‣ Problem

Nie wiem dlaczego w większości przypadków po wypowiedzi Camili wielokrotnie wracam do każdego słowa. Podobnie jest teraz, zresztą, bo odtwarzam po kolei to krótkie zdanie, które do mnie skierowała. Wydaje mi się, że coś tak prostego ponownie mogłabym zinterpretować na dziesiątki sposobów. Ta kobieta jest tak skomplikowana, że nie mogę od tak przyjąć najprostszego rozwiązania, stąd też kolejny raz wysilam się i próbuję dojść do najprawdziwszego znaczenia tych słów.

"Chciałam, żebyś była moja" — przerabiałam już temat tego, w jaki sposób zachowywała się w ośrodku i jak to próbowała mnie osaczyć, oznaczyć oraz uznać za swoją własność, po którą zwyczajnie przyjdzie, gdy będzie odpowiedni czas. Są to, co prawda, brutalne wnioski, jednak muszę mieć na uwadze, że mam do czynienia z połączeniem masochistki i sadystki, która może przechodzić z jednej skrajności w drugą.

To nie jest takie proste. Nie chcę błądzić w przyjemnych słowach, zaskakujących oświadczeniach, kończąc przy tym upokorzona, zraniona, czy skończona przez to, iż zbyt szybko powierzyłam swoje zaufanie. Choć Camila jest doprawdy urzekającą i czarującą kobietą, która wie, co powinna powiedzieć w danym momencie, aby przyciągnąć kogoś do siebie, muszę wielokrotnie przypominać sobie, że to mistrzyni manipulacji.

Ale, no tak, może i mistrzyni manipulacji, jednak w którym momencie nie używa perswazji tylko ofiarowuje najszczersze odpowiedzi? Ta granica jest bardzo cienka, niemal niewidoczna i nadal nie potrafię do końca jej odnaleźć.

— Teraz moja kolej na pytanie — mozolnie unoszę spojrzenie na kobietę, zanim wstaję i wchodzę w głąb kuchni, świadomie tworząc między nami dystans.

— Sądziłam, że skończyłyśmy.

— Niewiele zostało — powstrzymuję westchnięcie pełne ulgi, gdy nie słyszę jej kroków, więc zostaje w miejscu, a ja mogę odwrócić własną uwagę od brunetki przez przekładanie butelki z wodą i kilkukrotne branie niewielkich łyków, choć nie jestem spragniona. — Wierzę, że pamiętasz pierwszy dzień — a właściwie noc — kiedy zjawiłam się tutaj po moim wyjeździe.

Moje ciało niekontrolowanie się spina, ponieważ obawiam się, gdzie zawędruje temat, który jest sporym powodem do wstydu przez własną głupotę i niepohamowanie. 

— Nie miałam możliwości się z tobą skontaktować w prostszy sposób, chociażby dzwoniąc, ponieważ nie posiadałam ani twojego numeru, ani nie miałam wielu sposobności, żeby poświęcić czas i bardziej zagłębić się w funkcjonowanie dzisiejszych telefonów — marszczy brwi. — Huh, wyniki siedzenia w zamknięciu przez lata, niestety — mruczy pod nosem, jednak doskonale to słyszę. — W każdym razie, nie miałam takiej możliwości, więc swoimi sposobami udało mi się znaleźć to miejsce i po prostu cię odwiedzić. Wiem, że wprowadzenie do mojego pytania jest przydługie, aczkolwiek wierzę, że jest ono wymagane, ponieważ od samego początku zbiłaś mnie z tropu.

Cofam się do momentu poczucia blatu na pośladkach, kiedy kobieta kroczy w moją stronę ze spojrzeniem utkwionym bezpośrednio w moje oczy. Jej wzrok, pomimo faktu, że ma ciemny kolor tęczówek, daje wrażenie mrocznego, przez co zastanawiam się, czy może rzeczywiście ponownie mam do czynienia z alter ego, miksem tego i Camili, czy może po prostu samą Camilą, ale pod osłoną negatywnych emocji.

Chrząkam znacząco, zaciskając dłonie na końcu wystającego blatu, kiedy stopy brunetki zatrzymują się przy zewnętrznych stronach moich, a ciało jest jeszcze bardziej pochylone w moją stronę, na nowo osaczając swoim zapachem, ciepłem, całą kwintesencją obecności.

