Rozdział VI
Zezłoszczony Tomek odszedł od stołu, przewracając przy tym krzesło, a Piotrek złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę matek.
- My będziemy już szli, sama widziałaś co się stało, mamo - powiedział do pani Beaty
- Poczekaj, my też się zbierzemy i pójdziemy z wami - odpowiedziała kobieta
- Nie, mamo nie trzeba. Zostańcie.
- Idziesz z nim, czy zostajesz? Bo ty raczej wyproszona nie zostałaś - zapytała moja mama, a ja spojrzałam na Piotrka
- Rób co uważasz - westchnął chłopak
- Idę z nim - rzekłam i zauważyłam, że w oczach Zielińskiego pojawiły się tajemnicze iskierki, a na twarzy namalował się ogromny, promienny uśmiech
- To my idziemy - rzucił szybko Piotr i pociągnął mnie za sobą, przez co znacząco spojrzała na mnie rodzicielka, a ja się tylko uśmiechnęłam
Wyszliśmy z kawiarni, przed którą widocznie czekał na nas Tomasz. Bez żadnych skrupułów podszedł do nas, pewnym krokiem.
- Z tobą się jeszcze policzę - powiedział Tomek, wskazując palcem na mojego towarzysza, ale zaraz go opuścił i swój wzrok utkwił we mnie, dodając - a my widzimy się jutro w szkole, cukiereczku.
Zieliński otworzył usta, aby najprawdopodobniej coś powiedzieć, ale zaraz machnął ręką, a ja swoją uwagę skupiłam na oddalającym się od nas chłopaku. Nienawidziłam go. Nienawidziłam go tak, jak chyba nikogo innego. Brzydziłam się takimi ludźmi jak on, nie miałam do takich szacunku, nawet najmniejszego. Był samolubem, był w stanie zrobić wszystko, aby osiągnąć to co chciał, traktował wszystkich z góry, wiecznie chował się za ojcem, który był bogaty i miał znajomości. Podsumowując, był to po prostu zwykły dupek. Teraz nasuwa się pytanie: dlaczego z nim byłam? Sama nie wiem... Byłam młodsza, głupsza... W podstawówce i gimnazjum nie dawałam sobie nadmuchać w kaszę, ale mimo to byłam sympatyczna i przyjazna. W pierwszej klasie liceum straciłam kuzynkę, która była dla mnie jak siostra... Zaćpała się na śmierć, tylko przez jej debilnego chłopaka. On założył jej jakąś siatkę psychiczną, uzależnił od siebie, manipulował oraz zajmował się dilerką. Próbowałam uświadomić jej to, ale ona była zapatrzona w niego jak w obrazek. To on jej dawał to świństwo, a ta nie odmawiała, bo mu ufała i wierzyła, że to tylko poprawi humor i tak dalej. W końcu wzięła tego za dużo i zmarła, a jej chłopak siedzi obecnie w więzieniu. Po jej śmierci, całkowicie się załamałam. Stałam się nieśmiała i taka inna... Pod koniec pierwszej klasy liceum, dostałam pracę w gazecie miasta, gdzie zajmowałam się sportem, ale dalej nie było ze mną najlepiej. W szkole poznałam Tomka, ale dopiero wtedy zwróciłam na niego większą uwagę. Imponował mi pod wieloma względami. Pomimo tego, że wiedziałam, iż on jest typowym szkolnym podrywaczem, to ten mnie pociągał i to bardzo. Zaczęłam się z nim spotykać, później z nim chodziłam. Początkowo było cudownie, ale chyba już wiadomo co się zmieniło i dlaczego z nim zerwałam. Po tym wszystkim wróciłam stara dobra ja, ale dalej nie do końca jestem tą samą osobą, którą byłam kilka lat temu, ciągle się zmieniam.
- Kim on dla ciebie jest? - z rozmyślań wyrwał mnie głos Piotrka
- Moim byłym chłopakiem, nienawidzę go - cicho westchnęłam
- Mogę wiedzieć jak zerwaliście? - zapytał nieśmiało
- Więc było to tak...
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Siedziałam z Zielińskim na ławce w parku. Swoją głowę miałam opartą na jego ramieniu. Śmialiśmy się, wspominaliśmy i zajadaliśmy chipsami. Pierwszy raz od dawna czułam się dobrze w towarzystwie chłopaka, który nie był moim bratem. Włączyłam telefon, aby sprawdzić na wyświetlaczu godzinę. 19:37. Jakim cudem tyle z nim siedziałam i straciłam rachubę czasu?
- Piotr, ja będę się już zbierać... - powiedziałam, sięgając po moją torebkę, która była na drugim końcu ławki
- Co tak szybko? Która jest? - zarzucił mnie małą falą pytań
- Jest prawie za dwadzieścia dwudziesta, a mam jeszcze kilka rzeczy do zrobienia.
- No dobra, chodź odprowadzę cię.
- Ale to nie jest nawet po drodze, masz dom w zupełnie innym miejscu, niż ja.
- Kto powiedział, że będę wracał do domu?
- A nie będziesz? - zapytałam podejrzliwie, unosząc jedną brew
- Nie no oczywiście, że będę, ale to dopiero później - roześmiał się chłopak
Wziął mnie pod rękę i ruszyliśmy w kierunku mojego domu. Modliłam się, żeby nikt z mojej rodziny nas nie zauważył, bo nie miałam ochoty na jakiekolwiek tłumaczenia, a w takiej sytuacji bez nich by się nie obyło. Sprawnym krokiem przemierzaliśmy, już lekko zaciemnione uliczki miasta. Powoli zapalały się uliczne latarnie, a ruch stopniowo się zmniejszał. Zaczęło się robić coraz chłodniej, co od razu poczułam. Zadrżałam z nadmiaru chłodnego powietrza, a to zobaczył Zieliński, który dał mi swoją bluzę.
- Nie, nie chcę, bo tobie będzie zimno - zaprotestowałam
- O mnie się nie martw - puścił mi oczko i na moje ramiona zarzucił, prędzej wspomnianą bluzę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top