‣ Stay or leave

Nie wiem, czego mogłabym się spodziewać po spotkaniu z Camilą. Nieustannie zastanawiałam się, jak wyglądałoby to wyjście — randka — ale za każdym razem dryfowałam zbyt głęboko myślami w niespełnione scenariusze.

Z jednej strony spodziewam się tego, że wystąpiłaby jakaś niezręczność między nami. W końcu trochę czasu od naszego pierwszego spotkania po powrocie Camili, w dodatku z takim impetem i komplikacjami od samego początku. Biorę pod uwagę to, że mogłyby być nam dziwnie spróbować względnie neutralnego zachowania względem siebie. Przeważnie sytuacje, w których nasza dwójka była uwikłana, niewątpliwie należały do intensywnych.

Z drugiej strony obawiam się tego, jak cało to spotkanie odbiorę na sam koniec. W przeszłości miewałam niezliczoną ilość zawodów po randkach i przeważnie na te rozczarowania składały się te same aspekty. Tutaj mogłabym mieć częściowo nadzieję, że zostanę mile zaskoczona, ale chyba lepiej byłoby, gdybym zakładała gorsze zakończenie niżeli lepsze. Uniknęłabym przynajmniej mocniejszego rozczarowania.

Z trzeciej strony...nie mam bladego pojęcia, jak pokierować naszą obecną relacją. Camila była nadto wokalna pod tym względem, jednak zawsze się wstrzymywałam, co zostało już przeze mnie wytłumaczone, więc kobieta ma większą świadomość moich realnych obaw...ale... No właśnie, zawsze jest jakieś "ale". Takie randkowanie daje klarowny przekaz, aby zmienić naszą obecną relację, ale jednocześnie obawiam się tego, że mogłybyśmy zbyt szybko porwać się ku związkowi. Jest jeszcze wiele niewiadomych i nierozwiązanych niepewności — no i oczywiście mamy również Essie — więc to wszystko nie jest takie proste. Nie mogę spojrzeć na dzisiejsze spotkanie z Camilą z myślą, że może za jakąś konkretną ilość randek albo tygodni będziemy mogły spokojnie usiąść i ustalić nasze oczekiwania względem związku. 

To wszystko jest takie pokomplikowane.

Chociaż i tak nie wymigałaś się z tej randki, pomimo tylu niepewności.

Wzdycham cicho na własną myśl, zanim opuszczam łazienkę po relaksacyjnej kąpieli. Została mi godzina do wyjścia, więc mogę na spokojnie się ogarnąć, przebrać i przygotować psychicznie na randkę z Camilą. 

Nawet nie mam bladego pojęcia, gdzie dokładnie pójdziemy. Ostatnim razem, kiedy zapytałam z nadzieją, że uchyli rąbka tajemnicy, dostałam niezbyt precyzyjną odpowiedź. 

Od: Camila
Treść:
Idziemy na tanie żarcie.

Nie byłam nawet pewna czy żartuje — a znając Camilę zawsze istniała taka możliwość. Nie chciałam mimo wszystko odwalić się do jakiejś małej knajpki. Samo wyjście do takiego miejsca wcale mi nie przeszkadzało. To byłaby miła odmiana od prób zaimponowania mojej osobie po tym, jak ktoś dowiadywał się o tym, że jestem psychiatrą. Od razu kojarzone to było z luksusami i nieodłączną koniecznością wydawania horrendalnych pieniędzy na...w zasadzie wszystko.

To bywało męczące, bo było jednocześnie tak przewidujące.

W końcu ile razy można chodzić na stek albo na stek ze złotym płatkiem na wierzchu, który nie był jakiś wybitny, tylko po prostu dobrze przyrządzony i tyle? Nie wspomnę już o przebitce cenowej, kiedy ktoś odważył się na zamawianie tego złotego płatku, który jak dla mnie wyglądał jak jakieś tania folia aluminiowa, ale o złotawym, a nie srebrnym kolorze. 

Więc wracając do samych wiadomości Camili, bo trochę zboczyłam z tematu — kobieta nie dała mi żadnych wskazówek również w kwestii samego ubioru. Nie chciałabym się wygłupić, starając się ubrać zbyt elegancko albo zbyt swobodnie. Na samo pytanie o dress code Camila była...po prostu Camilą.

Od: Camila
Treść:
Możesz iść nago.

To był moment, w którym zaczęłam się irytować, bo chciałabym wiedzieć cokolwiek. Nie miałam w planach wypytywać o każdy szczegół randki, jaki ma zaplanowany — na moje mogłybyśmy po prostu zjeść, porozmawiać i tyle z tego wszystkiego, ale chciałabym nie spędzać 30 minut, przeglądając szafę, aby znaleźć coś neutralnego do ubrania, tak pomiędzy czymś komfortowym a schludnym, ale nieprzesadnie eleganckim.

Wspominając już o tym, wybrałam w końcu coś, co wydawało mi się w sam raz.

Ubiorę się całkowicie na czarno.

Ale jest za tym strategia, żeby nie było.

Po pierwsze: do czerni — a w tym przypadku zwiewnej koszuli, schludnie włożonej w materiałowe spodnie — wystarczą jakieś proste dodatki, aby wyglądało to elegancko, ale z drugiej strony nie byłoby to przytłaczające. Prosty pasek ze srebrną klamrą, drobny naszyjnik, jakieś kolczyki i zegarek z tego samego materiału były w sam raz. Nic przesadzonego, wciąż coś komfortowego, jednak niezbyt krzykliwego.

Po drugie: jeśli trafimy gdzieś, gdzie będzie łatwo o wybrudzenie się przez moją niezdarną osobę, czerń zawsze lepiej zakrywa brud niż jakikolwiek inny kolor.

