Rozdział VII- Kiedy stanie się najgorsze
Zostały jeszcze tylko dwa rozdziały i epilog <3!
*Yuuri POV*
Wyszedłeś z gabinetu psychologa dalej tak samo milczący jak wcześniej. Bez słowa wręczyłeś mi do ręki receptę. Spojrzałem na nią. Dość silne antydepresanty. Cieszyłem się, że nie dostałeś skierowania do szpitala, to znaczy, że jeszcze nie było z Tobą tak źle. Z drugiej strony martwiłem się o to, że możesz coś sobie zrobił. Jutro też mieliśmy się pojawić. Chciałem oczywiście jechać zabrać. Zapytałem się, co o tym sądzisz. Kiwnąłeś tylko niemrawo głową i ruszyłeś w stronę wyjścia z budynku.
Jak mam Ci pomóc? Nie chcesz nawet ze mną porozmawiać. Nie potrzebujesz mnie już? Byłem Ci potrzebny do zaistnienia jako trener, a teraz już nie? Mimo że odrzucałem od siebie wszystkie tego typu myśli, one powracały. Ze zdwojoną siłą uderzały we mnie w snach. Wiesz, jak się czułem, budząc się bez Ciebie obok? Myślałem, że chcesz, bym Cię wspierał, ale potrzebowałeś być sam. Rozumiałem to. Ale liczyłem na to, że później będę mógł się położyć obok Ciebie, że będziemy jak prawdziwa para. Niestety, dalej się ode mnie odsuwałeś. Czułem się niepotrzebny. Ale mimo wszystko brnąłem w to i pomagałem Ci z całych swoich sił.
*time skip*
Wyszedłeś z domu. Na moje pytanie: "Gdzie idziesz?". Usłyszałem tylko trzaśnięcie drzwiami. Zmartwiony i zaniepokojony wstałem i wyszedłem przed budynek. Nagle usłyszałem pisk opon i krzyk. Moje serce na chwilę się zatrzymało, by po chwili znów zaczęło bić jak oszalałe. Dalej w szoku obróciłem głowę powoli i zamarłem. Na betonie leżało twoje ciało całe we krwi. Kierowca wyszedł z samochodu cały blady i podszedł do Ciebie. Gdzieś dzwonił, zapewne na pogotowie. Podbiegłem na miejsce zdarzenia. To byłeś Ty. Miałem jeszcze nadzieję, że to ktoś inny, że Ty po prostu jesteś gdzieś indziej. Czułem łzy płynące z moich oczu. Musisz żyć. Musisz!
- Victor, kochanie, wszystko będzie dobrze, zobaczysz, tylko się ocknij, proszę... Obiecuję wszystko będzie dobrze wrócimy do domu...- gadałem jak jakiś psychopata bez leków. Na miejscu zrobiło się dość spore zbiegowisko. Jakiś mężczyzna odciągnął mnie od Twojego ciała. Chciałem się wyrwać, ale nie miałem tyle siły. Po chwili słychać już było syrenę karetki. Kierowca cały czas starał się pomagać jak mógł. Była już policja. Zaczęła już przesłuchiwać tamtego człowieka. Usłyszałem skrawek rozmowy.
- J-ja... Jechałem, wracałem z pracy, spieszyłem się. Nagle ten mężczyzna wyszedł na ulicę. Zacząłem hamować. Był wpatrzony w ziemię, nie mógł mnie widzieć. Użyłem klaksonu, ale on nawet nie zareagował... Boże, co ja zrobiłem...
Dlaczego?! Victor dlaczego?! Przecież miało być dobrze, mieliśmy... Mieliśmy być razem szczęśliwi. Błagam, przeżyj, Victor. Wierzę w Ciebie i nie zniosę tego, jeśli Ci się coś stanie.
*time skip*
Do szpitala zawiózł mnie patrol policji zaraz po przesłuchaniu. Ostatnie godziny minęły mi jak we mgle. Nie pamiętam, kiedy zawieźli mnie na komendę, jakie pytania zadawali, ani jakie odpowiedzi padły z moich ust. Przed oczami cały czas miałem jeden obraz, ten z przed zaledwie czterech godzin.
Byłeś teraz operowany, już trzecią godzinę. Co jakiś czas wychodziła pielęgniarka, którą wypytywałem o Ciebie. Zawsze jednak padał "uprzejmy" uśmiech i odpowiedź:
- Operacja jeszcze trwa. Proszę poczekać i być dobrej myśli- jak mam być dobrej myśli w takiej sytuacji? Przeżyj Victor, błagam...
♥512 słów♥
OHAYOU! To już jeden z ostatnich rozdziałów tego FF. Niewiele zostało nam do końca. W następną niedzielę dowiecie się, co się stało z Victorem i dlaczego to zrobił. Mam nadzieję, że taki koniec będzie wam odpowiadał, chociaż na razie nie będę go zdradzać. Nie pozostało mi już nic innego jak przypomnieć o gwiazdkach i powiedzieć swoje ukochane: Sayounara i do następnego!
~alixsiorek
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top