‣ Janice
— Coś mam takie przeczucie, że Camila nie będzie zadowolona.
Zerkam przelotnie na Janice, która idzie tuż obok mnie. Macham dłonią na jej słowa.
— A poza tym pewnie ją obudzisz — dodaje.
— Nie wiem, czy Camila wie, co to sen — mówię, skręcając we właściwą stronę, aby dotrzeć pod drzwi jej mieszkania.
— Wątpię, żeby była na nogach o... — Robi chwilową pauzę. — Trzeciej nad ranem. No, prawie czwartej.
— Jest jak wampir. Nikt nie wie, kiedy śpi — tłumaczę, a Janice prycha rozbawiona. — Nawet ja nie wiem. I ona chyba też.
— Już to widzę, jak wampirzyca będzie zadowolona z twojego stanu. Trzymasz się gorzej niż ja.
Gwałtownie się zatrzymuję, chociaż mam moment wątpliwości, ponieważ świat dookoła mnie — a tym bardziej głowa, takie mam wrażenie — dalej wiruje. Mrużę powieki, jakby miało mi to pomóc i chyba jakoś to działa, bo po chwili widzę twarz Janice znacznie wyraźniej niż wcześniej.
— Po prostu to czas mojego snu.
— To z pewnością — mierzy mnie z rozbawieniem. — Wciąż nie mogę uwierzyć, że dałaś się wyciągnąć po pracy.
— Raz, nie zawsze. Poza tym mamy weekend — zacinam się, powątpiewając w dzień tygodnia. — Tak, mamy weekend. Odeśpię. Chyba.
— Chyba to kluczowe słowo. Zobaczymy w poniedziałek — gestykuluje dłonią przed nas, więc wznawiam drogę pod drzwi Camili, bo Janice nie zna drogi, a uparła się, że mnie odprowadzi.
Odmawiałam parę razy, ale uparła się, że wypada, skoro i tak jej mąż nas odwiózł — cóż, nie tylko naszą dwójkę. Miły z niego facet.
— Masz chociaż klucze? — Podpytuje mnie, kiedy zaczynam grzebać w torbie.
— Oczywiście... — Sapię cicho ze zmarszczonymi brwiami. Spoglądam do środka torby, ale niewiele to pomaga. — ...że nie. Ale Camila na pewno nie śpi — po tych słowach pukam w drzwi.
— Mhm... Na co komu dzwonek... — Janice kręci głową.
Mija zaledwie parę sekund, a mieszkanie zostaje otwarte. W drzwiach staje Camila w koszulce na krótki rękaw i związanych włosach. Nie wydaje się zaspana. Bardziej zdezorientowana.
Wychyla bardziej głowę poza mieszkanie, chociaż nie przechodzi przez próg.
— Która godzina? Tak szybko wróciłaś? — Pyta, po czym przeciera oczy. — I tutaj? Jaki mamy dzień?
— Jedna lepsza od drugiej, ja pierdolę — słyszę plask. Janice strzela sobie w czoło z dłoni. — Jest, kurwa, prawie czwarta.
— Czwarta? A nie wychodziłaś później? Czy ja się, kurwa, w czasie cofnęłam? — Camila pociera brodę w jeszcze większym zdezorientowaniu.
I teraz również jestem zdziwiona. Czy na pewno nadal mamy piątek, czy to już sobota?
— Czwarta nad ranem — mówi kobieta stojąca obok mnie. — Jesteście siebie warte. Żyjecie w innej rzeczywistości.
— Hmm... — Camila kiwa głową. — Chyba za dużo razy wykorzystałam wymówkę, żeby obejrzeć kolejny odcinek, skoro wszystkie są takie krótkie...
— Jaką ty telenowelę oglądasz, żeby nadal siedzieć przy niej do tej godziny?
— Telenowelę? — Brunetka marszczy brwi. — Oglądałam anime.
— Anime..?
Camila wskazuje na Janice palcem.
— Jedno złe słowo o anime, a będziemy się bić — dodaje szybko, zanim przerzuca na mnie spojrzenie. — Skoro przyszłaś, to nie mam wyjścia i muszę zapisać sobie, gdzie skończyłam oglądać.
— Jakie miłe przywitanie, Camila — na koniec wypycham dolną wargę.
Kobieta wywraca na mnie oczami.
— Tia... W każdym razie dostarczam pijaczynę i się zwijam. Mąż na mnie czeka — Janice lekko mnie popycha, a ja potykam się o próg i gdyby nie Camila to pewnie bym upadła. — Upsik.
— Upsik, kurwa? — Mrużę na nią podejrzliwie oczy, poprawiając się do pionu.
No, prawie do pionu.
— Pamiętaj się nasmarować — przypomina mi, a następnie odwraca się bez dalszego pożegnania, zarzucając mocno włosami i zmierza do windy.
Camila zgarnia mnie do mieszkania, po czym zamyka za nami wszystkie możliwe zamki. Słyszę, jak ziewa koło mnie i właściwie od tego momentu sama zaczynam odczuwać zmęczenie. Przez to, że jednocześnie tak szybko tracę siły, opieram się bardziej o ciało kobiety, opierając policzek o szczyt jej ramienia.
— Idziesz się ogarnąć? — Pyta, przesuwając dłonią po moich plecach. Na ten gest wtulam się w nią mocniej.
— Mhm — przesuwam twarz bliżej szyi Camili, którą najpierw zaczepiam nosem, zauważając od razu, że przez moment drży, a na sam koniec składam w tym samym miejscu pocałunek.
Mrużę powieki, całkowicie zrelaksowana, bo przez tak niewielką odległość między nami czuję znajomy, słodki zapach, który bije od ciała kobiety. Wciąż nie wiem, czego używa, żeby tak pachnieć, ale mnie otumania.
— Nie zaczepiaj mnie, tylko idź się ogarnąć. Jest późno — klepie mnie lekko w plecy, a zaraz po tym próbuje się odsunąć.
W porę zacieśniam wokół niej ramiona i podnoszę głowę, urażona tak szybką ucieczką z jej strony.
— Teraz z bliska widzę, jak się schlałaś — stwierdza po przyjrzeniu się mojej twarzy, na co prycham.
Nie odpowiadam na komentarz, tylko przesuwam dłonie, chwytając za jej szyję i spód szczęki.
— Nieprawda.
Mówiąc to, przysuwam jej twarz bliżej swojej, całując prosto w usta. Camila przeuroczo marszczy nos. Nie mogę się powstrzymać przez ten widok — jedyną rozsądną reakcją jest pocałowanie jej jeszcze raz.
Niekoniecznie trafiam w usta, tylko w kącik warg, ale to nic — ponawiam pocałunki aż do jej policzków, po czym wracam do ust. W ten sam sposób traktuję drugi policzek. Kiedy kończę z głośnym całusem na jej ustach, mruży na mnie powieki.
— Ale będziesz miała kaca — mamrocze.
— Nie mów tak — wysuwam dolną wargę. — Nie mogę pocałować mojej dziewczyny?
— Ale to po całej twarzy tak trzeba? — Unosi brew przy tym pytaniu.
