Rozdział XX
Jessica wyszła, a ja zostałam sama. Miałam zamiar iść poczytać jakiś kryminał, ale usłyszałam pukanie do drzwi. Czyżby Jess, czegoś zapomniała? Lekko zdziwiona, udałam się w stronę korytarza, a następnie do drzwi. Otworzyłam je, a w progu stał ktoś, kogo się wcale, nie spodziewałam...
-Cześć- powiedziała nieśmiało Laura
-Jeśli przyszłaś do Piotra, to jego obecnie nie ma. Zapomnij o nim. On nic do ciebie nie czuje, daj nam spokój.
-Ja przyszłam do ciebie... Bo, ja się chyba zakochałam... Normalnie, pogadałabym z moją siostrą Karoliną, albo zadzwoniłabym do Kasi tyle, że one nie mają obecnie czasu i pomyślałam, że ty byś mnie wysłuchała... Jeśli nie chcesz to nie ma problemu, rozumiem cię doskonale. Masz prawo mnie nienawidzić, po tym jak nie dawałam spokoju tobie i Zielińskiemu.
Z szeroko otwartą buzią, słuchałam jej uważnie. Kobieta, która chciała zniszczyć mój związek, na różne, możliwe sposoby, przychodzi teraz do mnie, aby się wyżalić. Ona się chyba zmieniła. Zmieniła się i to na lepsze.
-Wejdź. Idź prosto i później skręć w lewo. Możesz wstawić wodę na herbatę, ja zaraz do ciebie dojdę- powiedziałam.
Laura weszła do domu, a ja jeszcze chwilę tak stałam. Zaraz jednak zamknęłam drzwi i sama weszłam do środka, idąc w stronę kuchni. Słowiak siedziała przy stole, a woda na herbatę, już się gotowała.
-Więc... - zaczęłam - jaki on jest?
-Ma ogromne poczucie humoru i jest przemiły. Jest spokojny i w dodatku opiekuńczy. Jeśli chodzi o wygląd, jest wysokim blondynem o brązowych oczach. Pracuje jako fotograf, w jednej z włoskich gazet.
-Gdzie się poznaliście? - zapytałam zalewając kubek wrzątkiem i podając dwa kubki, na stół
-Na takim jednym bankiecie. Stałam z boku, a on do mnie podszedł. Świetnie nam się rozmawiało. Poprosił o mój numer telefonu i na drugi dzień, do mnie zadzwonił. Byliśmy, już kilka razy na randce i było cudownie - powiedziała, biorąc spory łyk herbaty
-Wiesz, jesteś świetną dziewczyną. Masz dobre serce, jesteś ładna, inteligentna i miła, ale nieszczęśliwie się zakochałaś w Piotrku, a...
-Kamil. On ma na imię Kamil.
-A Kamil, pomoże ci o nim zapomnieć i da ci szansę, na dalszą i lepszą przyszłość.
Z Laurą rozmawiałam później o jakiś bzdetach, dosyć sporo plotkowałyśmy. Znalazłyśmy, wspólny język.
-Dziękuję ci, naprawdę... Byłam dla ciebie okropna, a ty mnie wysłuchałaś.
-Nie ma za co, serio. Poza tym wyjątkowo dobrze, nam się rozmawiało. Może się nawet zakumplujemy? Kto wie.
-Ja już będę lecieć. Jeszcze raz, wielkie dzięki - rzekła i opuściła, mój dom.
Udałam się do salonu i zagłębiłam się w jakimś kryminale. Nie czytałam jednak za długo. Góra pół godziny i zabrałam się za robienia obiadu. Padło na lasagne.
Właśnie wyciągnęłam typowe, włoskie danie z piekarnika, kiedy do domu wszedł Piotrek.
-Co tak ładnie pachnie? - zapytał, będąc jeszcze w korytarzu
-Jedzenie! - krzyknęłam
-Jakie?
-Dobre - rzekłam, krojąc dwa kawałki lasagne i kładąc je na talerzach
-Mam coś dla ciebie - powiedział ciężko wzdychając
-Co takiego? - spytałam z niemałym zdziwieniem
Zieliński wrócił się do korytarza i po chwili znowu przyszedł do kuchni, trzymając w rękach małego, czarnego labradora.
-Ty chyba, sobie żartujesz... - powiedziałam, kręcąc głową
-Nie podoba ci się? - zapytał, marszcząc brwi
-Piesek, jest serio cudowny, ale to również odpowiedzialność - powiedziałam, biorąc szczeniaka na ręce
-Siedzisz sama w domu, a z psiakiem, od razu będzie inaczej - rzekł, całując mnie w czoło - Jak ją nazwiemy?
-To jest dziewczynka, tak? - Zielu tylko przytaknął - Mia. Będzie się nazywała Mia. Co ty na to?
-Jestem za.
Labradora położyłam na podłodze, umyłam ręce i usiadłam przy stole. Razem z Piotrem, zaczęłam jeść obiad.
-Co do tej samotności - zaczęłam - to odwiedziła mnie dzisiaj Jess i uwaga, bo nie uwierzysz. Przyszła tutaj Laura.
-Laura? Co ona tu chciała? - nie krył zirytowania
-Pogadać. Zakochała się. Nie miała do kogo się odezwać, więc przyszła tutaj. To serio spoko dziewczyna i nie sądzę, żeby chciała psuć nam dalej związek. Teraz pewnie zajmie się sobą i mężczyzną, którego pokochała.
-Cieszę się, że układa sobie życie. Ona się tylko nieszczęśliwie, we mnie zakochała.
-Również tak sądzę.
-Dobra, idź się przebrać ja pozmywam. Pojedziemy po rzeczy dla Mii. Kojec, karma, i tak dalej.
-No ideał - zaśmiałam się całując Piotrka w policzek i udając się do sypialni.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Byliśmy w sklepie zoologicznym, który o dziwo należał do Polaka. Facet doradzał nam co warto wybrać i dał kilka, cennych rad. Polecił nam książkę, gdzie jest wszystko o labradorach. Były tam zawarte informację o tym, jak uczyć szczeniaka komend, typu: podaj łapę, czy siad. Coś czuję, że to Mia, będzie teraz moim, małym oczkiem w głowie...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top