‣ Manipulator

Więcej bloków tekstu niż dialogów, ale za to analiza postaci Camili, żeby zwrócić uwagę na pewne drobne rzeczy, które początkowo odbiera się pozytywnie.

Taki format również dlatego, że brakuje mi zajęć, a że analiza człowieka jest dla mnie ciekawa...well.

◦◦◦◦◦◦

W mojej głowie wciąż tkwi ostatnia rozmowa z Camilą. Przez następny tydzień analizowałam zarzuty, które zostały przedstawione w niekoniecznie odpowiedni sposób. Próbuję na siłę odszukać w tamtej konwersacji wyjaśnień, które opowiedziałyby mi więcej na temat tajemniczej kobiety. Z pewnością nabrałam nowej perspektywy na jej osobę, nadal mając na uwadze balans między sadystyczną i masochistyczną stroną aka alter ego i Camilą. 

Nie mogę wyjść z podziwu, ile wniosków wyniosłam z tej, tak jakby, kłótni. Nie sądziłam, że znajdę w niej jakieś tropy, jednak metodą dedukcji nabrałam kilku tropów, które mogłyby mieć interesujące oraz wyjaśniające zakończenie.

Przede wszystkim słowa Camili powiedziane w złości, czy rozczarowaniu były i są kluczowe. Nierzadko zdarza się, aby to, co jest wypowiadane na głos pod wpływem emocji, okazywało się prawdą. A przynajmniej częściową. Znajduje się tutaj pewna granica, którą ciężko jest wychwycić, dlatego w swoich domniemaniach pozostaję zdystansowana. Przy analizie tak złożonej osobowości nie mogę przyjmować wszystkiego, co mogłoby się wydawać na pierwszy rzut oka prawdziwe, jako fakty. 

Camila jest jedną z tych osób, które perfekcyjnie opanowały umiejętność manipulacji. Nie jest to łatwe do wyćwiczenia, aczkolwiek kobieta już po paru pierwszych spotkaniach na początku naszej znajomości wykazała wyrobienie tego fachu przez lata. Idealnie operowała rzeczywistością wokół siebie, tworząc kompletnie nową i wprowadzając w nią kolejne pionki, które zaspokajały sadystyczną stronę jej osobowości. Takiego zjawiska nie można umniejszać. To największy błąd.

A więc pierwszy wniosek, dość oczywisty — Camila będąca manipulantką.

Pozostaje pytanie: w jaki sposób przechytrzyć manipulantkę?

Nie ma na to konkretnego sposobu. Byłam już w jej wykreowanej rzeczywistości, która przedstawiała postać samej brunetki jako niebywale zmiennego człowieka z problemami, brakiem akceptacji, niską samooceną. To jest tylko kilka przybieranych masek, które dezorientują, ponieważ zaraz po takim zestawieniu z łatwością mogę sobie przypomnieć arogancką, pewną siebie, łaknącą uwagi i sensualną. Zdecydowanie sensualną. Takie sparowanie obu perspektyw jej osoby, idąc tak po łepkach, jest niebywale kłopotliwe, jeśli chcemy dojść do jakichś wniosków.

Dlatego właśnie do każdego mojego twierdzenia pozostaję odrobinę sceptyczna, zdystansowana, pozostawiając otwarty umysł na możliwość napotkania zwykłego fałszu w jej zachowaniu, nawet jeśli pewne słowa oraz deklaracje zostały zdradzone pod wpływem emocji. 

Camila nie jest tutaj książkowym przykładem, który przez negatywne uczucie typu złość, wyrzuci z siebie monolog nasiąknięty stuprocentową szczerością.

Proste zdania, które zostały wypowiedziane i pierwszorzędnie zostają odebrane tylko w jeden jedyny sposób, w przypadku kogoś takiego, jak Cabello mogą mieć zdecydowanie ogrom znaczeń, a podtekstów — nie w kontekście seksualnych — jeszcze więcej. Chociażby jedna z deklaracji, która brzmiała jak oczywisty fakt wypowiedziany w mieszance złości oraz rozczarowaniu jest perfekcyjnym przykładem tworu słownego, zamydlającego od początku oczy.

"Otworzyłam się dla ciebie, leczyłam się dla ciebie i wróciłam tutaj dla ciebie, a ty nadal mnie odpychasz" — prawdopodobnie od razu tego typu wypowiedź wywiera dobre wrażenie. Po analizie takie wyznanie jest złożone i nakłada się na fałsz oraz chęć manipulacji.

