‣ Missed you

Trochę mnie tchnęło przez dobry humor (bcs jutro w końcu się tatuuję), dlatego macie całkiem przyzwoitej długości rozdział.

Miłego wieczoru/dnia!

+ Możliwe, że mam gdzieś literówki przez problem z autokorektą.

○○○○○○

Jestem zaskoczona tym, a przynajmniej byłam, jak dobrze poszło nam spotkanie. Wokół nas utworzona została przyjemna atmosfera, pomimo tego, że tematy, które poruszałyśmy były bardzo ogólnikowe albo dotyczyły tylko mojej osoby. Ilekroć próbowałam dowiedzieć się czegoś nowego od kobiety, ta ucinała temat bądź udawała, że nie zadałam żadnego pytania. Czułam się, jakbyśmy na moment wróciły do początkowych wizyt w Venom Asylum, kiedy to zachowywała się w identyczny sposób. Cóż, z taką różnicą, że wtedy jej osoba była i tak negatywnie do mnie nastawiona.

Jednak dało mi to wszystko do myślenia. Dlatego też po powrocie do domu — a dokładniej mówiąc po wzięciu szybkiego prysznica i zabraniu notatnika do łóżka — przejrzałam kilka kartek, na których zapisywałam swoje wnioski. Dobrym było dostarczenie jedynie kopii do pracy, a sobie pozostawienie oryginału. 

To nie było tak, że nie ufałam Camili. Nie wiedziałam po prostu niczego. A ciekawość jest rzeczą ludzką, dlatego zaczęłam szukać. I wydaje mi się, że bardzo dobrze zrobiłam, ponieważ już po parunastu minutach przeglądania notatek natrafiłam na pierwsze rozbieżności.

6. Pacjentka przyznaje, że ukończyła szkołę, a ma nawet wykształcenie wyższe. Wyraziła w jasny sposób nieprzeciętność własnej inteligencji, co zaburza początkowe założenie o zaniżonej samoocenie. Ponadto podopieczna skrótowo odpowiada, że najbardziej interesuje ją ludzka psychika, a praca "idealna" w jej mniemaniu to, cytując: "Praca za biurkiem z klimą i na dobrą sprawę nierobienie niczego ciekawego brzmiałoby obiecująco". 

Klnę w myślach nie tylko dlatego, że mam tutaj pierwszą rozbieżność w tym, co powiedziała jeszcze tego wieczora, a co opowiadała mi w ośrodku, ale również z powodu braku własnej dokładności. Mogłam próbować wyciągnąć od niej więcej informacji — zapytać, jaka to była, czy była to jakaś szkoła uzupełniająca, uniwersytet, czy może jakaś inna forma, na którą pozwalał ośrodek. Mogłam również dociekać, w jakim kierunku się edukowała i co zyskała dzięki temu — w tym jakieś dyplomy, certyfikaty i tym podobne. Teraz było odrobinę za późno. Gdybym zapytała o to przy naszym kolejnym, zapewne niespodziewanym, spotkaniu to wyszłabym na podejrzliwą. Camila domyśliłaby się, że połączyłam pewne niezgodności do kupy i zaburzyłam jej wersję.

No, chyba że próbuje swoich sił na studiach po raz kolejny, ponieważ zmieniły się jej standardy. To również jest opcja, którą biorę pod uwagę, jednak pozostaję do niej odrobinę bardziej sceptyczna. Jakoś nie wydaje mi się, aby Camila chciała na sam start zadawać sobie trud pójścia do dalszej edukacji, kiedy powroty po tak długich przerwach są trudniejsze niż wtedy, gdy mamy ciąg w uczęszczaniu do tego typu instytucji.

Możliwe, że za bardzo to wszystko analizuję, ale czego innego można by było się po mnie spodziewać? Cabello zniknęła na cholerny rok, zostawiając bez chociażby słowa pożegnania, po czym wraca ot tak, nie mówiąc, gdzie była przez dwanaście miesięcy. Kto by się tym nie zainteresował? Nie dała żadnego znaku życia podczas swojej nieobecności, a teraz powróciła z takim nastawieniem, jakby nic się nie stało. A przecież to nieprawda. 

Zdążyłam się przyzwyczaić. W pewien sposób. Spędziłam z nią wbrew pozorom dużo czasu, poznałam odrobinę lepiej — pomijając na moment fakt, że teraz odnoszę wrażenie, jakbym nie znała jej wcale — zaczęłam bardziej rozumieć i w jakimś stopniu się przyzwyczaiłam do obecności tej sprośnie żartującej kobiety. A ona ot tak wyjechała. Bez słowa. 