Po trzecie: jeżeli w którymś momencie dopadłyby mnie nerwy, na czerni nigdy nie widać śladów po pocie. Niby jest to oczywiste, jednak świadomość w razie wystąpienia takiej reakcji ciała daje mniej zmartwień.

Kolejna rzecz, która była strategicznym posunięciem, to spięcie włosów.

Po pierwsze: mogło wyglądać to lepiej niż moje trudne do rozczesania włosy. No i doda to — nadużywam tych określeń — eleganckiego akcentu.

Po drugie: nie wpadną mi do jedzenia tak łatwo.

Bardzo proste rozwiązania, które spełniały wszystkie istotne wymagania.

Będąc przygotowana na wszystko pod względem tego, jak się prezentowałam, zmniejszyłam trochę stres, który towarzyszył mi podczas kwadransu, kiedy to musiałam czekać na przyjście Camili. Naprawdę przez te kilka minut starałam się nie myśleć o wszystkich możliwych: "A co jeśli...", bo inaczej chyba bym zwariowała. I tak pójście na tę randkę było sporym wyzwaniem — dla każdej z nas. Ciężko było przewidzieć, jak wejście na kolejny etap znajomości może się potoczyć.

Gdy tylko słyszę dzwonek, niemal podbiegam do drzwi, ale w chwili, kiedy chcę chwycić za klamkę, trochę się opanowuję i biorę kilka głębokich oddechów. Przy ostatecznym otwarciu drzwi, chwytam drugą dłonią do powieszonego płaszcza, abyśmy mogły jak najszybciej wyjść.

— Hej — mówię, spoglądając krótko na Camilę, która zamiast odpowiedzieć na przywitanie, opiera się o framugę drzwi ze skrzyżowanymi ramionami ze wzrokiem bezwstydnie wędrującym po mojej sylwetce. — Co?

— Skąd ty wytrzasnęłaś te ubrania, kotku?

— A co? — Momentalnie zamieram z płaszczem w połowie założonym na moje ciało. — Źle się ubrałam? Nie powiedziałaś mi dokładnie, gdzie zamierzamy pójść.

Kobieta unosi tylko brew, mozolnie przenosząc oczy do mojej twarzy.

— Miałyśmy iść na randkę, a nie pieprzyć się w przejściu. Testujesz mój obecny celibat?

Wyjątkowo wzdycham z ulgą na sprośny komentarz kobiety, co ogólnie nigdy się nie zdarza, ale cieszę się, że w rzeczywistości mój strój nie jest nieodpowiedni na to wyjście.

— Nie strasz mnie tak. Myślałam, że źle się ubrałam.

— Przecież pisałam, że mogłabyś pójść nawet nago — wzrusza ramionami. — Chociaż wątpię, że zniosłabyś tę temperaturę. Jest styczeń i pizga z każdej strony — Camila odsuwa się o trzy kroki, abym mogła bez problemu wyjść na korytarz i zamknąć za sobą drzwi.

— Naprawdę jest aż tak zimno? — Brunetka tylko mruczy potakująco na to pytanie. — Powinnam brać kluczyki do auta? Będzie wygodniej, jeśli mamy przed sobą jakąś dłuższą drogę.

— Mieszkasz na Manhattanie. Masz tutaj wszystko blisko siebie — kręci głową. — Tak zamierzasz wyjść na tę pizgawicę? — Camila wskazała na szybko palcem okolice mojej szyi.

— Mam gruby płaszcz — tłumaczę krótko, poprawiając szal, który narzuciłam na szyję.

— No jasne, a jak cię owieje, to będzie na mnie — prycha cicho, podchodząc bliżej, przez co uderza we mnie słodkawy zapach jej ciała oraz balonowej gumy. — Pamiętasz zasadę, o której rozmawiałyśmy?

— Oczywiście, że pamiętam. Pytanie, czy ty pamiętasz, że żadnego sypiania ze sobą na pierwszej randce — mrużę podejrzliwie powieki, gdy odpowiadam z żartobliwym tonem, kiedy kobieta chwyta między palce szal, zdejmując go delikatnie z mojej szyi.

— Nie ta — wywraca oczami. — Jakbyś jeszcze mogła mi się oprzeć — dodaje z prychnięciem, kiedy po złożeniu na pół miękkiego materiału, zwinnie zarzuca mi go na kark i część szalu wsuwa pod czarny płaszcz. — Żadnego trybu pani doktor.

— Wiem, wiem, pamiętam. 

— Mówię poważnie — krzyżuje ze mną przez chwilę spojrzenie przed powrotem do szybkiego i umiejętnego zawinięcia mojego szala, że wygląda to schludnie, ale jednocześnie całkowicie zakrywa moją szyję i kark podwójną warstwą przez wcześniejsze złożenie go w połowie. — Kiedy będziemy o czymkolwiek rozmawiały, bardzo możliwe, że wspomnę o czymś z VA. Nie chcę, żebyś chwilę po usłyszeniu czegoś nawiązującego do tego miejsca aktywowała tryb pani doktor.

— Bardzo dużo rzeczy i tak już wiem, Camila — wyjaśniam na szybko. — Nie przejdę na tryb pani doktor — powtarzam obietnicę, którą składałam niezliczoną ilość razy.

— Mam taką nadzieję — wzdycha cicho, po czym zabiera dłonie od mojego ciała. — Teraz możesz iść na zewnątrz. Nie umiesz wiązać szala.

Mimowolnie gładzę dłonią miękki materiał, będąc pod wrażeniem, jak dobrze oplata moją szyję. 

— Zawijanie na kilka razy to najprostszy sposób — mamroczę. — Gdzie się tego nauczyłaś?

