‣ [L]oyalty [i]s rar[e], [s]weetheart

James Hetfield od czasu naszej ostatniej rozmowy na temat Camili nie kazał mi przychodzić ponownie, aby przedyskutować sugestię, którą rzucił. Wciąż nie mogłam i nie mogę zrozumieć, jak może nie zwracać uwagi na etykę — w pewien sposób powinnam mieć wybite z głowy wplątywanie się w bliższe relacje z byłymi pacjentami, jednak on podchodzi do tego tak zaskakująco luźno, że odnoszę wrażenie, jakby dawał mi za sprawą swojej postawy ogromny kredyt zaufania. Nie mam pewności, czy dobrze to odczytuje, ale gdyby nie uważał mnie za osobę rozsądną to zapewne dałby mi moralną litanię albo zwolnił z pracy. 

Mimo wszystko ma powody, żeby trzymać mnie w firmie.

Nie wiem, czy to moje usposobienie ogólnie, czy może prawdziwe uwielbienie do zawodu, ale może w którymś z tych aspektów widzi bezpieczeństwo — w sensie świadomości, że nie rzucę się na głęboką wodę, porywając za sobą byłą pacjentkę tylko będę najprędzej katowała się w jego imieniu etykietą pracy.

To bardzo dziwne zjawisko, którego podłoża nadal nie potrafię rozgryźć. Ale to i tak nie jest najgorsze — a tak uściślając, nie jest najtrudniejsze.

Camila.

Camila jest jedną, wielką zagadką.

Począwszy od braku informacji na temat powodów wyjazdu i powrotu, po zero wyjaśnień, co robiła przez ten rok, a kończąc na nieświadomości prawdziwych planów oraz nieznajomości miejsca zamieszkania.

To jest tak skomplikowane, że nawet nie mam pojęcia od czego powinnam zacząć. Przeglądałam tak wiele razy moje notatki z naszych spotkań z Venom Asylum przez ostatnie dni, ale nie wniosły one nic poza kolejnymi pytaniami przez nieścisłości — chociażby w kwestii edukacji, którą na tamten okres miała za sobą, a niedawno wyrażała chęć ponownego pójścia na studia, mimo dania wrażenia, jakby wybierała się na nie po raz pierwszy. To bardzo zagmatwane, pokręcone i na wspomnienie tego drugiego określenia wielokrotnie w umyśle pojawia mi się wizja alter ego kobiety. 

Co frustrujące — ilekroć próbuję wyciągnąć jakieś informacje, Camila nierzadko przypomina, że nie jest moją pacjentką. Zakodowałam w głowie, że takie drobne przesłuchania irytują ją, ponieważ wydaje jej się, jakbyśmy wracały jakąkolwiek formą rozmów z wyjaśnieniami do punktu początkowego naszej relacji. Innymi słowy, myśli, że zamienię się psychiatrę i na nowo będzie zatarta luźniejsza wersja więzi między nami.

I to chyba najbardziej ją nie tylko irytuje, ale również przeraża. Śmiem tak podejrzewać, ponieważ za każdym razem próbuje zbijać mnie z tropu swoim zachowaniem — a to zaczepieniem w nogę, przerzuceniem ramienia przez mój brzuch, gdy rozwala się bez pozwolenia na łóżku obok mnie, czy też bezwiedną zmianą tematu, jakby nie słyszała, że o cokolwiek pytałam.

Czuję, że będę zataczała błędne koło albo wpadnę w prawdziwe kłopoty, jeśli nie postawię jakiegoś ultimatum.

— Nie miałaś przychodzić do mnie w nocy — upominam, zerkając na kobietę. — To nadal włamanie, bo nie użyłaś dzwonka, drzwi były zamknięte, a ja nie wstawałam, żeby ci otworzyć.

— Lubisz, kiedy cię odwiedzam.

— Nic takiego nie powiedziałam.

