‣ Essie's comeback
Hi.
◦◦◦◦◦◦
Chociaż moja rozmowa z Camilą dążyła do ustalenia nowej relacji dla nas, musiałyśmy wziąć pod uwagę alter ego. Ustaliłyśmy, że z nim porozmawiam, skoro Camila nie mogła zrobić tego sama — to nie było takie proste, zważywszy na fakt, że gdy jedna przejmowała kontrolę, druga zostawała w tyle i nie miały między sobą możliwości komunikacji. Co więcej, najczęściej przy takim schorzeniu, ta, która została wypchnięta z przewodzenia ciałem, nie pamiętała tego, co działo się przez ten czas. To zdecydowanie bywało i nadal bywa dezorientujące, dlatego uznałyśmy z Camilą, że zajmę się poinformowaniem jej drugiej rozmowy o wszystkim i sama dla siebie rozpoznam się w jej opinii.
Wypuszczam z siebie krótki, nerwowy oddech, zanim decyduję się użyć dzwonka. Nie jestem pewna, czy kobiety się zamieniły, ponieważ nie jest to takie proste — nie mają gdzieś w głowie przełącznika, dlatego w takiej sytuacji albo Camila próbowała wymusić zmianę i mogło do niej dojść lub wręcz przeciwnie, albo jej druga strona sama stwierdziła, że warto być przy kontroli, chociaż nie miała pojęcia, jaką rozmowa ją czeka.
Gdy zostają przede mną otwarte drzwi, przez moment przyglądam się twarzy brunetki, próbując dowiedzieć się, z którą wersją jej mam do czynienia. W zamian za ciszę między nami marszczy swoje brwi, uchylając odrobinę bardziej wejście do środka.
— Wchodzisz do środka czy zamierzamy trwać w takiej niezręcznej ciszy, kotku?
Okej, to zdecydowanie jej alter ego.
— Hej... — Mówię po wejściu do środka. — Przeszkadzam w czymś czy masz czas?
— Cóż, jeśli przyszłaś do Camili, to jej nie ma.
— Wiem, wiem — przełykam ślinę. — Przyszłam do ciebie.
— Hm — kobieta zamyka drzwi frontowe. — Przejdź w takim razie do sedna — odpowiada, przed wskazaniem na kanapę, którą ostatecznie zajmuję. — O co chodzi? Czego potrzebujesz?
— Cóż... Rozmawiałam z Camilą i doszłyśmy do wniosku, że trzeba ustalić z tobą kilka spraw.
— Jeżeli chodzi o seks, nie robię z nią trójkącika, kotku — nieznaczny, mało zauważalny półuśmiech widnieje na jej ustach.
— Dobrze wiedzieć — przewracam oczami. — Chciałyśmy z Camilą spróbować — gdy brunetka unosi brwi, potrząsam głową i szybko zabieram się za poprawienie tego, co powiedziałam. — Nie mówię o trójkącie. Chciałyśmy spróbować spotykać się na poważnie. Zobaczyć, czy uda się nam stworzyć związek. Może nie od razu, ale w przyszłości.
— I dlaczego rozmawiasz o tym ze mną, a nie z kurduplem? — Cabello wykrzywia wargi w grymasie. — Mój błąd, obrażając ją, obrażam siebie — oblizuje wargi. — Dlaczego rozmawiasz o tym ze mną, a nie z...z...cóż, kurwa, nie wiem jak ją nazwać, bez wyzywania siebie. Dlaczego nie z Camilą o tym dyskutujesz?
— Jakby nie patrzeć dzielicie ze sobą dużo.
— Jeśli nawiązujesz tym do tego, że przytyło mi się w tyłku, to nie moja wina. Camila wpierdala jak opętana jakieś świństwa, nie ja.
— Nie o to mi chodziło... — Robię chwilową pauzę. — Może zacznijmy od tego, że nie wiem, jak powinnam się do ciebie zwracać. Wiem, że bardziej kojarzysz mnie z tego, że próbowałam drażnić twoje granice, kiedy byłyśmy na etapie terapii.