Camila przekręca na bok głowę, spoglądając na mnie z cieniem półuśmiechu na wargach.

— Jedna z niewielu rzeczy, których nauczyła mnie mama — przez chwilę mam wrażenie, że bacznie obserwuje moją reakcję na te słowa. — Tak, sprawdzam cię — dodaje sekundy później, potwierdzając myśl, której nie wypowiedziałam na głos. — Niuanse z przeszłości kieruję do ciebie, a nie do pani doktor.

— Wiem — mimowolnie wciskam czubek brody w szal. — Obiecałam.

— Na razie dotrzymujesz obietnicy — kobieta odchodzi kawałek w bok, po czym gestem całego ramienia wskazuję drogę w stronę windy. — Możemy iść. Pamiętaj, co cię czeka, jeśli nie dotrzymasz słowa.

— Niby co? — Mrużę na nią powieki, zanim ruszamy we wcześniej wskazanym kierunku.

— Klaps — wytyka lekko język. — Chociaż... 

— O nie... — Przewracam oczami, kiedy celowo unosi dłoń do twarzy z mimiką dającą do zrozumienia, że głęboko się nad czymś zastanawia. — Zaczyna się.

— To brzmi bardziej jak przyjemna obietnica niż kara — stwierdza w tej samej chwili, kiedy winda podjeżdża na nasze piętro i wychodzi z niej jedna z moich sąsiadek, z którą witam się z prawdopodobnie widocznym zawstydzeniem na twarzy. 

— Camila, ciszej — klepię ją w ramię, gdy sąsiadka nas mija, więc możemy bez problemu wejść do pustej windy. — Sąsiedzi nie muszą tego słyszeć.

— I tak pewnie nieraz cię słyszeli — wzrusza ramionami, jakby to nie było nic istotnego. — Im dłużej się nad tym zastanawiam, tym bardziej jestem przekonana, że klaps byłby przyjemną obietnicą. Ostatnim razem byłaś dość wkręcona.

— Camila! 

— No co? Teraz nagle się wstydzisz? — Unosi brew, na pokaz zaskoczona. — Przespałyśmy się dwa razy. Nie mówiłaś, że nie mogę o tym wspominać.

— To było dawno temu i nieprawda.

— Jaka nieprawda jak prawda? — Mamrocze z wyrzutem, po czym wskazuje na mnie oskarżycielsko palcem. — Nadal pamiętam jak wygląda twój biały tyłek.

— Camila, przysięgam, za chwilę...

Klik.

Zaciskam wargi, aby nie powiedzieć nic więcej, kiedy drzwi windy na nowo się otwierają, gdy docieramy na parter. Oczywiście brunetka jest całkowicie rozbawiona i nie ma żadnego wstydu, kiedy nabija się ze mnie podczas drogi na zewnątrz.

Gdy tylko wychodzimy, stwierdzam od razu, że faktycznie miała rację co do pogody. Mamy styczeń, a pogoda nie wydaje się polepszać — co prawda nie mamy śnieżnej otoczki w Nowym Jorku, jedynie okazjonalny deszcz i nieustanne wichury.

— Trzęsiesz się jak jakiś owsik — głos Camili przywraca mnie do rzeczywistości. — Masz, załóż — wysuwa w moją stronę parę czarnych rękawiczek.

W pierwszej chwili wyciągam po nie dłoń, ale zatrzymuję się, kiedy widzę, jak ona się prezentuje.

— Camila, zapnij się. Za długo jesteś zdrowa? — Besztam ją natychmiastowo, wskazując na jej cienki płaszcz.

— Nie trzęsę się z zimna jak ty chwilę po wyjściu na dwór — ponownie wzrusza ramionami. — Załóż rękawiczki i idziemy. Nie mamy stąd daleko.

— Mimo wszystko, powinnaś się zapiąć.

— Jestem przyzwyczajona do niskich temperatur.

— Nie jesteś z Alaski — komentuję.

— Może i nie, ale nowojorska pogoda nie jest mi straszna — zerka na mnie przelotnie. — Byłam wystarczająco długo i często pośród paskudnej, a przede wszystkim zimnej pogody, żeby coś takiego, co mamy teraz nie robiło na mnie wrażenia.

— To znaczy? Aż tak często chodziłaś po dworze? 

Camila kręci delikatnie głową z niewielkim półuśmiechem na wargach.

— Odpowiedź na to pytanie raczej nie jest na pierwszą randkę. 

— A to niby dlaczego?

— Bo zdecydowanie przejdziesz na tryb pani doktor.

— Nieprawda.

— Jasne, jasne — mrużę na kobietę powieki. — Byliśmy biedni, wiesz o tym.

— Wspominałaś o tym — przyznaję po krótce. — Ale sama też nie twierdzę, że za młodości miałam dużo pieniędzy. Musiałam na wszystko sama zapracować.

— Może i tak, ale ty jesteś z Miami — stwierdza z machnięciem dłonią. — Ja miałam do czynienia z prawdziwą zimą, nawet gorszą niż zdarza się w Nowym Jorku. Jak myślisz, dlaczego musiałam wracać do tamtego domu i wszystko odnawiać?

— Mówiłaś, że chciałaś go sprzedać. Na pewno wiele rzeczy samoistnie się zepsuło, nawet zgniło przez brak użytkowania czy po prostu dbania o nie. A jednak nikogo nie było tam przez kilka lat — podsuwam dość oczywistą dla mnie myśl.

— Nikt by tego nie kupił, nawet gdybym wyrzuciła meble, zerwała podłogi i wstawiła nowe kafelki czy panele.

— Dlaczego miałby nie? Nawet po jakiejś niższej cenie...