Nie zapomnę o tym tak szybko. I to nie z powodu bycia złośliwą. 

Zwyczajnie było mi przykro.

I tęskniłam, a ona nie wracała.

◦◦◦ 

Kiedy otwieram oczy w mojej sypialni wciąż panuje mrok. Przecieram z pomrukiem oczy ręką, przekręcając się na drugi bok, czując od razu chłód pościeli. Wypuszczam ciche westchnięcie, kiedy wsuwam dłonie pod przyjemną w dotyku poduszkę, ostatecznie leżąc całkowicie na brzuchu. Wtulam w połowie przytomna twarz w tę samą poduszkę, pod którą znajdują się moje ręce, ciesząc się w duchu z tego, że w końcu mam weekend. Po całym tygodniu nawału pracy zarówno w szpitalu, jak i w papierkach mam okazję trochę odespać.

No prawie. 

Fakt, że ocknęłam się o wciąż nieludzkiej porze nie jest zadowalający.

Gdy otwieram oczy po raz drugi, leżę już na plecach. Spoglądam wyjątkowo w stronę zegarka, który wskazuję kilka minut po trzeciej nad ranem. Wzdycham ciężko, nie rozumiejąc początkowo powodu kolejnego przebudzenia się. Jedyne, co kojarzę na ten moment to to, że śnił mi ośrodek Venom Asylum i ta paskudna Iris Hiller. Znajdowałam się w jej obskurnie urządzonym gabinecie, patrząc bez słowa na zdjęcia uszkodzonych przez nią ciał pacjentów. Kobieta uśmiechała się przebiegle, kiedy przyglądałam się na zmianę fotografią oraz tej okropnej twarzy, nie mogąc się podnieść. Kilkukrotnie słyszałam czyiś krzyk, ale nie byłam w stanie wybiec z cholernego gabinetu i ruszyć na pomoc, co frustrowało oraz przerażało do tego stopnia, że w końcu się obudziłam.

Wzdychając ciężko, podciągam się odrobinę wyżej na poduszkach. Niedługo po tym wydaje mi się, że słyszę jakieś skrzypnięcie, które skutecznie ignoruję, dopóki nie roznosi się z korytarza po raz kolejny. Natychmiastowo czuję gulę w gardle, a moje serce przyśpiesza. Początkowo ciało mam sparaliżowane do tego stopnia, że nawet nie drga mi palec.

Jednak po usłyszeniu kroków sięgam dłonią w dół łóżka, chwytając za kapeć, ponieważ to wszystko, czym mogłabym się teraz obronić. Niepewnie powracam na miejsce, próbując przekręcić się w sposób naturalny plecami do otwartych drzwi z bronią schowaną pod kołdrą. Staram się do samego końca utrzymywać stabilny oddech, aby się nie zdradzić — dopiero kiedy czuję ugięcie się materaca, odwracam się i uderzam w to coś lub tego kogoś za całej siły, a następnie popycham w tył.

Głośne stęknięcie roznosi się po mojej sypialni razem z przekleństwem, na co siadam prosto jak struna. Niepewnie wyciągam przed siebie szyję, żeby spojrzeć na postać znajdującą się tuż przy moim łóżku ze wciąż mocno bijącym serce.

— Popieprzyło cię, Camila?! 

Brunetka powoli unosi się, pocierając czoło ze zmarszczonymi brwiami. A przynajmniej wydaje mi się, że jej marszczy. Nadal nie wróciłam do końca do rzeczywistości po takim doznaniu szoku oraz przerażenia.

— To ty zaatakowałaś mnie... — Urywa, przekręcając głowę. — Pierdolonym pantoflem?

— To kapeć.

— Nieważne. Zaatakowałaś mnie tym gównem — mamrocze niezadowolona.

— I masz jeszcze pretensje? Wystraszyłaś mnie, do cholery! — Podnoszę ton głosu. — Nie możesz włamywać mi się do apartamentu w nocy.

Kobieta kiwa głową, wciąż pocierając czoło. Dobrą chwilę zajmuje jej spojrzenie w moją stronę ze zmrużonymi powiekami.

— Więc za dnia mogę?

— Nie! Oczywiście, że nie, głupia!

Przewraca oczami, na co krzyżuję ramiona pod piersiami. Rozchylam odrobinę usta, będąc zaskoczona postawą brunetki.

