‣ Multiple personality

Jeśli ktoś chciałby mieć wizualizację przed rozdziałem, w którym pojawia się temat zaburzenia Camili, zachęcam do obejrzenia. Dokument jest krótki, treściwy i, co prawda, trochę przerażający — tak w pewnym sensie, ponieważ ludzki umysł to istna zagadka. Oczywiście, dla tych, którzy chcą zobaczyć ten filmik, proszę o dystans.

◦◦◦◦◦◦

Minęło kilka dni od rozmowy o ewentualnej przeprowadzce. Nadal, co jakiś czas, przypominałam sobie tę propozycję, przyłapując się raz czy dwa na tym, że ją rozważałam — w takim sensie, że zastanawiałam się, jak by to wyglądało. Byłam ciekawa, jestem ciekawa, jednak nic z przemyśleń nie popchnęło mnie w kierunku podsunięcia ostatecznej decyzji. Camila nie zapytała wprost, chciała mi pomóc i tak właściwie poczułam wrażenie, jakby próbowała bawić się w mojego terapeutę, a takowego nie potrzebuję. Każdy ma swoje demony, prawda? Mniejsze czy większe, każdego one dopadają i moje nie są na tyle poważne, abym musiała udawać się do specjalisty. To żaden wstyd, w mojej opinii, kiedy lekarz idzie do lekarza, ponieważ ludzka psychika również ma swoje granice i wciąż pozostaje niezbadaną zagadką, ale... Znowuż, nie czułam potrzeby wyrzucenia z siebie tego, co mi doskwiera. Gdyby problem się poszerzał — o ile tak to mogę określić — z pewnością bym podjęła takowe kroki.

Nie mogę jednak zaprzeczyć temu, że miałam różne wizje wspólnego mieszkania. Jedne kończyły się dobrze, drugie totalną porażką, a trzecie pozostawiały mnie w kompletnej dezorientacji, bo przecież — no o czym ja w ogóle myślę, prawda? Coś takiego również przebiegało przez mój umysł. Te pozytywne scenariusze wiązały się głównie z dobrą komunikacją oraz wspólnym, lepszym samopoczuciem. Te gorsze po prostu okazywały się kompletnym niewypałem i powrotem do poprzedniego mieszkania, wliczając w to popsucie relacji między nami przez naruszenie pewnych prywatnych obszarów — bez żadnego głębszego kontekstu, zwyczajnie w najprostszym ujęciu. Codzienność i rutyna nie jest taka prosta do powtórzenia, kiedy na horyzoncie pojawia się intruz. Określiłam dołączenie nowej osoby intruzem, ponieważ następuje zaledwie częściowe zaburzenie powstałej rutyny — i częściowe, gdyż poniekąd tego się spodziewamy, ale nie możemy w pełni przygotować się do tego, jakiego typu zmiany zajdą oraz w jakim stopniu.

Ostatni scenariusz — ten dezorientujący — odpychał mnie bardziej niż powinien. Tutaj już następowało rozważenie możliwości o głębszej relacji między nami, bardziej intymnej i za każdym razem wychodziłam z tych spekulacji wystraszona. Nie dlatego, że Camila mnie przerażała, wręcz przeciwnie. Przyzwyczaiłam się do jej towarzystwa, ale nadal miałam przed oczami — raz na jakiś czas — momenty z ośrodka, kiedy byłam dla niej jedyną podporą i wkraczanie na taki grunt równało się dla mnie ze świadomym wykorzystaniem kogoś, kto widział w mojej osobie pewien wzór do naśladowania. W końcu Camila siłą rzeczy musiała przyjrzeć się temu, co robię, jak robię oraz jak reaguję na to, co sama albo inni robią. Musiała mniej lub bardziej bezwiednie powielać zachowania, które miałam pewność, że są akceptowalne w społeczeństwie. Byłam i jestem wzorem do naśladowania w sporej części i przez doskonałą świadomość tego, wepchnięcie się w związek miałabym wrażenie, jakbym była złą postacią, która omotała niewinną, nierozumną osobę.

