‣ Jealousy

Po zejściu na parter nie spodziewałam się, że przy wyjściu z budynku, w którym miałam dzisiaj zmianę zobaczę Taylor.

Po wszystkim, co miało miejsce w ciągu ostatnich dni — nawał pracy, a do tego napięta cisza ze strony Camili, która ponownie wyparowała — nie podejrzewałam, że w najbliższym czasie spotka mnie coś dobrego. Zdecydowanie potrzebowałam babskiego towarzystwa, na Cabello liczyć nie mogłam, a poza siostrą nie miałam dobrych znajomych. Przynajmniej na tyle bliskich, abym mogła zwierzać się z tego, co mnie trapi. Oczywiście na samą myśl o wspomnieniu siostrze o Camili czuję nieprzyjemne dreszcze przebiegające przez kręgosłup. 

Cholera.

Zdałam sobie bardzo szybko sprawę, że nie mogę powiedzieć jej o kobiecie. Bynajmniej nie precyzyjnie. Tay nie wie, że była moją pacjentką, ale nie śmiem mówić konkretnych informacji, jeśli wyczuje, że jestem spięta, ponieważ nie wiem tak naprawdę, czy pozostanie Camili w Nowym Jorku rzeczywiście stanie się faktem, a nie pustymi słowami. Po zachowaniu, jakim ostatnio się wykazuje, nie jestem niczego pewna w stu procentach.

Nie mogę się nie uśmiechnąć, kiedy ramiona siostry obejmują moją talię i muszę ustać na palcach, żeby utrzymać się na ziemi, pomimo tego, że buty, jakie mam ubrane, nie są całkowicie płaskie. Wtulam twarz w chłodny, odrobinę wilgotny od śniegu płaszcz kobiety, czując na nim charakterystyczny zapach, którzy przypomina mi o rodzinnym domu.

— Stęskniłaś się, co? — Kiwam jedynie głową na słowa Taylor. — A sama to nie zadzwonisz — komentuje, kiedy odsuwamy się od siebie.

Spoglądając na twarz kobiety, wzdycham cicho, czując się natychmiastowo winna. Wiem, że powinnam częściej kontaktować się z rodziną, ale ciężko jest znaleźć w napiętym grafiku przestrzeń, którą mogłabym poświęcić na rozmowy. Zwłaszcza że nie jestem zwolenniczką tego typu rozwiązań — wolałabym spotkać się z nimi twarzą w twarz, jednak wiem, że o urlopie mogę na razie tylko marzyć.

— Przepraszam, to...

— Tak, tak. Praca. Wiem — uśmiecha się łagodnie. — Dobrze, że czasami myślę o siostrze i postanawiam ją zaskakiwać wizytami, zamiast dzwonić i pytać o grafik. Nie doczekałabym się terminu na ten miesiąc, znając twój pracoholizm.

— Jestem tak pochłonięta wszystkim innym, że moje życie zostaje spychane na bok.

— Domyślam się — potakuje. — Ale nie ciągnijmy już tego tematu, to nudne. Lepiej skupmy się na miejscu, gdzie dostanę dobre jedzenie, bo umieram z głodu!

Wypuszczam z siebie śmiech, który jest pełen ulgi, kiedy ruszamy z taylor w stronę pomieszczenia dla pracowników, z którego zabieram swoje rzeczy i gotowe wychodzimy na mroźne, nowojorskie powietrze. Kobieta natychmiastowo zasypuje mnie drobnymi nowinkami odnośnie Christophera oraz naszych rodziców, a ja jak zaczarowana słucham jej, nie mogąc przestać zerkać na całą postać Taylor. Z racji tego, że tak rzadko się widujemy, przy takich okazjach staram się zapamiętywać jak najwięcej. Nie chciałabym przy którymś spotkaniu "obudzić się" i stwierdzić, jak bardzo zmieniła się moja siostra. Wolę przyglądać się temu, jak dorasta, nawet jeżeli do wspólnych wyjść dochodzi sporadycznie.

— Więc Chris ma dziewczynę, huh?

Potrząsam głową, nie mogąc początkowo uwierzyć, że mój rozbrykany brat znalazł sobie kogoś na stałe. Bardzo różniliśmy się od siebie, ponieważ ja byłam tą rozsądną, a on pakował się w kłopoty, gdy byliśmy młodsi, a Taylor jeszcze nie znajdowała się na świecie. Patrząc z perspektywy czasu, wydawało mi się, że to ja szybciej ogarnę swoje życie i znajdę w nim stabilność, a tymczasem Christopher szybciej uporządkował codzienność.

— Jest dla niego dobra? — Dopytuję po odebraniu od miłej pani zapakowanego jedzenia, które zamówiłyśmy.

Mimo różnic między nami nie mogę powstrzymać w sobie bycia zaborczą, opiekuńczą siostrą. Bez względu na to, jak długo nie rozmawiam ze swoją rodziną, zawsze będę miała w sobie tę automatyczną reakcję, która każe upewnić się, czy wszystko z nimi w porządku.

