Prolog
Był ciepły, letni,słoneczny dzień,Ginevra siedziała przed domem i patrzyła jak bawią się jej dzieci,James i Albus latali na miotełkach dla dzieci,a ich młodsze siostry Lily i Venus udawały,że czarują.
Wszystko było idealnie,tak jak zawsze marzyła Ginny,no może prawie wszystko.
-Mamo,kiedy wróci tata?-Zapytał Albus.
-Powinien być...-Spojrzała na zegarek-Za trzy minutki.
-Mamusiu,kiedy obiad-Zapytała Lily
-Jak tylko...-Nagle wszyscy usłyszeli głośne pyknięcie dochodzące z kuchni.-Teraz.
Lily i Venus wstały,a James i Albus spojrzeli po sobie krótko.
-Kto pierwszy w kuchni!-Krzykną Harry a Chłopcy wystartowali,oczywiście pierwszy był James.
-Ty zawsze wygrywasz-Powiedział smutny Albus.
-Nie prawda,James nie zawsze wygrywa,pamiętasz konkurs wiedzy o hogwarcie który urządziliśmy,w zeszłą niedzielę?Wtedy to Ty wygrałeś-Powiedziała Ginny.
-James dobrze lata,a ty bardzo łatwo się uczysz.-Powiedział pogodnie Ojciec.
-Kto ma ochotę na kurczaka z frytkami,a na deser lody z owocami?-Zapytała Pani Potter poruszając brwiami.
Przez kuchnię przeleciały cztery ,,ja" i jedno ,,Poprosę",wszyscy spojrzeli na malutką Venus,która jako jedyna powiedziała,trochę niewyraźnie,,Poproszę",nawet Pan Potter powiedział,,Ja".
-Dobrze siadajcie,James ty też,Albus zostaw siostrę!-Powiedziała nieco podniesionym głosem Pani domu gdy Albus zaczą zabierać Lily książeczkę o Laleczce Rubby.
Już pół godziny później wszyscy kończyli jeść swoje desery.
-James,Albus idźcie umyć ręce,dziewczynki czas na drzemkę-Powiedział Tata.
Chłopców już nie było, a dziewczynki zaczeły marudzić,że nie chcą spać.
-Dobrze nie musicie spać,możecie poleżeć w łóżeczkach.
-A dlaczego James i Albus nie muszą?
-No wlasnie tato.
-Wasi bracia są starsi.
Pół godziny później Potterówny spały jak zabite,a ich bracia grali z tatą w quiditcha,natomiast Ginny zapisywała swój dziennik.
-Harry!Myślę,że chłopcy powinni już iść do domu,jest już późno i robi się zimno!-Krzykneła z tarasu żona Harrego.
Harry spojrzał na chłopców i powiedział:
-Wasza mama ma chyba rację,zmykajcie do domu,tylko nie obudźcie Lily i Venus!
-Jeszcze piętnaście minut!
-Nie,Jamesie,Albus nie patrz tak na mnie.
-No dorze-Powiedzieli równocześnie i weszli do domu,a Harry za nimi.
,,Myślałam,że znajdzie czas na rozmowę,ale jak zwykle musi jeszcze opowiedzieć chłopcom,jak mnie denerwować"-Pomyślała zła Ginny,ale w tym momencie ktoś krzyknął ,,Bu!" i kobieta zapiszczała,zapominając o czym przed chwilą myślała,za nią stał mąż i śmiał się,najwyraźniej z jej reakcji,a w ręcach trzymał dwie butelki kremowego piwa.
-Siadaj-Powiedziała robiąc miejsce na kanapie.
-Czemu jesteś taka przygnębiona?
-Spójrz na nasze dzieci,James jest twoją kopią z czasów młodości,Albus to połączenie Ciebie i mnie,a Lili to ja z czasów szkoły,martwi mnie Venus,jej włosy mają kolor Czarny,ale są czarniejsze od twoich i chłopców, oczy ma niebieskie,a jej cera jest bielsza od kartki papieru,krwistoczerwone usta,ona nie przypomina,ani Ciebie ani mnie!Harry to nie jest normalne!-w tym momencie z jej oczu pociekły łzy.
-Ginny już o tym rozmawialiśmy,może kiedyś kilkanaście pokoleń temu któś z naszej rodziny miał takie cechy i były przekazywane z pokolenia na pokolenie ale ich wygląd objawił się dopiero u naszej córki,tak mówiła uzdrowicielka.Pamiętasz?
-Pamiętam,tylko pamiętasz reakcję Rona i Hermiony,a co jeśli w szkole powiedzą jej,że nie jest naszą córką albo coś takiego?
-Przygotujemy ją na to,a nauczycieli poprosimy,żeby pilnowali czy nikt jej z tego powodu nie dokucza.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top