Ale to tyle z takich przemyśleń. Minęło zaledwie kilka dni, a ja i Camila nadal widujemy się całkiem regularnie, chociaż muszę przyznać, że brunetka przestaje uciekać się do nawyku włamywania się do mojego apartamentu. Teraz zaczęła uprzedzać mnie telefonicznie, głównie dzwoniąc, ponieważ jej wiadomości przeważnie składają się z emotikonów, bo nadal są dla niej jakąś fascynacją. Poza tym, ma przekonanie, że wysyłając mi większą część z nich, zamiast słów to zrozumiem, co ma mi do przekazania. Nie zamierzam jednak w to ingerować, skoro coś tak prostego sprawia jej frajdę. 

— Jesteś dzisiaj cicho — słyszę komentarz kobiety, która ponownie zajęła moje myśli. 

Unoszę powoli wzrok znad talerza, na którym znajduje się część makaronu z kurczakiem oraz kurkami, po czym spoglądam bardziej na prawo, gdzie miejsce zajmuje Camila. Uśmiecham się nieznacznie, kiedy brązowe tęczówki uważnie przyglądają się mojej ekspresji, zapewne nadto dokładnie ją analizując, do czego również przywykłam. Nie komentuję takich chwil zgrzytliwie, ponieważ to jest po prostu fair — sama czasami niekoniecznie świadomie doszukuję się takich rzeczy, jakbym nadal znajdowała się w godzinach pracy, więc taka drobna obserwacja nieszczególnie mi przeszkadza.

— Zamyśliłam się — przyznaję szczerze, powracając do posiłku.

— Mhm.

— Jak było w pracy?

— Nic ciekawego. Nudne dokumenty do tłumaczenia — wzdycha cicho. — Ale możliwe, że jeszcze trochę i dostanę książkę do tłumaczenia.

— Jaką preferowałabyś tłumaczyć?

— To znaczy? — Czuję jej spojrzenie na swoim profilu. — Masz na myśli rodzaj?

— Tak — odpowiadam krótko przed wpakowaniem do ust makaronu z dwoma kawałkami kurczaka.

— Wiem, czego bym nie preferowała niżeli odwrotnie.

— Co by to było?

— Fantasy, Sci-Fi, coś stricte naukowego.

— Nie dziwię się — zerkam na nią przelotnie. — Przynajmniej w kwestii książek naukowych. Mogą zanudzić. Fantasy, Sci-Fi, kryminał, romanse i tak dalej to już temat gustów.

— Tak czy siak bym się podjęła. To zawsze coś. Stabilniejsze godziny pracy, więcej pieniędzy — kątem oka widzę, że wzrusza ramionami, sięgając ponownie po widelec, na który chwilę później nawija makaron z sosem kurkowym. — Chociaż i tak nie mam co narzekać. Niewiele wydaję na siebie.

— Co ze studiami? Zamierzasz iść jeszcze raz?

— Im dłużej o tym myślę, tym mniejsze chęci mam. Nie chciałabym wylądować w pracy fizycznej, w której dostawałabym grosze, ale mam już wykształcenie i chyba bardziej brakuje mi stażu oraz doświadczenia niżeli kolejnego kwitka. Oczywiście nie twierdzę, że jakakolwiek praca hańbi. O ile nie jest się do niej siłą zmuszanym, nie hańbi, tak myślę.

— Na ten moment sobie radzisz — oblizuję wargi. — Nadal dostajesz regularnie pieniądze od państwa za niesłuszny pobyt. Myślisz, że na razie to wystarczy?

— Nie myślę o tym, szczerze powiedziawszy — opieram jeden łokieć na stole, biorąc kolejną porcję. — Wolę cieszyć się z drobniejszych rzeczy. Większych również, oczywiście. Na ten moment dobrze jest widzieć po prostu wypłatę za moją pracę, nie dodając do tego liczb przybyłych z odszkodowania.

