‣ Hetfield

Było miło. Naprawdę miło. Wręcz zaskakująco. Spędziłam z Camilą może i kolejne trzy godziny, zanim wymigała się jakąś ważną sprawą do załatwienia. Nie zamierzałam dopytywać. Dopiero co przyjechała, między nami zadziało się już tyle rzeczy, więc wścibskość nie była wskazana. Spędziłam resztę weekendu sama ze sobą, zastanawiając się dlaczego tak właściwie kobieta postanowiła wrócić. Fakt, musiała poukładać sobie coś w głowie i mogę to zrozumieć, ale do czego miała wracać do Nowego Jorku? W dodatku po roku?

Miałam i mam głęboką nadzieję, że nie traktuje tego wszystkiego, co zadziało się między nami jako jakąś obietnicę. Nigdy jej niczego nie obiecałam. Poza byciem przyjaciółką, oczywiście, ale to za czasów, gdy znajdowała się pod moją opieką. Prawdą jest, że dwa czy trzy razy ją poniosło i pocałowała mnie, zaburzając w ten sposób na chwilę relację lekarz-pacjent, ale to wciąż nie był powód, dla którego chciałaby tutaj wracać. W końcu wytłumaczyłam brunetce dość dobitnie, że nie ma na co liczyć w tej kwestii.

Twoje zachowanie na to nie wskazuje.

To też prawda.

Pieprzyłaś się z nią dwa razy.

To również prawda, ale żałuję. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Wolę tłumaczyć sobie to chociaż tak głupią wymówką, jak zwykła tęsknota. Wydawało mi się, że byłyśmy blisko i dlatego tak nagły, wręcz nieprawdopodobny powrót sprawił, że strasznie się pogubiłam.

Tak. To dobra argumentacja.

Nie do końca.

Zaciskam usta w wąską linię. Kogo chcę oszukać? Camila i tak wie swoje. Mam tylko nadzieję, że nie zamierza wkraczać do mojego życia z impetem, niszcząc to, co dotychczas posiadam. Do tej chwili miałam swoją codzienność, rutynę i tego się trzymałam. Nie lubiłam i nie lubię zmian. Ale z drugiej strony... Kobieta była nieprzewidywalna. Niekoniecznie pod kątem psychologicznym, oczywiście, ale po prostu. Taka właśnie była. Taką ją zapamiętałam. I po tym, co zdążyło się wydarzyć w ten weekend wiem również, że wciąż taka jest.

Ale może właśnie ta nieprzewidywalność ekscytowała mnie do tego stopnia, że zastanawiałam się, kiedy znowu ją zobaczę?

◦◦◦

Jestem zaskoczona, kiedy przed lunchem służbowy telefon daje o sobie znać. Jest poniedziałek, a ja tonę w papierach dotyczących nowych pacjentów w klinice i każdy dobrze o tym wie. Marszczę brwi i nadal spoglądając na dokumentację Patricka Smitha sięgam po słuchawkę, przytrzymując ją między ramieniem a policzkiem.

— Słucham?

— Pan Hetfield kazał poinformować, że masz przyjść do gabinetu za pięć minut.

Momentalnie odkładam papiery z powrotem do przypisanej im teczki.

— Powiedział w jakiej sprawie? — Dopytuję, będąc zaskoczona tym telefonem.

Jedynie, że to bardzo ważne — stwierdza Bea, a ja kiwam głową, chociaż nie może tego zobaczyć.

— Dobrze, zrozumiałam.

Powoli odkładam słuchawkę na miejsce, kiedy w moim umyśle pojawiają się możliwości przebiegu tego spotkania. W międzyczasie segreguję dokumentację, oczywiście, aby mój wewnętrzny pedant był jak najbardziej zadowolony. Mam nadzieję, że nie skończę z większą ilością godzin. Już i tak przez awans, który mam od roku dostałam więcej obowiązków, które spoczywają na moich barkach. Nie potrzebuję dorzucania czegoś jeszcze.