— Rozmawiałam z nią kilka razy i wydawała się okej. Wiadomo, człowiek inaczej zachowuje się przy czyjejś rodzinie, ale z tego, co widziałam, Chris jest nią całkowicie oczarowany. Nie wydaje mi się, żeby jakaś tępawa dziunia zawróciła mu tak w głowie. Zwłaszcza że nigdy nie był stały w swoich uczuciach, nawet względem nas nie wykazywał się otwartością, a przy niej jest taki...inny. Ale w dobry sposób.

— Hmm, mam nadzieję, że będę miała okazję ją poznać. Nic mi nie mówił.

— Bo wie, że jesteś nadopiekuńcza, nawet jeśli mieszkamy tak daleko od siebie.

— To nie taka zła rzecz, Tay! — Klepię kobietę w ramię, gdy śmieje się, a następnie przerzuca ramię przez moje barki.

— Jak nie? Mam ci przypomnieć, jak bardzo wystraszyłaś mojego pierwszego chłopaka?

— To było dawno temu — przewracam oczami w momencie skręcenia we właściwy korytarz prowadzący niemal do mojego apartamentu. — Stare czasy.

— Jesteś hipokrytką. Chris i ja nie mogliśmy powiedzieć złego słowa o twoich dziewczynach!

— Bo jestem najstarsza, a dzieciaki głosu nie mają.

— Jesteś okropna, Lauren! — Mówi przez śmiech z udawaną próbą oburzenia. — Wszystkie twoje dziewczyny były okropne.

— Cóż mogę powiedzieć? — Wzruszam ramieniem. — Przynajmniej były ładne.

— Czas poszukać kogoś normalnego.

Moje spojrzenie przesuwa się bezwiednie po kolejnym korytarzu, w który skręcamy, gdy zbieram się na odpowiedź. Niemal mam gotową kąśliwą uwagę, jednakże powstrzymuję ją w sobie, kiedy napotykam znajomą sylwetkę przy drzwiach do mojego apartamentu. Natychmiastowo się spinam, co zapewne musi wyczuwać również Taylor, pomimo tego, jak luźno zarzucone ma swoje ramię przez moje barki. 

Wypuszczam spięty oddech, mimowolnie zaciskając jeszcze bardziej palce wokół torby, w której jest nasze ciepłe jedzenie. Obawiam się tego, jak zareaguje Camila — nie myślę już o samej obecności siostry, ale o tym, jak zostawiła mnie kilka dni temu. Gdyby tak pomyśleć minęły prawie dwa tygodnie bez słowa albo chociaż wiadomości z jej strony, a teraz pojawia się tutaj, oczekując sama nie wiem czego, a ja boję się konfrontacji. Niekoniecznie tego, w jaki sposób mogłaby ona przebiec, tylko samego faktu, ponieważ obok znajduje się Taylor, której nie chcę wciągać w swoje problemy.

Kątem oka widzę, jak kobieta przy mnie przygląda się uważnie reakcji, jaką się wykazuję, aczkolwiek nie mówi słowa, za co jestem wdzięczna, więc w ciszy podchodzimy do drzwi. Camila w tym czasie odpycha się od ściany, o którą opierała się prawym bokiem i krzyżuje ramiona, taksując mnie swoim ciemnym, teraz niemal mrocznym, spojrzeniem. 

Przez fakt, że nic nie mówi, czuję niebywałe napięcie. Możliwe, że dałoby się przeciąć napiętą, gęstą atmosferę nożem, ponieważ jest tak dotkliwa i niezręczna w tym samym momencie. 

— Co tutaj robisz? — Pytam na miarę możliwości szybko, aby nie dawać dla Taylor większej liczby powodów, dla których miałaby robić mi przesłuchanie, kiedy będziemy same.

Oczy Camili bardzo powoli przesuwają się z mojej twarzy znacznie niżej, a ja podążam za tym wzrokiem. Kilka sekund, tak naprawdę, zajmuje mi zrozumienie, że patrzy na mój ubiór przed ponownym zerknięciem w górę, gdzieś w bok, i tym samym centralnie na dłoń siostry, która luźno opada z mojego ramienia.

Jakieś emocje pojawiają się w ciemniejących tęczówkach i zaczynam obawiać się wybuchu z jej strony i zrobienie otwartej kłótni. W ciągu tych kilku sekund przechodzi mi przez głowę nawet ponowna styczność twarzą w twarz z alter ego kobiety.

— Przyszłam porozmawiać — zerka krótko spod rzęs na Taylor. 

Nie mam pojęcia skąd obawa, że powie coś bardzo, bardzo nieodpowiedniego w stronę mojej siostry. Strach przed rozpętaniem piekła niemal paraliżuje całe ciało, pozostawiając mnie kłębkiem nerwów, który desperacko czeka na następny ruch brunetki przed nami.

— Ale nie będę przeszkadzała w planach.

