłem w wejściu do centrum Todorokiego. Uspokoiłem się, może on pozna tego typa.

PER TOMURA

No dalej chodzę po teym gównianym centrum handlowym i za cholerę nie mogę znaleźć Deku. Te kocie uszy przeszkadzają jeszcze bardziej niż na początku! Nikt na szczęście na mnie nie patrzy. No bo po co zwracać uwagę na typa w różowej bluzie i z kocimi uszami! Spostrzegłem, że przez drzwi wejściowe wchodzi ten płaczuś, co nie dawno się we mnie wysmarkał. Może doprowadzi mnie do Deku. Nie mam pojęcia jak, ale no. Czekaj! Ktoś do niego pomachał! To ten imbecyl z toalety!!! O nieeee, ja tam nie idę... Obok niego stoi blondyn, a na ziemi leży jakiś rudzielec. On oddycha? Nie uwierzycie! Wśród nich stoi Deku! Spanikowany. Co on tam robił? Muszę tam iść, ale to strasznie daleko stąd...

PER DEKU

Patrzę, a do galerii wchodzi jakiś chłopak kolorowowłosy. Frajer do niego pomachał. Czyli to ten cały Todoroki? Nagle chłopak leżący na ziemi wstał. Przestraszyłem się. Popatrzył na mnie z jakimś dziwnym błyskiem w oku, tak jak ten frajer obok mnie. Oni oboje się rumienili! Czułem się niezręcznie. Miałem ochotę stąd nawiać. Gdy mieszaniec był już blisko, chłopaki podeszli do niego i zaczęli coś gadać. To była moja szansa! Cofnąłem się w tył. Nagle blondyn pokazał na mnie palcem, ale znowu się odwrócił. Teraz Todoroki się we mnie wpatrywał. Ze znudzeniem. Odwrócił wzrok. Nawiałem. Nie zrobiłem pięciu kroków, a coś wleciało na mnie od tyłu. Znowu poleciałem na podłogę. Moja twarz była przyciśnięta do ziemi, przez ciało tego imbecyla! Nie mogłem oddychać.

- Nie odchodź jeszcze Jugo-chan!!- to był Denki! Co za frajer!! Co on sobie myśli?!

- Śpieszy ci się?- powiedział złośliwie blondyn. Coś się święci.

- Właściwie to tak.- odparłem szybko, odchylając głowę od ziemi..- Miałem stryja poszukać...- to mój koniec. Jak blondyn odkryje kim jestem, to mnie złapie!- Czy on ze mnie zejdzie?- bolał mnie kark.

-Taaa- wstał. Poszłem za jego przykładem. Znowu przetrzepałem ubranie i ułożyłem się w pozie niezgody. Czyli rączka na rączkę.

- No Todoroki, przyjżyj mu się.- polecił blondyn. Byłem spanikowany. Co mam robić?! Pomocy!! Stryju!! Mieszaniec przybliżył swoją twarz do mojej, ale nagle ktoś stanął przede mną. Różowa bluza, kocie uszy. To mój stryj!!! Dzięki bogom!! Wychyliłem się zza niego.

- Witam chłopcy.- przywitał się. Blondyn patrzył na niego z niesmakiem, a ci dwaj z jakimś błyskiem w oczach. Co oni mięli z tym?! Todoroki był niewzruszony.

PER DENKI

No nie wierzę!!! To on!! Typ w różowej bluzie!!!! To musiało być przeznaczenie!! Piszczałem przez zęby.

- Kim jesteś?- zapytał Kirishima. Ten typ wyciągnął przed siebie Jugo i objął go ręką. Coś tu się święci. Mam głupie myśli.

- Jego stryjem!- powiedział entuzjastycznie. Musiałem wiedzieć skąd wziął tą bluzę!! Po prostu musiałem!!

PER DEKU

Teraz patrzą na stryja z miną WTF. Pewnie to przez te uszy, bluzę i komin.

- Niech ubiór was nie zmyli. Musimy z bratankiem wracać.

- Czekaj!- wymsknęło się Denkiemu- Skąd masz tą bluzę? Spytałem cię, gdy spotkałem cię w toalecie, ale nie odpowiedziałeś.- było to niezręczne. Wyobraźcie sobie. Spotykasz typa w kiblu i pytasz ,, Skąd masz taką RÓŻOWĄ bluzę'' Co on by sobie o was pomyślał. Jeśli o tym mowa, co ci chłopaki myślą teraz o Denkim?! Aż mu współczuję.