Przed wyjściem ze swojego biura zaczesuję nerwowo włosy w tył. Zamykam za sobą drzwi, przekręcając oczywiście klucz, który zabieram ze sobą. Nie zamierzam pozwolić na to, aby jakaś wścibska baba wchodziła do mojego azylu, zaburzając cały porządek. Pośpiesznym krokiem skierowuję się do windy, a następnie wciskam odpowiedni przycisk. Gorąc uderza w moje ciało, kiedy drzwi się zamykają, co zaskakuje na tyle, że zaczynam tłumaczyć tę reakcję zbyt dużą wyobraźnią oraz stresem, który towarzyszył mi niczym cień odnośnie jednej wyjątkowo nieprzewidywalnej osoby.

Chyba nigdy jej nie zrozumiem. Przynajmniej do końca. A mimo to i tak dostawałam gratulacje, uściski dłoni, awans. 

Nie zasłużyłam na to.

Potrząsam lekko głową, zanim winda wydaje z siebie charakterystyczne piknięcie. Poprawiam materiał kombinezonu w ciemnozielonym kolorze, a następnie ruszam pewnym krokiem przed siebie, nie pokazując żadnej z mijających mnie osób, że jestem czymś przejęta. Moje ciężkie, wysokie botki na obcasie równomiernie uderzają o błyszczącą podłogę, natomiast głowa wystarczająco uniesiona, żeby dać wrażenie bycia nieustraszoną.

Dwukrotnie pukam w odpowiednie drzwi po tym, jak napotykam Beę, która wskazała palcem bezpośrednie pójście do gabinetu. Odczekuję chwilę i dopiero jak słyszę zgodę na wejście chwytam klamkę, wchodząc do środka. Mocny zapach drogich perfum uderza do moich nozdrzy, drażniąc je na tyle, że mam ochotę zmarszczyć nos.

— Dzień dobry — mówi, wstając z fotela, aby wskazać miejsce na kanapie.

— Dzień dobry — kiwam lekko głową i zajmuję środek kanapy, gdy mężczyzna siada naprzeciwko mnie na fotelu.

— Wiem, że masz dzisiaj, a właściwie dłuższy czas, dużo pracy, ale sprawa jest priorytetowa — zaczął, składając lekko dłonie na skrzyżowanych nogach. — Pod względem poinformowania cię, oczywiście.

— W porządku.

Oblizuję powoli usta, będąc coraz niepewna celu tej rozmowy.

— Dostałem dzisiaj telefon z samego rana od jednej z twoich byłych pacjentek.

— Och? — Unoszę brwi. — Nie przypominam sobie, aby jakakolwiek współpraca poszła niepomyślnie.

— Nie w tym rzecz — James posyła mi łagodny uśmiech. — Zadzwoniła do mnie Karla Camila Cabello.

— Och.

Dobrze, że długa praktyka przyczyniła się do tego, że mój wyraz twarzy może być co najwyżej zaskoczony.

— Jestem zdziwiona. Nie słyszałam o niej od roku — mówię, nie będąc pewna, czy Camila powiedziała mu, że już się widziałyśmy.

— Ja również byłem. I to bardzo. Z tego, co mi powiedziała wszystko wskazuje na to, że zostaje na stałe w Nowym Jorku, a zniknięcie miało za sobą wyjazd do rodzinnego miasta.

— Rozumiem, ale nie wiem, co mam panu powiedzieć, panie Hetfield. To moja była pacjentka, która przeszła przez terapię pomyślnie, ale odrzuciła chęć pomocy na start przez wyjazd.

— Pytała czy wciąż tutaj pracujesz.

— Mam to wziąć za sugestię, że pojawiły się komplikacje i ponownie muszę wznowić terapię?

— Nie, nie — jego łagodny uśmiech wcale mnie nie uspokaja. — Pytała, czy jest możliwość kontaktu z tobą, ponieważ po powrocie czuje się zagubiona w mieście, a jedyna osoba, której ufa to ty. Nie ma żadnej rodziny ani przyjaciół. Zapytała również, czy to nie kłopot, aby się z tobą skontaktowała.

— Powinnam więc oczekiwać telefonu?

