#2. Dead in Blue
"Welcome to your life
There's no turning back
Even while we sleep
We will find you
Acting on your best behaviour
Turn your back on mother nature
Everybody wants to rule the world"
Lorde - Everybody Wants to Rule the World
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
- Stój prosto, nie wierć się - słyszę niecierpliwy głos mojej stylistki. Nim zdążę odpowiedzieć, czuję ukłucie w okolicy biodra, gdy szpilka omyłkowo trafia w moją skórę, a nie materiał.
- Ała! - warczę. - Długo jeszcze?
- Jak nadal będziesz utrudniać mi pracę, owszem, długo - odpowiada ze spokojem stylistka. Wyjmuje kolejną szpilkę i spina materiał błękitnej sukienki, po czym zręcznie zaczyna zszywać tam, gdzie odstaje od ciała.
Wzdycham ciężko. Jest mi gorąco, denerwuję się, a panujący wokół hałas działa mi na nerwy. Już od kilkunastu minut trwają ostatnie poprawki przy mojej sukience, w której mam wystąpić podczas wywiadu oglądanego przez wszystkich mieszkańców Panem. Podczas przymiarki okazało się, że suknia, uszyta przed rozpoczęciem Igrzysk, teraz jest na mnie o wiele za duża. Te kilkanaście dni spędzonych na Arenie w głodzie, bólu i nieustannym strachu sprawiły, że schudłam prawie dziesięć kilo. Błękitna suknia - wcześniej idealnie dopasowana, z przylegającym gorsetem i rozkloszowanym dołem - teraz wisi na mnie jak bezkształtny worek. Wystające obojczyki, chude ramiona i kościste nogi sprawiają, że mam ochotę zakryć się cała materiałem niż pokazywać się ludziom z odsłoniętymi fragmentami ciała.
Stylistom zależy jednak, żebym wystąpiła w tej sukience. Podczas parady przed uroczystym otwarciem Igrzysk ludzie ją pokochali. Naprawdę jest piękna, uwielbiam ją, ale równocześnie nienawidzę, bo przypomina mi o Igrzyskach i o tym, co przeżyłam na Arenie.
Ale już niedługo. Dzisiaj wszystko się zmieni.
Stylistka mocno ściska kokardę, która oplata mnie w pasie. Nakłada mi na ramiona białe bolerko, a makijażystka litrami korektora, pudru i różu maskuje moje podkrążone oczy, bladą skórę i drobne blizny po ranach na ciele.
- Gotowe - oznajmia i obraca mnie przodem do lustra. Wpatruję się w swoje odbicie. Widzę drobną, mocno umalowaną blondynkę w sukience jak z bajki, z tiarą we włosach i z błyszczącymi, błękitnymi oczami. Marszczę brwi. Nie wyglądam jak ja. Te włosy, teraz idealnie ułożone przez całą chmarę fryzjerek, jeszcze kilka dni temu były tłuste, brudne i spięte w niedbały kucyk. Oczy, zamiast błyszczeć, wcześniej biegały wokół, wypatrując zagrożenia czającego się w ciemnościach. Policzki były zarumienione na delikatny odcień czerwieni, ale nie z powodu kosmetyków, tylko krwi, którą omyłkowo roztarłam palcami na skórze.
To nie jestem ja, to kapitoliński wytwór wyobraźni stylistów.
Przełykam ślinę, gdy słyszę głos Caesara Flickermanna zapraszającego mnie do wejścia na scenę. Biorę wdech. I wydech. I wdech. Jeszcze mogę się wycofać. Mogę udawać obojętność podczas wywiadu. Mogę być grzeczna i uprzejma. Nie muszę mówić tego, co zamierzam powiedzieć. Wiem jednak, że to moja powinność. Ktoś powinien coś wreszcie zrobić. Równie dobrze mogę to być ja.
Dumnie unoszę głowę, prostuję plecy, przywołuję na twarz uśmiech. Stylistka popycha mnie lekko do przodu. Wchodzę po schodkach na górę i dalej, na scenę. Widzę Caesara, siedzącego w fotelu, naprzeciwko którego znajduje się fioletowa kanapa. Dziś włosy prowadzącego mają odcień fiołkowy. Zastanawiam się, czy prezenter specjalnie dobrał ich kolor do mebla.
- Powitajcie gromkimi brawami Elisabeth Glorie, zwyciężczynię tegorocznych Głodowych Igrzysk! - woła Caesar, a publiczność entuzjastycznie odpowiada owacjami na stojąco. Onieśmielona, zajmuję miejsce na kanapie. Mam świadomość, że wszyscy na mnie patrzą. Cała sala. Cały Kapitol. Całe państwo.
I sam Prezydent pewnie też.