— To nadal jest jakiś komfort. Nawet na przyszłość. Możesz poukładać sobie życie. Nie śpieszyć się tak bardzo ze znalezieniem dobrze płatnej pracy. Nadgonisz ten brak stażu czy doświadczenia przy tych wpłatach.

Camila marszczy brwi i tym razem ponownie krzyżujemy spojrzenia. Widzę po wyrazie jej twarzy, że chce o coś zapytać albo w jakiś sposób skomentować moje słowa. Domyślam się, że zwyczajnie chciałaby zwrócić uwagę, że pieniądze nie mają dla niej większego znaczenia, ponieważ ma jeszcze te ze sprzedaży domu rodzinnego. Przeważnie Camila woli rozmawiać o wszystkim innym niżeli pieniądzach. Nie dziwi mnie to szczególnie, gdyż do teraz tkwi w procesie do przyzwyczajania się do funkcjonowania poza murami budynku, aczkolwiek sprawdzenie raz na jakiś czas, jak się odnosi do własnych finansów wydaje się rozsądne. Wolę nastawiać ją na takie rozmowy od czasu do czasu skoro tak właściwie ma tylko mnie. 

Chociaż też sama myśl o tym, jak bardzo przejmuję się na zapas jest przerażająca, ponieważ naturalnie nie ingeruję w takie kwestie nawet, gdy chodzi o moją własną rodzinę. Relacja, którą mam z kobietą zadziwia mnie z upływem kolejnych dni, bo odkrywam jej nowe strony. Wcześniej nie pomyślałabym, aby wtrącać się w czyjeś życie do takiego stopnia. Teraz...to wydaje się takie naturalne i właściwe, pomimo tego, że brunetka nie do końca czuje się komfortowo, gdy wspominam o pieniądzach z odszkodowania.

— Chciałam z tobą porozmawiać — słyszę i mam ochotę zakląć, bo to zapewne nie zakończy się dobrze. Mimo to, kiwam tępo głową. — Właściwie zadać ci kilka pytań. Różnych.

— W porządku — powracam do jedzenia. 

— Od jakiegoś czasu... — chrząka cicho, odsuwając od siebie talerz, aby ułożyć łokcie na blacie stołu, a następnie złączyć dłonie przed własną brodą. — Część z tych pytań, choć jest ich niewiele, dotyczy bardziej...naukowej strony. Medycznej strony, być może.

— Och — jestem szczerze zaskoczona. — Pytaj, w takim razie.

— Od dłuższego czasu zastanawiałam się nad tym wszystkim, co się działo i... Um, myślałam dużo o moim alter ego. Nie rozmawiamy o tym, dopóki się nie pojawi.

— Co chciałabyś wiedzieć na ten temat?

Momentalnie odechciało mi się jeść, ale i tak grzebię widelcem w talerzu, biorąc nadto drobne porcje.

— Mówimy o alter ego. O konsekwencji po przeżyciu traumy w młodym wieku — kiwam zgodnie głową. — Ale nigdy nie użyłaś bardziej medycznego określenia. Bo jestem chora, tak? W pewnym stopniu jest to choroba, z której nie mogę się wyleczyć na ten moment i która wraca.

Przełykam ciężko ślinę. Faktycznie nie rozmawiałyśmy na temat nazwania tego, co się z nią dzieje. Znajduje się to w papierach, oczywiście, jednak od samego początku postawiłyśmy na określenie drugiej osobowości zwykłym alter ego. Dotychczas to wystarczało. Wytłumaczenie wszystkiego z bardziej medycznej strony wiąże się z pewnymi komplikacjami. To nie jest takie proste do wytłumaczenia zjawisko.

Łatwo pomylić to, co dotyka Camilę z najprostszym schorzeniem, które może częściowo znajdowałoby się w podobnych kryteriach, jeśli chodzi o oznaki rozpoznania. Zaledwie częściowo, ale wystarczająco, żeby mówić o błędnych diagnozach.

— Nie masz schizofrenii.

— Jak to nazwiesz? Posługiwałyśmy się dotychczas jednym pojęciem. I to pojęcie nie wskazuje, czy to schizofrenia, czy coś innego. A właściwie... Cóż, bardziej wskazuje na schizofrenię.

