‣ Duality

— Masz dwie minuty, zanim cię wyrzucę — Camila nie spuszcza ze mnie spojrzenia, wzbudzając intensywniejsze poczucie wyobcowania.

Początkowo zamieram, również spoglądając na kobietę. Nie mogę zdecydować się, czy jestem bardziej zadowolona, ponieważ nic nie wskazuje na to, aby zrobiła sobie coś złego, czy może zestresowana pod typem wzroku, który od niej dostaję. Zdecydowanie wyparowała ta filuterna strona brunetki, która niegdyś przeplatała się zarówno z sadystyczną, jak i masochistyczną stroną. Teraz pozostaje niebywale chłodna postawa, z którą nie miałam do czynienia. Nawet w ośrodku kryła swoje emocje za sprośnymi żartami, więc obecnie znajduję się na kompletnie nowym podłożu, czując się nieznośnie nieswojo.

— Minuta — dostrzegam, że zaciska szczękę, ponieważ żuchwa zostaje uwydatniona, a policzki stają się odrobinę wciągnięte. — Nie wpuszczałabym cię, gdybym wiedziała, że będziesz tylko stała i się gapiła.

— Camila — wykrztuszam podczas robienia drobnego kroku przed siebie. — Chciałam porozmawiać.

— Powtarzasz to któryś raz z rzędu. Jeśli nie masz nic do powiedzenia to wiesz, gdzie są drzwi.

— Martwiłam się o ciebie.

Kobieta potrząsa delikatnie głową z uśmiechem, który nie ma w sobie krzty humoru. W takiej wersji wygląda na rozdrażnioną moimi słowami, a skrzyżowane ramiona dają sygnał, że zdecydowanie nie chce kontynuować ze mną żadnej rozmowy. Zbywam jednak te aspekty na bok, przysuwając się coraz bliżej — nieśpiesznie, krok po kroku.

— Nie chciałam, aby nasza ostatnia rozmowa zakończyła się w ten sposób.

— Wracasz, bo brakuje ci obiektu do obserwacji? Nie masz lepszego egzemplarza?

— Nie jesteś dla mnie obiektem.

— Z pewnością — prycha. — Nie masz nic interesującego do powiedzenia, więc odwróć się i wyjdź, zanim ci pomogę. Zaręczam, że to nie będzie przyjemne.

— Nie chciałam cię zranić, a tym bardziej zabrzmieć tak, żebyś kiedykolwiek pomyślała, że... — urywam — ...że nie masz w sobie pozytywnych emocji. Spędziłam z tobą wystarczająco dużo czasu, aby mieć stuprocentową pewność, że starasz się być dobrym człowiekiem. 

— Takie tłumaczenia gówno mnie obchodzą. Nie mam podstaw, żeby wierzyć w jakiekolwiek twoje słowo.

— Rozumiem — kiwam głową, zatrzymując się kilka centymetrów przed kobietą. — Rozumiem, że jesteś nieufna. Żałuję, że wypowiedziałam się wtedy w taki sposób, dając możliwość innej interpretacji niż zamierzałam. Częściowo podtrzymuję to, co powiedziałam, ponieważ nie mówisz mi wiele i jak większość wysuwam pochopne wnioski. Żadna z nas nie jest idealna i oczywiste jest, że będziemy popełniać błędy — zaciskam na moment usta. — Przepraszam, że przez moje słowa założyłaś, że w taki sposób o tobie myślę. To nieprawda. 

— Niby po co mam ci cokolwiek mówić skoro i tak robisz ze mnie królika doświadczalnego na wolności? 

Wzdychając cicho, wysuwam niepewnie dłonie do ciała kobiety. Bardzo delikatnie układam ręce na ramionach zakrytych materiałem bluzy, wywołując tym niebywale szybką reakcję. 

Nie mogę nie rozszerzyć powiek, kiedy szczupłe palce niemal boleśnie chwytają moje nadgarstki, gwałtownie odrywając je od swojego ciała. Brązowe tęczówki widocznie pociemniały, a źrenice znacznie się rozszerzyły w odpowiedzi na mój ruch. Nie chciałam przekroczyć jakiejś granicy, po prostu chciałam prostym dotykiem nadać wiarygodności słowom, które zamierzałam wypowiedzieć po sarkastycznie zadanym pytaniu.

Nie spodziewałam się, że wywołam takie zachowanie.