Nie kryję zaskoczenia i ulgi, która musi przechodzić nie tylko przez wyraz twarzy, ale całą mnie. Camila to zauważa, ponieważ bardzo subtelnie marszczy brwi, zanim wsuwa dłonie do kieszeni czarnego płaszcza — który swoją drogą wydaje się zbyt cienki, jak na panującą nowojorską pogodę.

— Może następnym razem — dopowiada ciszej i nie napotykając moich oczu, przechodzi obok naszej dwójki.

Mimo tego wychwytuję krótkie zerknięcie na Taylor.

◦◦◦

— Jestem pełna — mówię ponownie, nalewając sobie trzeci kieliszek wina.

Taylor nie dokończyła nawet pierwszego, bo dzisiaj wieczorem albo jutro z rana będzie musiała wracać do domu i nie zamierza skończyć z mdłościami podczas lotu. Domyślam się, że gryzie język, aby nie wypuścić komentarzy na temat mojego popijania alkoholu dla rozładowania wciąż widocznej nerwowości, która wcale nie zniknęła po odejściu Camili.

Teoretycznie zachowanie Cabello nie wprawiło mnie w chęć zamroczenia umysłu, ale fakt, że Tay była świadkiem jawnego problemu między naszą dwójką, który nie został wypowiedziany. Przez jej świadomość wiem, że prędzej, czy później nawiąże do tegoż tematu, a ja pozostanę bezbronna — dosłowni, ponieważ nie mam podstaw do tego, żeby jakoś wymigać się od odpowiedzi. Może byłoby inaczej, gdyby Camila nie pozostawiła po sobie takiego ciężkiego wrażenia, który teraz obniża napięte barki — nie tylko metaforycznie.

— Liczyłam, że już przy drugiej lampce coś powiesz — mówi, nabierając jedną z ostatnich porcji jedzenia na widelec. — Twoje milczenie wzmaga niepokój, Lauren.

— Nie mam o czym mówić — marszczę brwi, chcąc zamaskować w tym stres.

Taylor wzdycha.

— Jestem prawie pewna, że nie chcesz opowiedzieć, kim była ta kobieta — zaczesuje kilka kosmyków włosów za lewe ucho. — Potrafię zrozumieć, ale po zobaczeniu czegoś...tak dziwnego między wami w przeciągu chwili muszę spytać, czy nie wplątałaś się w kłopoty?

Nawet nie wiesz, jak ogromnymi kłopotami jest ta kobieta, Tay.

Przecieram twarz palcami jednej dłoni, a po kilku sekundach przysysam się do wina, odwlekając tym samym odpowiedź, która nadal nie przychodzi mi do głowy. Niby tak proste pytanie, a mogłabym wypowiedzieć się na zbyt wiele sposobów. Przeraża mnie to, jak dużo opcji musiałabym rozważyć, żeby sprecyzować swoje słowa, jednocześnie nie okłamując siostry. Nie chcę wychodzić oszusta i wiem również, że przekręcaniem informacji nie nic nie stanie się lepsze.

— Wplątuję się w kłopoty innych z racji mojej profesji, Tay.

— Nie to miałam na myśli. Wiesz o tym.

— Dałam ci uczciwą odpowiedź.

— Nie precyzując wypowiedzi do siebie, tylko innych.

Milczę.

— To twoja dziewczyna?

Krztuszę się winem, które ponownie zaczęłam sączyć. Odrobinę oblewam blat przed sobą i pusty talerz, kiedy powstrzymuję kaszel, mając w ustach alkohol, który w tym momencie ciężko jest przełknąć.

Z impetem odkładam kieliszek, po czym wstaję i podchodzę do zlewu. Dopiero z upewnieniem, że niczego szczególnego nie ubrudzę, udaje mi się przełknąć z niechęcią wino, po którym kilka sekund później sprzątam, będąc pod uważnym spojrzeniem siostry. Początkowo skupiam się na starciu blatu i odłożeniu talerza do zmywarki i nalaniu sobie kolejnej porcji tego zdradzieckiego alkoholu.

— To nie moja dziewczyna — mówię cicho.

— Myślałam, że będę czekała do jutra na odpowiedź — unosi brew — która i tak, swoją drogą, nie brzmi przekonująco. 

— To nie moja dziewczyna — powtarzam. — Jestem zajęta pracą, zapomniałaś? Poza tym takie wnioski są absurdalne i wzięte znikąd.

— Znikąd? — Odchyla się na swoim siedzeniu. — A to dziwne, bo wyglądała, jakby chciała mnie zabić, a na ciebie skoczyć i najlepiej oznaczyć.

— Taylor! — Rozszerzam powieki. — Boże! Język, dziewczyno!

— Do języka to ją musiało ciągnąć. Twojego — mierzy mnie szybko. — Ale tak poważnie, to twoja dziewczyna? Wyglądała na wkurwioną, gdy nas zobaczyła. 

— To nie moja dziewczyna.

— A kogo?