Kciukami głaszczę ciepłe policzki Camili.
— To piękna twarz.
Wywraca na mnie oczami, jednocześnie przystępując z nogi na nogę z cichym westchnięciem.
— Nie wiedziałam, że po chlaniu jesteś przylepą — stwierdza, nie patrząc mi w oczy. — To wiele tłumaczy. Przy naszym pierwszym spotkaniu po moim powrocie też byłaś schlana. Tylko dowiedziałam się o tym następnego dnia.
— Nie dasz temu spokoju?
— Nigdy. Miałaś niezłe ruchy podczas seksu.
Przesuwam jedną z dłoni do jej ust, skutecznie zatykając brunetkę.
— Powinnaś być dla mnie milsza.
Camila niespodziewanie odsuwa w tył głowę, uwalniając się spod mojej ręki.
— Kotku, nie powiedziałam niczego złego ani niezgodnego z prawdą — wzrusza ramionami. Chwyta za dłoń, którą wcześniej zatkałam jej usta w swoją, po czym przysuwa do mnie twarz. — I mam przeczucie, że tak tylko dla zasady protestujesz, jak coś palnę, ale tak naprawdę to lubisz.
— Nieprawda... — Odpowiadam natychmiastowo.
— Mhm, jasne — przygarnia mnie bliżej ramieniem do swojego ciała. Znowu opieram policzek o jej szyję, a dłonią, którą trzymam na jej twarzy, wznawiam głaskanie.
— Może trochę — szepczę do siebie. — Z naszej dwójki to ty jesteś wrednym babskiem. Ja jestem miła.
— Hmm... — Opiera głowę o moją. — Przedziel ten stopień mojej wredoty przez ilość orgazmów, które miałaś — klepie ją w ramię drugą ręką na te słowa, ale w ogóle nie reaguje. — Wtedy wyjdę na całkiem miłą. Mówiąc bardzo skromnie.
— Jesteś niemożliwa.
— Ty też. Zwłaszcza po alkoholu — przesuwa dłonią po moich plecach. — Koniec tego dobrego, kotku. Zdejmij płaszcz i idź się przebrać.
— Nie mam siły.
— Im dłużej będziesz zwlekała, tym bardziej nie będzie ci się chciało — próbuje się ode mnie odsunąć, ale przytrzymuję ją resztkami sił. — Na pewno nie wejdziesz do łóżka w tych ubraniach. Nie ma szans.
— Dlaczego? — Nie kryję niezadowolenia w głosie.
— Bo nie marzy mi się robić jutro prania po brudnych lumpach. Ściągaj płaszcz i do łazienki.
— Ale...
— To nie było zaproszenie do dyskusji — wcina się, po czym korzysta z chwili zaskoczenia i ucieka z mojego uchwytu. Dosłownie biegnie do laptopa.
Mija chwila, zanim zbieram się do ściągnięcia z siebie płaszcza, nie kryjąc się z wszelkiej maści niezadowoleniem na twarzy, ale Camila wydaje się to ignorować. Nie reaguje również na wszelkie sapnięcia z mojej strony.
W ogóle mnie ignoruje, skupiając uwagę na laptopie, więc ostatecznie wybieram z szafy rzeczy i idę do łazienki, żeby się ogarnąć.
Dopiero jak mam możliwość spojrzenia w lustro podczas zmywania makijażu, dociera do mnie, jak niestabilnie widzę świat. Momentami ten świat nawet się kręci. Mając to na uwadze, cokolwiek bym nie robiła, zawsze się czegoś trzymam — czy to umywalki, czy wbudowanej półki pod prysznicem, czy ściany, gdy siedzę na toalecie.
Mam wrażenie, że czas spowalnia, bo każda z rzeczy, które robię, wysysa ze mnie resztki siły.
— Przetrwałaś — unoszę spojrzenie po wejściu do sypialni. Camila leży już na łóżku.
Zatrzymuję się. Przez chwilę przyglądam się całej sylwetce kobiety, czując narastające ciepło, które emanuje od klatki piersiowej po reszcie mojego ciała. Nieznacznie się uśmiecham, w głębi ucieszona z faktu, że tutaj przyszłam.
Powroty do domu są coraz trudniejsze, kiedy wiem, że nie ma w nim Camili.
Przeważnie ten wniosek jest dla mnie przerażający, ale w tej chwili chcę tylko owinąć ramiona wokół brunetki i korzystać z czasu, który mamy. I tak właśnie robię — trochę zbyt gwałtownie ruszam w stronę łóżka, gotowa rzucić się na nią z zaskoczenia.
Powstaje jednak bardzo drobny problem.
— A ty co? — Pyta mnie, kiedy zastygam w miejscu po tym, jak jednym kolanem jestem już na materacu.
Biorę głęboki oddech. Camila mierzy mnie wzrokiem.
— Będziesz srać czy rzygać? — Unosi brew. — Zresztą, nieważne. Byleby nie tutaj i nie na mnie.
Przypomnienie o tym, co dzieje się w moim żołądku wcale nie pomaga. Biorę kolejne głębokie oddechy, ale mieszanka tego, co dzisiaj przeszło przez mój układ pokarmowy nie daje za wygraną i czuję, jak stopniowo sunie do góry.
Gdy przekraczam niebezpieczny próg poprzez jednorazowy, niekontrolowany ruch gardła, który imituje zbliżające się dławienie, ruszam sprintem do łazienki, trzaskając za sobą drzwiami, za które chwytam na oślep.
Zajebiście się załatwiłaś, stwierdzam po tym, jak siadam na podłodze parę minut później.
Opieram tył głowy o chłodne kafelki, które dają niewielką ulgę — jestem cała rozpalona po trzech rundach spłukiwania wody po tym, jak mój żołądek stwierdził, że jedno wypróżnienie wszystkiego, co w siebie władowałam przez cały dzień to za mało. Nie zmienia to jednak coraz bardziej dokuczliwego pulsowania w skroniach.
Jak nic będę tutaj spała, myślę sobie, gdy znowuż mnie mdli przez samo spojrzenie na sedes.
Jest w tym jakaś złośliwa ironia — bo to spojrzenie ostatecznie sprawia, że wracam do nieszczęsnej toalety na rundę czwartą wypluwania wszystkiego, co w sobie mam.
Jak to możliwe, że człowiek potrafi wymiotować w tak dużej ilości i aż tak długo, nawet jeśli nie zjadło się wcale tak wiele w ciągu dnia?
Macham dłonią przed nosem, kiedy drażni mnie zapach odświeżacza powietrza, którego używam bardziej niż jest to konieczne, zanim na słabych nogach zmuszam się do drogi aż do umywalki. Najpierw przepłukuję wielokrotnie usta wodą, po czym trzykrotnie myję zęby, a pomiędzy każdą przerwą używam miętowej płukanki. Po całym myciu, przepłukuję usta ostatni raz, przedłużając czas do momentu, kiedy wnętrze ust zaczyna nieprzyjemnie palić od intensywnego smaku.
— Przyda ci się.