— Gdybyś ją miała to zapewne dostawałabyś leki i przeprowadzałybyśmy inną terapię.

— Więc jak to nazwiesz?

Biorę głęboki wdech.

— Wieloraka osobowość. Osobowość mnoga. Rozdwojenie jaźni. Jest wiele synonimów. Preferuję wieloraką osobowość.

— Wieloraka... Mnoga... Ale to niekoniecznie ogranicza się do posiadania jednej, dodatkowej?

— Nie — opieram plecy o krzesło. — W historii zdarzały się przypadki, kiedy jedna osoba miała 21 czy 24 różne osobowości.

— Och, więc... Jak to wygląda z medycznego punktu widzenia?

— Zależy w jakim kontekście pytasz.

— Postrzeganie takiej osoby.

— Niektórzy uznaliby, że to drobniejsze zaburzenie, które łatwo wyleczyć — zaczynam powoli, starannie dobierając słownictwo. — Inni mieliby przekonanie, że dwie różne osoby znajdują się w jednym ciele.

— Które stanowisko zajmujesz?

Czuję, jak moje serce niebezpiecznie przyśpiesza. Chociaż głos Camili jest spokojny, mam wrażenie, że to nie zakończy się dobrze.

— To drugie.

— Dlaczego akurat to? W jaki sposób patrzyłabyś na mnie jako swojego pacjenta? I jak do niego podchodziła?

— Wiesz, w jaki sposób wygląda terapia.

— Chciałabym usłyszeć od ciebie te słowa. Na terapii skupiałyśmy się na mnie, na tym, co mam w głowie. Nie na tym, co ty masz i co sądzisz o całej sytuacji — o mnie.

— Trzeba być bardzo ostrożnym przy takiej osobie. W pewnym sensie. Trzeba nauczyć się, w jaki sposób rozróżniać osobowości. Trzeba umieć komunikować się z obiema, ponieważ w praktyce...gdyby tak przytaczać proste przykłady to jest... To jest takie doświadczenie, jakbym rozmawiała z bliźniaczkami o tej samej twarzy, aczkolwiek kompletnie różnych charakterach, podejściu do życia, zainteresowaniach. Łączy was ciało, ale jesteście inne. Z każdą z was rozmowa przebiega inaczej. I nie zawsze pamiętacie wszystko, co dzieje się z okresu, kiedy zmieniacie swoje miejsce.

— Mhm — następuje chwila ciszy z jej strony. — Więc kolejne pytanie z mojej strony. Czy prywatnie też widzisz mnie jako dwie osoby o tej samej twarzy?

— Trudno jest mi na to odpowiedzieć — przyznaję.

— Odpowiedź może brzmieć "tak" albo "nie". 

— Znam was obie. Wiem, kiedy następuje zmiana. Wiem, w jaki mniej więcej sposób rozmawiać z każdą z was. Ale nie znam bardzo dobrze twojego alter ego. Jest znacznie mroczniejsze, mówiąc bardzo ogólnikowo, w porównaniu do ciebie w tym momencie. Jest bardziej skryte.

— Nie da się tego pogodzić ze sobą?

— Z medycznego punktu widzenia można zescalić osobowości w jedną, wspólną. Czasami wymaga to lat ciągłej pracy. U ciebie to nadal jest proces. Przez długi czas to będzie proces. Na ten moment dobrze jest zaznajomić się z drugą osobowością.

— Pytałam w innym kontekście — kręci głową, patrząc bezpośrednio w moim kierunku. — Czy dla ciebie bycie koło kogoś takiego jest możliwe do pogodzenia?

— Nie wiem, w jaki sposób mam się do tego odnieść.

— Może zapytam inaczej — dwie kostki w jej dłoniach strzelają, kiedy poprawia układ palców. — Co my w ogóle robimy? 

— To znaczy? Dezorientujesz mnie.

