‣ Regret
Wszystko poszło nie tak, jak powinno.
To pewne.
Ta rozmowa miała pomóc nam wyjść na prostą, rozwiać wątpliwości, poruszyć tematy, które dotychczas były spowite tajemniczością, ale zamiast tego na nowo rozeszłyśmy się w przeciwne strony na rozstaju dróg. Ponownie doszło do wielkiego nieporozumienia, złych interpretacji i tym razem nie jest to wina Camili.
Przynajmniej nie w całości.
Negatywnie zabłysnęłam swoimi analizami, obserwacjami i najgorsze, że wszystko zostało wyrzucone w twarz w jednym momencie, pozostawiając jej ogromne pole do interpretacji.
Złych interpretacji.
Nigdy nie chciałam zaszkodzić albo skrzywdzić Camilę w jakikolwiek sposób swoim podejściem. Dla mnie była to ochrona przed nią, ponieważ uwielbiała od czasów pobytu w ośrodku wchodzić w pewną rolę; pewien charakter i musiałam — siłą rzeczy musiałam — spróbować odgadnąć jej zamiary, obserwując kolejne kroki, które stawiała.
Nie podejrzewałam, że nasza rozmowa zakończy się w taki sposób.
Nie podejrzewałam, że wyraz twarzy, jaki mi posłała w ostatniej części naszego wspólnego dzielenia przestrzeni, będzie nawiedzał mnie przez dwa tygodnie.
Próbowałam przez ten czas nabrać do wszystkiego dystansu, aby spojrzeć na zaistniałą sytuację obiektywniej. Skupiłam się na pacjentach i Giorgii, która śledziła każdy mój krok i przez tę część dnia udawało mi się zapominać o całym incydencie. Dopiero powroty do domu okazywały się problemem, ponieważ to, co miało miejsce uderzało ze zdwojoną siłą, sprawiając, że leżąc do późna w łóżku — głównie przez coraz większą bezsenność — miałam drobną nadzieję, że może Camila wróci w ten swój dziwaczny sposób i będziemy miały okazję jeszcze raz porozmawiać.
Ale nic takiego nie miało miejsca.
Odcięła się ode mnie i to boli. Bolało i boli.
Nie mogę jej winić aż nadto, oczywiście, ponieważ sama jestem sobie winna, że powiedziałam pewne rzeczy w taki, a nie inny sposób, zamiast odpuścić i poczekać na dobrą okazję albo chociaż uprzedzić ją w jakimś stopniu, żeby nie wywoływać tak okropnej reakcji. Teraz, śmiem podejrzewać, pewnie czuje się zdradzona, co wskazywały jej słowa na sam koniec. Moje zachowanie również pokazywało samo przez się, że wolę analizować i obserwować, zamiast spróbować zrozumieć na jej sposób pewne rzeczy. Nie brałam pod uwagę tego, że mogłaby ukrywać przede mną jakieś sprawy, ponieważ obawiała się reakcji. Wykreowałam wokół niej otoczkę tajemniczości, która nadal nawiązywała do pobytu w Venom Asylum i to zdecydowanie największy błąd, jaki popełniłam.
Bardzo się do niej pomyliłam.
Ale zawsze jest druga strona medalu, prawda?
Camila prawdopodobnie nigdy nie pozbędzie się swojej drugiej sadystycznej strony.
Ja prawdopodobnie nigdy nie wrócę do domu bez myśli o problemach moich pacjentów, co reflektuje na toku myślenia, jakim się wykazuje, reakcjami oraz niewytłumaczalną chęcią przeanalizowania drugiej osoby, abym widziała na jej temat wszystko, czego potrzebuję.
Więc tak — wracam do domu fizycznie, jednak myślami zawsze będę w innym miejscu.
To główny problem dla każdej osoby, która w przeszłości wykazywała zainteresowanie moją osobą. Im lepiej mnie poznawali, tym szybciej zostawiali, ponieważ nie mogli zrozumieć tego, że praca, jaką wykonuję nie kończy się wraz z wybiciem zegara o godzinie świadczącej możliwość powrotu do domu. To nigdy się nie skończy. Podejrzewam, że nawet w momencie przejścia na emeryturę — o ile jej dożyję — nadal będę pochłonięta podopiecznymi, z którymi dane mi było pracować.
No i właśnie, tu jest druga strona medalu.
