Rozdział VIII

Przeciągnęłam się leniwie na łóżku, bo ze snu wyrwały mnie, przedzierające się przez zasłony okna, promienie słońca. Zmarszczyłam lekko czoło, bo przeważnie budził mnie alarm, który ustawiałam w telefonie, a dzisiaj wstałam bez niego. Obróciłam się na drugą stronę łóżka i sięgnęłam po telefon, leżący na szafce nocnej. Włączyłam go i myślałam, że dostanę zawału. Wczoraj najwyraźniej zapomniałam ustawić alarmu, a zegarek wskazywał 8:12, co równało się z tym, że mija mi pierwsza lekcja, języka angielskiego. Na całe szczęście, w tym roku nie miałam do tej pory żadnego spóźnienia, a pan Mróz, który uczył nas tego przedmiotu, był wyrozumiały. 

Zła na siebie, wstałam z łóżka i udałam się w kierunku szafy. Wzięłam pierwszą, lepszą sukienkę i pobiegłam do łazienki,  gdzie zrobiłam poranną rutynę. Wróciłam do pokoju, gdzie zajęłam się włosami, a po chwili makijażem. Gdy skończyłam wskazówki zegara wskazywały równo 8:27. Wzięłam ze stolika torbę, którą spakowałam wczoraj i wrzuciłam jeszcze do niej pendrive, aby po szkole iść do wydawnictwa gazety i przekazać im artykuł ze sobotniego meczu, który wczoraj napisałam.

Zbiegłam na dół i zobaczyłam Pawła jedzącego śniadanie. Zdziwił się widząc mnie. Zdziwił się i to bardzo.

-A ty nie powinnaś być w szkole? - zapytał

-Zaspałam. Chodź, zawieziesz mnie do szkoły. Wiem, że trening masz dopiero o dziesiątej - mówiłam, wkładając na swoje stopy buty

-Masz tutaj drożdżówkę, mama rano kupiła. Nie puszczę cię bez śniadania do szkoły  - rzekł podając mi do ręki, wspomniane przez niego jedzenie

-Od kiedy się o mnie martwisz? - zapytałam żartobliwie, a brat spławił moje pytanie, machnięciem ręki.

Sam ubrał buty i sięgnął po kluczyki od auta z komody. Wyszliśmy z domu, a ja zakluczyłam drzwi wejściowe i ruszyłam w stronę auta. Weszłam do niego, zapięłam pasy, a po chwili byliśmy już w drodze do szkoły. Po niecałych dziesięciu minutach byliśmy na miejscu, a ja w między czasie zjadłam drożdzówkę.

-Odebrać cię ze szkoły? - spytał Paweł, gdy opuszczałam pojazd

-Nie, bo i tak będę musiała gdzieś jeszcze iść - odpowiedziałam szybko.

Brat cicho westchnął i odjechał z piskiem opon. Przemierzałam dziedziniec szkoły, który roił się od uczniów. No tak, w końcu skończyła się pierwsza lekcja, a większość osób, chciała jeszcze ogrzać się w promieniach słońca. Szłam w kierunku drzwi, które były drzwiami wejściowymi do szkoły, po drodze witając się z koleżankami. Dzisiaj miało nie być mojej przyjaciółki, która jechała do dentysty. Ma kanałowe leczenie zęba, czy coś w tym stylu. Niewiele mi o tym mówiła, a ja nie naciskałam.

Gdy przekroczyłam próg drzwi, ktoś we mnie wpadł, co skutkowało tym, że cofnęłam się kilka kroków w tył.

-Patrz jak łazisz - fuknęłam na osobę, która we mnie wpadła, nawet na nią nie spoglądając

-Przepraszam... - wydukał cicho chłopak, bo na tą płeć wskazywała barwa jego głosu, a po chwili dodał - Jestem tutaj nowy i nie chciałbym już robić sobie wrogów  - zmieszał się trochę

-To może trzeba było patrzeć jak idziesz? No przykro mi, z nieba nie spadłam, spod ziemi nie wyrosłam, więc swoją nieuwagą doprowadziłeś do tego incydentu - rzekłam. W sumie była to po części moja wina, bo ja też mogłam zwrócić na otoczenie większą uwagę, ale to on we mnie wpadł. Nie wpadł we mnie, idąc przodem, bo wtedy na pewno zdążyłabym się odsunąć, a wpadł we mnie idąc bokiem, więc miałam prawo go nie zauważyć. Podniosłam wzrok na chłopaka, który już zdążył popsuć mi humor, a on od rana nie był najlepszy. Winowajcą tego incydentu, okazał się być wysoki, postawny, dobrze zbudowany brunet, z kręconymi włosami i czarnymi, jak węgiel oczami.

-Ja na prawdę przepraszam... - spuścił głowę, a swój wzrok wlepił w podłogę.