— Nikogo — odpowiadam natychmiast. — Chyba — dodaję ciszej do siebie, bo dociera do mnie, że nie wiem, czy może nie jest z kimś w jakiś sposób związana, a ja jestem dziwnie niewytłumaczalnym punktem zainteresowania.

Ta wątpliwość pojawia się we mnie tylko dlatego, że nie mam bladego pojęcia, jakie względem mojej osoby zamiary ma Camila. To frustrujące oraz stresujące. Jestem z pokroju tych osób, które chcą wiedzieć na czym stoją, a tymczasem mam na ten moment w swoim życiu kogoś takiego, jak Cabello, która usuwa stały grunt spod stóp z każdą wizytą. Z każdym zachowaniem, tak precyzując. Nie zawsze musi być blisko, żeby pozostawiać mnie niepewną wszystkiego.

— Kim jest dla ciebie, w takim razie? — Taylor krzyżuje ramiona. — Nie chciałam dopytywać, ale teraz jestem zwyczajnie ciekawa i zmartwiona napięciem, którego świadkiem byłam.

— Ona jest...

Urywam, przymykając powieki, gdy na nowo sączę wino. Moja głowa już teraz wydaje się znacznie lżejsza, aczkolwiek myśli wciąż plączą się ze sobą, nie wysuwając na koniec języka właściwej odpowiedzi na to pytanie. 

Bo tak naprawdę ile mam opcji?

Pierwsza — to moja była pacjentka. Stwierdzeniem tego z pewnością nie uspokoiłabym siostry, wręcz przeciwnie.

Druga — to kobieta, którą uważałam za przyjaciółkę, ale zostawiła mnie na rok bez słowa i teraz wróciła i nie wiem, co mam myśleć o całej tej sytuacji, którą stworzyła. Taka odpowiedź nasunie kolejne pytania, dotyczące chociażby okoliczności poznania, więc cofniemy się do opcji numer jeden.

Trzecia — to ktoś, kto miesza mi w głowie, pojawia się, kiedy chce i w dodatku z łatwością wybiła mi z głowy etykę pracy, bo tak jakby wyszło, że pomimo tego, że jest moją byłą pacjentką to się z nią przespałam. Dwa razy.

I czwarta — wszystko powyżej.

Cholera, jakoś nie widzę atutów żadnej z opcji, a czas zdecydowanie mnie goni.

— To skomplikowane — uciekam wzrokiem od siostry przy stawianiu tak typowej i niepodobnej do mnie odpowiedzi.

— Dlaczego?

— Nie mogę zdefiniować kim dla mnie jest — przyznaję szczerze, dalej obawiając się odpowiedzi.

Czuję wzrok Taylor na sobie, ale próbuję unikać go jak najdłużej ze świadomością, że prędzej, czy później będę mogła odczytać z jej twarzy reakcję. Nie jestem gotowa dowiedzieć się o niej teraz, dlatego dryfując w splątanych myślach, wędruję oczami po nawet mało interesujących fragmentach otwartej przestrzeni kuchni.

— Myślę, że jednak zostanę na noc.

◦◦◦

Przekręcam się na prawo, leżąc tym samym na brzuchu. Wzdycham głośno w poduszkę, będąc zirytowana ponownie dającym o sobie znać dzwonkiem. Nie mam ochoty wstawać po raz drugi dzisiejszego ranka — wystarczyło, że podniosłam się, aby odprowadzić Taylor, która musiała pojechać z powrotem na lotnisko. Nie bez powodu po wyjeździe siostry umyłam trzykrotnie zęby i dwa razy przepłukałam jamę ustną, a następnie walnęłam się na materac, zapadając w drzemkę.

Cóż, teraz nadszedł jej koniec.

Przy ponownym usłyszeniu dzwonka, podnoszę się, poprawiając w trakcie drogi ogromną bluzę, która sięga niemal połowy moich ud, które i tak są zakryte materiałem dresów. Tuż po tym związuję włosy w luźnego koka na czubku głowy, a na sam koniec przecieram twarz, mając nadzieję, że rozmowa z sąsiadką, czy kimkolwiek, kto dobija się do mojego apartamentu, nie będzie trwała długo.

Podczas przechodzenia przez przestrzeń salonu połączonego z otwartą kuchnią, rozciągam ramiona, wspominając krótko przyjemny wieczór spędzony z Taylor. Nie ciągnęłyśmy nieprzyjemnych tematów, a zamiast tego luźno nadganiałyśmy nowinki w swoich życiach, co było bardzo na rękę. Staram się nie pokazywać tak bardzo na co dzień tęsknoty za rodziną, jednak w rzeczywistości chciałabym pojechać do nich i spędzić wspólnie czas, zamiast ograniczać się do krótkich telefonów. 

— Myślałam, że nie zamierzasz otworzyć.