— Kwestia, która nie dawała i nie daje mi spokoju jest moim pytaniem — mimowolnie obejmuję się ramionami, gdyby próbowała podejść jeszcze bliżej. — Jakie są racjonalne i nieracjonalne, właściwe i niewłaściwe powody, dla których zareagowałaś w taki sposób na mój powrót tamtej nocy?

Czuję, jak gorąc obejmuje moje ciało, lokując się najbardziej w miejscu policzków, które z pewnością są mocno zaczerwienione. Na samym początku klnę w myślach, ponieważ do końca łudziłam się, że Camila nie wróci do tej kwestii tylko może...sama nie wiem, oszukiwałam się i myślałam, że wymyśli inną sprawę do przedyskutowania.

Nie potrafię — ponownie i to nie jest już nic nowego ani dobrego — znaleźć odpowiedzi. Wielokrotnie zastanawiałam się nad własnym zachowaniem, które wprowadziło nas w dziwny typ relacji, przez który najprawdopodobniej Camila nabrała nadziei na to, że możemy coś razem stworzyć. Jestem powodem, dla którego między nami są te problemy, rozmowy i kłótnie przeplatające się ze sobą, bo nie możemy dojść do porozumienia. Ja nie mogłam i nie mogę wytłumaczyć tak gwałtownej reakcji na jej obecność — która swoją drogą jest bardzo podobna do momentu, w którym pocałowała mnie, gdy znajdowałyśmy się w ośrodku i szukała kogoś, kto mógłby być jej wsparciem w doprawdy trudnym momencie — natomiast ona... Ona wzięła wszystko jako zachętę i zezwolenie na to, aby próbować popchnąć mnie dalej, pogłębiając tę znajomość.

— Twoja odpowiedź?

Oblizuję nerwowo wargi. 

Każda odpowiedź, która przychodzi mi na myśl wydaje się niewystarczająco dobra. Nie tyle racjonalna, ponieważ nawet tego nie wymaga, jednak każda jest po prostu...zła i naciągnięta przez to, że sama nie doszłam do realizacji mechanizmu, który pociągnął mnie do takiego zachowania.

— Lauren.

— Odpowiadałam na to pytanie — naciągam czas. — Już dawno, dobrze o tym wiesz, więc nie widzę powodu, dla którego miałybyśmy wracać do tej kwestii. Temat zamknięty.

— Nie jest zamknięty i dobrze o tym wiemy — pochyla się bardziej, układając obie dłonie na blacie w nie takiej dużej odległości od moich bioder. — Po prostu odpowiedz na pytanie.

— Po pierwsze, może trochę przestrzeni, co? — Unoszę brew i za pomocą jednego palca dotykam jej zakrytego mostka, aby się odsunęła. — A po drugie, ta kwestia została już przedyskutowana, więc dobierz sobie inny temat.

— Nie została przedyskutowana — niemal prycha po cofnięciu się o kilka centymetrów, tak podejrzewam. — Kilka godzin później powiedziałaś, że myślałaś, że miałaś haluny albo to wszystko ci się przyśniło, po czym jeszcze tego samego dnia, parę minut później znowu byłaś ze mną w łóżku i dopiero od tamtego momentu postanowiłaś mnie odpychać bez konkretnych wyjaśnień poza nawiązaniem do tego, że to niby, kurwa, nieetyczne, kiedy od dawna nie jesteś moim lekarzem — żyły na jej szyi zaczynają się uwydatniać. — Coś takiego uznajesz za rozmowę? To nie wyglądało nawet jak podobieństwo cywilizowanej konwersacji dwóch dojrzałych kobiet między sobą.

Przygryzam wnętrze policzka, czując się coraz bardziej przytłoczona. Od dawna Camila próbuje na siłę wcisnąć mnie w relację, której nie jestem pewna i kolejne przywoływanie tematów, które widocznie są niewygodne sprawia, że zaczynam tracić cierpliwość. Nie chodzi mi tutaj o krzyczenie na siebie czy wyzwiska, ale o to, że prawdziwy, najprostszy powód mógłby na sam początek brzmieć dla niej dobrze, po czym wyszłaby stąd wkurwiona, gdyby zdała sobie ze wszystkiego sprawę.