Po pierwsze: nie spodziewałam się, że przyjdzie.
Po drugie: tym bardziej nie spodziewałam się pierwszej opcji po braku znaku życia z jej strony przez cały miniony tydzień.
Po trzecie: chciała zaburzyć mój piękny sen.
Po czwarte: zapewne byłaby na tyle wredna, żeby zabrać mi kołdrę.
I po piąte: jestem pewna niemal w stu procentach, że rano próbowałaby zmacać moją wciąż zaspaną osobę. Tak, jak zrobiła to ostatnim razem, zanim wypchnęłam ją tyłkiem z łóżka.

— Zamknij te usta, zanim ja to zrobię, kotku — mrugam kilkukrotnie i cofam głowę, kiedy sięga do mojej twarzy dłonią. 

— Dlaczego nie możesz normalnie dać o sobie znać przez telefon tylko włamujesz się i to w dodatku o tak nieludzkiej porze? Swoją drogą, nie mieszkam na parterze, żebyś wchodziła tutaj balkonem, Camila. Masz klucze, czy co? Zobaczysz, któregoś dnia zmienię zamek i będziesz siedziała pod drzwiami przez takie pomysły. Czy ty w ogóle zdajesz sobie sprawę z tego, że to nie mógł być kapeć tylko jakaś... 

Kobieta przerywa mój monolog, zabierając z dłoni wspomniane obuwie i tym samym zajmuje sobie miejsce na łóżku, rozkładając się na plecach z dłońmi znajdującymi się pod głową. Zaciskam mocno wargi na jej lekceważące moją osobę podejście. 

— Skończyłaś?

— Wynocha z łóżka — szturcham palcem nogę Cabello. — Nie będę przechodziła przez minizawał za każdym razem, kiedy zechcesz mnie łaskawie odwiedzić, Camila.

— Chciałam wcześniej, ale... — Ucina na moment. — Wiem, że miałaś dużo pracy, więc nie chciałam wkraczać z butami w twoją codzienność.

— Może i miałam, jednak... Czekaj. Moment. Skąd możesz wiedzieć, że miałam dużo pracy? — Siadam na własnych piętach. — Szpiegujesz mnie?

— Po ostatniej wizycie zostawiłam kamerki i mikrofony w każdym z twoich staników.

— Camila!

Słyszę jedynie ciche westchnięcie, kiedy podnosi się do pozycji siedzącej. Przez moment brązowe tęczówki wędrują po pomieszczeniu z taką miną, jakby zastanawiała się nad odpowiednim doborem słów. Drobna zmarszczka pojawia się pomiędzy jej brwiami, zanim rozchyla pulchne usta, aby dać mi jakiekolwiek wytłumaczenie.

— Domyślam się, że wciąż tak dużo pracujesz. A może nawet i więcej po awansie — zerka na mnie krótko, po czym zwraca całkowicie uwagę na własne palce, którymi zaczyna się bawić. — Wolałam spędzić z tobą czas wtedy, kiedy wiem, że nie będziesz pracowała i nie będę przeszkadzała — mamrocze.

— I musiała to być noc? — Unoszę brew, próbując wyglądać na nieporuszoną jej wytłumaczeniem, choć jest kompletnie inaczej.

— Nie wiem, jakie masz godziny pracy — kwituje, po czym brązowe tęczówki ponownie obserwują moją twarz. — Chciałam spędzić z tobą trochę czasu, ale... W tygodniu na pewno pracujesz, a teraz jest weekend...

— Inni po prostu piszą, Camila — wzdycham cicho, gdy opuszczam wyraźnie ramiona. — Nie pociągnę tak długo, jeśli będziesz zaskakiwała mnie w taki sposób za każdym razem. Myślałam, że to naprawdę ktoś, kto mógłby wyrządzić mi krzywdę.

Nie odpowiada.

— Następnym razem po prostu spróbuj dać mi znać, zamiast budzić w środku nocy — przesuwam palcami jednej z dłoni po twarzy. — Czemu zawdzięczam tę wizytę o nieludzkiej porze? 

— Mówiłam — czuję spojrzenie kobiety na sobie, gdy układam się na łóżku i przykrywam kołdrą, utrzymując między nami stosowny dystans. — Chciałam cię zobaczyć.

— Wystraszyłaś, zobaczyłaś, a teraz idę spać, więc żegnaj — przekręcam się na prawy bok i tym samym w jej stronę z zamkniętymi powiekami.

— Zaspana nie wyglądasz tak groźnie, jakbyś chciała.

— Zaraz stracę cierpliwość i cię stąd wywalę — zerkam na nią tylko jednym okiem. — I przy okazji dam kolejny monolog o tym, że weszłaś tutaj nie dość, że jak do siebie to rozgościłaś się na tyle, aby zostawić zapewne na wieszaku kurtkę, a buty koło moich.

— Może... A może nie — mruga do mnie, ale nie reaguję.