— Spójrz na to wszystko, co dzieje się między nami. Nawet teraz — prycha cicho. — Jemy jak gdyby nigdy nic przy stole i gdybym się nie odezwała, to zapewne położyłybyśmy się, obejrzały coś w telewizji i zostałabyś u mnie na noc. Widujemy się bardzo często, znacznie częściej niż przyjaciółki powinny. Przyjaciółki raczej nie poświęcają sobie tyle uwagi, co my — nieprzyjemne dreszcze przechodzą przez mój kręgosłup. — Zwodzisz siebie. I zwodzisz jeszcze bardziej mnie. Doskonale wiesz, z jaką osobą masz do czynienia. A może, z jakimi osobami masz do czynienia. Nie mówisz nic na ten temat, a kiedy tylko próbuję ustalić, w jakim punkcie jesteśmy z obecną relacją, ty wszystko przekręcasz. Zawsze znajdujesz wymówki. Więc, teraz, powiedz mi w końcu, po takim czasie, dlaczego jest to dla ciebie problemem, żeby odpowiedzieć mi szczerze, kiedy pytam, co dalej z naszą relacją i jaka ona naprawdę jest dla każdej ze stron?

— Leczyłam cię, Camila. I nadal, mniej lub bardziej świadomie, będziesz przychodziła do mnie o pomoc i to nie wydaje się w porządku. 

— No tak, jasne. Tylko ty możesz dawać pomoc, ja już nie mam do tego prawa, nawet kiedy widzę, że coś z tobą jest nie tak. Nie pozwalasz mi pomóc — przeciera twarz dłońmi.

— Nie chodzi o to. Camila, po prostu...

— Po prostu co? Wysłów się, kobieto. Wiem, że masz w głowie obszerne słownictwo, którym mogłabyś się wykazać — odrywa ode mnie wzrok, wbijając go gdzieś przed siebie. — Brakuje go tylko wtedy, kiedy zadaję najprostsze pytania.

— Bez względu na to, co powiem czy zrobię... Bez względu na to, co powiemy czy zrobimy, zawsze będzie tak, że zarówno ty, jak i twoje alter ego... Po prostu będziecie widziały we mnie pewien wzór, który trzeba naśladować. Nie musisz mi tego przyznawać, ale po tym, jak byłaś przez tyle lat zamknięta, odcięta od innych, to ja jestem jedyną osobą od której czerpałabyś wzorce zachowań i to bardziej łączy się z bycie oporą, jakimś nauczycielem, stricte pomocą. Z pewnością ta kwestia nie zmierza ku pogłębieniu obecnej relacji.

— Nie możesz wprost przyznać, że jestem zbyt kłopotliwa? Nawet jeśli osobiście staram się zachować wszystko w prostocie.

Wzdycham ciężko. Moje słowo przeciwko jej. Wiedziałam, że tak będzie. 

— To jest trudne do wytłumaczenia — mówię z kolejnym, choć krótszym, westchnięciem.

— Raczej ja jestem trudna, chociaż to ty mnie zwodzisz.

— Nie zwodzę cię.

— Czyżby? — Unosi brew, spuszczając wzrok na talerz, który zostawiła. — Żadna z nas nie jest głupia. Nie tylko ja szukam bliskości u drugiej osoby. 

— To coś innego.

— Słyszysz co mówisz? — Raz jeszcze prycha. — Widujesz się ze mną, bo też potrzebujesz drugiej osoby i nie mówię tutaj tylko o przyjaciółce. Obie to wiemy, ale kiedy tylko wspominam o tym na głos albo próbuję ustalić, co się dokładnie dzieje między nami, panikujesz i wiecznie mnie odrzucasz. Myślisz, że to takie przyjemne? Być może jestem sadystką i masochistką w jednej postaci, jednak...jednak sama próbowałaś przemówić mi do rozsądku, że nie powinnam przygarniać do siebie wyrzutów sumienia, bo ktoś zrobi coś złego — że nie powinnam wiecznie obwiniać siebie, a mimo to manipulujesz mną.

— Manipuluję? — Podnoszę głos. — Zawsze ci pomagałam, Camila, do cholery. Zapomniałaś, ile czasu ci poświęcałam?