Gdybym miała siły, to pewnie bym podskoczyła, ale w tym stanie reaguje tylko moje serce mocniejszym zabiciem przez niespodziewany głos Camili. Przechwytuję od niej butelkę wody, ale na razie nie jestem w stanie wydukać najprostszego podziękowania.
Po wypiciu ponad połowy butelki zaczynam czuć się lepiej — starcza mi przynajmniej sił do tego, żeby położyć się na łóżku. Tam też mam perypetie, bo muszę parę razy zmieniać pozycję, w której leżę, żeby mój żołądek nie zaczął ponownie protestować.
Ostatecznie leżę na prawym boku, z twarzą zwróconą do pleców leżącej kobiety.
— Camila? — Mamroczę z wyraźną udręką w głosie po łazienkowych ekscesach.
— Hmm?
— Jesteś na mnie zła?
Następuje chwila ciszy.
— Za co miałabym być zła?
— Za wszystko.
— To bardzo ogólnikowe.
— Za to, że wyszłam. Z nimi.
Słyszę, jak cicho wzdycha.
— Nie jesteś moją własnością. Jesteś człowiekiem. Dorosłą kobietą. Masz pełne prawo do tego, żeby wychodzić ze swoimi znajomymi, kiedy chcesz. Nie widzę tutaj powodu do bycia złą — na początku wydaje mi się, że to tyle, więc zaczynam zastanawiać się nad jakąś odpowiedzią, ale zanim jestem w stanie cokolwiek sensownego wymyślić, Camila kontynuuje. — To nawet bardzo dobrze, że z nimi wyszłaś. Miałaś chociaż możliwość na mały psychiczny reset.
Kobieta turla się w moją stronę, przez co na chwilę leży na drugim boku, zwrócona twarzą do mnie. Jest szybsza niż ja, bo ponownie mnie przegania — z mojej strony nie wychodzi nawet słowo, a Camila składa drobny pocałunek w kąciku ust, po czym wraca do leżenia w poprzedniej pozycji, więc znowu patrzę na jej plecy.
Nieznacznie się uśmiecham.
— Camila?
— Hmm?
Przełykam ślinę. Powoli sunę spojrzeniem w górę i dół jej zakrytych pleców.
— Tęsknię za tobą.
Camila znowu milczy przez parę sekund.
— Przecież jestem obok.
— Tęsknię za tobą za każdym razem, kiedy cię nie ma.
Chrząka cicho.
— Ja też — nie mogę powstrzymać szerszego uśmiechu, gdy ponawia swoje poprzednie zachowanie, turlając się na drugi bok, żeby mnie pocałować, teraz w sam środek ust. Dokładnie tak samo powraca do poprzedniej pozycji, nie napotykając ani przez chwilę tego słodkiego gestu moich oczu.
Wsuwam ramię pod poduszkę w miejscu, w którym leży moja głowa.
— Camila?
— Hmm?
— Jesteś dla mnie taka dobra.
Cisza.
— Ty dla mnie lepsza, kotku.
Tym razem, gdy znowu wykonuje te same ruchy, udaje mi się musnąć jej policzek palcami na chwilę przed tym jak odsuwa się po pocałunku, żeby przekręcić się na drugi bok.
— Camila?
— Hmm?
— Może nie zdajesz sobie tak z tego sprawy, ale jestem z tobą tak cholernie szczęśliwa.
Cisza.
— Nie przebijesz szczęścia, którego doświadczam przez ciebie. Dzięki tobie.
Teraz trzyma chwilę dłużej usta na moich, więc mogę w pełni pogłaskać jej policzek przed — już standardowym dla tej małej interakcji między nami — odsunięciem się z powrotem na drugi bok.
— Camila?
— Hmm?
— Chcę mieć cię obok siebie. I to z wyboru, ale... — Mój głos lekko drży. — Ale jeśli z jakichś powodów nie będziemy już razem, to będę cię potrzebowała. To nie będzie zracjonalizowany wybór. Właściwie to nie będzie żaden wybór. Tylko sama potrzeba. Potrzeba bycia blisko ciebie.
Ta cisza jest najdłuższa ze wszystkich. Zaczyna mnie to trochę stresować. Powiedziałam za dużo?
Planuję już się jakoś z tego wygrzebać, ale wtedy Camila się odzywa.
— Jedyny racjonalny wybór jakiego dokonałam to współpraca z tobą, na samym początku, żeby wyjść z bagna, w którym tkwiłam. Wszystko to, co działo się dalej, całe to napięcie, które ignorowałyśmy i każdy kolejny krok, który robiłam później były nieracjonalnymi wyborami — słyszę, jak wzdycha. — Zawsze byłam racjonalna. Praktyczna. Brałam pod uwagę wszystkie za i przeciw i analizowałam opcje, które mam do wyboru i jaka będzie dla mnie najlepsza. Nawet w najgorszych sytuacjach. Jesteś po prostu... — Wydaje z siebie głośniejsze i cięższe westchnięcie od poprzedniego. — Sama nie wiem. Jesteś jakąś kosmitką.
Niemal się rozpływam — cóż, gdyby to było fizycznie możliwe — kiedy podczas kolejnego słodkiego pocałunku Camila papuguje moje poprzednie gesty i muska ciepłą dłonią policzek. Przechodzą mnie dreszcze na ten prosty dotyk. Jestem świadoma tego, że kobieta wyczuwa drżenie mojego ciała.
Co nie zmienia tego, że po wszystkim przekręca się na drugi bok.
— Camila?
— Hmm?
— Myślałam, że to uczucie nigdy nie minie.
— Jakie uczucie?
— Samotności, która pojawiała się nawet wtedy, kiedy byłam otoczona innymi ludźmi — przygryzam wnętrze policzka. — Nie odeszło, kiedy wróciłaś po roku. A potem...mam wrażenie, że mrugnęłam i nagle zniknęło. Cała ta samotność zniknęła.
— Wciąż jestem bardziej przyzwyczajona do samotności niż bycia pośród ludzi — dziwię się, że odpowiada tak szybko. — Ale ten rok z dala od wszystkich... Po prostu z dala od ciebie był najsamotniejszym okresem w moim życiu, który pamiętam — robi kilkusekundową pauzę. — Samotność nigdy mnie nie przytłaczała, bo zawsze wypadała lepiej przy bezsilności, która nieustannie za mną chodziła. Tamta... — Urywa na moment. — Tamten okres... Pierwszy raz przytłoczyła mnie samotność, a bezsilność wydawała się przy niej możliwie najlżejszym problemem — wzdycha przeciągle. — Pewnie Essie ma inne przykłady. Pamiętamy inne sytuacje.
Teraz, kiedy odwraca się do mnie, unoszę głowę, ignorując kompletnie nieprzyjemne uczucie w żołądku — choć mam wrażenie, że nie wynika ono z tego, że za dużo wypiłam — i napotykam usta Camili w połowie drogi, chwytając dłonią za jej kark. Przedłużam ten prosty pocałunek na tyle, na ile się da.
— Kochanie... — Szepczę, ale nawet nie wiem, co więcej mogłabym powiedzieć.