- Elise - Caesar nachyla się w moją stronę, szczerzy w uśmiechu śnieżnobiałe zęby i mruga do mnie. - Jak się miewasz po powrocie do wielkiego, kapitolińskiego świata?
Składam ręce na kolanach, uśmiecham się lekko.
- Dziękuję, dobrze - odpowiadam.
Prezenter śmieje się, a widownia odpowiada tym samym.
- Co to, lekki stres na wizji? Gdzie to butne spojrzenie, zadziorny charakterek, cięty język, co, panno Glorie?
Znów chichoty. Nie chcę tracić rezonu.
- Przemyślałam kilka kwestii - odpowiadam, na co Caesar unosi brwi i kiwa głową.
- Na przykład? - pyta.
- Głodowe Igrzyska - mówię, patrząc w stronę publiczności.
Caesar na sekundę waha się.
- Pewnie chcesz podziękować za możliwość zwycięskiego reprezentowania swojego dystryktu w tych szlachetnych zawodach, nieprawdaż? - zgaduje w końcu.
Biorę wdech. Teraz albo nigdy.
- Wręcz przeciwnie.
Cisza. Wydech.
- Co mamy przez to rozumieć? - Caesar przygląda mi się. Spoglądam w stronę kulis. Moja stylistka nerwowo potrząsa głową. Przenoszę wzrok na scenę i na moje odbicie na wielkich ekranach. Przez jaskrawe światła wszystko zlewa mi się w jedną kolorową, krzykliwą plamę.
- Uważam, że Głodowe Igrzyska powinny zostać zlikwidowane - oznajmiam.
Grobowa cisza, która zapada w ciągu kilku sekund, wydaje się być namacalna. Słyszę tylko bicie własnego serca, które łomocze mi w piersi jak młot pneumatyczny. Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam. Naprawdę to powiedziałam.
Ludzie patrzą na mnie jak na ducha. Są skamieniali, osłupieni, przerażeni, zszokowani. Postanawiam iść za ciosem.
- Czy naprawdę nie widzicie, do czego to wszystko prowadzi? - mówię, podnosząc się z miejsca. Unoszę dumnie głowę, staram się, aby mój głos brzmiał pewnie. - Bezmyślne mordowanie niewinnych ludzi, niewinnych dzieci w imię... w imię czego? Wolności? Sprawiedliwości? Jako forma zapłaty za grzechy naszych przodków, na które my nie mamy wpływu?
Ktoś w tłumie zaczyna coś krzyczeć, ale szybko milknie. Caesar próbuje wejść mi w słowo, ale ja kontynuuję.
- Czy to jest Panem, o które walczyliśmy? - podnoszę głos. - Czy to jest kraj, który możemy nazwać bezpiecznym, sprawiedliwym, wolnym? Czy system polityczny napędzany krwią obywateli ma rację bytu? Odpowiedź jest prosta: NIE! Koniec z zabijaniem w formie telewizyjnego show, koniec z dyskryminacją biedniejszych dystryktów! Prezydencie Snow, jeśli to oglądasz: apeluję o zniesienie Głodowych Igrzysk! Apeluję o pokój! Apeluję...
Nagle gasną wszystkie światła i kamery, w tłumie słychać krzyki. Czyjeś ramiona chwytają mnie mocno z tyłu. Krzyczę, wyrywam się, ale Strażnicy Pokoju prowadzą mnie za sobą w stronę zejścia ze sceny.
- Puśćcie mnie! Caesar! - wołam do prezentera, który patrzy na mnie z dziwnym wyrazem twarzy, którego w pierwszej chwili nie umiem nazwać. Dopiero gdy strażnicy siłą wyprowadzają mnie za kulisy, a ja widzę moją stylistkę i resztę ludzi z Kapitolu, wiem, co to za wyraz.
To przerażenie.
Odpycham strażników i wybiegam do garderoby. Jedna z fryzjerek chowa twarz w dłoniach, inna łka. Moja stylistka kręci głową ze smutkiem.
- Dziecko - szepcze - coś ty najlepszego zrobiła?
- Powiedziałam prawdę - odpowiadam, chociaż głos mi się łamie. Boję się. Boję się, bo nie tak wyobrażałam sobie reakcję ludzi po moim wezwaniu do buntu. Mieli mnie poprzeć. Przyznać rację. Mieli wznieść radosne okrzyki.- Ja tylko chciałam... pomóc. Przekonać ludzi, że da się coś zrobić, że można położyć temu kres...
- Elisabeth - stylistka chwyta mnie za ramiona, potrząsa nimi, patrzy mi w oczy. - Jesteś nikim. To, że wygrałaś Igrzyska, dla Snowa nic nie znaczy. Jesteś tylko częścią bezbarwnej masy jego poddanych, którą ignoruje, dopóki nie zobaczy w niej iskry buntu. Wtedy...