— Lauren... — Kobieta spogląda na mnie, kiedy stajemy przed przejściem dla pieszych na czerwonym świetle, po czym układa dłoń na szczycie mojej głowy. Trudno odczytać wyraz jej twarzy, ale nie wydaje mi się, aby jej dobry humor uległ zmianie. — Musiałam zadbać od podstawy. Mieliśmy same mury, bez żadnego ocieplenia ścian. Ten dom był poniżej dzisiejszych standardów.

Ta informacja jest dla mnie całkowicie nowa i w pierwszej chwili nie wiem, jak powinnam zareagować. W takich sytuacjach ciężko trafić punkt ze słowami.

— Nie rób takiej miny — wzdycha znużona, po czym zabiera dłoń z mojej głowy. — Nie rozumiem, dlaczego ludzie tak często zachowują się z automatu niezręcznie, kiedy słyszą o czyjejś biedzie. To nie tak, że to twoja wina. Moja tym bardziej. Tak było, ale teraz jest inaczej.

— Zaskoczyłaś mnie — przyznaję. — Nie wiedziałam, że aż tak wyglądała twoja sytuacja w domu. 

— Nie ma co dużo o tym mówić. Wiesz, że nie lubię współczucia — wzrusza ramieniem, zanim obie ruszamy przed przejście. — Powiedziałabym nawet, że bieda, w której żyłam nie musiała być całkowicie winą moich rodziców — zagaduje dalej, zaskakując mnie jeszcze bardziej kontynuacją tematu, który jednak nie należy do najlżejszych. — Być może moi dziadkowie nie potrafili albo nie byli w stanie pokazać im, że można żyć inaczej. Chociażby bez uzależnień.

— Wiesz, może wydawać się to dziwne, ale jest bardzo dużo przypadków, kiedy... — Momentalnie się powstrzymuję. — Jak mam niby na to odpowiedzieć bez wyjścia na panią doktor?

Gdy spoglądam na Camilę, na ustach nadal ma ten sam uśmiech.

— Okej, koniec tematu. Nie będę cię torturować — stwierdza na szybko, przerzucając na chwilę ramię przez moje barki. — Zostawmy to na kiedy indziej, pani doktor.

— Miałaś tak na mnie nie mówić.

— Miałam też nie mówić "kotku", ale w sumie to co ty mi możesz zrobić, kotku? — Unosi zaczepnie brew przed ponownym oderwaniem się od mojego ciała, zabierając odrobinę ciepła, która wytworzyła się w miejscu, do którego przylegała.

— Jesteś okropna.

— Mmm, brzmi jak wstęp do świetnej randki.

— Wspominając już o tym, czy mogę się dowiedzieć, gdzie dokładnie idziemy?

— Idziemy zjeść.

— Może jakieś konkrety?

— Chcę zjeść we względnym spokoju, kotku.

— To znaczy?

— Zauważyłam, że jest potąd... — Robi gest dłonią na wysokości czoła. — Restaruracji, gdzie ludzie są albo tak głośno, albo tak dużo jest ich zgromadzonych w jednej przestrzeni, że trzeba do siebie krzyczeć. Nie zamierzam zedrzeć sobie gardła przy rozmowie z tobą. 

— Nigdy nie wiadomo ile...

— Chociaż... — Unosi palec wskazujący. — Możemy zedrzeć sobie gardła na deser — zwraca się w moją stronę z sugestywnie poruszającymi się brwiami.

— I pomyśleć, że byłam na tyle naiwna, żeby wierzyć w to, że da się przyzwyczaić do twoich sprośnych komentarzy.

— Musisz przyznać, to była idealna okazja — robi niewinną minę. — Szukałam czegoś, gdzie mogłybyśmy zjeść w spokoju, najlepiej w oddzielonej przestrzeni. Znalazłam kilka miejsc, gdzie mieli...jakby takie budki, nie wiem jak to się dokładnie nazywa, ale nie widzisz po prostu innych klientów przez kanapy, które cię otaczają. I przy okazji masz zapewnione wygłuszenie.

— Okej, brzmi dobrze. A na jakie jedzenie idziemy?

— Cóż...ty praktycznie jesz wszystko, a ja chciałam spróbować czegoś nowego i też nie planowałam pójść do miejsca, gdzie zamówimy jedno danie plus deser i po niecałej godzinie wyjdziemy. Znalazłam więc taką restaurację z menu, gdzie jest kilka wariantów, um... — Kobieta krzyżuje ramiona. — To chyba nazywają się "momenty", czyli od 10 do 12 dań. Są dość małe i wlicza się w to kilka przystawek, dania główne i deser. Zależy od wybranej opcji z menu. Między daniami są jakieś przerwy i chyba jest nawet opcja dobrania do każdego z dań adekwatnego alkoholu — lekko mnie szturcha łokciem. — A to brzmi jak opcja dla ciebie.

— Tego...się nie spodziewałam — mówię cicho, po czym szturcham tak samo Camilę. — Pisałaś mi, że idziemy na tanie żarcie. Wybranie od 10 do 12 dań nie brzmi tanio.

— To nic osobistego...

— A poza tym skąd pomysł, że będę piła alkohol?

— Lauren...wino do każdego dania? Kto by nie pił? — Prycha. — Poza tym, to nic osobistego. Po prostu chcę spokoju i prywatności. Niekoniecznie chcę trafić na babski wieczór w restauracji, gdzie jedna kobitka będzie przekrzykiwać drugą. 

— Ale spokój i prywatność nie musi kosztować cię kilka stówek — wcinam. 

