Rozdział IV
Obudziłam się pierwszy raz od dawna, wypoczęta i pełna sił. Promienie słońca, które padały mi na twarz zaczęły mnie razić, co poskutkowało tym, że zaczęłam mimowolnie mrużyć oczy. Leniwie się przeciągnęłam, prostując przy tym wszystkie kości i obróciłam na drugą stronę łóżka. Sięgnęłam z komody telefon i go włączyłam, aby sprawdzić godzinę. 8:54. Mam ponad godzinę, aby się przyszykować i coś zjeść, bo na 10 idę do pobliskiego kościoła. W końcu jest niedziela, a ja sama czuję potrzebę udania się do niego.
Usiadłam na brzegu łóżka i ponownie się przeciągnęłam, wsuwając na stopy kapcie. Powolnym krokiem podeszłam do szafy i ją otworzyłam. Zdecydowałam się na kwiecistą sukienkę, więc zaraz powędrowałam do łazienki. Sprawnie ją na siebie nałożyłam i wróciłam do pokoju, po drodze witając się z tatą. Będąc u siebie podeszłam do toaletki i uczesałam się w dwa warkocze holenderskie oraz zrobiłam sobie delikatny makijaż.
Zaraz po tych wszystkich czynnościach udałam się na dół, do kuchni. Przywitałam się z mamą, która kończyła smażyć naleśniki i rzuciłam wzrok na ścianę, a dokładniej na zegarek, który wskazywał 9:20. Dobra mam jeszcze trochę czasu- pomyślałam. Zjadłam śniadanie, rozmawiając przy tym z rodzicielką. Ona również tak jak ja, miała zamiar udać się do kościoła. Ubrała się w bardzo elegancką, granatową, przylegającą do ciała sukienkę i czarne szpilki, włosy spięła wysoko oraz zrobiła całkiem niezły makijaż. Pamiętam, że od zawsze lubiła dobrze wyglądać. Dbała o siebie lepiej, niż nie jedna nastolatka, a przy tym również o całą rodzinę. Była kobietą z klasą, a w pracy bardzo szanowaną osobą. Pracowała w jakieś firmie marketingowej, gdzie była przełożoną. Natomiast mój tata był lekarzem, a dokładniej chirurgiem. Babcia mi mówiła, że on od zawsze interesował się medycyną, więc i zawód znalazł w tej branży. Moja mama była niewysoką brunetką, a tata wysokim, dobrze zbudowanym szatynem, którego włosy zaczęła nachodzić już siwizna. Można rzec: idealna rodzina, ale nie jest tak, a przynajmniej nie od zawsze. Kiedy byłam małą dziewczynką, mój ojciec pracował w klinice, w której za dużo nie zarabiał. Dopiero później zmienił ją, na inną, z lepszymi zarobkami, (ale to było wymuszone, ta zmiana miejsca pracy, bo tamta klinika została zamknięta) a czasami bywa nawet w szpitalu, gdzie również pracuje, kilka godzin tygodniowo. Moja matka wtedy zajmowała się domem i nie zawsze na wszystko starczało. Z bratem starałam się pomagać, jak tylko mogłam. Nie prosiliśmy o zabawaki, czy drogie ubrania, a bywało i tak, że dorabialiśmy u sąsiadów, zbierając latem truskawki, a zimą odgarniając, podwórza ze śniegu. To wszystko uległo zmianie. Moi rodzice na dzień dzisiejszy zarabiają niezłe sumy, odkuli się. Problemów finansowych już nie mamy, ale za to bywają kłótnie, jak to w każdej rodzinie bywa.
Skończyłam jeść, a talerz włożyłam do zmywarki. Powędrowałam jeszcze do swojego pokoju, gdzie założyłam czarne buty, na niewysokim obcasie. Z wieszaka wzięłam jedną torebkę, do której wrzuciłam chusteczki, telefon, który prędzej wyciszyłam i portfel z dowodem osobistym i pieniędzmi. Pospiesznie zeszłam na dół, bo przed chwilą gdy sprawdzałam godzinę, to była 9:35.
Od razu poszłam w stronę drzwi wyjściowych. Przy nich czekała już na mnie mama oraz tata. Gdy opuściliśmy posesję i szliśmy do kościoła, do którego mieliśmy jakieś 5 minut, drogi zapytałam:
-A Paweł gdzie? On nie idzie?
-On jeszcze śpi. Znaczy się obudziłem go i powiedziałem, że idziemy do świątyni, ale ten się tym, nie bardzo przejął. Pewnie pójdzie wieczorem - powiedział spokojnie ojciec.
Dochodziliśmy do kościoła, kiedy zauważyliśmy panią Beatę i pana Bogdana Zielińskich, idących z Piotrem i trójką dzieci, które były z domu dziecka. Rodzice moi i Piotra, nawiązali rozmowę, dzieci weszły już do świątyni, a Piotrek z promiennym uśmiechem do mnie podszedł.
-Cześć, co tam? - zapytał
-Hej, dobrze. A ty jak się czujesz po wczorajszym meczu?
-W sumie to jestem trochę zmęczony, ale jakoś szczególnie nie narzekam.
-Marianka, idziesz ze mną i tatą oraz państwem Zielińskich do kawiarni po mszy? - spytała mnie mama
-Emm, myślę, że tak - odpowiedziałam trochę zmieszana.
Rodzice dokończyli rozmowę i weszliśmy do środka. Pierwszy raz w życiu tak bardzo, dłużyła mi się msza. Nie było dzisiaj za dużo ludzi. Pewnie część, pójdzie na tą mszę wieczorną. Mniejsza o to. Wyszliśmy z kościoła i udaliśmy się do kawiarni. Na samym początku, naszego "peletonu" szedł pan Bogdan i mój tata, później dzieci, które były bardzo grzeczne, następnie rodzicielki, a na końcu ja i Piotr, z którym rozmawiałam o jakiś błahostkach.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top