Rozdział XV

Siedziałam z rodzicami i Pawłem w salonie. Po wigilijnej kolacji, tak mnie wzdęło, że myślałam, iż pęknę. Nawpieprzałam się wszystkiego jak świnia, a obżarstwo to grzech. To wina mojej mamy, dlaczego tak dobrze gotuje?
-Przypominam, że o północy idziemy na pasterke- przerwała ciszę mama

-Nigdzie nie idę. Tak mnie brzuch boli, tak się obżarłem, że trener mnie z klubu, na zbity pysk wywali. Trzy kilogramy, przytyłem jak nic - powiedział Paweł, ciężko wypuszczając powietrze

-Ale za to jutro do kościoła, idziesz obowiązkowo - pogroziła palcem, na co się zaśmialiśmy

-Może włączymy jakiś film? - zaproponował tata

-Jestem za - pokiwałam twierdząco głową
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Powoli zbliżał się koniec pasterki, a mi było tak zimno, jak nigdy. Przecież ubrałam się ciepło... Okropny ze mnie zmarzlak.
Msza dobiegła końca i z rodzicami wyszłam z kościoła, kiedy odezwała się moja rodzicielka:
-Tak mi zimno, w domu pierwsze co, to robię sobie herbatę.

-Zapraszam do mnie- rzekł pan Bogdan, który nagle pojawił się za nami, trzymając żonę pod ręką

-Późno jest, nie wypada- zaśmiała się nerwowo

-A tam, późno. Chodźcie, mamy herbatę domowej roboty. Beatka sama robiła!- uśmiechnął się, pokazując szereg białych zębów

-No to chyba, nie wypada odmówić- wtrącił ojciec i udaliśmy się w stronę domu Zielińskich. Byłam zdziwiona, że nie ma Piotra... Pewnie siedzi z dziećmi, albo sam położył się spać.

Mróz doskwierał i to bardzo, na co zaczęłam się trząść z zimna. Ciepła herbata- to coś o czym teraz marzę. Poprawiłam szalik i płaszcz. Cholera, długo jeszcze będziemy szli? Jak na zawołanie, ujrzałam dom, do którego zmierzaliśmy, na co się lekko uśmiechnęłam. Zaraz będę się już grzać, przy kominku i kubku, gorącego naparu z ziół.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedzieliśmy w jadalni, pijąc herbatę i żartując. Dołączył do nas Paweł, Piotrek i dwie dziewczynki z domu dziecka, które jak się później dowiedziałam, mają na imię Maja i Agata. Były to siostry, które kiedyś towarzyszyły nam w kawiarni.
-My będziemy się już zbierać- zadeklarował tata

-Chwila, Piotrek was odwiezie- rzekł wstając z krzesła pan Bogdan

-Nie trzeba, na prawdę.

-Tak zimno jest, co będziecie szli, w dodatku sami.

Szybko ubrałam kozaki, płaszcz i szalik, następnie pożegnałam się z wszystkimi, wychodząc na zewnątrz i podchodząc do auta. Stał przy nim Piotr. Wpatrywaliśmy się w siebie, w ciszy. Nagle jego z reguły, łagodny wyraz twarzy, stał się surowy.
-Gdzie masz czapkę?- zapytał, srogim tonem

-Eeee... zapomniałam?

-Czy ty, do cholery jasnej chcesz być chora? Jeszcze raz zobaczę cię bez czapki, to zobaczysz.

-W takim razie, wcale nie będziesz mnie oglądał- rzekłam pewna siebie, krzyżując ręce na piersi i pokazując mu język

Piotrek podszedł do mnie i przerzucił mnie przez ramię, na co zaczęłam piszczeć. Obrócił się na pięcie i zaczął iść w kierunku, gdzie leżała większa ilość śniegu. Zgadywałam, że dzieciaki zrobiły prędzej tam igloo, które później zburzyły. Kilka kroków przed ogromnym, zbiorowiskiem śniegu, postawił mnie na ziemi i powiedział z udawaną powagą:
-Przeproś mnie, bo za chwilę będziesz leżała w tym śniegu.

-Nie.

-Tak - rzekł podciągając sobie spodnie. Wykorzystałam jego moment nieuwagi i pchnęłam go prosto, na owy śnieg. Ten jednak, szybko złapał mnie za rękę i pociągnął za sobą.

Leżałam na jego klatce piersiowej i patrzyłam mu w oczy. Były takie piękne... Mój wzrok przeniósł się na jego usta. Zaczęłam zbliżać się do niego twarzą i stało się. Pocałowałam go. Z jeszcze większą zachłannością, zaczął go odwzajemniać. Jego ręcę mocno przywarły do mojej talii, a moje dłonie, zaczęły błądzić po jego włosach. Pozycję się zmieniły. Przerzucił mnie pod siebie. Teraz on górował.
-Lubisz dominować, co?- spytałam odrywając się od niego

-Nad twoją niewyparzoną buzią, w szczególności.

Ktoś głośno chrząknął. Piotrek szybko się poderwał na nogi, a po chwili, pomógł mi wstać. Byli to moi rodzice i rodzice Ziela. To się nazywa szczęście...

-Mówiłem, że z tego dzieci będą- wzruszył ramionami ojciec

-Jestem za młoda, na bycie babcią- zażartowała pani Beata

-Może lepiej już będzie, jak w końcu pojedziemy do domu- cicho wydukałam

-Zapewne- odpowiedziała moja rodzicielka, patrząc na mnie, ciepłym wzrokiem
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Była blisko trzecia nocy, a ja Martynie opowiadałam, to co się stało. To wszystko, było takie... spontaniczne. Jednak nie ukrywam, podobało mi się. Zgaduję, że jemu pewnie też. W końcu jego reakcja, mówi sama za siebie. Zakończyłam rozmowę i poszłam wziąć szybki prysznic, a następnie w planach, miałam zamiar pójść spać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top