— Spójrz na to inaczej. Po prostu chcę spróbować tego jedzenia i jestem ciekawa samej koncepcji, którą ta restauracja ma — kobieta zatrzymuje się bliżej krawężnika, aby nie przeszkodzić nikomu z innych przechodniów. — Nie próbuję... — Ucina, bierze większy wdech i ostatecznie nawiązuje ze mną kontakt wzrokowy, gdy tylko podchodzę bliżej. — Nie próbuję pokazać się z jakiejś nowej, wymyślonej strony, jeżeli tym się przejmujesz. Mam pieniądze, więc z nich korzystam. Dobre 95% czasu korzystam z nich bardzo rozsądnie, więc te pozostałe 5%, które stracę na wyjście nie sprawi, że zbankrutuję. Zwłaszcza, że mam pracę.

— Rozumiem, ale nie chcę, żebyś wydawała na mnie niepotrzebnie pieniądze albo myślała, że tylko do takich miejsc możemy pójść, Camila.

— Jak by na to nie spojrzeć, nie poznałyśmy się w dobrym miejscu — wspomina krótko, spoglądając na moment w dół. — Uwierz, że nie staram się być kompletnie nową i sztuczną wersją siebie. Chciałam, żebyśmy zjadły coś, mam nadzieję, ciekawego. Nic więcej. Nie wydaje mi się również, że chciałabyś, żebym...

Kobieta bierze większy oddech w płuca, zanim na nowo na mnie spogląda ze zmarszczonymi brwiami.

— Nie wydaje mi się, żebyś chciała jakiegoś sztucznego pokazu z mojej strony, co mogłabym ci zaoferować. Chyba masz swoje oczekiwania i sama możesz uznać czy to, jaka jestem będzie je spełniało, czy nie. Nie mam zamiaru...robić czegoś byleby przekonać cię do siebie bardziej. Nie dlatego, że jestem zbyt leniwa, ale nie widzę sensu w ukrywaniu...nawet wad? — Na moment wydaje się niepewna. — Nie widzę też powodu, dla którego mamy tworzyć otoczkę, jakbyśmy spotkały się po raz pierwszy w jakimś bardziej neutralnym miejscu. 

— Okej.

— Okej? Tylko tyle? — Mruży podejrzliwie oczy. — Szybko dałaś się przekonać.

— Bo mówisz z sensem — przyznaję. — I rozumiem podejście. Jeśli rzeczywiście coś takiego ci pasuje to w porządku. 

— Na pewno? — Przekręca lekko w bok głowę.

— Mhm, na pewno. Idziemy dalej?

— Och, okej — kobiera prostuje bardziej plecy. — Przed nami jeszcze jedna ulica.

◦◦◦

— Nie chcę mówić: "A nie mówiłam?", ale... A nie mówiłam? 

Przewracam oczami, kiedy Camila wskazuje palcem na nową lampkę z białym winem, którą zdążyłam chwycić do dania głównego. 

— Ale ty nie dałaś się namówić na alkohol do dań — napominam z westchnięciem. — To nie fair, że piję sama.

— Może alkohol rozplącze ci język — puszcza mi oczko. 

— Tak, z pewnością — prycham krótko. — To tylko parę lampek. W dodatku nie ma tego wina tak dużo.

— To ile musiałabyś wypić, żeby się upić? — Unosi brew. — I żeby było jasne, nie pytam dla żadnej koleżanki, tylko dla siebie.

— Sama nie wiem. Zależy od dnia.

— To znaczy? Jednego wystarczy, że powąchasz, a drugiego musisz wypić trzy flaszki?

— Może nie róbmy aż takiego spektrum — macham dłonią. — Zależy czy to dzień wolny, czy może jestem po pracy. Kiedy wracam do domu, w dodatku kompletnie wykończona to łatwiej jest się upić.

— Hmm... Więc jak było w pracy? — Pyta z głupawym uśmieszkiem. — Jesteś zmęczona?

— A co? Zamierzasz mnie upić i uwieść? 

— Nie uwodzę kobiet po pijaku. Nie muszę — wzrusza nonszalancko ramieniem. — Ale chciałabym zobaczyć upitą wersję ciebie. 

— Kiedy mam wypite to jestem śpiąca.

— Albo napalona — wtrąca szybko. — Akurat po fakcie dowiedziałam się, że byłaś schlana, kiedy pierwszy raz się przespałyśmy — tłumaczy. — Chociaż...na kacu też byłaś napalona. Coś musi być z tym alkoholem w twoim przypadku, kotku.

— Nie mów na mnie kotku — mamroczę, kiedy staram się jakoś zakryć gorące i najpewniej czerwone policzki kieliszkiem z winem. — Mówiłam, że to było dawno i nieprawda.

— Dawno to fakt. Ale twoja nieprawda to nieprawda — czuję, że pod stołem szturcha delikatnie moją nogę swoją. — Dziwi mnie twoja odwaga po alkoholu. I wiem o czym mówię. Na co dzień jesteś bardzo...zdystansowana. 

— Nie każdy mówi publicznie o seksie, Camila.

— Dobrze, że nie o publicznym seksie — wskazuje na mnie zaczepnie palcem. 

— Camila... — Odchylam głowę w tył. — Ależ się uczepiłaś.

— Staram się podtrzymać kulturalnie konwersację. Publiczny seks nie był ofertą — prostuje niewinnym głosem. — Ale dobrze, zmiana tematu. Powiedz mi coś, czego jeszcze o tobie nie wiem.

— Nie wiem czego mogłabyś nie wiedzieć.

— Tyle z podtrzymania rozmowy — prycha cicho. — Okej, powiedz mi...jak wyglądały twoje poprzednie randki? Czy nieświadomie lecę jakimś schematem?

— Nie lecisz żadnym schematem — odpowiadam natychmiastowo. — A same randki...nie mogę już patrzeć na steki, zbyt wiele musiałam ich jeść. Nie wiem, kto wpadł na pomysł, żeby za każdym razem pójście na stek było dobrym rozwiązaniem. Żadnego zróżnicowania.