A nawet jeśli nie wyszłaby stąd w takim stanie, to zaczęłaby domagać się dogłębnych wyjaśnień i gdybym udzieliła odpowiedzi to z pewnością obudziłabym sadystyczne alter ego, które mogłoby narobić każdej z nas kłopotów.

— Jak możesz oczekiwać ode mnie szczerości, kiedy sama nie potrafisz odpowiedzieć na proste pytanie? To nie jest fair — mierzy mnie nieprzyjemnym typem spojrzenia. — Liczyłam, że nie jesteś na tak niskim poziomie w tej kwestii.

Słucham?

Że niby na jakim, do cholery, poziomie jestem?

— Lepiej uważaj na słowa — prostuję palec wskazujący prawej dłoni w ostrzegawczym geście. — Widzisz do czego sama doprowadzasz? Nie dostajesz tego, czego chcesz i natychmiastowo zmieniasz o 180° podejście do drugiej osoby. Myślisz, że to jest w porządku względem mnie, kiedy sama prowadzisz jakieś gierki, manipulujesz odpowiedziami i informacjami, które o sobie dajesz? 

— Przecież zgodziłam się na udzielanie odpowiedzi, a to, czy je przyjmiesz jako prawdziwe lub fałszywe to tylko twoja sprawa i twój problem.

Ta kobieta doprawdy podnosi mi ciśnienie.

— Niech ci będzie — biorę większy wdech. — Na początku myślałam, że coś mi się przyśniło. Później doszłam do wniosku, że po prostu za tobą tęskniłam i dałam ponieść się emocjom. Po wszystkim zrozumiałam, że to był ogromny błąd i powiększyłam nieświadomie problem, którego zalążek zaobserwowałam w ośrodku i teraz przez złą decyzję znajdujemy się w obecnej sytuacji — zanim kobieta zdąży coś odpowiedzieć, szybko kontynuuję. — Tęskniłam za tobą, jak za drugim człowiekiem, bo w trakcie leczenia odniosłam wrażenie, że mamy bardzo dobrą relację, po czym nagle zniknęłaś i równie niespodziewanie się pojawiłaś. Nie tęskniłam za tobą, ponieważ chciałam, żebyś prędzej czy później pakowała mi się do łóżka i żebyś zaczęła myśleć, że możesz stworzyć ze mną związek, ponieważ to nie ma prawa bytu. Głupia byłam, że podjęłam taką, a nie inną decyzję i bardzo jej żałuję, bo powiększyłam problem, który być może zdołałabym jeszcze rozwiązać.

— Problem? Jaki niby problem?

Camila zdecydowanie jest wyprowadzona z równowagi, ponieważ ton, jakim mówi jest głębszy, niższy i ostrzejszy. Z pewnością nie jest to dobre połączenie przy mojej obecnej postawie.

— Przez cały ten czas nie potrafisz zrozumieć jednej prostej rzeczy — zaczynam. — Podejrzewam, że albo nie chcesz zrozumieć, albo nie podejrzewasz, że coś takiego wytworzyło się między nami, ale... 

Urywam, żeby przetrzeć dłońmi gorącą z buzujących nerwów twarz. Naprawdę miałam nadzieję, że nie dotrzemy do tej rozmowy. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie mam bladego pojęcia, w jaki sposób Camila na to zareaguje i, szczerze powiedziawszy, obawiam się każdego następnego ruchu kobiety po tym, co zaraz usłyszy. 

— Co niby się wytworzyło? Myślisz, że sobie coś ubzdurałam? — Mam ochotę skomentować nieprawidłowe domysły, jednak gryzę się w język.

— Byłam jedyną osobą, która wyraziła prawdziwe zainteresowanie tobą w ośrodku. Dałam ci swoją uwagę, słuchałam, tłumaczyłam, opiekowałam się tobą do samego końca. Byłam i jestem jedyną osobą, która po tylu okropnych rzeczach, jakie cię spotkały, postanowiła wyciągnąć rękę, pomóc, wesprzeć i dać tę cholerną opiekę i to, co czujesz albo to, co przyciąga cię w moją stronę nie jest tym, w co wierzysz. Camila, ty po prostu próbujesz na siłę być jak najbliżej osoby, która ci pomogła i dała...