"Otworzyłam się dla ciebie [...]" — mogłaś mieć intencje otworzenia się, jednak na spotkaniach powtarzałam wielokrotnie, że możesz zrobić to tylko dla swojego dobra, a ja będę cierpliwie czekała, czy zbierzesz się na odwagę. 
Wniosek prosty: to nie jest prawdziwe stwierdzenie. Mogłabyś mieć wyobrażenie, że otworzyłaś się w jakimś celu, jednak to nadal była twoja wolna wola, a nie decyzja podjęta pod naciskiem z mojej strony.

"[...] leczyłam się dla ciebie [...]" — ponownie, nie. Nie leczyłaś się dla mnie. Leczyłaś się dla ciebie. Leczyłaś się, ponieważ chciałaś odejść z miejsca, w którym doświadczałaś przemocy fizycznej, szykanowania, a w dodatku byłaś pod kontrolą alter ego, które wpędzało cię w tak głębokie poczucie winy, aby mówić o masochizmie pojawiającym się po jego zniknięciu na jakiś czas.
Wniosek: leczyłaś się dla siebie i doskonale o tym wiedziałaś. Nieważne są pobudki do ruszenia z miejsca, w którym znajdowałaś się przez tyle lat — odgrywałam tutaj rolę jedynie motywatora i wyciągałam pomocną dłoń, kiedy była potrzebna. Nie byłam tą, która popchnęła cię do zmian.

"[...] wróciłam tutaj dla ciebie [...]" — pierwszorzędnie — dlaczego wróciłaś z taką intencją, skoro nie dla mnie wyjechałaś? Tego typu zagrywki na emocjach, kiedy druga osoba wie, co mogłoby być słabym punktem są przeważnie kończone sukcesem, jednak nie przy mojej osobie. Wiem doskonale, że odnalazłaś tę drobną słabość i to jedyny punkt zaczepiania, którego mogłabyś się trzymać, jeśli chodzi o wzbudzenie uczucia — wyrzutów sumienia. A jak wiemy, wyrzuty sumienia popychają nas niekiedy do bardzo złych i bardzo nieprzemyślanych decyzji.
Wniosek: manipulacja uczuciami. Po prostu. Nic więcej.

"[...] a ty nadal mnie odpychasz" — tak, odpycham, bo to nieetyczna relacja, nieodpowiednia, z prawdopodobieństwem zranienia każdej z nas, zbyt porywcza, nieznana, trudna do zidentyfikowania na podłożu pobudek do chęci wejścia w nią. Oczywiście, łatwo jest porwać się w coś nieznanego, co może dawać satysfakcję taką nowością, fascynacją, ekscytacją — ekscytacja przede wszystkim i związaną z nią adrenaliną — ale co dalej? Jakie będą konsekwencje? Jakie będą "pewniaki"? Skąd właśnie pewność, że ta relacja mogłaby być udana skoro, z dużym prawdopodobieństwem, nigdy nie uwolnisz się od swoich zaburzeń całkowicie? Jak planujesz funkcjonować ze mną w związku — psychiatrą — kiedy drażni cię moja naturalna analiza zachowań człowieka? 
Wniosek: kłócisz się ze mną, ale wiesz, że końcem końców obie byłybyśmy spokojniejsze i pewniejsze przyszłości tej relacji, gdyby doszłoby do szczerych odpowiedzi na zadawane pytania, a nie celowych uników. Idąc tym tropem — odpychasz moje racjonalne pytania, ja odpycham twoje próby przekonania mnie do wejścia w niepewną relację. To nie jest tylko dla mojego dobra, Camila.

To zaledwie jedno zdanie w morzu słów, które zostały przez nią wypowiedziane. I tak naprawdę to jedno wystarczyło, aby nasunąć kilka wniosków, częściowo pokrywających się ze sobą oraz ukazujących, że nie wszystko jest takie, jakie mogłoby się wydawać. To nie musiały być słowa wyznające jakąś skrywaną prawdę, ale kolejne próby manipulacji do osiągnięcia celu w grze, której jeszcze nie rozpracowałam. Z pewnością jakaś jest — co do tego nie mam wątpliwości.

Ale to tylko taka dygresja przy tonie domniemań i perspektyw, których się doszukałam w ciągu tygodnia. 

— Lauren, wszystko w porządku?

Unoszę spojrzenie na Jamesa Hetfielda. Kiwam krótko głową, wracając spojrzeniem do papierów opisujących nowy projekt, który ma zwiększyć możliwości na wydobycie specjalistów z potencjałem. I kandydatów na tych specjalistów, oczywiście.