— Camila, nie możesz tutaj tak przychodzić. Nie w taki sposób — mamroczę na sekundę przed ziewnięciem.

Przez moment nastaje między nami cisza i wydaje mi się, że kobieta odpuściła sobie dalszą sprzeczkę. W tej — właściwie — chorej sytuacji jestem na tyle tolerancyjna, aby pozwolić jej zostać, dopóki nie zrobi czegoś, co by mi podpadło. Przynajmniej w sensie narzucania się. Na razie odstawiam na bok kwestię włamywania się do mnie, wydawałoby się, że już regularnie.

Wzdrygam się, gdy czuję ciepły palec na swoim policzku. Moją pierwszą reakcją jest uchylenie powiek i rozchylenia warg, żeby dać brunetce reprymendę, ale nawet nie skupia wystarczająco na mnie swojej uwagi. Jej oczy nie przenoszą się do żadnego punktu poza ustami. Mimowolnie je oblizuję, jednak nie chcąc kusić losu odsuwam twarz, a to z kolei przebudza Camilę.

— Nie rób czegoś, czego nie powinnaś — mówię cicho. — Wyrzucę cię stąd, naprawdę. Nie możemy przerabiać jednej kwestii od nowa i od nowa.

— Ale... — Zaciska wargi w wąską linię, powoli zataczając drobne kółko na mojej skórze.

— Nie, Camila.

— Dlaczego? Przecież nikt nie będzie nas oceniał. A nawet jeśli to jesteśmy dorosłe i...

— Nie przekroczę tej granicy ponownie.

— Mówiłam, że mogę ci zagwarantować to, czego zapragniesz — przypomina szeptem. — Uwagę, szacunek, docenienie, zaspokojenie, cokolwiek zechcesz.

— Camila, nie.

— Chciałaś mnie — odpowiada pośpiesznie, jednocześnie przysuwając się na tyle, że czuję jej oddech na policzku i dostrzegam parę warg znajdującą się niebezpiecznie blisko moich. — Wiem, że chciałaś. 

— Jedna sytuacja nie może...

— To nie była jedna sytuacja, kotku.

— Nie mów tak do mnie — palec Camili natychmiastowo przestaje kreślić okręgi na moim policzku, a jej powieki bardziej się rozszerzają. — To nie wyjdzie, mówiłam. Powiedziałam ci również, na jakim poziomie może być nasza znajomość.

— Znajomość — powtarza, gdy zabiera dłoń i odnoszę wrażenie po tym ruchu, że całkowicie się odsunie, ale nic bardziej mylnego. — Nie chcę takiej znajomości. Chcę więcej — przełykam ciężko ślinę, czując dotyk na swojej zakrytej talii.

— Nie sprawisz, że zmienię zdanie po takim zachowaniu.

Kobieta marszczy brwi. Przygląda się mi z wyraźnym niezrozumieniem przez kilka sekund, jednak nie odsuwa się chociaż o centymetr. Jej dłoń wciąż znajduje się na moim ciele, ale nie przesuwa się dalej w żaden sposób, co w tak — można by powiedzieć — dość niezręcznej sytuacji jest na korzyść. 

Z biegiem czasu wyraz twarzy Camili ulega zmianie. Wygląda tak, jakby dostała w policzek, a przynajmniej tego mogę się domyślać po ekspresji, jaką ukazuje. Nie komentuję tego w żaden sposób, czekając cierpliwie na jej odpowiedź, która tak naprawdę może zakończyć tę bezsensowną wymianę zdań lub zaostrzyć konflikt w rozbieżności opinii co do naszej relacji.

— Myślisz, że przychodzę tylko dla seksu.

Tym razem to ja jestem tą milczącą.

— Nie widziałam cię cały tydzień — czuję, jak oddech brunetki przyśpiesza. — Chciałam tylko spędzić z tobą czas. Być blisko. 

Wciąż nie odpowiadam, ponieważ nawet nie wiem, jakie słowa byłyby odpowiednie na ten moment. Mam jedynie nadzieję, że uda mi się coś wymyślić, żebyśmy nie utknęły w martwym, pełnym niezręczności, punkcie. Nie chciałabym tracić Camili, pomimo tego, że mamy rozbieżność zdań. 

Przynajmniej pozornie.

— W najprostszym tego określenia znaczeniu. Nie przyszłam dla pieprzenia, tylko żeby być w twoim towarzystwie. Czuć obecność. Nic więcej.

— Ale próbowałaś przekroczyć granicę, którą wyznaczyłyśmy.

— Ty ją wyznaczyłaś dla własnego sumienia. Nie my. 

— Camila...