— Nikt mnie nie dotyka — mówi cichym, niskim głosem, mimowolnie przyciągając mnie bliżej, jednak nie na tyle, abyśmy stykały się ciałami w jakikolwiek sposób. — A szczególnie ty nie będziesz.

— Nie zamierzałam robić czegoś złego — przełykam z trudem ślinę, wpatrując się w pociemniałe oczy. — Chciałam jedynie powiedzieć, że dostrzegam swoją winę, ponieważ czasami dawałam dziwne sygnały i rozumiem, że mogłaś odebrać to tak, jakbym cię obserwowała i analizowała. Nie mogę zaprzeczyć, że tego nie robiłam, ponieważ zawsze w jakimś stopniu będę tak postępować względem każdego. Jestem psychiatrą i nie potrafię po godzinach pracy odciąć się od wszystkiego, co z tym zawodem związane — niepewnie przekręcam nadgarstki w jej dłoniach, aby delikatnie dotknąć gorących palców. 

— Jedynie potwierdzasz, że nadal patrzysz na mnie przez pryzmat wariatki, którą spotkałaś w ośrodku — wyswobadza mimowolnie jeden z moich nadgarstków, na co tylko chwilowo wzdycham z ulgą. — Dlatego, kurwa, nie chcę mieć z tobą do czynienia! 

Wciągam gwałtownie powietrze, kiedy wolna dłoń kobiety odnajduje moją szczękę. Kciuk oraz palce wskazujący i środkowy mocno zaciskają jej końce, unosząc nieznacznie moją głowę. Pozostałe wbijają się w skórę szyi w niewielkim stopniu, jednak całość pierwszorzędnie wywołuję wewnętrzną panikę. Zarówno ten ruch, jak i rozjuszone spojrzenie oraz ciężki, słodki oddech obijający się o moje usta oraz brodę dopełniają wizerunek kogoś, kto być może straszył większość w ośrodku.

Otrząsam się z tego stanu bardzo szybko. Jestem na tyle pewna tego, że znam brunetkę, że chwytam uwolnioną ręką materiał bluzy w okolicach mostku, zaciskając na nim kurczowo palce. Przyciągam ją bliżej siebie, w pewnym sensie zachęcając do kolejnego ruchu, który nie następuje.

A to daje mi odpowiedź na pytanie, którego jeszcze sobie nie zadałam.

— Nie zrobisz tego — mówię całkiem stanowczo, kiedy puszcza drugi nadgarstek, aby owinąć palce drugiej dłoni bezpośrednio na mojej szyi — nacisk palców nie jest wystarczająco mocny, aby pozostawić ślady, jednak nakłada takie ilości presji, żeby bezproblemowo wyczuć mój puls. — Obie to wiemy, Camila.

— Zamknij się — zaciska własną szczękę, zamiast użyć którejś z dłoni, co daje kolejną odpowiedź.

— Karla.

Powieki brunetki jeszcze bardziej się rozszerzają, gdy pochyla w złowróżbnym geście głowę, jednak nadal nie wykonuje ruchu, który mógłby wyrządzić mi krzywdę. Wiem, że naruszyłam w tej chwili granicę, używając imienia, które tak bardzo nienawidzi, a fakt, że nic z tym nie robi daje mi pewność, że próbuje tylko zastraszyć.

Albo sama jestem masochistką? — Napada mnie krótka myśl, którą równie szybko spycham w najmroczniejsze zakamarki umysłu.

— Gdybyś to zrobiła to przestałabyś być tą, która odrzuca i kontroluje. Odeszłabym bez wahania, a nie tego chcesz — stwierdzam pewnie. — Gdybyś chciała mnie zostawić to byśmy dzisiaj nie rozmawiały.

Żyły na szyi kobiety znacznie się uwydatniają, a dłoń, która jest owinięta wokół mojej szyi drży, aczkolwiek nie zmienia swojego nacisku na skórę.

— Tęskniłam za tobą.

Camila spuszcza spojrzenie do moich ust po tych słowach, luzując odrobinę uścisk wokół szyi. Nie odpowiada mi słownie, jednak im więcej czasu mija w ciszy, tym bardziej zmusza się do przesunięcia dłoni. Nawet nie jestem pewna, w którym momencie dłoń, która wcześniej mogłaby z łatwością odciąć dopływ tlenu, zaczyna pieszczotliwie głaskać skórę, którą oplatała gorącymi, drżącymi palcami. 