— Było tak za każdym razem?

— Prawie tak — wzdycham znużona. — Podejrzewam, że wynikało to z tego, że...cóż, dowiadywali się o moim zawodzie i gdzieś w podświadomości kojarzyli steki z czymś kosztownym. A istnieje niejeden stereotyp krążący wokół lekarzy i ich przywiązania do pieniędzy oraz luksusu.

— Mmm, brzmi nudno. 

— Było nudno — potwierdzam z cieniem uśmiechu. — Dlatego to miła odmiana.

— Jedzenie? Za tę cenę nie ma innej opcji — nie mogę powstrzymać krótkiego śmiechu na ostatnią uwagę. 

— Nie tylko jedzenie. Próbujesz z całych sił ignorować mój zawód. Wcześniej...często sam zawód przyciągał bardziej. A nawet nie samo to, że jestem psychiatrą, tylko przyjmowali do wiadomości słowo: "lekarz".

— Teraz to brzmi smutno. Nic dziwnego, że poszłaś ze mną na randkę — ponownie się podśmiewam, w duchu wdzięczna za te głupawe, choć szczere komentarze, które podtrzymują luźną atmosferę między nami.

— Jesteś inna. 

— Inna? Ładne określenie na... — Zaczyna robić palcem wskazującym kółka naprzeciw jednej ze skroni. 

— Nie o to mi chodziło — besztam ją lekko. — Z tobą po prostu jest inaczej. W dobrym sensie.

— Dobrym? — Powtarza tak cicho, że mam wrażenie, że nie miałam tego usłyszeć. Poza tym, Camila zmienia trochę swoją postawę, przechodząc z pewnej do zaciekawionej. W gestach dłoni, które zaczynają bawić się sztućcami widnieje z kolei nerwowość albo nieśmiałość. — Inaczej? — Mówi już normalnym głosem.

— Mhm, inaczej — kiwam głową. — Nie udajesz niczego ani nikogo. Nie interesują cię moje pieniądze. Nie interesuje cię stereotypowy prestiż, który idzie za moim zawodem. 

— Po to mam swoją pracę, wiesz? Nie potrzebuję twoich pieniędzy — unosi kąciki warg. — A po tym, ile wydam na to spotkanie wychodzi na to, że zostajesz moją utrzymanką, a nie na odwrót, bo najwidoczniej jestem przy kasie, że mnie na to wszystko stać.

— Okej, mogę zostać twoją utrzymanką — z uśmiechem opieram policzek na otwartej dłoni. — Co z tego będę miała?

— Niech no pomyślę... 

— Chyba się domyśla...

— Seks.

— Jak zwykle — przewracam oczami.

— Co to miało być? — Mruży powieki, po czym przykłada dłoń do mostku. — Ta reakcja to cios w moje morale. Seksualne morale.

— Jest coś takiego jak seksualne morale?

— Nie wiem, pani doktor.

— Nie jestem panią doktor.

— Gdy tak o tym pomyślę... Dobrze wyglądasz w tym swoim stroju pani doktor.

— Widziałaś mnie w nim może ze trzy razy — przypominam. — I proszę nie seksualizować mojego stroju do pracy, dziękuję.

— Nie dziękuj mi jeszcze — macha niedbale dłonią. — Nawet ten twój długi fartuch nie może zakryć twojego tyłka. Znaczy, zakrywa go, ale i tak każdy wie, że wciąż odstaje. Na co nie narzekałam za żadnym z tych trzech razy, kiedy widziałam cię w tym stroju, a ty szłaś przede mną.

— Jesteś okropna, Camila.

— Hej! Co tak szybko zmieniasz zdanie? Przed chwilą byłam inna i wyjątkowa — sapie urażona. — Czy alkohol już uderza ci do głowy?

— Bardzo zabawne. A myślałam, że będziemy miały poważną rozmowę.

— Seks to poważny temat.

— Przysięgam, gdyby nie alkohol to bym sobie poszła — kwituję, wywracając celowo oczami. — Zawsze znajdziesz jakiś podtekst.

— To się nazywa talent, kotku.

— Jesteś okropna — powtarzam, opierając się wygodniej o kanapę, która nas otacza niemal z każdej strony z uśmiechem pojawiającym się na sam koniec.

— Płacę za to — Camila wskazuje palcem na nasze talerze. — Szczyt mojej okropności. 

— A żebyś wiedziała — poszerzam uśmiech, co daje mi też znać, że jednak alkohol coraz bardziej za mnie przemawia. 

Kobieta pewnie to zauważa po tym, jak niemal przytulam do mostka kieliszek z resztką wina do dania, które zdążyłyśmy w międzyczasie zjeść. Nie komentuje jednak tego w żaden sposób, co bardzo mnie dziwi, ale również nie odważam się niczego mówić.

Zaczyna tworzyć się między nami cicha, choć bardzo przyjemna atmosfera, która zostaje przerwana krótkimi rozmowami, zanim decydujemy się na wyjście i powrót do domu. Nie mogę nie docenić tego, że nasze spotkanie przy głupkowatych komentarzach Camili przebiegło bardzo naturalnie, przez co nie odczuwałam w żadnej chwili presji, kiedy czasem przypominałam sobie o tym, że jesteśmy na randce, a nie zwykłym, towarzyskim spotkaniu.

Miło było pierwszy raz coś takiego poczuć.

◦◦◦

— Jesteś pijana — słyszę mamrotanie kobiety, która podpiera mój bok swoim ciałem, kiedy kierujemy się korytarzem pod drzwi do mojego apartamentu. — Z pewnością nie masz mocnej głowy do alkoholu, pani doktor.