Przerywam wszelkie nostalgiczne komentarze w głowie na temat rodziny, kiedy po otwarciu drzwi dostrzegam Camilę. Jestem na tyle zaskoczona, że rozchylam odrobinę usta, nie rozumiejąc na początku, dlaczego postanowiła przyjść. Nie, żeby kiedykolwiek informowała mnie w tej kwestii, ale sądziłam, że ponownie zostawi między nami napiętą ciszę — przynajmniej wszystko na to wskazywało po zachowaniu, jakim wczoraj się wykazała. Zadowolenie z pewnością to nie było.

— Wpuścisz mnie do środka, czy wciąż nie jesteś sama w domu?

Złośliwość przebiega przez jej ton, zwłaszcza przy drugiej części zdania, a ja z wrażenia robię krok w tył, co bierze jako zaproszenie, ponieważ kilka sekund później znajduje się w salonie, kiedy z opóźnieniem zamykam drzwi frontowe. Nerwowość na nowo daje o sobie znać, pozostawiając mnie w niemal nieakceptowalnym stanie — moje dłonie z pewnością drżą, a w dodatku się pocą, natomiast w gardle pojawia się dziwna gula, która nie pozwala mi powiedzieć chociaż słowa. Na domiar złego ciężar, który dotychczasowo był odczuwalny rozprzestrzenia się również na klatkę piersiową, która wydaje się w tej chwili ściśnięta.

Gdy patrzę w kierunku Camili, ona stoi odwrócona do mnie bokiem z dłońmi wsuniętymi do obcisłych, ale dobrze pasujących spodni, które mają elegancki krój, więc kieszenie znajdują się bardziej po bokach. Sylwetka kobiety wydaje się napięta, kiedy patrzy w kierunku balkonu, a ja nie mam pojęcia, jak zdefiniować emocje, które muszą jej towarzyszyć w tym momencie.

— Zbieraj się — mówi cicho, nie obdarowując mnie nawet krótkim spojrzeniem. — Pojedziemy na śniadanie.

Tego kompletnie się nie spodziewałam. 

Przy takiej postawie, wczorajszym zachowaniu i dotychczasowej ciszy, którą między nami pozostawiła nie zakładałam opcji wspólnego wyjścia. To chyba byłoby ostatnie, o czym mogłabym pomyśleć.

Ta kobieta jest tak nieprzewidywalna.

— Moment — marszczę brwi — jestem zdezorientowana.

— Po prostu się zbieraj — mówi, wzdychając, jakby coś na niej ciążyło.

— Nie rozumiem — urywam i potrząsam głową ze świadomością, że zapewne teraz niczego się od niej nie dowiem. — Muszę wziąć prysznic.

Camila nieoczekiwanie przerzuca na mnie swoje ciemne tęczówki, powodując, że czuję się dziwnie obnażona. Nie mogę powstrzymać się przed drobnym gestem potarcia własnego ramienia, gdy kobieta chrząka cicho z uniesioną brwią.

— Nie sądziłam, że mam tak wiele cierpliwości — stwierdza bardziej do siebie. — To pojebane, że nadal chcę zabrać cię na śniadanie, pomimo tego, że jeszcze w nocy pieprzyłaś się z tą kobietą.

Nie mogę nie cofnąć się o krok, gdy te słowa wypowiada tak jadowicie, chociaż pozostaje w miejscu. Czuję się jednocześnie, jakbym dostała policzka oraz chcę się zaśmiać. To bardzo dziwna mieszanka i nie wiem, w jaki sposób powinnam do niej podchodzić.

To założenie z góry, że każda potencjalna kobieta, z którą mogłabym się zobaczyć w jej oczach jest wrogiem, ponieważ akurat zamierzam się z nią przespać, jest przytłaczające. Śmiesznym jest, tak w drobnym stopniu, fakt, że to tylko Taylor, moja siostra. Gorzej jest, gdy analizuję podejście Camili do mojej osoby i jawny brak szacunku, który po prostu boli.

Nie sądziłam, pomimo błędów, jakie popełniłam, że takiego typu kobietą jestem w oczach brunetki.

— Nienawidzę, kiedy coś, czego chcę jest dotykane — dopowiada niższym głosem, co wywołuje zrobienie kolejnego kroku w tył.

Pozwalam sobie jeszcze chwilę na tę wewnętrzną, bolesną rozterkę, zanim krzyżuję ramiona pod piersiami i prostuję bardziej plecy. Mierzę zniesmaczona wzrokiem Cabello, kręcąc po paru sekundach głową w geście rezygnacji.

Jestem zawiedziona.

— A co? Słuchałaś z dołu, że się z nią pieprzyłam?

Ta odpowiedź rozjusza Camilę, która chce do mnie podejść. W porę wyciągam w przód ramię, utrzymując między nami dystans, chociaż gorący, słodki oddech bijący od kobiety jest wyczuwalny, a ciepło ciała oraz ciemność w tęczówkach przytłacza.

— Nie jestem przedmiotem, który można mieć — dodaję ciszej. — Żaden człowiek nie powinien być w taki sposób traktowany i bardzo nie podoba mi się to, że masz mnie za kogoś takiego. A właściwie, nie dość, że jako przedmiot, który można posiadać to w dodatku tego typu kobietę, której na rękę jest niezobowiązujący seks.