Oczy Camili, z którymi nawiązuję kontakt, za bardzo rozpraszają. Niemniej jednak przez to, że jesteśmy tak blisko, po raz pierwszy zauważam, że reaguje na to krótkie słowo — od razu po usłyszeniu tego zwrotu zmrużyła odrobinę powieki, a samo spojrzenie jeszcze bardziej złagodniało.
— Kochanie?
Rozchyla nieznacznie wargi i leniwie unosi spojrzenie do moich oczu, bo przez poprzednią reakcję utraciłyśmy ten kontakt.
— Lubisz, kiedy tak do ciebie mówię? — Muskam kciukiem jej szczękę.
Camila prawie zamyka powieki i leniwie się uśmiecha na to pytanie.
— Lubię twój głos — odpowiada cicho, po czym układa głowę na poduszce. Tym razem się nie przekręca, tylko zostajemy twarzą w twarz.
Szybko do niej dołączam — jesteśmy na tyle blisko siebie pod kołdrą, aby czuć ciepło drugiej, ale nie stykamy się ciałami w żadnym innym miejscu poza tym prostym kontaktem wytworzonym przez moją dłoń na jej ciepłym policzku.
Nie mogąc się powstrzymać, lekko się podnoszę i po uprzednim przesunięciu ręki z jej twarzy, całuję policzek Camili. Natychmiastowo czuję pod ustami jej uśmiech.
— Chcę być przy tobie cały czas — mówię, muskając czubkiem nosa skórę kobiety, zanim opadam z powrotem na poduszkę. — Jestem pewna, że to nie jest do końca normalne — sięgam palcami do brody kobiety, skupiając wzrok na jej ustach. — To obsesja.
— W takim razie obie mamy obsesję, kotku.
Natychmiast przenoszę spojrzenie do brązowych oczu.
— Nie mam na myśli tylko bycia blisko ciebie. Bycia w twoim towarzystwie — sunę kciukiem po brodzie Camili. — Mam na myśli bycie jak najbliżej ciebie.
— Mmm... — Ponownie mruży powieki.
— Jest wiele powodów. Zależy od sytuacji. Ale jest jeden, który się nie zmienia.
— Co to za powód?
Unoszę lekko kąciki warg, ale nie jest to typowy uśmiech. Podejrzewam, że Camila to wychwytuje, bo całkowicie otwiera oczy, a jej spojrzenie jest bardziej skupione.
— Chcę, żeby zawsze było ci ciepło, kochanie.
Kobieta zaciska usta. Ten rodzaj ciszy mnie nie niepokoi. Wiem, że wynika to z połączenia mojego wyrazu twarzy ze słowami — a Camila jest niebywale inteligentna.
— Wizyta w tamtym domu potwierdziła moje słowa, co? — Marszczy brwi. — Mały dom, brak ocieplenia, cienkie ściany i stare okna — wylicza. — Pomimo tego, że zobaczyłaś go w dobrym stanie.
— Nie chcę, żeby ci czegokolwiek zabrakło — ponownie muskam jej brodę kciukiem. — Niestety wiemy, że w przeszłości miałaś do czynienia z brakami, które niewielu osobom przejdą przez myśl.
— Mówiłam ci kiedyś, że mam obojętny stosunek do wyrażania swoich odczuć czy po prostu sympatii poprzez kontakt fizyczny. Ale powiedziałam, że może to ulec zmianie. I być może na lepsze.
— Pamiętam — mówię, po czym przełykam szybko ślinę.
— Pierwsza część jest prawdą. Ta druga, z wyjątkowo optymistyczną możliwością istnieje tylko dlatego, że rozmawiałyśmy o kontakcie z tobą — przygląda się moim oczom. — Nigdy się nad tym nie zastanowiłaś? Jasne, to jakiś progres, ale...dlaczego?
— Dlaczego?
— Od dawna miałam do czynienia z ciepłem, które od ciebie bije. Częstszy kontakt ciało do ciało było tylko...poszerzeniem zakresu.
— Zakresu? — Tym razem to ja marszczę brwi, kompletnie zdezorientowana. — Nie rozumiem.
Camila uśmiecha się lekko, bez słowa wędrując wzrokiem po całej mojej twarzy. Wydaje się lekko zaskoczona.
— Och, Lauren, nadal na to nie wpadłaś?
— Nie wpa... Hę? Na co?
Dezorientujesz mnie jeszcze bardziej.
— Bije od ciebie ciepło, które jest...czymś więcej. Nie jest ono tylko fizyczne.
— Wciąż...to jest...? Nie za bardzo...
Camila delikatnie mi przerywa.
— Jakie było twoje pierwsze wrażenie? Po naszym pierwszym spotkaniu. Po mojej osobie, gestach, rozmowie z tobą.
Oblizuję wargi.
— Pierwsze?
— Mhm. Od razu po zakończeniu spotkania.
— Niech zabiorą tę cholerną, szklaną ścianę. To niehumanitarne. Nie powinna być odseparowana od drugiego człowieka.
Uśmiech Camili się powiększa. Nie komentuję tego bezpośrednio, ale wzbudza we mnie ciekawość, więc ciągnę ten nowy wątek.
— A twoje pierwsze wrażenie?
Po moim pytaniu uśmiech z jej twarzy znika, a ciemne oczy powracają na stałe do moich.
— Przytuliła mnie przez tę popierdoloną, szklaną ścianę.
— Ale...wtedy nie miałyśmy ze sobą kontaktu. W końcu...była między nami ściana.
— O to właśnie chodzi — muska mój policzek palcem.
— Chodzi o...co, tak właściwie?
— Emanujesz ciepłem — tym razem lekko unosi kąciki warg. — Twoje spojrzenie. Twój głos.
— Cóż...wtedy widziałyśmy się w innych okolicznościach. Staram się dostosować pod rozmówcę w takich sytuacjach, żeby nawiązać jakikolwiek kontakt.
— Wciąż nie rozumiesz, kotku — śmieje się cicho i krótko. — Nie chodzi o słowa. Nic z tych rzeczy. Chodzi o to, jak na mnie patrzyłaś. Dałaś mi wrażenie, że wcale mi nie współczujesz. I dobrze, bo w tamtym czasie nienawidziłam współczucia. Przeważnie po nim słyszałam, że nie mają dla mnie żadnej opcji, więc zostanę sobie tutaj dłużej. W ośrodku. Tak dla bezpieczeństwa.
Nie komentuję tej wypowiedzi.
— Spojrzałaś na mnie, jak na człowieka. I oczywiście analizowałaś przy okazji. Ale wciąż widziałaś we mnie człowieka. Nie tylko i wyłącznie obiekt do badań. A poza tym spojrzeniem nie przekonały mnie do tego twoje słowa podczas tamtego spotkania — oblizuje wargi. — Przekonał mnie twój głos — wzdycha cicho. — Zawsze przekonuje mnie twój głos i te oczy.
— Och.
Zatyka mnie. Całkowicie. Nie tego się spodziewałam.