— Miałaś mnie tak nie nazywać — odrywam się gwałtownie od brunetki, gdy tylko docieramy pod drzwi, na co drży i początkowo wyciąga do mnie dłonie. Zapewne ta reakcja wynika z obawy, że upadnę, ale wcale nie jestem tak pijana.

Tylko tak odrobinę podpita. Tak...do tego przyjemnego stopnia upicia, kiedy wszystko wydaje się pozytywne.

— Nie wytrzymam z tobą — komentuje cicho, opierając się o ścianę w tej samej chwili, w której walczę z kluczami a otworem zamka. — Pijaczyno, daj mi te klucze, bo inaczej będziemy stały tutaj do rana.

— Nie — wskazuję na nią palcem i mrużę lekko powieki. — To podstępny chwyt, żeby wejść do środka.

— Akurat do tego nie potrzebuję kluczy, zdajesz sobie z tego sprawę?

— Nie mądruj się — przekręcam klucz, po czym pcham drzwi. — Ha! I co? Głupio ci?

— Ani trochę — unosi brew na moje słowa, zanim niepokojąco poważnieje. — Czas do domu. 

— Mhm — biorę większy wdech. — Jesteś pewna, że dotrzesz sama do domu?

— Od czegoś są taksówki — macha lekceważąco dłonią, po czym niespodziewanie przysuwa się bliżej.

Na moment czuję, że przez mój lekko podpity organizm reaguję zbyt wolno samymi manualnymi ruchami, jednak samo serce znacząco przyśpiesza na nagłą bliskość. Niestety rozczarowujące okazuje się to, że Camila w ogóle nie zamierzała mnie tknąć, tylko wyciągnęła klucze z otwartego zamka drzwi, po czym wsunęła je zwinnie do kieszeni mojego płaszcza.

— Żebyś nie zapomniała — tłumaczy cicho, chociaż nie zadałam żadnego pytania, po czym wraca na swoje poprzednie miejsce, kilka kroków ode mnie. — Jutro będziesz miała kaca. Weź aspirynę czy coś.

Oblizuję nieznacznie wargi, czując się dziwnie z rozczarowaniem, które tak niespodziewanie mnie naszło.

— Dlaczego mnie prowokujesz? — Pytam bezpośrednio, będąc zdziwiona zachowaniem oraz całą fizyczną postawą kobiety.

— Hę? — Unosi brwi, odgarniając jednocześnie grzywkę krótkim ruchem głowy. — Niby czym prowokuję?

— Tym. Tym wszystkim.

— Nie wiem o co ci chodzi — pociera palcami grzbiet nosa. — Prześpij się trochę, jutro rano wstajesz do pracy, Lauren.

— Widzisz? Znowu to robisz.

— Co takiego? — Przekręca na bok głowę.

— Nigdy nie mówisz do mnie po imieniu — wskazuję na nią ostrzegawczo palcem. — Co knujesz?

— Nic nie knuję — opuszcza lekko ramiona. — Po prostu... — Chrząka cicho. — Idź do domu. Nara.

— Camila.

— No co? — Unosi znużona głowę, eksponując bardziej szyję.

— O co chodzi? Coś jest nie tak — zwracam jej uwagę.

— O nic.

— Jak o nic? Przecież widzę.

Kobieta pomrukuje coś pod nosem, ale nie jestem w stanie tego wychwycić. Jedyne co zwraca moją uwagę to ponowne przybliżenie się przez brunetkę, po czym otworzenie jeszcze szerzej drzwi, zanim spogląda na mnie krótko z oczami przysłoniętymi swoją gęstą grzywką.

— Nie znam się na tym, po prostu wejdź do domu — mamrocze pośpiesznie. — Nie wiem, jak powinnam się z tobą żegnać w takiej sytuacji, więc wejdź do domu, bo nie chcę palnąć czegoś głupiego.

W trakcie tego ledwie zrozumiałego słowotoku dostrzegam, że jej policzki stają się bardziej czerwone i jestem pewna, że nie wynika to z mrozu, który znajduje się na zewnątrz, ponieważ jesteśmy w ciepłym miejscu wystarczająco długo.

Mimowolnie unoszę kąciki warg na te słowa, chwytając bez przemyślenia za odpięty płaszcz Camili lewą dłonią. 

— Camz... — Bezwiednie przesuwam dłonią po ciemnym materiale. — Nie ma co się nad czymś takim zastanawiać. Dla mnie to spotkanie było jak każde inne. Wyszłyśmy i dobrze się bawiłyśmy.

— Och — rozchyla wargi, ale nie mówi nic więcej.

— Nie zaprzątaj sobie tym głowy — moje spojrzenie pada na dłoni, którą zdążyłam otulić wokół palonej szyi kobiety. Kiedy tylko przesuwam ją odrobinę wyżej, wyczuwam na jej tyle niewielkie uwypuklenie, które pewnie jest jedną z wielu blizn.

Czuję, jak kobieta zamiera, gdy niespodziewanie przyciągam ją do siebie, będąc w pełni otulona słodkim zapachem, który zawsze unosi się wokół z niej. Zostaję przez niego całkowicie pochłonięta, kiedy czuję na ustach gumę balonową, którą przeżuwała od chwili, gdy opuściłyśmy restaurację.

— Lauren — przymykam mimowolnie powieki, słysząc swoje imię wypowiadane szeptem. — Mówiłam... — Przykłada czoło do mojego. — Mówiłam, że nie mogę cię pocałować, bo nie będę w stanie tylko na tym skończyć.

— Ale to ja cię pocałowałam, a nie ty mnie — odpowiadam szybkim wytłumaczeniem, po czym na nowo korzystam z tej bliskości między nami i raz jeszcze złączam nasze wargi w tak samo krótkim pocałunku, który kobieta na nowo przerywa.