— Zależy jako kto do mnie mówisz — lekarz czy niby–przyjaciółka? Jeśli to drugie, to zapewniam, że nie ucałuję cię po stopach. Sama próbuję ci pomóc, bo widzę, że mogłabym w kilku kwestiach, ale mi na to nie pozwalasz. Zamiast jakoś coś wytłumaczyć, wolisz odrzucać. To nie jest w porządku — mocniej zaciska palce. — Może nie znam się na relacjach międzyludzkich. Kurwa, z pewnością się nie znam, ale jestem na sto procent przekonana, że takie zachowanie z twojej strony nie jest w porządku.

Teraz wszelkie obawy zaniknęły, a na ich miejsce wchodzi złość. Czuję ten atak z jej strony, pretensje i wcale mi się to nie podoba. Od bardzo dawna próbuję jej pomóć, na wiele sposobów i teraz dostaję coś takiego? Nie mam na myśli kwestię terapii, ale bywałam i wciąż jestem cierpliwa, próbuję naprowadzać ją w dobrą stronę, a Camila... Camila nie potrafi poszanować tego, że nie chcę rozmawiać o sobie — o tej kwestii bliskości oraz naszej relacji. Nie potrafi pojąć najprostszego — że ta relacja jest skomplikowana i zła na wiele sposobów.

— Chcesz prawdy? — Wykrztuszam przez nieprzyjemną gulę w gardle.

— O ile będziesz tak łaskawa — odpyskowuje, wychwytując moje spojrzenie, z którym już nie uciekam. — Załatwmy to w końcu.

— Masz wieloraką osobowość — odsuwam krzesło, które zajmuję w tył. — Jesteś dwoma osobami w jednym ciele i zespolenie ich może zająć ci lata — wstaję z miejsca, układając dłonie na wyprostowanych ramionach na blacie.

— Przejdź do sedna, zamiast powtarzać ustalone już fakty.

— Chcesz wiedzieć, dlaczego dokładnie cię odrzucam?

— Czyżby jednak to nie była to ta twoja pieprzona etykieta, o której słyszę od miesięcy? — Ciche sapnięcie wyrywa się spomiędzy jej ust, gdy przekęca ciało, aby być z nim skierowana bezpośrednio do mnie.

— Masz wieloraką osobowość — powtarzam. — Teraz możesz mi wiele naobiecywać — zaciskam na moment szczękę, łudząc się, że powstrzymam napływające do oczu łzy. — Możesz dawać mi pełno wyznań, a ja mogłabym odpowiadać tym samym, ale... — biorę głębszy wdech przed kontynuacją. — Ale jaką dasz mi gwarancję, że po wejściu w pewne zobowiązania, któregoś dnia nie obudzisz się jako twoja druga osobowość i ta sama twarz, która naobiecuje mi wiele również mnie odrzuci od tak? — Zdradzieckie łzy napływają do oczu tak szybko, że postać Camili staje się odrobinę niewyraźna. — Jaką mam gwarancję, że jeśli teraz zdecydujemy, w którą stronę idziemy, nie obudzisz się któregoś dnia jako twoja druga osobowość i stwierdzisz, że mnie nie chcesz, pójdziesz sobie do innej, pochwalisz się wszystkim w moją twarz, po czym po paru godzinach wrócisz jako ty? Jak w takiej sytuacji ja mam ocenić swoją reakcję? Co mam zrobić? Zwyzywać cię? Znienawidzić? Poczekać aż twoje alter ego się pokaże, żeby dopiero wtedy tylko je zwyzywać? Jak mogłabym ci spojrzeć w oczy, gdyby takie sytuacje miały miejsce? Mimo wszystko, na koniec dnia nie mówimy o bliźniaczkach z identyczną twarzą. Mówimy o jednym ciele, ale dwóch osobach.