Nie dostaję żadnej odpowiedzi i z tego, co udaje mi się przez moment zauważyć, wzięłam Camilę z zaskoczenia.

— Niezobowiązujący seks nierzadko jest sygnałem, że dana osoba ma problemy. Nie mówiąc o nimfomanii, oczywiście. Osoby, które preferują taki styl życia mogą mieć duże trudności z własnymi emocjami albo akceptacją samego siebie. Jest wiele czynników, nawet z typu dzieciństwa, które rzutują na takie wybory — tłumaczę. — Ale ja nie należę do tego grona.

Zaciskam usta, kiedy Camila chce się do mnie przybliżyć, ale utrzymuję między nami wolną przestrzeń przez przyciśnięcie dłoni do jej zakrytego mostku.

— Chęć posiadania kogoś może wiązać się z wysoką zazdrością, a ona również ma wiele elementów, które przeewoluowały z negatywnych aspektów — chociażby niskiej samooceny, obawy przed utratą, strachu. Jest bardzo dużo możliwości kombinacji dotarcia do źródła pojawienia się zazdrości, jednak żaden nie powinien tłumaczyć daną osobę. Na pewno nie powinien tłumaczyć przedmiotowego traktowania drugiego człowieka, co właśnie zrobiłaś.

Unoszę spojrzenie do ciemnych tęczówek, nie będąc pewna, z którą wersją Camili mam teraz do czynienia — po oczach mogłabym założyć, że alter ego postanowiło się pokazać, jednak postawa ciała wskazuje na pierwszą osobowość.

— Jestem bardzo zawiedziona — oblizuję wargi — i boli mnie, że taki pryzmat, taka perspektywa została do mnie przypisana. 

Powoli zabieram rękę od ciała kobiety, żeby bezproblemowo udać się w stronę salonu i zająć miejsce na jednym z foteli. Czuję na sobie wzrok Cabello, jednak nie komentuję niczego do chwili wtopienia pleców w miękkie oparcie. 

— Ktoś inny mógłby spytać nawet z czystej ciekawości, kim była ta kobieta, a ja odpowiedziałabym po prostu, że to moja siostra, co jest prawdą, ale... — Potrząsam głową. — Ale ty ponownie mnie zaskoczyłaś. Tym razem negatywnie, zakładając z góry, że to jakaś przypadkowa kobieta albo może jedna z wielu kochanek — zaciskając na chwilę usta, jeszcze raz zaczesuję opadające na twarz włosy za uszy, nie obawiając się tym razem spojrzenia na brunetkę. — Odpowiadając na twoje zarządzenie, tak właściwie, to nie — nie pojadę z tobą nigdzie, ponieważ jestem zawiedziona twoim zachowaniem, a słowa, którymi obrzuciłaś moją osobę bezpodstawnie zabolały. Myślę nawet, że powinnaś wrócić...gdziekolwiek teraz mieszkasz, nie wiem, bo pewnym jest, że nie mamy o czym rozmawiać. Wczoraj może jeszcze liczyłabym na jakąś konwersację, ale dzisiaj mam kompletnie nowe spojrzenie na tę wizję.

Camila, co zadziwiające, wydaje się być zagubiona. Potwierdza to rozbiegane spojrzenie z dłońmi przeczesującymi nieustannie długie włosy oraz jeszcze bardziej napięta sylwetka. Przyglądam się temu ze stoickim spokojem, chociaż w głębi mam ochotę zaszyć się w sypialni z jedzeniem i udać, że ten dzień nie miał miejsca.

Zaczynam czuć obawy, kiedy Cabello przybliża się do mnie, ostatecznie kucając przed fotelem, gdy nadal siedzę po turecku. Jej dłonie, wydawałoby się, nerwowo przesuwają się po udach, kiedy stopniowo unosi brązowe tęczówki, kończąc ostatecznie na twarzy, oczywiście.

Wciąż nie wiem, z jaką wersją mam do czynienia.

Sadystka?

Masochistka?

Jakimś sposobem obie?

— Kiedy bardzo czegoś lub kogoś chcemy to często przestajemy racjonalnie myśleć i ranimy bez szczerych intencji zrobienia tego.

Powiedziałabym, że te słowa mnie zadziwiają, jednak nie da się opisać, co czuję wraz z kolejnymi słowami padającymi z ust Camili tak cicho, że wydaje mi się, jakby wstydziła się do mnie cokolwiek mówić.

— Moja mama często to powtarzała.

Przerywa między nami kontakt wzrokowy, spoglądając na dłonie, które wciąż utrzymywała na swoich udach.

— Najczęściej robiłam lub mówiłam coś z negatywnymi konsekwencjami, chociaż nie chciałam wyrządzić niczego złego.