Przymykam powieki, mając wciśnięty policzek w poduszkę. Nie mam ochoty oglądania po raz kolejny dziwnie zadowolonego wyrazu twarzy, gdy ostatecznie pozwalam brunetce na zostanie, choć sposób przychodzenia do mojego mieszkania jest — a przynajmniej powinien być — nieakceptowalny.

— Wiem, że lubisz, jak przychodzę — kontynuuje, a ja przez kilka sekund czuję na policzku jej ciepły oddech, który alarmuje, że jest zbyt blisko, dlatego też pozostaję uważniejsza. — Poza tym, kto inny mógłby tutaj tak wejść?

— Każdy potencjalny złodziej lub osoba, która chciałaby wyrządzić mi krzywdę, Camila.

— Dobrze w takim razie, że tylko ja znam sposób na wejście do środka — stwierdza ciszej, po czym przesuwa nieoczekiwanie palcami po moim lewym policzku, na co początkowo się wzdrygam, nie spodziewając się tego gestu. — Hmm.

— Camila — stawiam na ostrzegawczy ton.

— Niczego nie robię — przy swoich słowach zaczyna muskać kciukiem skórę mojej twarzy. — Kiedyś opowiadałam ci, że węch jest ciekawym zmysłem.

Otwieram oczy, aby spojrzeć na kobietę. Jestem zaskoczona jej dobrowolnym powrotem do jednego z naszych spotkań o charakterze lekarz-pacjent. Nie sądziłam, że kiedykolwiek wyjdzie z inicjatywą, ponieważ ilekroć starałam się czegoś dowiedzieć, odnosząc pytania trochę do informacji, które już posiadałam, ona ucinała temat.

Nie mogę powstrzymać się przed przywołaniem tego konkretnego dnia, w którym rozmawiałyśmy tak naprawdę po raz pierwszy bez jakiejkolwiek bariery między nami. Nie są to pozytywne wspomnienia, ponieważ drobne odpowiedzi kobiety potrafiły wprawić w wisielczy humor i zasugerować, jak bardzo źle myśli o swojej osobie i tym, jak oddziałuje na innych.

— Myślałam, że nie przyjdziesz.

— Och? Mogę spytać dlaczego tak uważałaś?

— Nikt nie chce być ze mną twarzą w twarz.

Wtedy zrozumiałam, jak bardzo ignorowane musiały być jej potrzeby nie tylko przez ośrodek, ale również dotychczasowo odwiedzających ją lekarzy, że miała w sobie poczucie, iż nikt tak naprawdę nie chce mieć z nią do czynienia. Już na tamtym etapie miałam jakieś poszlaki dwojakości jej osobowości, ponieważ drobnymi odpowiedziami tego typu potrafiła skutecznie tłamsić — i być może z czasem niszczyć całkowicie — tę stronę, która pozwalała sobie na krztę sprośnego humoru i która nie stawiała jej w świetle kompletnej, brzydko określając, "wariatki".

— Możesz obrać łatwiejszą drogę i widywać się ze mną przez szybę, żeby zaliczyć projekt.

— Nie po to dążyłam za swoją pasją przez tyle lat, aby z czasem zacząć ułatwiać sobie wykonywanie celów.

— Przecież jestem kolejnym celem, co za różnica?

Sugerowanie czegoś takiego psychiatrze jest niemal krzyczącym na mnie sygnałem, że pewne potrzeby nie zostały zaspokojone względem osoby wypowiadającej się w ten sposób. Podejście, które ma na celu szybkie załatwienie sprawy, ewentualne odstraszenie kolejnego lekarza i wrócenie do ponurej — a jak później się okazało również mrocznej — rzeczywistości.

— Rozmawiasz z sadystką.

— Co to ma do rzeczy?

— Równie dobrze mogłabym zacząć cię krzywdzić.

Teraz ta sadystka została gdzieś schowana, ale wiem, że nadal znajduje się wewnątrz kobiety, pomimo blokady, którą obecnie odcina ją od świata.