W dzisiejszych czasach nie ma aż tak wielu dobrych, rzetelnych psychiatrów, którzy poza ucieczką do wypisywania recept, co czasami jest jedyną rzeczą odróżniającą od psychologów, potrafią pomóc drogami rozmowy, bezpiecznego eksperymentu na rozpoznanie prawdziwych demonów pacjenta. Bezcenne jest pozyskanie takie osoby i mówię to ja — jedna z potencjalnych psychiatrów tego pokroju, przynajmniej w mniemaniu Hetfielda i towarzystwa lekarskiego.

— Masz wątpliwości?

— Nie — odpowiadam natychmiastowo. — Zastanawiałam się nad właściwym podejściem — kłamię, ponieważ nieprofesjonalne będzie wspominanie o Camili w środku rozmowy na kompletnie inny temat.

James przygląda mi się przez chwilę, badając mój wyraz twarzy, który mimo wszystko pozostaje pod nerwami. Bez względu na zamieszanie związane z Cabello, podejście do podopiecznego–stażysty również spędzi mi dziś sen z powiek. Nie jestem pewna, czy przekażę wystarczającą ilość informacji; czy wzbudzę sympatię tej osoby, czy wręcz przeciwnie; czy znajdziemy porozumienie; czy ten człowiek będzie dostatecznie kompetentny, aby współpraca nie była kolejnym balastem na barkach. Jest wiele aspektów, które rzeczywiście mnie martwią i w tym momencie próbuję dać szefowi poczucie, że to jest mój jedyny problem.

— Myślę, że przy takiej ilości pacjentów, których miałaś i biorąc pod uwagę, jakie to były przypadki, stażysta nie okaże się problemem — stwierdza stanowczym tonem, choć jego spojrzenie pozostaje życzliwe. — Jak mówiłem, w ramach programu dla studentów, zostało wyselekcjonowanych zaledwie kilku, którzy wybijają się z tłumu, więc nie dostaniesz kogoś, kto mógłby sprawiać problemy. Sama dobrze wiesz, że tego typu specjalizacja nie jest prosta do przejścia, dlatego ciężko mówić o tym, aby trafił ci się farciarz albo oszust w kwestii wyników.

— Tylko jeden stażysta, tak?

— Oczywiście.

— Mam trzy miesiące, żeby wprowadzić go albo ją w zawód psychiatry — mamroczę bardziej do siebie. — To nie będzie takie proste, jak mniemam. Praktyka a siedzenie w książkach daje nam odmienne perspektywy.

— Wzięliśmy to pod uwagę. Nie będzie z tobą przez pierwszy miesiąc przy sesjach z pacjentami z trudniejszymi schorzeniami. Zacznie od czegoś prostszego, ale nie obawiaj się przez dowolnością opowiadania o tych przypadkach — wskazuje palcem na jedną z rubryk. — Wszyscy pacjenci oraz osoby przez nich upoważnione wyrazili zgodę, aby podczas sesji znajdowała się nowa osoba, która głównie będzie obserwatorem. Poza tym, mamy również zgody na to, żebyś mogła mówić o ich przypadkach, więc nie obawiaj się tajemnicą zawodową. Wszystko jest przygotowane — uśmiecha się krótko po wstaniu z miejsca. — Pani Bea Smith zostawiła w twoim gabinecie każdą ze zgód od tych pacjentów, więc możesz je przejrzeć na spokojnie. To jedna z wielu kopii.

— Oczywiście — ponownie potakuję, również podnosząc się z kanapy. — Zaczynamy od poniedziałku?

— Owszem. Przejrzyj na spokojnie materiały przez weekend — zerka krótko na zegarek. — Możesz wracać do domu. Jest piątek, a twoja zmiana się skończyła.

Po krótkim pożegnaniu wychodzę z gabinetu szefa, czując, że na moich barkach znajduje się jeszcze większy ciężar niż dotychczas.

Nie mogę powstrzymać krótkiego zastanowienia się w drodze do domu, co ponownie powiedziałaby Camila, gdyby zobaczyła mnie poza miejscem pracy z kobietą lub mężczyzną aka stażystą.

Uśmiech pełen goryczy pojawia się na mojej twarzy, zanim wzdycham ze znużeniem.

Zapewne wyszłabyś na tą, która manipuluje i bawi się czyimiś uczuciami, nie martwiąc się, czy druga osoba zostanie zraniona.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top