— To nie są jakieś głupie kruczki, które można omijać.

Uchylam powieki.

— Mówiłam, że nie prześpię się z tobą na pierwszej randce.

— Pamiętam — wzdycha — więc mnie nie prowokuj.

— Nie prowokuję — wzruszam ramionami. — Technicznie ta randka dobiega końca. Jeśli miałoby wydarzyć się coś więcej po niej, to wątpię, że jest sens myśleć nad drugą — dodaję. — To twój wybór czy zostaniesz, czy odejdziesz.

— Nie pogrywaj ze mną — zmarszczka pojawia się między jej brwiami. — To jakiś głupi test?

— Żaden test — przyznaję szczerze. — Po prostu ciężko jest mi wierzyć w to, że jeden pocałunek miałby być powodem dla którego mogłabyś przestać się powstrzymywać. 

— Czy to jakaś psychologiczna gierka, w którą teraz grasz?

— Nie, ale tak często to powtarzasz, że trudno jest mi w to uwierzyć.

— Cóż, może nie spotkałaś wcześniej kogoś, kto chciałby cię tak bardzo, jak ja? — Kręci lekko głową.

Na pytanie, które wydaje się i tak samo w sobie retoryczne, odbiera mi słowa. Czuję gorąc, który rozprzestrzenia się po moim ciele i z pewnością nie jest to wina alkoholu. Niepotrzebnie zaczęłam temat, pozostając jak zwykle wmurowana w ścianę i nie wiedząca, co mam począć.

— Więc nie prowokuj mnie więcej — dodaje chwilę później.

— A w którą stronę to idzie? — Zbieram się na pytanie, które kryje za sobą pewne wątpliwości. — Zostaniesz ze mną, żebyśmy się przespały czy zamierzasz odejść, jakbym znowu cię pocałowała?

— Takie masz myśli po naszym spotkaniu? — Camila wzdycha cicho. — Po rzekomej randce.

— Jestem po prostu ciekawa, co zamierzasz zrobić.

— Chyba dostałaś już na to odpowiedź wcześniej — wskazuje na drzwi. 

— Chcesz, żebym weszła do domu, ale wciąż jesteś blisko mnie — zwracam uwagę na fakt, że ja trzymam dłoń na jej szyi, natomiast Camila zdążyła opleść wokół mojej talii jedno ramię. — Trochę zaprzeczasz temu, co mówisz, a co finalnie robisz — dodaję, bez żadnego oporu przyciągając ją ponownie.

Tym razem kobieta nie wydaje się tak sztywna, gdy nasze usta się napotykają. Co więcej, powraca ta wersja Camili, która chwyta mnie jeszcze pewniej w ramionach, przyciągając całkowicie do klatki piersiowej. Nawet nie wiem, ile czasu mija, kiedy moje plecy popychają bardziej drzwi, gdy próbujemy wejść wgłąb mieszkania — ostatecznie zatrzymujemy się w przedsionku, w którym zostaję oparta o ścianę z dłońmi brunetki wędrującymi po moim ciele. 

Jej ciepły dotyk obejmuje moje plecy oraz znajduje się tuż nad pośladkami, zanim któraś z nas — nie jestem pewna która — zmienia ułożenie naszych ciał, przez co prawe udo kobiety napiera między moje nogi, które ustępują.

Gorąc przemyka przez moje ciało, które dotychczas nieświadomie wędrowało dłońmi tam, gdzie tylko mogło dotrzeć, aby mieć jak najbliższy kontakt z Camilą. Nie mogę powstrzymać reakcji w postaci kilku westchnięć pod wpływem samego intensywnego pocałunku, jak i tak trwałej obecności kobiety przy moim ciele. Tęsknota, która zakluła się węwnątrz głowy na którymś z wielu etapów naszej znajomości na nowo wychodzi na wierzch, odbierając zdrowy rozsądek.

Jednak w tej samej chwili, w której zaczynam tracić hamulce, kobieta gwałtownie się ode mnie odsuwa, pozostawiając jedynie słodkawą woń i nagły chłód.

— Jesteś pijana, zamknij drzwi i połóż się spać — mówi na jednym oddechu, po czym równie szybko znika za drzwiami, które cały czas były otwarte.

Nie daje mi nawet szansy na powiedzenie czy wytłumaczenie czegokolwiek.

Chociaż z drugiej strony raczej nic sensownego w tym zdyszanym stanie bym nie wypowiedziała.

Kiedy drzwi zamykają się za brunetką, sięgam dłońmi do twarzy z głośnym westchnięciem. Nawet pod opuszkiem rozpalonych dłoni czuję gorąc skóry w miejscach, które dotykam — i które pewnie mają również wiele rumieńców.

— Kurwa mać — szepczę ciężko, zsuwając się na drżących nogach do chwilowego przykucnięcia.

W tej samej chwili drzwi na nowo się otwierają, ale Camila ich nie przekracza, więc nie jestem w stanie jej zobaczyć.

— Lauren, zatrzaśnij zamki, bo ktoś obcy mógłby tutaj wejść — poucza mnie delikatnie, po czym tak samo niespodziewanie zamyka drzwi.

Tym razem wstaję i od razu przekręcam zamki, wspierając bardziej niż normalnie wagę ciała o drewniane drzwi. Przykładam również czoło do chłodnej powierzchni z nadzieją, że za ochłodą wróci zdrowy rozsądek.

I ponownie, w tej samej chwili, w której mam wrażenie, że alkohol zsuwa się na drugie miejsce, słyszę oddalające się spod moich drzwi kroki Camili, świadczące o tym, że dopiero teraz odchodzi.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top