— Te dwie rzeczy wywarły na tobie takie wrażenie? — Wykrztuszam z siebie po dłuższej chwili. — Że odniosłaś wrażenie, jakbym cię przytuliła przez to ciepło, które według ciebie ode mnie bije?
— Mhm... Wtedy pojawiło się też pytanie. Czy po tylu latach pojawił się pierwszy rozsądny człowiek w tym popierdolonym miejscu, czy może jesteś większą wariatką ode mnie?
Nie mogę powstrzymać śmiechu, chociaż temat wcale nie jest taki lekki. Camila uśmiecha się na moją reakcję i nie jest to sztuczny ruch.
— Którą opcję obstawiłaś?
— Jak myślisz, kotku? — Unosi zaczepnie brew.
— Pewnie, że jestem wariatką.
— Cóż... Gdybyśmy miały to przeanalizować, to byłaby najrozsądniejsza opcja do wyboru. Nawet jeśli emanowałaś tym ciepłem i przy pierwszym spotkaniu wywarłaś na mnie takie dziwaczne wrażenie, to coś musiało być nie tak. Z tobą. Nikt, kto miałby w pełni dobre życie, nie stawiałby się w takim miejscu, w takiej sytuacji i dawał tyle od siebie w stosunku do nieznajomego.
— Myślisz, że nie miałam dobrego życia? — Podpytuję, autentycznie zaciekawiona jej zdaniem.
— To, że miałaś zapewnione podstawowe kwestie, których w odróżnieniu od ciebie nie miałam, jak z warunkami mieszkania, nie oznacza jednocześnie tego, że twoje życie było usłane różami. Dobrze wiemy, że tak nie było — zaciska na chwilę usta. — Myślę, że za szybko dorosłaś. Z dobrych stron pozostało przy tobie to ciepło i opiekuńczość. Reszta...mogę się jedynie domyślać, że nie było tak łatwo i kolorowo.
— Niestety trafiłaś — przyznaję.
— Niektórych rzeczy łatwo się domyślić. Jesteś najstarsza ze swojego rodzeństwa. Zawsze się nimi opiekowałaś. A tobą opiekowała się babcia, bo jako jedyna słuchała, co masz do powiedzenia. Słuchała tego, co rzeczywiście chciałaś powiedzieć, a nie tego, czego oczekiwali inni, że będziesz mówiła.
Kiwam lekko w zgodzie, nie dodając przez dłuższą chwilę komentarza. Tak właściwie niewiele jest tu do dodania. Zawsze byłam świadoma tego, że Camila potrafi dobrze czytać ludzi. Nie powiedziałam jej o tych wszystkich rzeczach. Przynajmniej bezpośrednio — były tylko drobne wspominki tu i tam. W większości użyła umiejętności czytania między wierszami.
No i poznała moją rodzinę. Jest dobrą obserwatorką. To jedno spotkanie z pewnością wystarczyło, aby potwierdziła niektóre tezy.
— Masz rację — potwierdzam w końcu. — A jak się czułaś po tym przytuleniu? Po naszym pierwszym spotkaniu.
— Dziwne uczucie. Ale ciepłe uczucie. Nie byłam w stanie tego nazwać.
Nieznacznie unoszę kącik ust.
— Teraz naprawdę chciałabym cię przytulić — szepczę, a Camila jedynie się uśmiecha, więc powoli przysuwam bliżej ciało, czując jeszcze bardziej bijący od niej gorąc, pomimo tego, że wciąż jestem pod wpływem. Wsuwam kolano między jej uda bez żadnego problemu, po czym poprawiam głowę na poduszce z cichym, zadowolonym westchnięciem. — Więc co? Przez ten cały czas przyzwyczaiłaś się do tego ciepła, które ode mnie bije, że nie widzisz problemu z faktycznym kontaktem fizycznym?
— Każde ciało może być ciepłe, ale nikt nie jest tobą.
Zaciskam usta w wąską linię, żeby powstrzymać uśmiech, ale średnio mi to wychodzi. I Camila podśmiewa się cicho na ten widok.
— Po prostu... — Przysuwa się bliżej, muska czubkiem nosa o mój, po czym delikatnie i krótko mnie całuje. — Nigdy nie przestawaj na mnie patrzeć. I nigdy nie przestawaj do mnie mówić.
Mam wrażenie, jakby moje serce urosło na te słowa — pomijając już fakt, że bije znacznie szybciej niż chwilę temu — bo rozpiera mnie w całej klatce piersiowej do tego stopnia, że niewiele dzieli mnie od fizycznego dyskomfortu. Nie mam bladego pojęcia, jak na to zareagować.
Nie pomaga też zamglony umysł.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że nie jest to spowodowane tylko i wyłącznie ilością alkoholu, którą dzisiaj w siebie wlałam.
— Moje kochanie... — Szepczę, bezwiednie i czule obejmując jej policzek dłonią. Camila odrobinę przymyka powieki.
— Mmm...
— Teraz będzie jeszcze trudniej trzymać przy sobie ręce — mamroczę. Chwilę później zsuwam dłoń po jej szyi, zatrzymując się na zakrytym mostku.
— Nigdy nie powiedziałam, że musisz to robić, kotku.
Patrzę w jej ciemne oczy.
— Mamy pewne ograniczenia — przysuwam resztę ciała, poza głową, na tyle blisko, że nasze piersi delikatnie na siebie napierają. Gdyby to było tylko możliwe, to wtopiłabym się w ciało Camili, żeby być jeszcze bliżej.
— Czyżby?
Oblizuję wargi, po tym, jak rozpraszam się widokiem jej głupkowatego uśmiechu.
— Mam zakaz seksu, kiedy jestem zbyt pijana.
Brunetka unosi brew.
— To rozsądne — potwierdza zakaz, który sama wprowadziła.
— To głupie, kiedy mówisz mi takie rzeczy i oczekujesz, że nie będę próbowała zaciągnąć cię do łóżka.
— Akurat tego już nie musisz robić, bo już jesteśmy w łóżku, kotku — komentuje z rozbawieniem.
Mrużę na nią oczy, ale zarówno moje karcące spojrzenie, jak i celowo utworzona cisza jeszcze bardziej ją bawi.
— Chcę się z tobą pieprzyć. Najlepiej do rana.
Camila od razu przestaje się śmiać na te słowa, chociaż nadal na jej ustach widnieje uśmiech.
— Podoba mi się zapał — odpowiada od razu. — Ale lepiej zostaw go na później. Podobno seks jest dobry na kaca. A myślę, że będziesz miała potężnego kaca.
Wysuwam dolną wargę.
— Ale ja chcę... — Ponownie karcę ją spojrzeniem, ale pozostaje niewzruszona. — Camila — mówię ostrzejszym tonem.
— Napięcie ci posłuży. Później — wywracam na nią oczami. — Kładź się spać, kotku.
— Odrzucasz mnie w potrzebie. Nie wiedziałam, że taka jesteś — mierzę ją wzrokiem. — Dobrze wiedzieć teraz niż później, jak mogę na ciebie liczyć, Camila.
Natychmiast przekręcam się na drugi bok z parsknięciem. Kobieta mamrocze coś za moimi plecami, ale nie na tyle głośno, żebym zrozumiała.