  — Dlaczego przytulasz obcych?  

To krótkie pytanie na wypowiedź o przytulaniu niektórych pacjentów, ponieważ potrzebują bliskości drugiego człowieka, a ja staram się pełnić jak najlepiej swoją pracę, pozwalając sobie przy niektórych z pacjentów na takie gesty, pokazało, w jakim stopniu była obca względem interakcji. Zastanawiałam się wtedy, tak do siebie, czy może powinnam zacząć nastawiać się na wybadanie, czy kobieta nie potrzebuje przypadkiem przejścia przez proces resocjalizacji.

Mimo wszystko nie ujęłam tego w swoich notatkach.

— Bardzo dawno temu uważano, że właśnie przy użyciu tego zmysłu można dobrać sobie partnera. Kiedy zapach był odmienny od naszego, a za tym szło bardziej interesujący, to oznaczało, że trafiło się na właściwą osobę. 

— Jak więc oceniasz mój zapach na podstawie swojego superwęchu? 

— Jak wcześniej wspomniałam, nie da się zdefiniować czyjegoś zapachu na dłuższą metę.

— Może być przyciągający, obojętny albo odpychający. Nikt nie lubi być wokół ludzi, którzy nadmiernie się pocą, dla przykładu.

Wiedziałam, że to była jedna z jej gierek odrobinę słownych, w których chciała wyciągnąć jakieś informacje o mnie na podstawie reakcji. Camila nie była i nie jest głupia. Można by powiedzieć, że jest niesamowicie przebiegłym człowiekiem, który potrafi zbić z tropu dziwacznymi rozmowami wyrwanymi niekiedy z kontekstu, aby później wykorzystać coś, co zostało skomentowane bezwidnie przeciwko danej osobie. Tak naprawdę każda konwersacja z kobietą musiała być silnie trzymana pod kontrolą, inaczej to ona byłaby tą, która posiada w garści swojego rozmówcę nie tylko na daną chwilę, ale również znacznie później, bo informacje, które chce wydobywać nie należą do bezsensownych.

Coś chciała osiągnąć.

I wiem, że chciała również przeciągnąć swoją grę, wiedząc, że tak szybko się nie poddam.

 — Potrafię być cierpliwa.

— Dlaczego cierpliwa, Camila? 

— Poczekam aż będę mogła stąd wyjść.

— Po to tutaj jestem — mówię. — Chcę ci pomóc.

— Cierpliwość podobno popłaca — tym razem pomrukuje, a to dziwnie wpływa na moje ciało, kiedy jej oddech nieustannie drażni wrażliwą skórę za uchem.

— Oczywiście. Będziesz mogła zacząć od nowa.

— Poczekam — powtarza. — Cierpliwie poczekam do chwili, kiedy tylko ja będę w tym pięknym umyśle.

Camila jest zbyt inteligentna, aby rzucać czymś takim bez żadnego celu. Chciała, żebym zastanawiała się nad jej słowami. Wtedy zapewne chciała, abym pomyślała, że chodzi o zajmowanie głowy całą jej osobą jako psychiatra — w sensie pochłaniania mojego czasu przez nadzwyczajną zagadkowość.

Jednak teraz, kiedy znowuż przytacza powrót do tamtych czasów wiem, że ma coś innego na myśli. Wiem, ponieważ spojrzenie Camili jest inne od tego, które pokazywała mi wtedy. I to ma znaczenie. 

To przywołanie starej konwersacji nie ma na celu wspominek, czy podkreślenia trudności rozmów, ale nadanie nowego sensu słowom, które usłyszałam od niej później — słowom, które wtedy były prowokacyjne, a teraz rozbijają się na wiele znaczeń.