W pewien sposób również czuję się zdradzona, ponieważ Camila zdawała sobie sprawę od bardzo dawna, że jestem wnikliwym człowiekiem i mogła spodziewać się dalszych obserwacji z mojej strony, bo jest to dla mnie coś naturalnego. Takie odejście bez możliwości wyjaśnienia, że nie miałam na myśli tego wszystkiego w tak negatywnym znaczeniu rani.
Po prostu.
Myślałam, że jednak zna mnie lepiej.
I myślałam, że znam ją lepiej.
Ale znowu się pomyliłam.
◦◦◦
Zadzwoniłam do niej na początku trzeciego tygodnia milczenia.
Upewniłam się nawet Hetfielda, czy posiadam dobry numer.
I miałam, ale nie odebrała. A dzwoniłam naprawdę wiele razy.
Ten trzeci tydzień poważnie mnie zaniepokoił, ponieważ złączając dotychczasowe fakty, Camila mogła zareagować zbyt gwałtownie. Zaczęłam nawet rozważać możliwości zrobienia sobie krzywdy. Mimo wszystko uznawała mnie w jakimś stopniu za osobę godną zaufania, po czym wszystko, co powiedziałam odebrała za zdradę. Emocje, które w niej były w tamtym momencie należały do naprawdę intensywnych, więc nie zdziwiłabym się, gdyby alter ego postanowiło dać o sobie znać. Choć masochistyczna strona Camili potrafi przyjmować odrzucenie, ból i dodatkowo go łaknąć w pewnym stopniu jako nieodpowiednie odkupienie, tak sadystyczna strona jest raczej bezwzględna i mogłaby namówić ją do zrobienia czegoś, czego normalnie by żałowała.
Bardzo ciężko było przemóc się i przyjść ponownie do gabinetu Jamesa Hetfielda, aby ponownie wypytać o Camilę. Nie miałam do tego prawa ze strony bycia psychiatrą, a przyznanie się do głębszej relacji przed własnym szefem wydawało się nieetyczne, nietaktowne i niebywale niezręczne. Trudno mi było wymyślić dobrą wymówkę, żeby dowiedzieć się, czy może jakimś cudem wspomniała mu kiedyś, gdzie się zatrzymała po powrocie do Nowego Jorku.
Takie zachowanie zapewne podchodziło pod czystą desperację, jednak myśl o tym, że Camila mogłaby wyrządzić sobie krzywdę — fizycznie czy psychicznie — poza tym, jak sama przyczyniłam się do wplątania ją w poczucie bycia odrzuconą, sprawiała, że zaczęłam marzyć, aby w jakiś cudowny sposób cofnąć się w czasie i nie wypowiadać w tamtym momencie odpowiedzi na zadane pytanie. Wolałabym skłamać albo postawić na swoim i powiedzieć, że to nie jest dobry moment niżeli na nowo pozwolić, aby przechodziła przez odrzucenie od — tak naprawdę — jedynej osoby, która przy niej była; która jej pomogła; która wzbudziła zaufanie; która dała nadzieję.
— Coś się stało, Lauren?
Ciemne oczy Jamesa krzyżują się z moimi. Jego spojrzenie jest serdeczne, jak zwykle i przez to mam ogromną ochotę powiedzieć mu wszystko, aby spróbował znaleźć adres — bez względu na to, w jaki sposób.
— Chciałam o czymś z panem porozmawiać — oblizuję nerwowo usta, gdy mężczyzna wskazuje miejsce po drugiej stronie biurka.
— O co chodzi? Giorgia nadąża?
— Z Giorgią wszystko w porządku. Nie o niej chciałabym prozmawiać — drapię się nad brwią. — Kilka miesięcy wcześniej rozmawialiśmy o Camili i jej niespodziewanym powrocie.
James odchyla się w fotelu, krzyżując ramiona na klatce piersiowej. Powoli unosi jedną z dłoni do policzka, opierając go o wyprostowany palec wskazujący, gdy uważnie przygląda się mojej twarzy. Ostatecznie kiwa głową, abym kontynuowała, nie komentując tego bezpośredniego wstępu.
— Zaczynam się o nią martwić, ponieważ nie daje znaku życia, a wcześniej nie miała z tym problemu. Cieszyła się, że wróciła i wszystko wydawało się w jej życiu układać, z tego, co mi opowiadała, jednak niespodziewanie nastała podobna cisza, jak za czasów, kiedy wyjechała z Nowego Jorku — naginam te kwestie, aby nie wydać, że widywałam się z nią bardzo często i jestem powodem braku odzewu.
— Podejrzewasz, że ponownie wyjechała?