Oczywiście zdaję sobie doskonale sprawę z pobudek Camili. I nie próbuję zmienić jej zdania. To bardziej żarty z mojej strony, żeby nie nadawać temu zbyt dużej powagi.
Jestem zbyt świadoma tego, skąd taka decyzja kobiety.
Umiem przyjąć odmowę bez problemu. Ale jeśli takie przekomarzanie się sprawi, że nie będzie czuła się źle z tym, co sama postanowiła, to planuję kontynuować to zachowanie. Chcę jej pomóc przy tym ciężkim temacie, gdzie alkohol i seks występują w tej samej chwili, dopóki nie będzie wystarczająco pewna tego, że nie w każdej sytuacji można uznać to za wykorzystanie podatności drugiej osoby.
Najpierw musi przepracować tę perspektywę z terapeutą, zanim porozmawiamy o tym między sobą — rozumiem pobudki i je szanuje, ale z drugiej strony ufam Camili wystarczająco, żeby nie czuć się przy niej zagrożona bez względu na to, czy jestem w stanie pełnej trzeźwości, czy wręcz przeciwnie.
Dla mnie jest to oczywiste, ale dla Camili nie musi być — mamy inne doświadczenia. Jej niestety wiążą się z traumą, bo była w pewnym stopniu świadoma tego, co stało się z jej siostrą. W czasie rzeczywistym.
Dlatego właśnie staram się ją odciążyć żartobliwym podejściem, bo na ten moment tylko tyle mogę zrobić, dopóki nie przepracuje swoich przekonań wytworzonych w konsekwencji traumy z terapeutą.
— Kotku... — W pierwszej chwili się wzdrygam, bo kobieta przerzuca ramię przez mój bok, ale szybko się relaksuję pod wpływem przyjemnego i komfortowego ciepła, które ten dotyk za sobą niesie. — Nie bocz się.
Nie mogę się powstrzymać i owijam ręce wokół ramienia, które jest na moim ciele i bardziej się w nie wtulam.
— Jak twój żołądek?
Z głośnym stęknięciem niezadowolenia wciskam twarz w ramię brunetki.
— Musiałaś mi przypomnieć? A było tak dobrze — mam wrażenie, że przez to pytanie mój żołądek ponownie się obudził. Dyskomfort po wcześniejszym wymiotowaniu powraca.
— Cóż, nie chciałabym zarzyganego łóżka — opiera czoło o mój kark. Zamykam oczy, całkowicie zrelaksowana, kiedy praktycznie przykleja całe ciało do moich pleców. — Byłoby miło obudzić się w pachnącym.
— Nawet nie mów tego słowa na głos, bo zaraz znowu będę musiała biec do łazienki.
— Coś czuję, że jutro będziesz wyklinać Janice. Mam przeczucie, że to ona mogła stać za namawianiem na kolejne drinki — śmieje się lekko. — W ogóle Janice...
Gwałtownie się podnoszę na kolana z paniką na twarzy, kiedy wspomnienie Janice przypomina mi o ważnej części tego wyjścia, która miała miejsce. Pospiesznie chwytam za gumkę dresów, rozciągając ją przed siebie — ale nie pociągając przy tym spodni w dół.
— Camila, weź podmuchaj, bo ja się tak nie schylę.
Kiedy patrzę na kobietę, ta jest całkowicie zdezorientowana. W czasie tej ciszy, która między nami zapadła mierzy mnie wzrokiem.
— Nie oceniam i nie zawstydzam, ale muszę zapytać... — Zaczyna, po czym marszczy brwi, zapewne w jeszcze większym niezrozumieniu. — Aż tak się zgrzałaś, że mam ci teraz na pizdę podmuchać, żebyś ochłonęła?
Natychmiast puszczam gumkę od dresów, chwytam za poduszkę i strzelam ją w łeb.
— Może grzeczniej do swojej dziewczyny, co? — Besztam ją, ale rezultat, jaki uzyskuję jest odwrotny.
Camila zaczyna się śmiać.
— Sparafrazuję — stuka palcem o brodę, tworząc na wyrost zamyślony wyraz twarzy. — Czy tak się zgrzałaś, że mam podmuchać ci na pusię, żebyś ochłonęła?
Mrużę złowróżbnie powieki.
— Jeśli cokolwiek miało być do ochłodzenia w mojej bieliźnie, to uwierz, że zamarzło w momencie, kiedy otworzyłaś gębę — prycham na koniec.
Camila przewraca oczami, ale ostatecznie wskazuje dłonią na mnie z pytającym wyrazem twarzy.
— Więc czemu mam dmuchać? I gdzie?
— Na moje biodro — przekręcam miednicę i wysuwam w jej stronę lewe biodro, które ponownie odsłaniam.
Camila przekręca na bok głowę, gdy jej ciemne oczy skupiają się w jednym miejscu.
— Jebłaś sobie z Janice te same tatuaże?
— Nie mamy takich samych — tłumaczę od razu. — W każdym razie, zapomniałam o nim, a przekręciłam się na drugi bok i teraz mnie piecze. Podmuchaj.
Unosi na mnie brew, ale zsuwa się po łóżku, nadal pozostając w pozycji półsiedzącej.
— Kotku, masz na nim drugą skórę — przenosi spojrzenie do mojej twarzy. — Warto ją zostawić tak na pięć dni, żeby lepiej się goiło. Jeżeli salon był dobry, to pewnie dali ci parę kawałków do wymiany.
— Ale mnie piecze. Przypadkiem przetarłam.
Kobieta wzdycha cicho.
— Mogę podmuchać, ale to niewiele zmieni. Musisz uważać — po tych słowach przysuwa bliżej głowę i rzeczywiście dmucha w miejsce malutkiego tatuażu. — Lepiej? — Pyta po dłuższej chwili.
— Tak — przez moment milczę. — Myślisz, że to kiczowate?
— Co? — Powraca oczami do mojej twarzy. — Małe serce przy kości biodrowej czy ogólnie robienie tatuażu po pijaku?
Drapię się po szyi.
— Oba.
— Nie — kręci głową na potwierdzenie swoich słów. — Pasuje ci. Tylko musisz o niego dbać, żeby dobrze się zagoił.
— Naprawdę?
Jestem autentycznie zaskoczona. W dodatku Camila wydaje się rozbawiona tym faktem, choć jej spojrzenie jest czułe, gdy na mnie patrzy.
— Zawsze mówię ci prawdę, kotku — uśmiech kobiety się powiększa. — Poza momentami, kiedy kłamię. A kiedy kłamię, to obie dobrze wiemy, że kłamię.
— Z takim małym chyba nie powinnam mieć takich problemów z gojeniem.
— To nie twój pierwszy tatuaż — wzrusza ramieniem. — Nie powinno się nic złego dziać, ale i tak uważaj na to miejsce.
— Zapomniałam o nim — wzdycham cicho przy poprawianiu dresów. — Naprawdę mi pasuje? — Dopytuję, kiedy kładę się na łóżku, ale na drugim boku, więc ponownie jesteśmy zwrócone do siebie.