— Wtedy przyjdę i wezmę sobie ciebie całą — ponownie pomrukuje, a różnica między mówieniem tego z oddalonymi ustami a przyciśniętymi do mojej skóry sprawia, że czuję, jak na moich zakrytych ramionach pojawia się gęsia skórka. — A później znowu i znowu, i znowu, a ty będziesz chciała, żebym przestała chociaż to ty okażesz się tą, która będzie ciągnęła mnie na twoje ciało.

Pierwsze znaczenie — dopięła swojego celu w kontekście seksualnym, co ma tak naprawdę związek z następnymi kontekstami.

Drugim okazuje się założenie z góry, że Camila opuści Venom Asylum — że to fakt.

Trzecim jest powrót do mnie po odejściu z ośrodka.

I czwartym jest głębsza interpretacja ostatniego zdania oraz poprzedzającej wypowiedzi o znajdowaniu się w moim umyśle — Camila zmierzała do wzbudzenia przywiązania między nami, abym rzeczywiście spędzała dużo czasu na rozmyślaniu nad tym, gdzie może się znajdować i  czy ponownie zagości w moim życiu, jednak w innym wymiarze niż dotychczasowym. Można by również spekulować, że zamierzała doprowadzić do takiego stopnia więzi między nami, abym nie chciała, tak prawdziwie, odpychać jej od siebie, nawet jeśli popełnia błędy lub robi coś nieodpowiedniego — czego przykładem może być nocne przychodzenie do mnie i tym samym włamanie się do mieszkania.

Co interesujące ta ostatnia analiza jej słów nie powinna znajdować się między drugą a trzecią, choć można by pomyśleć na samym początku, że właśnie tam jest jej miejsce. Proces prawdziwego przywiązania do niej miał być zdemaskowany na koniec, doprowadzając — jak śmiem przypuszczać — do konkretnego celu, o którym wiem, że nie dowiem się, dopóki nie da mi żadnych wskazówek.

— Pamiętam — odpowiadam w końcu.

— Dotyk również jest bardzo...fascynującym zmysłem — wyraz twarzy ma trudny do odczytania, aczkolwiek mogę snuć przypuszczenia, że wie, do jakich wniosków już dotarłam, mimo że nic nie zostało wypowiedziane na głos. — Zwłaszcza że nasila się intensywność reakcji na bodźce związane z nim, gdy stopniowo eliminujemy udział pozostałych. Najłatwiejszą drogą jest zajęcie się zmysłem wzroku oraz słuchu.

Nie tylko jedna może prowadzić tę grę.

— Tak, to ciekawe — przyznaję, podnosząc się na przedramieniu, więc jej dłoń całkowicie otula mój policzek, a nasze twarze są znacznie bliżej siebie, tworząc niebezpieczny grunt z powodu nieprzewidywalności brunetki.

— Jesteś zjawiskową kobietą.

Nie potrafię nie oblizać chociażby ust w drobnej reakcji na niespodziewane, zbijające z tropu słowa.

— To wielka strata nie być blisko ciebie.

Z każdym słowem Camila przybliża się coraz bardziej, sugerując chęć pocałowania mnie, a ja wplątuję się w niewypowiedzianą walkę między nami, przysuwając się na tyle, żeby czuć jej miętowy oddech na dolnej wardze. Brązowe tęczówki nie są już tak czujne, a cała postawa kobiety pokazuje, jakbym wzięła ją z zaskoczenia dalszym posunięciem w tej grze. Może i faktycznie jest to niebezpieczny i nieczysty ruch, ale może mieć toksyczne skutki w momencie dokonania ostatecznego rozegrania, do którego nie doszło.

I nie dojdzie.

— Albo zaczynasz tłumaczyć swoje intencje od samego początku, albo nie masz po co przychodzić do mojego mieszkania ponownie.

Delikatnie popycham mostek Camili, a ona poddaje się temu dotykowi, opadając plecami na materac ze zdezorientowaną miną.

— Nic ci nie obiecywałam — upomina gorzko.

— Czyżby? — Unoszę brew. — Zinterpretujmy twoje słowa o powrocie do mnie po wyjściu z VA. Na pewno nie było tam ukrytej obietnicy?