-No dobra, ja też przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. Po prostu od rana mam zły humor.

-Adrian - podniósł głowę i wyciągnął rękę w moją stronę, przy tym się uśmiechając. O cholera, jaki on ma zabójczy uśmiech. Ahh, jeszcze te dołeczki...

-Marianka - powiedziałam, poprawiając torbę na moim ramieniu, a po chwili podałam mu dłoń. Adrian zamiast ją uścisnąć, podniósł ją na wysokość, swoich ust, przy tym lekko się pochylając i ją całując, a ja się zdziwiłam.

-Chodzisz do klasy, 3c? - spytał, po chwili

-Tak. Zgaduję, że ty też.

-Racja Sherlocku. W której sali, mamy teraz lekcję?

-Teraz historia, tak? - zapytałam, a on tylko skinął twierdząco głową - Więc w sali, numer dwadzieścia trzy. Może lepiej już tam chodźmy, bo zaraz skończy się przerwa.

Udaliśmy się do sali, w której mieliśmy mieć teraz lekcję historii.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Dzisiejsze lekcję, minęły na ogół spokojnie i dobrze. Nie było żadnych tematów, które sprawiałyby mi trudność. Miałam właśnie wychodzić ze szkoły, kiedy zatrzymała mnie Iwona z 3a.

-Hej, Marianka poszłabyś ze mną do galerii, po sukienkę?

-Hej myślę, że tak. To idziemy?

-Ja mam jeszcze koło z biolki. Wiesz, pomagam Mańkowskiej, przy licealistach z pierwszej klasy. To około godziny. Mogłabyś poczekać na mnie?

-Dobra, będę czekała na ciebie przed szkołą. Do później - dałam jej buziaka w policzek i wyszłam przed szkołę. Wdrapałam się na murek i wyciągnęłam telefon. Zaczęłam przeglądać jakiś portal społecznościowy, kiedy poczułam, że ktoś się przysiada.

-Co tam porabiasz? - spytał mnie Adrian

-Nic szczególnego - odpowiedziałam, chowając telefon do torby

-Nie rozumiem tego tematu o rządach autorytarnych w Polsce, a ty jak już zauważyłem jesteś świetna z historii.

-No brawo, Sherlocku - puściłam mu oczko i się zaśmiałam

-To moglibyśmy się spotkać dzisiaj, abyś mi to wytłumaczyła? O 18:30 w kawiarni, przy ul. Mokotowskiej, ci pasuje?

-Myślę, że tak.

-Cholera, zostawiłem telefon w budzie - powiedział przetrząsając swoje kieszenie - idę po niego.

Adrian poszedł do szkoły, a ja zaczęłam rozglądać się po dziedzińcu. Mój wzrok na dłuższą chwilę zatrzymał się na parkingu. Zobaczyłam tam dosyć znane mi auto, a po chwili postać mężczyzny, która pewnym krokiem przemierzała, już dziedziniec i zatrzymała się przy mnie.

-Cześć Marianka - powiedział

-Witaj Piotrek - uśmiechnęłam się - co ty tutaj robisz?

-Ale tak bez żadnego: co tam? przechodzisz od razu do rzeczy  - zaśmiał się - przyjechałem po Maćka, bo mam go podrzucić na drugi koniec miasta. A ty na kogoś czekasz?

-Tak, na koleżankę. Później idziemy do galerii handlowej, a po drodze jeszcze idę do redakcji, przekazać im artykuł z meczu.

-Co robisz dzisiaj wieczorem? Znaczy się, po powrocie z galerii.

-Jestem już umówiona... - powiedziałam, a chłopak posmutniał, jednak chcąc ratować sytuację, dodałam - ale jutro nie mam nic w planach!

-Idealnie. Chciałabyś się wybrać, ze mną  do kina?

-Chętnie.

-Nie wiedziałem, że masz chłopaka  - powiedział Adrian, który najwyraźniej już znalazł telefon i postanowił wrócić.

-Piotr, nie jestem moim chłopakiem  - zarumieniłam się i spuściłam głowę na dół.

-A więc Piotrek, tak? - spytał się Adrian, obracając się w stronę wspomnianego chłopaka - Mam na imię Adrian - wyciągnął rękę w kierunku Zielińskiego.

-Piotr, ale ty już to pewnie wiesz - rzekł Zielu i uścisnął rękę Adrianowi.

Spojrzałam na drzwi wejściowe szkoły i zobaczyłam idącą pośpiesznie, w naszą stronę Iwonę. Zeskoczyłam z murka, torbę założyłam na ramię, a kiedy dziewczyna była wystarczająco blisko, powiedziałam:

-Dobra chłopaki, na mnie już czas - uśmiechnęłam się i razem z Iwoną poszłyśmy w stronę galerii.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top