Rozdział XXVII
Kolejne dni minęły dosyć szybko. Głównie skupiały się na meczach, które się wtedy odbywały. Pierwszy z nich Polska przegrała z Nigerią, 1:0. Nigeryjczycy pod względem fizycznym, wręcz miażdżyli Polaków. Kibice ze stadionu nie wracali zadowoleni, ale podświadomie chyba wiedzieli, że tutaj liczyła się siła oraz wzrost. Piłkarze, wcale nie byli szczęśliwi. Wylała się na nich fala hejtu i krytyki. Na szczęście kolejne spotkanie, tym razem z Koreą Południową udało nam się wygrać, 3:2. Gola na szalę zwycięstwa strzelił Piotrek. Głupio straciliśmy dwa gole, pod koniec meczu była nerwówka, ale liczyło się zwycięstwo.
Na ten moment jesteśmy z Zielińskim już w Neapolu. Wróciliśmy wczoraj, późnym wieczorem. W międzyczasie umówiłam się na spotkanie z Adrianem. Miałam nadzieję, że wszystko się wyjaśni, że będę mogła spać spokojnie.
Przebywałam z Mią w ogrodzie. Ona pływała w basenie, a ja zajmowałam się kwiatami oraz warzywami. Pomimo miesiąca, który teorytecznie powinien być jeszcze chłodny, w stolicy Kampanii było gorąco. Okej, może nie było tutaj trzydziestu stopni, ale temperatura sięgała piętnastu stopni. W końcu niedaleko znajdował się Wezuwiusz. Ciepło, które od niego biło, pozwalało na uprawę roślin, przez większość roku. Niestety, były również i minusy. Ciężko było tutaj o śnieg. Zdarzało się, że coś napadało, ale błyskawicznie topniało. Duża część dzieci mieszkających tutaj, nigdy nie ulepiła bałwana, czy nie stoczyła bitwy na śnieżki. Latem, jest w Neapolu bardzo gorąco. Momentami temperatury, są tu wręcz tropikalne.
Zauważyłam auto, które wjechało na podjazd podwórka. Szybko je jednak rozpoznałam i odłożyłam sprzęt, którego używałam do szopy. Z pojazdu wyszła Laura, Marika, Jessica i Martyna. Miałyśmy omówić resztę potrzebnych rzeczy, aby móc wydać w najbliższym czasie gazetę.
Weszłyśmy do domu, a ja wzięłam się za parzenie kawy oraz herbaty.
-Myślicie, że możemy na samym początku przeprowadzić jakiś konkurs? - spytała Laura, gryząc końcówkę długopisa
-Jak najbardziej, tylko co by tutaj zrobić... - zamyśliła się Jess
-Kibice niech pokażą na początek, jak kibicują Napoli. Nagrodą mogą być bilety na mecz z Romą, bo w końcu zbliżają się derby słońca - powiedziałam, przynosząc herbatę.
-Do tego gadżety, w postaci bluzki, breloka i autografów - dodała Marika.
-Za dużo nagród, jak na taki konkurs... Niech ułożą do tego jeszcze wierszyk - zasugerowała, będąca do tej pory cicho Martyna.
-Dobra, a zdjęcia z tym wierszykiem, niech przysyłają na nasz adres e-mail.
-Warto by było utworzyć stronę na Facebooku. Dotarłybyśmy do większej liczby osób - rzekła Laura.
-I to jest myśl. A zamiast wysyłać to na skrzynkę e-mailową, niech wstawiają w komentarzach. Będzie prościej- dodałam.
-Skoro mamy to uzgodnione, chodźmy na miasto - klasnęła rękoma Marika, a że, nie spotkała się ze sprzeciwem, zaczęłyśmy ubierać buty, a ja jeszcze wzięłam Mie na smycz.
Szybko się ogarnęłyśmy i poszłyśmy na miasto. Neapol jest piękny. Skrywa mroczne tajemnicę, nie można przecież ukrywać tego, że rządzi tu mafia. A przynajmniej tego chce. Zdarzały się już egzekucję, które odbywały się na ulicach w biały dzień, co było skandalem. Jeśli zarząd miasta, nie zgadzał się na coś, co chciała Comorra, ci wyrzucali na ulicę, tony śmieci, czyli po prostu wytaczali wojnę śmieciową.
-Chodźmy, do tej galerii! - krzyknęła Laura, wskazując palcem na budynek
-Ja tutaj zostanę, nie mogę zostawić Mii bez opieki - powiedziałam. Dziewczyny tylko skinęły na znak, że mnie rozumieją i weszły do środka. Wyszukałam wzrokiem ławkę i na niej usiadłam.
Przyglądałam się ludziom, bo i tak nie miałam nic lepszego do roboty. Byli bardzo energiczni, sporo gestykulowali, wyrażali siebie poprzez mowę ciała. Kochali komunikację niewerbalną, do teoretycznie mało znaczących gestów, przykładali sporą wagę. Neapolitańczycy, ba cała Kampania, prowadziła wojnę z północą. Szczególnie było widać to na meczach. Nawet północy i południowy region słonecznych Włoch miały swoje derby. Te, które były rozgrywane na północy, nazwano debry Italii. Taką nazwę nosiły mecze, w których Inter grał z Juventusem. Te, które grano w Kampanii nazywano derbami słońca. Napoli, podejmowało wtedy Rome lub odwrotnie - to Roma podejmowała Napoli. Napewno to miało jeszcze głębsze znaczenie, bo w obydwu przypadkach derbów, grały ze sobą najbardziej znienawidzone przez siebie kluby, kluby, które miały ze sobą kosę i to ogromną.
Sami Włosi kochają, a wręcz ubóstwiają piłkę nożną. Żyją nią, a za kluby, którym kibicują są nawet w stanie oddać życie. Fakt, że zabraknie ich reprezentacji na Mundialu, pierwszy raz od wielu lat, był niezwykle bolesny i równał się w pewien sposób z żałobą narodową.
Z rozmyślań wyrwał mnie głos:
-No cześć - powiedział ktoś, bardzo mi znajomy.
~~~~~
Wybaczcie długą nieobecność. Zbliżają się egzaminy, ja dużo choruję i w dodatku pracuję nad dwoma, nowymi pracami, które niedługo najprawdopodobniej opublikuję. Nie mam pojęcia, kiedy pojawi się następny rozdział, choć będę walczyć z czasem i z gorszym samopoczuciem, aby coś wstawić:) Do następnego!♥️
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top