Camila zaciska usta w chwili, gdy pozostała część twarzy tężeje.

— Obiecanki.

— Miałaś w tym swój cel. I wróciłaś nie bez powodu.

— Niewiele wiesz — podnosi się z łóżka, patrząc na mnie z góry.

— Prawda. Ale nie da się ukryć faktu, że czegoś ode mnie oczekujesz.

— Och? — Wzrusza nonszalancko ramionami. — Oświeć mnie swoją teorią, pani doktor.

— Wzbudziłam twoją sympatię już w ośrodku — mierzę uważnie każdy gest przebiegający przez jej twarz. — I jedna z twoich stron koniecznie chciała wzbudzić moje zainteresowanie, aby z czasem wzbudzić to samo uczucie. Problem pojawił się wtedy, kiedy zdałaś sobie sprawę, że nie wiesz, jak dociec granicy między chęcią pomocy a sympatią. Wiedziałaś, że praca ma dla mnie bardzo duże znaczenie.

— Wnioski?

— Wiesz, że osiągnęłaś cel, którym było wzbudzenie sympatii, oczywiście, ale z mojej strony mogę jedynie powiedzieć, że bez szczerych rozmów nie będzie trwało to wiecznie.

Kobieta zaczyna chodzić po pokoju na te słowa, nie komentując ich w żaden sposób. Spokojnie obserwuję, jak podchodzi do okna, opierając dłonie na parapecie. Jej czoło przytknięte jest delikatnie do szyby, a plecy — klatka piersiowa — w nikłych światłach padających z ulicy zdradzają, że oddech znacznie przyśpieszył.

— Oczekuję szczerości, Camila — mówię dosadnie, chcąc poznać prawdziwą reakcję. — Bez niej ta sympatia będzie słabła do momentu, w którym...

Zatrzymuję ostatnie słowa w sobie, ponieważ brunetka prostuje plecy i po zaczesaniu w tył włosów szybko znajduje się na drugim końcu łóżka, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Znam to spojrzenie — ten typ spojrzenia — i przyprawia ono początkowo o ciarki, bo dociera do mnie, że zwykła sugestia o utracie osoby, jaką wybrała sobie za punkt zainteresowania, staje się mechanizmem przywołującym alter ego.

I dlatego teraz jestem twarzą w twarz — po raz kolejny — z jej własnym demonem, który nie jest już taki dziki. Coś uległo zmianie, choć nadal próbuje utrzymywać pozory drapieżnika, który może w każdej chwili rzucić się na swoją potencjalną ofiarę i rozerwać ją na strzępy.

— Dałam swoje warunki.

Może i testuję cierpliwość tej osobowości, aczkolwiek jako psychiatra wolę poznać granice i wywnioskować z ewentualnych zmian możliwości procesów, które musiały zajść przez rok nieobecności Camili w Nowym Jorku.

— Albo zaczynasz być ze mną szczera, kiedy zadaję ci pytania, albo zaczniesz tracić moją sympatię. Nie zamierzam ciągnąć relacji nieopartej na zaufaniu, a takim podejściem możesz po pewnym czasie wzbudzić we mnie chęć odejścia od znajomości, która nie daje mi komfortu w kwestii prawdziwości intencji. Dobrych intencji.

Palce Camili ściskają kołdrę, gdy patrzy na mnie spod rzęs. Z tego, co również dostrzegam, jej zęby są ze sobą złączone na tyle, aby żuchwa szczęki została uwydatniona. Możliwe, że hamuje coś w sobie — nie tylko słowa.

Ciemne tęczówki spoglądają na całą moją siedzącą postać przed gwałtownym wstaniem, które mimowolnie przyprawia o szybsze zabicie serca.

Gdy kobieta zaczyna kierować się ku drzwiom, nie jestem zdziwiona słowami, które wypowiada z chrypką.

— Impas.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top