Pociągam nosem, kiedy odrywam dłonie od stołu z ciężarem, który wydawałoby się, że zaraz rozerwie moją klatkę piersiową. Natychmiastowo czuję potrzebę wyjścia, zwykłej ucieczki i tyle dobrego, że mam na to sposobność, bo jesteśmy u Camili, a nie u mnie. Nawet nie wiem, w której chwili jestem już w połowie drogi do drzwi z zaciśniętymi pięściami przy biodrach oraz nadal powstrzymywanymi łzami, które jeszcze bardziej rozmazują mi widok. Gula w gardle nie pozwala na powiedzenie czegokolwiek więcej do kobiety, a cisza z jej strony pokazuje, że chyba nie mamy o czym więcej rozmawiać w tej kwestii. W końcu ma swój cholerny dowód na to, że nie tylko trzymanie się etyki pracy ma dla mnie znaczenie, ale również własne uczucia.

Samo powiedzenie tego na głos przyprawia o ból, bo scenariusze, o których opowiedziałam wydają się w pewnym stopniu prawdopodobne. Wolałabym nie przekonywać się na własnej skórze, jak zareagowałabym, gdyby się ziściły.

— Nie.

Drzwi, od których klamkę zdążyłam złapać, zamykają się z hukiem, a za sobą czuję powiew słodkiego zapachu, a chwilę później ciepło ciała, które w niewielkim stopniu styka się z moim. Mrugam kilkukrotnie z nadzieją, że odpędzę zdradzieckie łzy skoro mam odciętą drogę ucieczki i prędzej czy później będę musiała stanąć twarzą w twarz z kobietą. Oczywiście przegrywam z nimi walkę.

— Nie pozwolę ci uciec w środku rozmowy — moje ramiona opadają, kiedy widzę, że nadal mocno przyciska dłoń do drzwi, abym znowu za nie nie chwyciła. — Lauren — czuję drugą z jej dłoni przy swoich plecach, które łagodnie trąca palcami, niepewna tego, jak zareaguję. — Kotku, porozmawiajmy.

— Nie ma o czym — chrypię, wciąz nie odważając się na stanięcie z nią twarzą w twarz.

— Jesteś tego taka pewna? — Głos ma delikatny, daleki od tego tonu, który słyszałam jeszcze chwilę temu. — Posiedziałam swoje w wariatkowie, dlatego wolno mi o to zapytać — oszalałaś, kobieto? Skąd pomysł, że mogłabym cię nie chcieć?

— Powiedziałam ci wszystko.

— Kotku — subtelnie obejmuje moją talię i z podobnym wyczuciem przekręca moje ciało w tej samej chwili, kiedy przekręca zamek. — Kotku, oczywiście, że cię chcę.

— Teraz mi to mówisz.

— Gdyby żadna z moich stron cię nie chciała to nie znajdowałybyśmy się w tym miejscu — układa dłonie na moich policzkach, ścierając łzy, które w końcu zaczęły po nich spływać. — Dobrze wiesz, co o tym myślę. Co o tobie myślę. Z moim alter ego nie jest inaczej. Gdyby cię nie chciało to, uwierz mi na słowo, po przekroczeniu tylu granic, naprawdę wielu niebezpiecznych granic, uniosłoby na ciebie rękę, skrzywdziło. A nigdy tak się nie stało. Dziwnie jest mi mówić w osobie trzeciej, ale... Cóż, w każdym razie, zależy jej na tobie. Tak samo jak mnie.

— To nie musi być dokładnie to samo.

— Jest dokładnie to samo. Ale faktycznie, może znajdziesz różnicę, bo na ten moment jestem w takim punkcie, gdzie jestem otwarta, jak nigdy dotąd. Dotarcie do tego samego miejsca z drugą osobowością będzie wymagało czasu i cierpliwości. Jak sama mówiłaś, może być tak, że zajmie mi lata scalenie tego wszystkiego w jedno — kciuki pocierają w przyjemny sposób moją skórę. — Nie uważam, że zobowiązania związane ze mną będą równały się z łatwą, prostą drogą. Domyślam się, że będzie wręcz przeciwnie. Jestem tego niemal pewna. Ale...wciąż, na swój indywidualny sposób każdej z nas na tobie zależy.