- Wygrzebałem z szafy.- chcieliśmy iść, ale nagle, tak magicznie spadł mi kapelusz i okulary. Pewnie przez to, że stryj tak szybko zabrał rękę z mojego ramienia. Mam teraz *kra*. Oni wszyscy się na mnie patrzą. Temu mieszańcowi zachciało się płakać, czy co? Zaczerwienił się cały. Ci dwaj byli oniemieni, a blondyn emanował złością zmieszaną z zaskoczeniem. Tak jakby złościł się, bo mu nie powiedziałem, że jestem Deku.

- Deku!?- krzyknęli na raz. O co im chodzi?! Nie znam ich!! Tak trochę tego blondyna, ale tylko z ostatnich wydarzeń. Chcięli na mnie skoczyć. Wyczułem jednak, że Todoroki chciałby coś więcej. Pierwszy rzucił się blondyn.

- Czemu nie powiedziałeś od razu?!- blondyn syczał przez zęby.

- Nie mówi się nieznajomym.- odparłem ze znudzeniem. O co im wszystkim chodzi?! Chodzą i mówią, że mnie znają! Żygnąć idzie! Zarknąłem na Todorokiego. Powstrzymywał łzy. Co mu takiego zrobiłem? Jakoś go uraziłem? Nie wiem! Czas się zwijać!- To cześć!- pociągnąłem stryja. Tamci udali się w pościg. Hehe, nie dogonią nas. Coś przeleciało nad nami i stanęło nam na drodze. Blondyn!!

- Nigdzie tym razem nie uciekniesz!- wykrzyknął. Przestraszyłem się, ale zaraz potem ułożyłem sobie w głowie plan. Gdy byliśmy wystarczająco blisko z całych swoich sił przeżuciłem stryja przez blondyna, a sam prześlizgnąłem się pod nim. Nie złapał nas. Obok mnie przemknęła jakby ściana lodu. Co to ma być! Chcą mnie zabić?! Odwróciłem głowę. To ten cały Todoroki użył swojej mocy. Przyjżałem się. Miał ból w oczach, jakby właściwie nie chciał tego robić... Nie wiem co mu takiego zrobiłem, ale miałem jako takie poczucie winy. Leżało mi to na sercu.

- Stój! Deku!! Wracaj!- rudy był zrospaczony? Gdy nad tym myślałem, coś nagle wybuchło z mojej prawej stron. Zostałem odepchany, w tym samym momencie z mojej lewej strony pojawiła się kolejna ściana lodu.

- Aua!-krzyknąłem. Przecięła mi skórę na wysokości ramienia i łydki. Krew leciała. Przyłożyłem rękę do ramienia, żeby zatamować krwawienie. Niestety z nogą nie było tak prosto. Jak się pozbierałem, spojrzałem morderczym wzrokiem na tych dwóch sprawców moich ran. Zawarczałem, poczułem jak moje ciało rośnie w siłę. Czułem adrenalinę. Spostrzegłem, że ręce frajera (chodzi o Denkiego) prawie złapały mojego stryja. Byłem bardzo zły. CO DO CHOLERY JASNEJ ONI OD NAS CHCĄ!? Puls mi skoczył do maximum. Moje nogi jakby nabrały siły. Popędziłem z prędkością światła do stryja i zażuciłem go na barana. Był zdezorientowany. Miałem niepokonaną chęć zaśmiania się- HaHAHA!

- Kuro!- zawołał mój stryj. Czyli przed nami pojawi się dziura. Jak na zawołanie. Pojawiła się jakieś 50 metrów przed nami. Tamci nie mają szans. Blondyn chyba zauważył co się dzieje.

- Nie tym razem!! Todoroki!- zrobił po naszej prawej i lewej stronie wybuchy, co nas zcieśniło. Znowu pojawiły się te ściany lodu. Otoczyły nas. Tym razem rozcięły mi skórę na dłoniach. Pewnie przez to, że tak nieporadnie trzymałem stryja.- Już nie uciekniesz!- zdenerwowałem się tak, że moja prawa noga zaczęła pulsować. Poczułem niekończącą się moc.

- Chyba nas złapią...-zasmucił się stryj.- Nic nie zrobimy....

