Odbicie

- Nie otwieraj drzwi - usłyszał Eddie w głowie.

Podszedł jednak niepewnie i zaglądnął przez wizjer. Nikogo nie zobaczył. Otworzył drzwi.

Natychmiast jakiś mężczyzna zaczął go pchać w głąb mieszkania. Weszło jeszcze czterech. Zdezorientowany Eddie wpatrywał się w nich. Jeden z nich - łysy i ubrany w czarny strój podobnie jak reszta, wszedł lekkim krokiem.

- Siema, Eddie - rzucił.

- Co to za facet? - odezwał się znowu basowy głos w głowie Eddiego.

- Muszę odzyskać własność pana Drake - odezwał się łysy.

Reszta mężczyzn wymierzyła bronią w Eddie go. Ten natychmiast podniósł ręce.

- Co ty robisz? - zapytał głos.

- Eee...podnoszę ręce do góry - wyjaśnił Eddie. Nagle spuścił ręce, ale nie z własnej woli.

- Przez ciebie źle wyglądamy - warknął głos.

Uzbrojeni wymienili zdziwione spojrzenia.

- Nieprawda - syknął przez zęby Eddie i podniósł ręce do góry.

- Tak.

- Nie!

- Tak.

- Nie!

Za każdym razem, kiedy Eddie podnosił ręce symbiont je spuszczał.

- Czemu to robisz? - zapytał w końcu głos.

- Bo to dobre zachowanie w naszej sytuacji - odpowiedział zlany potem Eddie z podniesionymi rękami.

- Eddie... - zaczął znowu łysy.

- Ja się tym zajmę - warknął głos.

- Co? - zapytał Eddie.

- Gdzie robal? - zapytał łysy.

Eddie zaśmiał się nerwowo.

- Zdejmij go - polecił w końcu łysy.

Wszyscy porazili Eddiego prądem. Skurczył się z bólu. Nagle jego ręka stała się czarna i jeden z napastników wyleciał przez okno, wypchnięty przez nią.

Eddie spojrzał z przerażeniem na swoją rękę. Po chwili druga ręka również pokrył się czarną mazią i uderzyła jednym z ochroniarzy w sufit. Łysego złapała za twarz i przyciągnęła do siebie tuż pod twarz Eddiego.

- Przepraszam za kolegów... - zaczął dawny dziennikarz.

Jednak ręka kierowana przez symbionta szybko uderzyła ochroniarzem o stolik. Jeden z ocalałych uderzył Eddiego w twarz. A potem znowu.

Nagle ręka szybko złapała mężczyznę za ramię a drugą symbiont uniósł i pokrył tą czarną mazią. Eddie zaskoczony wpatrywał się w nią, a po chwili,kierowany impulsem, uderzył ochroniarza w twarz i rzucił na blat.

- Wspaniałe! - zawarczał głos w głowie Eddiego - Teraz odgryziemy im głowy i ułożymy w rogu.

- Ale po co? - zapytał zdezorientowany Eddie.

- Kupa ciał, kupa głów - odpowiedział symbiont.

Raptem czarne macki uderzyły o drzwi sąsiada Eddiego. Ochroniarze, oczywiście.

Eddie wybiegł szybko z mieszkania. Zobaczył kolejnych uzbrojonych mężczyzn. Uniknął kul i symbiont zmusił go do biegnięcia w stronę okna.

- Nie, nie, nie! - zawołał Eddie.

Jednak nogi nadal biegły i Eddie, rozwalając szybę, wyskoczył z mieszkania. Wylądował prosto na śmieciach.

Zsunął się z nich i, widząc motocykl, kulejąc, podbiegł w jego kierunku. Będąc przy samochodzie znowu usłyszał ten głos.

- Eddie.

Cofnął się lekko i przejrzał w przedniej szybie. Zabrakło mu oddechu.

Bo w szybie nie odbijało się jego odbicie, ale coś zupełnie innego.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top