— Nie!

Natychmiastowo przestaję mówić, kiedy wskazuje na mnie palcem. Zauważam, że jej oddech znacznie przyśpieszył, twarz poczerwieniała, a oczy stały się bardziej rozbiegane niż były kilka sekund wcześniej.

— Przestań próbować mnie analizować! Nie jesteś moim lekarzem!

— Nie analizuję tylko stwierdzam fakty, Camila — próbuję zachować chociaż na miarę możliwości spokojny głos, aby nie pogarszać sprawy. — Nie chcesz mnie jako drugiej osoby, tak po prostu, tylko chcesz mnie, bo jako jedyna dałam ci to, czego potrzebowałaś przez lata.

— To gówno prawda. Nic o mnie nie wiesz! Nie siedzisz mi w głowie!

— Nie jestem głupia, Camila. Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy z tego, że to twoje zachowanie, w którym pokazujesz, że ci zależy jest tylko na pokaz i próbujesz mnie zadowolić, abym pozwoliła zostać ci w pobliżu? Żebym znowu dała ci uwagę? Żebym znowu otoczyła cię opieką? — Kręcę głową. — Nie chcesz mnie jako drugiego człowieka, bo nigdy nie pozwalałaś na to, aby myśl o tym, żeby kogoś prawdziwie i na stałe do siebie dopuścić, do ciebie dotarła. Chcesz mnie jako osobę, która da ci to, czego ty chcesz, czyli uwagę i opiekę. Tylko tego chcesz, bo tylko tego nie miałaś na stałe w swoim życiu. Drugi człowiek, tak po prostu, nie jest ci potrzebny, ponieważ nigdy się nie przywiązywałaś. Byłabym dla ciebie tylko po to, abyś miała uwagę, jednak nie uwzględniasz tego, żeby być ze mną w związku ze względu na uczucia. Co najwyżej byłabyś ze mną na wzgląd wyższej niż u większości potrzeby uwagi, opieki i wysłuchania, ponieważ to były elementy, których najbardziej brakowało w twoim życiu.

Kiedy kończę swój monolog, Camila stoi w miejscu niczym posąg. To wściekłe spojrzenie, z jakim miałam do czynienia zniknęło całkowicie, a na jego miejscu pojawiło się kompletnie zobojętniałe. Przypomina mi to o powrocie do pierwszych wizyt w Venom Asylum, kiedy to nic nie było brane na poważnie przez brunetkę, a słowa wypowiadane niby żartobliwie zostały wyprane z prawdziwego humoru, ukazując ją jako postać bez wnętrza. 

Jakby była tylko ludzką formą, do której nic ani nikt nie dociera.

— Nie chcesz mnie z pobudek, które zapewnią stabilną i zdrową dla każdej z nas relację — zwieńczam swój wywód tym krótkim podsumowaniem.

Tyle wystarczy, aby kobieta obróciła się i ruszyła w kierunku wyjścia z kuchni. Śledzę jej poczynania, będąc niebywale zaskoczona takim obrotem spraw.

— Camila?

— Nie odzywaj się — rzuca ostrzegawczo, uderzając płasko dłonią o blat wysepki kuchennej, przy której wcześniej siedziałam. 

— Chciałaś odpowiedzi — przypominam. — Do tego dążyłaś.

Kobieta unosi dłonie do twarzy, prawdopodobnie ją przecierając. Z mojej perspektywy mogę tylko stwierdzić, że nadal ma przyśpieszony oddech przez unoszące się ramiona. W pierwszej chwili chcę do niej podejść i może w jakiś sposób załagodzić tę brutalną prawdę, jednak wiem, że mógłby to być bardzo zły ruch i ten względny pozór jest ciszą przed burzą.

— Nie potrzebuję takiej hipokrytki — mówi złowróżbnym tonem. — I po tym, co usłyszałam nie chcę kogoś takiego jak ty — odwraca się po szybkim przesunięciu przedramieniem po oczach. — Trzeba było nigdy mnie nie wypuszczać skoro robisz ze mnie wariatkę, chorą psychicznie i kogoś, kto jest całkowicie pozbawiony pozytywnych uczuć. Trzeba było nigdy mnie nie wypuszczać tylko powiedzieć wprost, że nadal mam być dla ciebie, kurwa, jebanym obiektem do ciągłych obserwacji! — Robi kilka kroków w tył, z dala ode mnie. — Na samym początku mówiłam, żebyś nie próbowała mnie leczyć, a ty dałaś mi nadzieję, że jestem normalna; że będę normalna tylko po to, abym znowu została potraktowana jak pieprzona wariatka.