— Podałem jedynie służbowy z racji tego, że jest twoją byłą podopieczną. Z naszej rozmowy wynikało, że czuje się bardzo dobrze. Nawet lepiej niż pod koniec terapii poza Venom Asylum.

Seks jej służy.

Zaciskam lekko usta.

— Myślałem wiele o tej sytuacji, która miała miejsce. O tym nagłym wyjeździe, mam na myśli. Zastanawiałem się tak, jak ty, dlaczego postąpiła w ten sposób. Wydawało mi się, że może ma jakieś niedokończone sprawy albo chce się usamodzielnić — prostuje bardziej plecy. — Ale poza całą otoczką zastanawiania się nad motywami tej decyzji — mimowolnie się spinam, choć próbuję tego nie pokazać. — Obserwowałem również ciebie. W końcu spędzałaś z nią dużo czasu i zrozumiałe jest, że przywiązujemy się nawet do pacjentów. Jesteśmy tylko ludźmi i mamy próbować docierać do problemów innych, co też odsłania w pewnym stopniu naszą wrażliwość — zatrzymuje się na moment, spoglądając mi w oczy.

— Każdy pacjent jest na swój sposób wyjątkowy i do każdego potrzebne jest indywidualne traktowanie, panie Hetfield.

— Owszem, owszem.

— Jaka więc puenta?

Jego usta ponownie drgają w uśmiech, kiedy wstaje.

— Mówią, że niektórzy psychiatry świetnie maskują uczucia.

— Czasami trzeba, aby pacjent nie próbował robić zabawy z terapii. Wszystko zależy od tego, jakiego ma się podopiecznego.

James kiwa głową, wsuwając jednocześnie dłonie do kieszeni spodni garniturowych w grafitowym kolorze.

— Lauren — ton głosu ma zaskakująco miękki, a złagodzenie rysów twarzy pokazuje mężczyznę w innym świetle po raz pierwszy od momentu pierwszego dnia pracy w tej firmie. — Mam tylko jedną prośbę.

— Odnośnie Karli Camili Cabello, czy czegoś innego?

Przez chwilę nic nie mówi tylko spogląda przed siebie na widok jakiegoś wieżowca w oddali. A może na most, który dobrze stąd widać. Ciężko stwierdzić.

— Zastanów się, czy akceptujesz obie strony, zanim dopuścisz całkowicie do siebie taką osobę.

— Słucham?

— Nie śledzę twojego życia prywatnego. Żadnego mojego pracownika. Ale z czystym sumieniem mogę przyznać, że jesteś najrozsądniejszym psychiatrą w tej firmie i bardzo cię za to szanuję — jego niemal czarne tęczówki zerkają w moje. — Uszanuj również siebie i czas, który poświęciłaś na ratowanie kogoś, kto w efekcie końcowym może tylko pogodzić ze sobą dwie odmienne osobowości zamiast je usuwać i tworzyć nowe.

Rozchylam usta, ale nic nie mówię.

— Zapewne Karla skontaktuje się z tobą w przeciągu kolejnych dni — dodaje jeszcze. — Pamiętaj, że ludzie może zapomną na chwilę, dlaczego dostałaś awans, ale któregoś dnia znajdzie się osoba, która wytknie ci to i owo palcem, oceniając to, co widzi. Nikt nie weźmie pod uwagę tego, jak ciężko pracowałaś.

Ponownie nie potrafię wykrztusić z siebie słowa. Przyjmuję jedynie informacje, chociaż nadal jestem głucha na to, co dokładnie James zdążył mi przekazać. Ta sytuacja wzięła mnie tak z zaskoczenia, że potrzebuję czasu, aby wszystko przetrawić. 

— To wszystko z mojej strony. Możesz wrócić do pracy — powraca do formalnego tonu. — Nie będę zabierał więcej czasu.

Na niemal trzęsących się nogach opuszczam gabinet. Nawet nie pamiętam drogi na dach budynku, do którego mamy dostęp z tego piętra klatką schodową. Ważne, że zdaję sobie sprawę z bycia na miejscu, kiedy chłodne powietrze otula moje ciało, przywołując szokiem termicznym do porządku.

 ◦◦◦◦◦◦


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top