Kobieta nakłada na górę oparcia sofy ramię, po czym zwraca się do mnie z rozbawionymi oczami.
— Kochanka wystarczy — mówi od niechcenia.
— Mówię poważnie. Chciałabym porozmawiać z tobą, co sądzisz o tym, na co zdecydowałyśmy się z Camilą, ale jednocześnie chciałabym poznać cię jeszcze bardziej. W tym, jak powinnam się do ciebie zwracać. Wcześniej...głównie skupiałyśmy się na terapii, na tym, co jest drażliwe... Nie na takiej codzienności.
— Mówisz serio? Czy znowu próbujesz wkręcać mnie w swoje psychologiczne gadki, kotku?
— Mówię serio — kiwam głową. — Zależy mi na tym, aby poznać cię jeszcze bardziej niż dotychczas. Wiem o tobie wiele rzeczy, ale wiem, że to wciąż mało, jakby nie patrzeć.
— Dlaczego chcesz mnie poznawać? Nie wystarczy ci to, co masz pospisywane na tych swoich kartkach do mojej kartoteki?
— Chcę poznać cię dla siebie. Jeśli Camila i ja w przyszłości zaczęłybyśmy budować coś poważnego między nami, muszę mieć na uwadze również ciebie. Dochodzą do tego jeszcze inne ważne kwestie, o których chciałabym porozmawiać, ale... Najpierw może ustalmy, jak mogłabym się do ciebie zwracać? Wiem, że pierwsze imię odpada, dlatego pytam.
Brunetka milczy przez chwilę. Podejrzewam, że analizuje moje słowa, jak zwykle, aczkolwiek tym razem nie mam żadnego ukrytego motywu. To nie jest spotkanie terapeutyczne. Najzwyczajniej na świecie próbuję wyjść z inicjatywą i stawić czoła lękom, które dotyczą między innymi tej strony kobiety.
Intencje Camili znam wystarczająco, jednak jej niekoniecznie.
— Essie.
— Jessie? — Powtarzam powoli.
— Nie, Essie przez "E" na początku.
— Och, w porządku... Mogę spytać, dlaczego to imię?
Kobieta opiera się wygodniej o sofę, wzdychając przy tym cicho.
— W angielskim to chyba najbliższy odpowiednich do wypowiedzenia inicjałów "SC".
Inicjały "SC"?
— Skąd te inicjały?
Essie odwraca wzrok i układa bezwiednie głowę o miękką część sofy.
— Po siostrach.
Milczę przez chwilę. Domyślam się od razu, że z pewnością chodzi o Sofię, ale zadziwia mnie uwzględnienie Camili. Przeważnie Essie wykazywała względem niej niechęć, tolerancję narzuconą z góry. Relacja między nimi bardziej pokazywała obraz współlokatorów, którzy wiodą ze sobą momentami trudne do zniesienia dni przez zachowanie drugiej.
Najwidoczniej Essie dawała w jakimś celu takie, a nie inne pozory. Może nie była aż tak śmiała, jak Camila ją przedstawiała i wolała zakrywać się niechęcią, byleby nie przyznawać się do sentymentu oraz tego, jak wiele faktycznie dla niej znaczyła.
To ma swój sens. W końcu dzielą wspólne ciało.
— Rozumiem — odpowiadam jej. — Popraw mnie, proszę, jeśli nie przestawię się tak szybko na to imię, dobrze?
— Jasne. Jakie masz do mnie pytania? Dla tego całego... — Gestykuluje łagodnie lewą dłonią. — Zapoznania?
— Nie mam konkretnego zbioru pytań... Chciałabym dowiedzieć się, czego lubisz, a czego nie, jak ci się tutaj podoba po powrocie...może co sądzisz o tym, że Camila zdecydowała się ze mną skontaktować?