— Camila, to są mechanizmy, które...

— Dla ciebie — wcina podniesionym głosem — nie mam w sobie krzty pozytywnych emocji. W twoich oczach nadal jestem obiektem do obserwacji. I po tym, jak starałam się... Naprawdę się starałam, j-ja... Nie chcę mieć z tobą do czynienia. Nie chcę cię. Nie potrzebuję cię. Pierdol się! — Pociąga nosem, ale nie płacze, chociaż z tej odległości ciężko stwierdzić, czy ma łzy w oczach, czy nie. — Naprawdę, pierdol się

— Nie jesteś obiektem do obserwacji, to jest twoje niekontrolowane zachowanie, kiedy...

— Wszyscy uważali, że jestem złem wcielonym. Że jestem potworem! Ty pozwoliłaś mi wierzyć, że to nieprawda! — Macha w złości dłonią, cofając się coraz bardziej. — Od początku do końca byłam pieprzonym obiektem! I wiesz co? Pasuje mi bycie tym pierdolonym potworem, który nie ma w sobie krzty dobroci! — Drugim przedramieniem znowu przeciera oczy i czoło. — Wiedz, że ten potwór życzy ci, aby ktoś wzbudził w tobie tak samo jedno dobre uczucie, żeby później wykorzystać je, poniżyć cię i pokazać, jakim obiektem dla niego jesteś, a na koniec kopnąć cię w dupę i zostawić!

— Ani razu nie otworzyłaś się przede mną na tyle, żebym mogła...

— Zaufałam ci — zaciska na moment usta. — Zaufałam ci i żałuję tej decyzji. 

— Widzisz, w jaki sposób reagujesz? Dlatego nie chciałam, żebyś naciskała na odpowiedź, bo zinterpretujesz ją...

— Nie obchodzi mnie twoje pierdolone tłumaczenie. Wyraziłaś się jasno! 

— Nie, nie wyraziłam. Nie próbuj wmawiać sobie czegoś, co nie zostało powiedziane! Nie powiedziałam, że nie możesz mieć żadnych pozytywnych emocji, Camila! 

— Nie? Właśnie przekreśliłaś to, że mogę mieć jakąkolwiek zdrową relację, bo mam złe pobudki! Nie siedzisz mi w głowie, a do teraz próbujesz analizować wszystko, jakbym nadal była zamknięta w ośrodku, do kurwy! — Przykłada na kilka sekund dłonie do twarzy. — Żałuję, że ci zaufałam; żałuję, że tutaj wróciłam; żałuję, że pozwoliłam na to, abyś ingerowała w moje życie. Z dwojga złego wolałabym siedzieć do usranej śmierci w tym spierdolonym miejscu niż być tutaj z tobą i czuć się jak jakieś dzikie zwierze, monstrum, potwór, które trzeba zbadać! 

— Nie jesteś potworem, Camila. Przyjmujesz do siebie same negatywne aspekty, o których nawet nie wspomniałam słowem i próbujesz...

— Nie potrzebuję cię. Nie chcę cię widzieć. W ogóle cię nie chcę! I wolę być do usranej śmierci sama niż próbować żyć z kimś takim jak ty! — Ostatni raz wskazuje na mnie palcem. — Zanim cię poznałam szczerze wierzyłam, że poza mną potworem jest Hiller.

Obrzuca mnie spojrzeniem, jakiego jeszcze u niej nie widziałam.

— Zmieniłam zdanie co do Hiller. Wolałabym być dalej torturowana, gdybym wiedziała, kim naprawdę jesteś.

Po tych słowach wychodzi, zanim zdążę ją zatrzymać.

Kiedy za nią wybiegam, Camili nie ma w zasięgu wzroku.

Kiedy wychodzę poza budynek w dalszych poszukiwaniach, Camila całkowicie przepada.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top