— Nie wiem — mój głos drży. Jestem zdezorientowana. Nie podejrzewałam, że Camila mogłaby z taką pewnością wypowiedzieć się za swoje alter ego, ponieważ nigdy nie było im po drodze do siebie. Choć dzielą wspólne ciało, różnią się niezmiernie i pogodzenie się raczej nie wchodziło w grę. A przynajmniej do teraz nie było widać na to żadnej zapowiedzi.

— Daj nam szansę — złącza nasze czoła, wyszeptując te słowa. — Porozmawiasz ze mną. Porozmawiasz z nią. Wiem, że to trudne, ale postaram się, żeby wszystko poszło dobrze. Nie chcę się od ciebie dystansować — jedna z jej dłoni zjeżdża na moją szyję, którą głaszcze. — Nie zauważyłaś, jak trudno jest mi się od ciebie odsuwać, bez względu na to, z którą osobowością masz do czynienia? Czy w ten, czy w inny sposób, zawsze próbuję zdobyć twoją uwagę i to nie jest jakaś gra.

— Może być tak, że tylko ty podzielasz tę opinię — wzdycham cicho pod wpływem dotyku, który odrobinę koi napięte mięśnie. — Może twoje alter ego ma kompletnie coś innego do powiedzenia. Może mnie nie chce. Może mu przeszkadzam. W końcu tyle razy przekraczałam granicę i wystawiałam je...was na cierpliwość.

— Może nie jestem z nią blisko, chociaż to dziwnie brzmi — przymyka powieki, gdy na moment unosi głowę, żeby przycisnąć wargi do mojego czoła. — Może nie jesteśmy zbratane, ale jestem pewna, że na swój sposób łaknie twojej uwagi; że chce przebywać w twoim towarzystwie. Ja uwielbiam rozmawiać z tobą nie do końca bezpośrednio. Ona woli tak się zachowywać, a werbalnie walić prosto z mostu. Są tutaj różnice, ale cel jest ten sam.

— Nie wiem, Camila — szepczę pośpiesznie. — Naprawdę nie wiem, co mam robić.

— Zawsze możemy tylko spróbować. Jeśli nie wyjdzie, wrócimy do poprzedniego punktu.

— Takie teksty to bzdura. Nigdy nie wraca się do poprzedniej relacji w pełni.

— Nie umywam się do większości populacji, gdybyś zapomniała — wciska nos w mój policzek, a ja mimowolnie przymykam powieki, bo nawet w takiej sytuacji znajdowanie się blisko brunetki odrobinę mnie odciąża. — Nie rozumiem w zupełności relacji międzyludzkich, dlatego podejrzewam, że nie będę miała problemów, aby uniknąć tych dziwnych układów, do których sięga większość. Jedno jest pewne — ani ja, ani moje alter ego nie chcemy cię stracić.

To za dużo — bliskość Camili, bliskość jej alter ego, te wszystkie wypowiedziane słowa i kolejne niebezpośrednie wyrażenia. Czuję to przytłoczenie, ale z drugiej strony jestem zmęczona ciągłą ucieczką. Wiem, że jeżeli zaryzykuję to jestem narażona na złamane serce oraz utratę relacji, którą mamy teraz i która opiera się na tym, czego gdzieś w głębi potrzebuję — na bliskości. 

Ale z drugiej strony, jeśli nie zaryzykuję to będę żałować. Będę zastanawiała się, co by było gdyby... — takowe myśli będą mnie nachodziły przez długi czas i nie wiem, czy poradziłabym sobie z nimi lepiej niż z odrzuceniem, gdybym po prostu się zdecydowała i zwyczajnie w przyszłosci poszłoby coś nie tak.

Wydawałoby się, że mam tak mało czasu, znajduję się na rozstraju dróg, ale odpowiedź przychodzi samoistnie, nie spotykając się podczas drogi do ust, które pozwalają wypowiedzieć słowa, z rozsądkiem.

— Tak. Małymi krokami, tak.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top