— Hm — ciemne oczy ponownie zostają skierowane na moją twarz. — Lubię jedzenie. Jakiekolwiek. Chcę spróbować tyle smaków, ile się da. Z tych wszystkich filmów lubię kryminały, zagadki i horrory. Podoba mi się lokalizacja. Nie mamy daleko do parku, więc zawsze mogę się przewietrzyć. Camila przeważnie siedzi zamknięta w czterech ścianach. Z naszej dwójki jestem tą aktywną. Myślałam nawet o tej całej...siłowni. Obrzydziło mnie tylko to, że mogłabym tam być z innymi spoconymi osobami.
Essie poprawia się w swoim miejscu tak, że jej ciało jest łagodnie skierowane w moją stronę z dość otwartą pozycją. Mogę się domyślać, że jest to całkiem komfortowe rozwiązanie na rozmowę.
— Co mi się nie podoba... Nie przepadam jednak za ostrym jedzeniem, bo wypala mi tak język, że później nic nie czuję. A wolałabym mieć jeszcze jakieś pojęcie o tym, co jest na moich kubkach smakowych. Nie przepadam za Trumpem. Dowiedziałam się sporo z...Twittera. Poza tym wnerwia mnie to, że bez względu na dzielnicę spacer wieczorem odpada, bo zawsze ktoś może nas napaść — robi chwilową pauzę.
— Jednak odnalazłaś się na Twitterze?
— Nie jest taki zły. I trudny w obsłudze. Nie muszę nawet odpalać wiadomości w telewizorze. To bardzo wygodne, bo nie kusi mnie, żeby siedzieć w jednym miejscu pół dnia, tylko załatwiać coś na mieście i w wolnej chwili przejrzeć coś na telefonie.
— To zrozumiałe, Essie.
Mogłabym przysiąc, że mówiąc w tym momencie jej imię, zobaczyłam w kąciku warg kobiety coś na podobiznę uśmiechu. Jednak nie zamierzałam tego komentować. Do wszystkiego dojdziemy krok po kroku.
— A co do ostatniego... Camila jest bardziej sentymentalna. Chciała jak najszybciej wrócić. Ja miałam w planach kilka podróży — wzrusza ramionami. — Ona jest częściej przy kontroli, więc pozostało mi dostosowanie się.
— Myślałaś, gdzie chciałabyś pojechać?
— Alpy — kiwam głową. — Zmieniłabym całkowicie klimat. W przenośni i dosłownie.
— Kompletne przeciwieństwo, jasne. A poza tym, co mi powiedziałaś... Byłaś negatywnie nastawiona, gdy dowiedziałaś się, że tutaj wróciłyście?
— To było takie...ech, znowu to samo, ale ostatecznie da się przyzwyczaić. Przynajmniej tutaj kogoś znamy. Wciąż ciężko nam odnaleźć się w tej gadce przy pierwszych spotkaniach z kimś, więc jest to pomocne.
— A co myślisz o tym, że zwróciła się do mnie?
Essie wzdycha cicho. Przez moment rozgląda się po otwartej przestrzeni, zanim decyduje się na odpowiedź.
— Spójrz, nie mam nic przeciwko temu, żebyście były razem. Wolę myśleć o tym, że z dwojga złego, jeśli kiedyś się podmienimy i znajdę się w trakcie waszego seksu, lepsze to niż jakiś typ. Być może nawet mi się spodoba, kto wie? Cycki też są fajne, więc bym nie narzekała — zerka na moją twarz. — Nie mam nic przeciwko.
— Sęk w tym, że mam wrażenie, że mogłabyś się w którymś momencie poczuć niekomfortowo, a tego bym nie chciała.
— Może inaczej... Nie mam nic przeciwko, ale też nie zamierzam chętnie brać udziału w trójkącie — oblizuje usta. — Głównie dlatego, że wiem, że nie ma w nim pierwotnie miejsca dla mnie. Ale...to miło, że wolałaś zapytać o moją opinię.