Czuję, jak serce podchodzi mi do gardła, kiedy Camila opiera kolana na podłodze i układa przedramiona po obu stronach miejsca, które zajmuję w niewielkiej odległości od bioder. Jej głowa jest lekko opuszczona, co nadaje dziwnej chęci puszczenia wszystkich złych słów w niepamięć, aczkolwiek nie daję się temu zwieść. Nie chcę zbyt szybko dawać za wygraną. Nie tak powinno być. Nie może robić wszystkiego, co jej się podoba bez konsekwencji.

— Gdybyś tylko była w mojej głowie — szepcze — to wszystko byłoby prostsze. 

— Ale nie mogę w niej być — odpowiadam, wciąż będąc w szoku na wspomnienie o jej matce.

— Nie biorę cię za taką osobę.

— Od wczoraj miałaś w głowie taką wizję mnie.

— Lauren — odchyla się odrobinę w tył. — Mogę ci to jakoś wynagrodzić — proponuje przed nieoczekiwanym ułożeniem głowy na moim ramieniu z twarzą zwróconą ku szyi, w którą wtula czubek nosa. — Jakkolwiek zechcesz. Wiesz, że mogę dać ci cokolwiek będziesz chciała — mamrocze, a tuż po tym całuje delikatnie wrażliwą skórę, na co unoszę się wyżej.

— Po pierwsze: nie kąpałam się — chrząkam cicho. — Po drugie: nie potrzebuję żadnej rekompensaty. 

— To w takim razie wszystko jest dobrze? 

Znacząco układam dłoń na jej ramieniu, kiedy składa jeszcze kilka pocałunków od zagłębienia w szyi do spodu szczęki, aczkolwiek kobieta całkowicie to ignoruje, więc jestem zmuszona popchnąć ją w tył. Zdezorientowane tęczówki, oczywiście, od razu krzyżują się z moimi.

— Przestaję cię rozumieć — marszczy brwi, zanim gwałtownie się podnosi. — Czego ty ode mnie oczekujesz?

— Szczerości, dobrze o tym wiesz.

— A ty jesteś ze mną szczera? — Prycha niespodziewanie, wyrzucając ramiona przed siebie. — Pogrywasz ze mną i to jest w porządku, ale kiedy chodzi o cokolwiek z mojej strony to to jest złe.

— Nie pogrywam z tobą — kręcę głową. — Skąd ten pomysł, Camila?

— Nie? — Na jej ustach pojawia się uśmiech, który nie ma w sobie krzty humoru. — W jednej chwili mnie chcesz, a w drugiej traktujesz jak trendowatą. To nie jest pogrywanie? 

— Nie tra...

— Lauren, naprawdę, nie mam pojęcia, czego ty ode mnie oczekujesz — podnosi głos. — Na początku widzę, że coś się zmieniło; że chyba faktycznie w jakimś stopniu brakowało ci mojej obecności; że może coś poczułaś, a... — Oblizuje usta. — A kolejnego dnia odpychasz od siebie, mimo że dawałaś solidne wrażenie, że mnie chcesz. Odpychasz, ale nie do końca, bo znowu dajesz mi nadzieję, że to tylko zgrywanie się ze mną i na pozór trzymanie się etykiety, a potem... Potem znowu to samo. Cokolwiek robię ty odrzucasz mnie kompletnie. Ignorujesz cokolwiek powiem. Właściwie, traktujesz wszystko, co powiem, jako prowokacyjne i dałaś jasno do zrozumienia, że sama bierzesz mnie za kogoś, kto przychodzi do ciebie tylko dla seksu, a to nieprawda! — Zaczyna przeczesywać włosy, gdy nerwowo obchodzi salon. — Powiedziałam ci to, próbowałam udowodnić, wyszłaś ze mną, więc myślałam... Głupia myślałam, że teraz będzie inaczej, ale ty znowu swoje! W jednym momencie dajesz nadzieje, a w kolejnym udajesz, jakby nic nie miało miejsca i kiedy chcę poznać powody tego zachowania to nie dostaję sensownego argumentu. Nie rozumiem cię, kobieto, naprawdę nie rozumiem i nie wiem, czego ty, do cholery, ode mnie oczekujesz! — Sfrustrowana wydaje z siebie ciche warknięcie do siebie. — Staram się znaleźć sposób na to, żebyś wzięła mnie na poważnie, ale wszystko bierzesz za szczeniackie próby zaciągnięcia cię do łóżka, mimo że powiedziałam, że nie na tym mi zależy...

Jestem tak zszokowana monologiem, który dostaję, że nawet nie wiem, co powinnam o nim myśleć w pierwszej chwili. Odbiera mi całkowicie mowę, ponieważ nie jest to coś, czego spodziewałam się po Camili.

— Otworzyłam się dla ciebie, leczyłam się dla ciebie i wróciłam tutaj dla ciebie, a ty nadal mnie odpychasz.

Kobieta brzmi na zarówno rozzłoszczoną, jak i przygnębioną, kiedy celuje we mnie palcem, mówiąc te słowa, które również zapierają dech.

— Co ja mam takiego zrobić, żebyś przyznała, że mnie chcesz?! Bo wiem, że chcesz, obie to wiemy, ale z jakiegoś niewyjaśnionego powodu udajesz, że między nami niczego nie ma.