— Tak. Będziesz siała tak, jak dotychczas postrach na osiedlu, jak będzie lato.
— Dlaczego dopiero latem?
— Jak są zakryte to wyglądasz, jak słodka, miękka kluska — po tych słowach szeroko się uśmiecha. — Jak odkryjesz je latem to będziesz wyglądała, jak członkini gangu.
Nie mogę powstrzymać śmiechu. Mogłam się tego spodziewać.
— To nie tatuaże czynią mnie groźną, tylko bicepsy.
— Twoje co? — Unosi brew. — Byłaś kiedyś za progiem siłowni, kotku? Bo z tego, co pamiętam, to z naszej dwójki tylko ja odwiedzam to miejsce.
Klepię ją w ramię. Camila prycha prześmiewczo, spoglądając sugestywnie na miejsce, w które ją uderzyłam.
— Ale jesteś schlana — mówiąc to, obserwuje moją twarz. — Kładź się spać — poprawia kołdrę, wskutek czego jestem szczelniej przykryta.
Mimowolnie przysuwam się bliżej kobiety, mrużąc przy tym powieki na przyjemne ciepło, które mnie otacza. Wzdycham cicho, kiedy po całkowitym zamknięciu oczu zaczynam odczuwać diametralny spadek siły — i przy okazji jakichkolwiek chęci, aby się ruszyć. Mogłabym jedynie spróbować się wysilić, żeby leżeć bliżej Camili. Na nic więcej mnie nie stać.
Rozchylam wargi z kolejnym westchnięciem, kiedy ciepła dłoń kobiety muska mój policzek palcami. Próbuję otworzyć oczy, aby na nią spojrzeć, ale powieki wydają się zbyt ciężkie.
— Mmm...
— Kolejny powód, dlaczego tak się do ciebie zwracam — zaczyna szeptem. — Mruczysz jak kot, kotku.
Unoszę kąciki warg.
— Śpij, kotku — mija kilka sekund, zanim czuję ciepłe usta Camili na czole.
— Chcę się poprzytulać — szepczę na jednym oddechu.
Camila śmieje się cicho i gardłowo.
— Chodź bliżej.
Na ślepo przysuwam się resztkami sił bliżej ciała kobiety, a na sam koniec przerzucam lewą nogę przez jej ciało, wskutek czego nasze klatki piersiowe są ze sobą ściśnięte.
— A ty co? — Kładzie dłoń na moim udzie pod kołdrą. — Wspinasz się na mnie?
— To tak dla bezpieczeństwa. Tatuażu.
— Mhm... — Przeciąga pomruk, nie ukrywając swoich wątpliwości. — Dla bezpieczeństwa. Z pewnością, kotku.
— Tylko i wyłącznie — mamroczę, po czym tulam nos w jej mostek, zaciągając się słodkim zapachem, który zawsze od niej bije. Nawet z daleka.
— No tak. W końcu musisz na niego uważać — kładzie dłoń na szczycie mojej głowy.
Nie hamuję pomruku pełnego zadowolenia, gdy szczupłe palce kobiety wsuwają się między moje włosy. Przechodzą mnie przyjemne ciarki, kiedy zaczyna mnie głaskać.
— Kochanie? — Poprawiam nogę na jej biodrze.
— Hmm? — Czuję, jak wtula usta w czubek mojej głowy.
— Przepraszam.
— Za co?
Poprawiam głowę, wtulając się bardziej w ciepły mostek kobiety. Cieszę się, że nie odsuwa się o milimetr.
— Że tak często z tobą nie rozmawiam — nadal szepczę. — Nie mówię o takiej zwykłej rozmowie, ale... — Przełykam ślinę. — Nie zdarza mi się mówić, że za tobą tęsknię. Ale tak jest. Często za tobą tęsknię — układam dłoń na jej żebrach, robiąc drobne kółka kciukiem na koszulce. — Nadal próbuję się przemóc i rozmawiać o takich rzeczach.
— Nie rób niczego na siłę. I nie przepraszaj za coś takiego.
Unoszę leniwie lewy kącik warg.
— Jestem psychiatrą. Powinnam bez problemu rozmawiać o uczuciach. I najlepiej stosować pozytywną komunikację. I mówić o drobiazgach. Ale ważnych drobiazgach w pewnym sensie.
— Nie patrzę na ciebie przez pryzmat pracy — przypomina, nieustannie głaszcząc moją głowę. — Poza tym...wydaje mi się, że wciąż próbujemy się dotrzeć. Nie jesteśmy razem tak długo.
— Nie rozumiesz — mamroczę przez narastającą senność, wciskając bardziej policzek w jej mostek, bo tylko w ten sposób mogę być jeszcze bliżej. Na podkreślenie kolejnych słów lekko stukam palcem w jej ramię. — Chcę, żebyś była świadoma tego, że jesteś najlepsza. I że jesteś dla mnie ważna. I że często za tobą tęsknię. I że pomimo tego, że tak często tęsknię, to wciąż jestem z tobą cholernie szczęśliwa — chwytam za koszulkę Camili, ściskając ją delikatnie między palcami. — Wstyd mi tylko, że jesteś pierwszą osobą przy której czuję, że powinnam o takich rzeczach mówić i że...i że w ogóle to w porządku mówić o takich rzeczach na głos, nawet tak dla przypomnienia. Jesteś... — Na nowo przełykam ślinę, ale z większym trudem. — Jesteś najlepszym, co mnie spotkało, Camila. Jestem z tobą tak szczęśliwa. I wolna. Jak to możliwe, że mogę czuć się szczęśliwa i wolna w tym samym czasie, będąc w związku? To brzmi jak jakiś wymysł przy moim pechu.
Czuję, jak kobieta wzdycha, zanim przekręca głowę tak, aby jej policzek był we mnie wtulony. Puszczam jej koszulkę i ponownie sięgam do zasłoniętych żeber Camili, chwytając ją tym razem tak, aby przybliżyła się jeszcza bardziej. Nie oponuje nawet przez sekundę.
— Kotku... — Zaciskam wargi na wyraźne załamanie głosu kobiety. — Robisz więcej niż musisz mówić. Jasne, dla każdego miło by było usłyszeć coś takiego, ale... Nie rób rzeczy ponad swoje siły. Jesteś... Jesteś bardzo ekspresyjna. Wystarczy, że na ciebie spojrzę i wiem, że jesteś szczęśliwa. Twoje usta się uśmiechają. Twoje oczy się uśmiechają. Twój głos się uśmiecha przez to, w jaki sposób mówisz. Nie potrzebuję do tego konkretnych słów do wypowiedzenia na głos, aby być tego świadoma.
— Nie chcę, żebyś musiała zgadywać, tylko wiedziała. Zawsze wiedziała o tych wszystkich rzeczach.
— Już wcześniej o nich wiedziałam, to nie jest zgadywanka — wzdycha cicho. — Kotku, jesteś dla mnie wszystkim — odsuwa się lekko, ale zanim prostestuję, Camila szybko zsuwa się w dół, więc znowu jesteśmy twarzą w twarz. Od razu mnie całuje. I to zdecydowanie za krótko, moim skromnym zdaniem. — Jeśli już któraś z nas miałaby się bardziej starać pod względem takich zapewnień, to musiałabym to być ja.