-....czym prędzej ją gasi - kończy ponuro jakiś głos. Obracam się. Przede mną stoi dwudziestokilkuletni chłopak, Jonatan. Kilka lat temu wygrał Igrzyska, kojarzę go z telewizji. O ile mi wiadomo, mieszka teraz z Kapitolu, chociaż ostatnio rzadko pokazuje się publicznie w dystryktach. Chyba rozumiem dlaczego. Wygląda strasznie. Część głowy ma wygoloną niemal na łyso, uszy są dziwacznie spiczaste na skutek operacji plastycznej, podobnie jak błyszcząca, naciągnięta skóra. Wszędzie, na całym ciele ma kolczyki - w nosie, wardze, uszach, palcach, karku. Przywołuję w pamięci obraz zwyczajnego, brązowookiego bruneta, którym kiedyś był. On chyba zauważa moją minę, po odzywa się znowu:
- I co, podoba ci się mój nowy image? Snow stwierdził, że jestem zbyt bezbarwny. Tak, tak powiedział. Bezbarwny. Niknę w tłumie. Wyrzuci mnie z Kapitolu, jeśli ludzie nie zaczną znów się mną interesować. Zafundował mi szereg operacji plastycznych. Patrz, mam teraz uszy jak u elfa i jestem żywym kolczykiem. Fajnie, prawda? - przekrzywia głowę i uśmiecha się ironicznie, pokazując przekłuty i pomalowany język. Nic nie mogę poradzić na to, że się wzdrygam.
- Co mam zrobić? - szepczę, czując łzy strachu napływające do oczu.
W odpowiedzi Jonatan pochyla się nade mną tak, że uderza mnie zapach drogich perfum i alkoholu. Przygląda mi się, marszczy czoło.
- Módl się, żeby Snow nie widział tego wywiadu i żeby miał dziś dobry humor - mruczy.
***
W południe prezydent Coriolanus Snow zwykle ogląda najnowsze wiadomości z kraju. Tego dnia nie było inaczej. Odchylił się w swoim fotelu, wziął łyk wina z kieliszka i przeczytał nagłówek najważniejszej wiadomości dnia.
"Elisabeth Glorie nie żyje. Zwyciężczyni tegorocznych Igrzysk znaleziona martwa w swoim apartamencie w Kapitolu".
Odgłos pukania do drzwi sprawił, że Snow niechętnie oderwał się od ekranu i skinął ręką na Strażników Pokoju, aby wpuścili przybysza. Przez próg przekroczył posłaniec prezydenta, Manley. W rękach trzymał pokaźnych rozmiarów pakunek zakryty płótnem.
- Panie, czy mogę na chwilę przeszkodzić...? - zaczął, ale prezydent uciszył go gestem.
- Podejdź tu, proszę - powiedział. Sługa zbliżył się i spojrzał na ekran. - Przeczytaj głośno - nakazał Snow.
Po chwili wahania Manley wykonał polecenie.
- Dziś rano pokojówka znalazła martwe ciało panny Glorie, znajdujące się w jej apartamencie niedaleko Rezydencji Prezydenta Snowa. Sekcja zwłok wykazała, że bezpośrednią przyczyną śmierci była silna reakcja alergiczna na jad osy, na którą, jak informują bliscy panny Glorie, była ona uczulona. Zgon nastąpił w nocy lub nad ranem. Najprawdopodobniej panna Glorie została ukąszona, gdy osa wleciała przez uchylone okno w pokoju. "To ogromna tragedia dla naszego narodu i niemożliwa strata", przemówił dziś sam prezydent Snow. "Najszczersze kondolencje dla rodziny panny Glorie". Uroczysty pogrzeb i wspominki zmarłej będą miały miejsce jutro w samo południe.
Coriolanus szybkim ruchem wyłączył ekran. Rozsiadł się wygodniej w fotelu, uniósł kieliszek i zaczął oglądać krwistoczerwony płyn pod światłem wpadającym z okna.
- I co mi powiesz, Manley? - zapytał. - Czego się dziś nauczyliśmy?
Sługa nerwowo wpatrywał się w swoje buty.
- Panie... - zaczął, ale prezydent wszedł mu w słowo.
- Podaj mi to, proszę - powiedział, wskazując na pakunek.
Manley położył go na stole i ściągnął płachtę, pod którą znajdowała się klatka. A wewnątrz niej - trzy na wpół żywe, opite krwią osy gończe.
Snow pochylił się i niemal marzycielskim wzrokiem zapatrzył na krwiożercze owady. Sięgnął dłonią do klatki i wyjął skrawek błękitnego materiału, który przyczepił się do krat.
- Dzisiaj - powiedział, oglądając tkaninę - dowiedzieliśmy się, że zwycięzca Igrzysk jest tylko jeden. I jestem nim zawsze ja.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top