-To się jeszcze okarze!-odpowiedziałem głosem bardzo pewnym siebie jak na swój sposób. Tamci byli zszokowani. Najpewniej zastanawiali się czemu tak powiedziałem, heh... Ale coś dziwnego się dzieje z mieszańcem. On płacze! Ma wzrok jakby mówił przepraszam. Eh... Sadziłem ogromne susy. Tamci ciągle atakowali. A to wybuchy, a jakieś błyskawice, dalej ten lód. Nagle coś drasnęło mój policzek. To ten rudzielec. Miałem po dziurki w nosie tę zabawę! Spojrzałem na stryja, siedział przygnębiony. Coś nacięło jego ramie. No nie wierzę!!!!! 

-Nie masz szans, Deku!!- blondynowi mózg się palił tak bardzo chciał mnie złapać. Najważniejsze było to, że przed chwilą zranili mojego stryja!

- Nie daruję wam!!!! Możecie krzywdzić mnie, ale jak śmięliście zranić mojego stryja!!!!!!- wydarłem się. Tamci byli zdezorintowani. Moje oczy przybrały zielony blask, a prawa noga zaczęła emanować światłem. Stryj też się przestraszył.

Ściana lodu była już przed nami. Zebrałem swoją siłę tak, aby znalazła się na długości mojej ręki. Złapałem stryja w pasie i przeżuciłem wprost nad ścianą do dzióry.

- AaaaaaaaaaaaaaaAAAaaaAaaaaa!!!!- wydał z siebie wrzask przerażenia. Uśmiechnąłem się mimowolnie. Potem moja emanująca światłem noga odbiła się od podłoża i wleciałem do czarnej otchłani. Znalazłem się w barze.

- Wowww!!! Od kiedy tak mogę?!- co ja zrobiłem?! Moja adrenalina pulsuje w moich żyłach. To było bombowe! Zerknąłem na sryja. Klęczał na krześle wczepiając w nie swoje palce. Całego go przechodziły ciarki. Miał bardzo zwężone źrenice, a jego mina wyrażała przerażenie. Mamrotał coś.

- Nigdy więcej...nigdy...przenigdy....już się nie dam rzucić.....nigdy...za żadne skarby...za żadną cenę.....

-Coś ty mu zrobił?- odezwał się ojciec. Miał przymróżone oczy.

- Wywniskuj...- zrobił jak powiedziałem. Coś w nim drgnęło. Poszedł do kuchni, bez porzegnania, wyjaśnienia...po prostu w milczeniu. Dziwne.- Stryju!- z automatu się podniósł.- Co to było? W sensie ta energia, która we mnie wpłynęła?

- Nauczyłeś urzywadć się swojej mocy. Gratuluję.- poowiedział to bez wyrazu.- A teraz przepraszam. Muszę iść wypłakać swoją depresję w poduszkę.- poszedł. Spadła mi adrenalina i poczułem mocny ból w nodze. Upadłem. Ojciec zaalarmowany stukotem przybiegł do mnie.

- Co mi jest?- spytałem. Noga bolała cholernie mocno. Dym zaczął dotykać miejsce, które najbardziej bolało. Za każdym razem syczałem z bólu.

- Masz skręconą nogę.- odparł nie wzruszenie.- Trzeba ją nastawić i utwardzić. Mam wprawe w medycynie, więc raz dwa i będzie gotowe. Złapał mnie oraz położył na kanapie. Zaczęła się męka. Jęczałem i płakałem, to bolało. Na szczęście nie tak mocno, bo dał mi środek znieczulający. Potem założył na to grubą warstwę bandaży, w którą wczepił jakiś kij. Kazał mi iść do pokuju. No i w moim pokoju jak zwykle, łóżko z Ikei. Niewygodne jak cholera. No nic! Trzeba spać...

TYM AKCENTEM KOŃCZYMY TEN ROZDZIAŁ. BOSZE, MA 3199 SŁOWA. NAJDŁUŻSZY DO TEJ PORY. MAM NADZIEJĘ, ŻE NIE ZNUDZIŁAM. ZOSTAW KOMENTARZ I GWIAZDKĘ. ✌OTO RYSUNEK MEGO AUTORSTWA, SORY JAK NIE WIDAĆ..

Todoroki- Szynszyla

Kaminari- Pikachu

Deku- królik

Bakugo- kotek

Kirishima- Batman! A tak na serio ma uszy, nawet jeżeli nie ma.

A ten rys. pod spodem to innego autora. nie moje. Po prostu bardzo chciałam wam pokazać ten sweet rysunek! A właśnie mój niepatrzony. W sensie rysowałam z pamięci. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top