— Dlaczego ty? Jesteś bardzo bezpośrednia. Zawsze mówisz to, co myślisz.
— Zapomniałaś, że dosłownie uratowałaś mi życie? — Muska palcami mój policzek, krzyżując nasze spojrzenia i jest to tak intensywne, że na moment obniżam spojrzenie do ust kobiety. — Kotku, uratowałaś mnie.
Zaciskam wargi, bo inaczej by zadrżały na niechciane wspomnienia, które najbardziej bolały podczas kilku konkretnych wizyt w ośrodku. Zawsze będę je miała wyryte w pamięci.
— Chciałam tylko pomóc — szepczę, bo nie ufam swojemu głosowi.
— Zrobiłaś więcej. I zawsze będę ci za to wdzięczna. A w dodatku... — Oblizuje usta. — Po takim czasie zaczęłaś inaczej zwracać na mnie uwagę. A teraz jesteśmy tutaj. Razem. Myślałam, że nie da się przebić szczęścia, które mi towarzyszyło po wyjściu na wolność, ale... — Przesuwa palce do czubka mojej brody. — Czym jest taka zwykła wolność bez ciebie?
Kilkukrotnie mrugam, aby oczy nie zechciały mnie zdradzić w takiej chwili.
— Przy tobie nie tylko jestem wolna, ale czuję, że mogę spokojnie oddychać.
Oczy jednak mnie zdradzają, bo zbierają się w nich łzy po tych słowach i nie jestem w stanie ich odpędzić.
— Camila... — Mój głos drży na tyle, że nie jestem w stanie powiedzieć nic więcej.
— Jestem cała twoja — jej spojrzenie jest tak czułe, że niemal się roztapiam. Ona chyba chce, żebym całkowicie się rozkleiła i rozpadła.
— Co ty ze mną robisz? — Pytam, a Camila jedynie się uśmiecha.
— Mogłabym zapytać o to samo, kotku.
W tej samej chwili, kiedy przykładam swoje usta do ust kobiety, manewruję nogą, którą miałam przerzuconą przez jej biodro, powodując, że Camila ląduje na plecach. Poprawiam się, gdy wskutek tego ruchu odrywamy się od siebie, żeby ponownie się do niej przyczepić i pocałować, chłonąc ciepło, które ją otacza.
— Jesteś wszystkim — mamroczę, nim na nowo złączam nasze wargi. — Camila — ponownie ją całuję. — Nie zasnę, dopóki nie będę mogła cię przytulić — mówię pospiesznie. — Chcę, żebyś zasnęła, kiedy będę cię przy sobie trzymała.
Kobieta jedynie się uśmiecha.
— To jednak nawet nie kwestia tego, czego chcę, a tego, czego potrzebuję — dodaję po chwili.
Nie mogę się powstrzymać i po ucałowaniu jednego z policzków Camili, zsuwam usta niżej, przechodząc z kolejnymi pocałunkami przez całą długość jej warg, aż do drugiego policzka. Na samym końcu śmieje się gardłowo.
— Chodź, położymy się — mówiąc to kiwa brodą na miejsce obok siebie.
Schodzę z niej, ale wciąż pozostaję blisko. Bez słowa przyglądam się temu, jak przekręca się na bok, tak jak na samym początku, przez co jest zwrócona do mnie plecami. Nie zastanawiam się nawet przez moment, tylko od razu przylegam do nich klatką piersiową, po wcześniejszym wsunięciu jednego z ramion pod poduszki. Zarzucam jeszcze lewą nogę przez jej biodro oraz ramię przez żebra.
Camila sięga do dłoni od tego ramienia i chwyta ją w luźny uścisk w swoją z cichym westchnięciem. Przez dłuższą chwilę przypatruję się temu, jak leżymy z głową niekomfortowo uniesioną tuż nad poduszką, dopóki moja szyja rezygnuje z dalszej współpracy i w końcu całkowicie się kładę.
Nie zmienia to jednak tego, że i tak przykładam czoło do karku kobiety, uważając, aby nie pociągnąć jej za włosy.
— Wygodnie? — Pytam szeptem z wciąż mocno bijącym sercem po tym emocjonalnym rollercoasterze.
— Mhm.
— Ciepło?
Czuję i słyszę, jak przekręca lekko głowę, ale przez to, że jestem ulokowana tak nisko, to i tak nie jest w stanie mnie zobaczyć.
— Gorąco.
— To dobrze.
— Coś jeszcze, kotku?
— Tak.
— Czyżbym niepotrzebnie zapytała? — Pyta retorycznie z jawnym rozbawieniem. — O co chodzi?
— Wszystko, co ci powiedziałam to prawda.
Czuję, że poprawia się w miejscu do poprzedniej pozycji, całkowicie odwrócona ode mnie.
— Wiem.
— To, że wróciłam po piciu nie znaczy, że na trzeźwo myślałabym inaczej.
— Wiem, kotku — czule ściska moją dłoń. — Alkohol potrafi zdejmować u niektórych blokady.
— To nie zmienia tego, że chciałabym ci to wszystko powiedzieć rano. Na trzeźwo. Znaczy, mogłabym, po prostu...zatrzymałam się na tym, że tak myślę. Pomijałam kwestię powiedzenia o tym na głos.
— Wiem, kotku, ale mam wrażenie, że powinnaś wstrzymać się z tym porankiem. Wydaje mi się, że nadal będziesz pijana do tego czasu — podśmiewa się cicho. — Śpij — przenosi nasze splątane dłonie. Chwilę później czuję pocałunek między knykciami.
Z przeciągniętym, ukontentowanym westchnięciem muskam nosem kark kobiety, zanim na nowo przykładam do niego czoło.
— Słodkich snów, kochanie.
— Raczej takich nie będę miała.
— Hmm?
— Twoje cycki wbijają mi się w plecy, więc jest spora szansa, że mi się przyśnią. To już inny rodzaj snu, kotku.
Nie mogę powstrzymać śmiechu.
— Jesteś niemożliwa.
— Jestem tylko człowiekiem. Mam swoje słabości. I są to zarówno twoje cycki, jak i dupa, kotku. Co poradzę?
— Nie zaczynaj. Śpij.
Kobieta nie odpowiada, więc zakładam, że całkowicie odpuszcza i szykuje się do snu. Na szybko poprawiam na nas kołdrę, upewniając się, że jesteśmy porządnie przykryte, po czym wracam do luźnego uścisku z dłonią Camili.
— Mmm, ciepło. Śpij, kotku.
Zamykam oczy z malutkim uśmiechem na ustach. Gdyby nie to niemiłosierne zmęczenie, to podniosłabym się i znowu ją pocałowała.
Jesteś dla mnie taka dobra, myślę sobie, kiedy moje ciało coraz bardziej się relaksuje pod wpływem zmęczenia.
◦◦◦◦◦◦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top