— Nie mam pewności. Próbowałam się z nią kontaktować, ale nie wiem, czy trafiałam na zły moment, czy wolała zostać sama. Faktem jest, że wcześniej źle radziła sobie z byciem na własną rękę, ponieważ w ośrodku zawsze ktoś był w jej pobliżu, mimo że wykazywała do danych osób niechęć — wzdycham cicho. — Chciałam sprawdzić, czy nadal jest w Nowym Jorku, czy może stało się coś złego, jednak zdałam sobie sprawę, że Camila nadal utrzymuje tę otoczkę tajemniczości i z tego wszystkiego nie opowiedziała mi, gdzie się zatrzymała. Wiem, że wynajmuje mieszkanie, aczkolwiek nie znam adresu i zastanawiałam się, czy ma pan takie informacje i byłaby możliwość...
— Karla Camila Cabello nie jest twoją pacjentką — sztywnieję w miejscu na te słowa.
— Zdaję sobie z tego sprawę.
— Wiem, że gdzieś zapisywałem adres podczas pierwszej rozmowy — zaczyna — ale z pewnej perspektywy wyglądałoby to bardzo źle, gdybym dał psychiatrze adres byłej pacjentki.
— Nie chcę na nowo analizować jej zachowania.
Czas z tym skończyć.
— Chcę upewnić się, czy wszystko z nią w porządku. Cisza z jej strony jest niecodzienna.
— Pamiętasz, jak mówiłem ci, że powinnaś zastanowić się, czy akceptujesz obie strony, zanim dopuścisz do siebie taką osobę?
— Tak, pamiętam — dodatkowo kiwam głową. — Część jej zawsze będzie przywoływała alter ego, a część mnie będzie chciała za wszelką cenę analizować tę przypadłość — przeczesuję w tył włosy. — To nie jest proste, oczywiście, aby odsunąć pracę, jednak teraz chcę się upewnić, czy wszystko z nią w porządku jako osoba, której powierzyła zaufanie i która przy niej była przez kilka długich miesięcy. Nie chcę sprawdzać, czy nastąpiły jakieś zmiany w obserwacjach i tym podobne.
Tym razem zdecydowanie tego nie zrobię.
— Na koniec dnia wszyscy jesteśmy ludźmi i chcemy, żeby ktoś zainteresował się naszym życiem. Nawet jeśli w małym stopniu.
A ja interesuję się jej życiem, nawet jeśli teraz uważa, że ją zdradziłam.
James kiwa głową na moje wyjaśnienie, zanim otwiera jedną z szuflad w biurku. Martwi mnie brak odpowiedzi z jego strony, ponieważ mogłam powiedzieć za dużo i przestanie respektować moją pracę i podejście do niej, jak dotychczas. Nie chciałam w żadnym stopniu zabrzmieć, jakbym chciała odwiedzić Camilę ze złymi intencjami albo pod przykrywką dalszego badania jej przypadłości. Szczerze chcę się upewnić, czy wszystko z nią w porządku. Nawet jeśli nie będzie chciała ze mną rozmawiać, najważniejsze jest, aby nic się jej nie stało przez te trzy tygodnie martwej ciszy.
— Normalnie bym tego nie zrobił, Lauren — mówi formalnym tonem, który odrobinę dezorientuje. — Ale wiem, że traktujesz swoją pracę bardzo poważnie i wiem, jak traktujesz pacjentów, a po tym można stwierdzić, czy człowiek może mieć dobre intencje względem drugiej osoby poza miejscem pracy — ciemne oczy ponownie patrzą w moje. — Wierzę, że informacje na temat adresu nie zmienią mojego zdania, bo zrobiłaś coś, przez co Camila mogłaby zadzwonić do mnie z pretensjami.
— Oczywiście, że nie, panie Hetfield.
Mężczyzna wyciąga plik jakichś papierów, powoli przerzucając kartki po ówczesnym krótkim przestudiowaniu ich treści. Czekam z niecierpliwością na dalszy rozwój sytuacji oraz nadzieją, że James uwierzy w moje dobre intencje — tym razem w pełni pozbawione ciekawości psychiatry, która dotychczas mi towarzyszyła.
— Jestem pewien, że dzielnicą jest Queens — mówi cicho. — Dokładny adres powinienem mieć zapisany na którejś z tych kartek.
Powstrzymuję westchnięcie ulgi, aby nie wydać swojej osoby bardziej niż dotychczas.
— Mam nadzieję, że okaże się, że z Camilą wszystko w porządku.
— Również mam taką nadzieję — przyznaję. — Oby to były tylko ciche dni.
◦◦◦◦◦◦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top