— Cam...

— W jakiej skali normalności mam się znajdować, żebyś nie miała problemów z przyznaniem tego?

— To nie...

— Poważnie, w jakiej skali? Oprócz tego, że być może nie jestem dla ciebie wystarczająco "normalna", nie wiem, co mogłoby stanowić przeszkodę. Zbyt wiele razy myślałam o wszystkich potencjalnych możliwościach. Zbyt wiele czasu poświęciłam na analizowanie twojego zachowania sprzed ponad roku i teraz, aby przeoczyć jakąkolwiek opcję — zaciska dłonie w pięści. — Myślisz, że od tak zniknęłam? Analizowałam to dziadostwo w mojej głowie i każdą możliwość, ale to jedyna opcja, która pozostała na miarę możliwości akceptowalna!

— Camila, ja...

— Co? Powiedz mi w końcu co. Czego ty ode mnie oczekujesz, kobieto? — Przesuwa dłońmi po swojej szyi. — Bo nie mam pojęcia. Mogę dać ci pieniądze, uwagę, zaspokojenie, bezpieczeństwo, opiekę, spokój, cokolwiek zechcesz. Dobrze o tym wiesz. I wiesz również, że nie uciekałabym od jakichkolwiek zobowiązań związanych z tobą.

Wzycham cicho i trzęsącymi się dłońmi przesuwam po udach. Nie mam zielonego pojęcia, jak odpowiedzieć, ponieważ w głowie mam kompletną pustkę, która jest ponuro zasakująca skoro nie tak dawno miałam plątaninę myśli. 

Wystarczy obecność Camili, żebym traciła rozum.

— Chcę szczerości — powtarzam odpowiedź, którą już wcześniej ode mnie dostała i która jest najbezpieczniejszym rozwiązaniem na ten moment.

— A ja jej nie oczekuję? — Marszczy brwi. — Chcę poznać prawdę.

— Jakoś nie chce mi się wierzyć, że cały rok spędziłaś patrząc w ścianę czy okno, cholera wie gdzie, myśląc nad tym, co masz w głowie i analizując moje zachowanie. Nie wiem, dosłownie, nic na temat twojego wyjazdu i powrotu, a ty oczekujesz, że zdecyduję się na jakiekolwiek zobowiązujce słowa, kiedy nie wiem, na jakim gruncie stoję? Łatwo jest potakiwać, odpowiadać tak, jak ktoś tego oczekuje, ale akurat ja myślę o konsekwencjach, dlatego najpierw chcę znać prawdę na temat tego, co miało miejsce, żeby w ogóle zacząć myśleć o...tym.

Tym? — Unosi brwi. — Nie żartuję, Lauren: odezwij się, kiedy zastanowisz się nad tym, co teraz ty masz w głowie. W przeciwieństwie do ciebie, moje oczekiwania są skrupulatnie poukładane.

Kobieta potrząsa głową i zwraca się nieoczekiwanie w kierunku wyjścia. Zaciskam dłonie w pięści, będąc zirytowana zachowaniem Camili, ponieważ takie naciskanie na obietnice bez pokrycia nie jest w porządku. Najwidoczniej nie przemyślała, że liczy się tutaj również szczerość z jej strony — właściwie pierwszorzędnie, abym zaczęła myśleć, co zrobić dalej z tą relacją. 

Nie mogę od tak zdecydować się na zobowiązania, bo ona tego chce, pozostawiając siebie niepewną przy każdym kroku. To nie jest dobre nie tylko dla mnie, ponieważ poźniej mogłyby z tego powodu pojawiać się dalsze kłótnie, które być może doprowadziłyby do wrogiego zakończenia kontaktu.

Camila nie przemyślała tej strony tematu, chcąc pozostać wybielona w całej sytuacji i bez oczekiwań wyjaśnień względem jej postępowania.

— Bez szczerości za szczerość nie mamy o czym rozmawiać — odpowiadam, zanim zamyka za sobą drzwi.

Najgorszym w tym wszystkim nie jest sposób, w jaki ta rozmowa przebiegła.

Najgorszym nie jest podejście i zachowanie, które niekoniecznie było w pełni dojrzałe.

Najgorszym nie jest zmienność Camili i zbyt pochopnie wypowiedziane zarzuty.

W całym tym zachodzie, po zaskakująco szybkim przemyśleniu, najgorsze i najbardziej przerażające jest to, że znam odpowiedź, jaką dałabym na pytanie, dlaczego nie chcę niczego przyznawać.

To bardzo proste.

Odpowiedzią na wszelkie zarzuty jest proste: "nie wiem".

Proste, ale najgorsze, ponieważ niejasne.

Proste, ale przerażające, ponieważ potwierdza brak sensownych argumentów.

◦◦◦◦◦◦

woops, zajęło mi to cały dzień

gotta go czytać kartezjusza & przygotowywać się na ustną sesję

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top