— Nadal prowadzisz ze mną rozmowy tak, jakbyśmy były w ośrodku. Nic nie uległo zmianie. Cokolwiek zrobię, ty nadal mnie odrzucasz — dostrzegam, jak żuchwa Cabello zostaje uwydatniona przez zaciśnięcie zębów.

— To ty mnie zostawiłaś — przypominam chłodno. — I wróciłaś bez żadnego wytłumaczenia.

— Ale teraz tutaj jestem — jej palce bardziej zaciskają się na mojej talii — nie boleśnie, bardziej tak, jakby obawiała się, że odsunę ciało. — Jestem i nigdzie nie odchodzę.

— Co mi po tym, że teraz jesteś, kiedy nie wiem, dlaczego w ogóle wróciłaś? I pierwszorzędnie — dlaczego wyjechałaś?

— To nie jest dobry czas na tę rozmowę.

— Ale dobry czas, żeby pakować mi się do łóżka?

Kobieta odchyla lekko w tył głowę, wzdychając cicho.

— Jesteś frustrującą, trudną kobietą.

— Jeśli coś ci się nie podoba to wiesz doskonale, gdzie są drzwi — rzucam surowym tonem, zaczynając być rozdrażniona podejściem brunetki do całej sprawy. — Najpierw daj coś od siebie, zamiast robić uniki i jednocześnie wymagać czegokolwiek ode mnie.

Oczy Camili na nowo napotykają moje. Nie odpowiada mi, ale dłoń, która znajdowała się na mojej talii poluzowała swój uścisk i zaczęła głaskać ten fragment ciała.

— Chcesz, żebym wyszła?

Nie.

— Jeżeli dalej będziesz się zachowywała w taki sposób to okaże się to jedynym rozwiązaniem.

— Przepraszam — mruży odrobinę powieki i wydaje mi się, że wyraz twarzy kobiety stał się znacznie łagodniejszy. — Nie chciałam cię rozzłościć. Czy mogę tutaj zostać? — Oblizuje nerwowo usta. — Z tobą?

— Wszystko zależy od tego, jak będziesz się zachowywała.

Odpowiedź dostaję niemal natychmiast.

— Nic nie zrobię. Naprawdę. Chciałabym tylko być blisko ciebie, spędzić trochę czasu. Nawet jeśli tylko przez część nocy.

Prawdopodobnie postradałam rozum — stwierdzam w myślach, wiedząc już jaką dam jej odpowiedź.

Jednak nie mówię tego na głos. Kiwam tylko głową, potakując, a Camila pozwala sobie przez to na drobny półuśmiech.

— Mogę tak zostać? — Dopytuje niespodziewanie, czego początkowo nie rozumiem, ale kolejne muśnięcie przez ciepłą dłoń daje mi do zrozumienia, że chce być aż tak blisko.

— Mhm — mruczę, wciąż nie będąc w stanie przyzwolić na taki nieoczekiwany zwrot akcji po naszej wymianie słów.

Ostatni raz spoglądam na opaloną twarz Camili, zanim przymykam na chwilę powieki — tak na próbę, żeby dowiedzieć się, czy niczego nie spróbuje. I ku mojemu chwilowemu zadowoleniu nie robi żadnego nieprzewidywalnego lub niewskazanego ruchu. Jak się okazuje po kilku sekundach, układa tylko głowę na poduszce, sama mając zamknięte oczy.

Będąc teraz spokojniejsza, że między nami nie dojdzie do jeszcze większej sprzeczki — przynajmniej teraz — bardziej relaksuję ciało, jednocześnie akceptując całkowicie dotyk dłoni na własnej talii. Nie przeszkadza mi to w żaden sposób. Można nawet stwierdzić, iż jest to miła odmiana dla kogoś, kto większość swojego czasu — a właściwie to życia — przespał samotnie.

Kiedy jestem już prawie na skraju snu po raz drugi tej nocy, czuję, jak Camila przybliża się bardziej całym swoim ciałem. Nie reaguję na to nawet pomrukiem, ponieważ jej ciało jest ciepłe, a termostat w moim apartamencie ostatnio znowu dawał znać o swej wadliwości. W każdym razie, podejrzewam, że kobieta uznaje brak protestu za stan głębokiego snu, dlatego robi coś, co mnie odrobinę zaskakuje. Tym razem nie negatywnie. Bardziej zmiękcza mi serce drobnym gestem na który sobie pozwala przed zaśnięciem

— Dobranoc, kot... — Urywa, ponieważ całuje mnie bardzo delikatnie w skroń przed powrotem na poprzednie miejsce. — Dobranoc, kochanie.

○○○○○○

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top