— Essie, zależy mi na tym, aby między nami było naprawdę dobrze. I nie przyszłam porozmawiać tylko dla twojego pozwolenia, ale... Też dla samej siebie chciałabym się dowiedzieć, jak widzisz naszą relację w przyszłości. Wiem, że wcześniej byłam postrzegana jako psychiatra, ale staram się opuszczać tę otoczkę. Kluczowe jest to...co ty czujesz, jak widzisz naszą relację i teraz, i co mogłabyś przewidzieć na przyszłość w jej zakresie.
Essie mruży nieznacznie powieki.
— Domyślam się, że łatwiej by było, gdybym była w ciebie zapatrzona tak samo, jak Camila. Nie miałoby wtedy aż takiego znaczenia, z którą z nas jesteś.
Cóż, wyjęłaś mi to z ust, ale nie zamierzałam faktycznie o tym mówić.
— I chociaż jestem w większości bardziej bezpośrednia niż ona, w sprawach związanych stricte z relacjami międzyludzkimi i ich pogłębianiem pozostaję z tyłu — powoli kiwam głową. Nie jestem pewna, do czego ostatecznie zmierzy. — Jakby nie patrzeć, ciebie też tak dobrze nie znam. Zawsze byłam tą złą, odgrywałam tę rolę od nowa i od nowa i chociaż widziałaś mnie inaczej... Ciężko przejść na jasną stronę mocy z dnia na dzień i wdawać się w jakieś codzienne pogawędki.
— Masz dużo racji. Z pewnością nie mogę oczekiwać od ciebie tego, żebyśmy na siłę próbowały się poznać i jak najszybciej określić granice, do których możemy dojść z tą znajomością — zatrzymuję się na kilka sekund. — Ale muszę też spytać, bo nie da mi to spokoju. Widzisz tutaj potencjał?
Essie rozkłada na boki dłonie.
— Skoro podczas naszego pierwszego spotkania zauważyłam potencjał w twoim biuście, dlaczego miałabym uważać inaczej o reszcie, kotku?
Mimowolnie przewracam oczami. Jednak poza taką reakcją, jestem bardzo wdzięczna za jej humor. Nie da się ukryć, że rozładowuje on rozmowę, która mogłaby być dziwna, krępująca, niezręczna.
— A więc — jednorazowo klaszcze — mam traktować to jako pierwszy dzień zapoznawczy?
To całkiem dobra propozycja, jakby nie patrzeć. Skoro o to pyta, niekoniecznie musi być to równoznaczne z tym, że chce zrobić krok w przód na siłę. Sugeruje naszą linię startu, a ja nie byłabym sobą, gdybym z niej nie skorzystała.
I, szczerze powiedziawszy, jestem ciekawa tego, czego mogłabym się o niej dowiedzieć. Tym razem, nie uwzględniając tego pod zboczenie zawodowe, ale dla własnej, prywatnej informacji. Już sam fakt, że utworzyła imię na bazie inicjałów sióstr jest niesamowicie intrygujący, więc dalej może czekać mnie jeszcze więcej niespodzianek — i tutaj mam nadzieję, że bez względu na to, czy będą one dobre, czy złe, odnajdziemy drogę, aby dalej iść prosto.
— Możemy spróbować — prostuję plecy. — Zacznijmy całkowicie od początku — wysuwam prawą dłoń w jej kierunku. — Jestem Lauren.
Essie mruży podejrzliwie powieki.
— Okej...więc jak znalazłaś się w moim mieszkaniu? Stalkujesz mnie? Zadzwonię na policję.
Unoszę brew.
— Nie wymyślaj — rugam ją krótkim spojrzeniem. — Jestem Lauren.
— No dobra — wzdycha teatralnie. — Essie. Będę mówiła do ciebie kotku.
Zaciskam usta w wąską linię. Czyli nie wychodzimy z przyzwyczajeń.
— Niech ci będzie.
◦◦◦◦◦◦
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top