Próbuję skrzyżować nasze spojrzenia, aczkolwiek brunetka obniża je jeszcze bardziej w chwili, gdy decyduje się na zabranie ręki, która trzymała moją szczękę w uścisku. Mimowolnie przełykam ślinę, ostrożnie obserwując wyraz twarzy, jaki przybrała. Zmarszczone brwi, przymrużone powieki oraz lekko rozchylone wargi dają mi poczucie, że intensywnie nad czymś myśli.

Zaciskam palce — tym razem obu dłoni — na materiale bluzy Camili, kiedy pochyla głowę jeszcze bardziej, zaskakując mnie bardzo drobnym pocałunkiem na końcu szczęki. Gorący oddech przyprawia o gęsią skórkę oraz dreszcze, których nie powinnam w tym momencie odczuwać, ponieważ musimy między sobą jeszcze wiele wyjaśnić. Część mnie chce odsunąć od siebie kobietę i narzucić poważną konwersację, w której rozwiejemy wszelkie wątpliwości oraz niedomówienia. Druga część w rzeczywistości przyciąga ją bliżej, pozwalając na każdy z motylich pocałunków, które zostawia aż do drugiego końca szczęki.

— Jeszcze bardziej przy tobie wariuję — mamrocze, głaszcząc całą dłonią przednią część mojej szyi.

— Każdy z nas ma w sobie coś z wariata.

— Jesteś bardziej szalona ode mnie.

Mimowolnie unoszę prawy kącik ust.

— Powinnyśmy porozmawiać.

Przestaję ściskać bluzę kobiety, a zamiast tego wędruje dłońmi do szczytu obu ramion. Łagodnie przyciągam do siebie Camilę, która zdążyła chwycić mnie w biodrach. W tym zaskakująco spokojnym momencie zaczynam zastanawiać się nad najlepszym rozwiązaniem dla każdej z nas. Nie może być tak, że będziemy na zmianę kłócić się i godzić. Tym bardziej nie w ten sposób. Odnoszę wrażenie, że muszę poniżyć albo dać poczucie kontroli ze swojej strony, aby ostudzić temperament brunetki, a na dłuższą metę nie jest to dla nas dobre rozwiązanie.

— Chciałabym, żebyś zrozumiała, że u większości pracujących prędzej czy później występuje zboczenie zawodowe i... Z mojej strony... Czasami nie mogę powstrzymać się przez analizowaniem czyjegoś zachowania, bez względu na to, czy chodzi o ciebie, kogoś z moich znajomych, czy nowo poznaną osobę. Za każdym razem w jakimś stopniu będę to robiła, jednak staram się pamiętać, że to bardzo subiektywne i próbuję nie dawać komuś poczucia, że jest przeze mnie już oceniony — oblizuję lekko wargi. — Fakt, że nie mówiłaś i nie mówisz mi wiele sprawia, że mimowolnie zagłębiam się w tym bardziej, ponieważ nie potrafię znaleźć odpowiedniego wytłumaczenia na twoje zachowanie, czy słowa.

Camila nic nie mówi tylko złącza nasze czoła, utrzymując stosowny dystans między ustami, za co jestem wdzięczna. Nie potrzebujemy kolejnej komplikacji w obecnej sytuacji.

— Chcę przeczytać twoje raporty — szepcze z zamkniętymi oczami — notatki, cokolwiek robiłaś podczas pobytu w ośrodku.

— To nie jest to samo, co...

— Chcę przeczytać.

— Dlaczego?

— Będzie mi łatwiej.

— Co? Manipulować mną?

Kobieta zaciska na moment wargi przed odchyleniem głowy.

— Chcę mieć to za sobą — wzdycha — raz na zawsze. 

— Ośrodek?

— Wizję ciebie jako mojego psychiatrę.

Unoszę brew na niespodziewane, choć ogólnikowe wytłumaczenie.

— Pomimo tego...

— I znajdźże sobie inne zboczenie. Jakieś klapsy, czy coś, a nie to gówno, bo wtedy się wkurwiam — podskakuję w miejscu, kiedy dłoń kobiety niespodziewanie zderza się z moim prawym pośladkiem na tyle mocno, aby można było usłyszeć plask, a dodatkowo po tym ruchu zaciska na nim palce.

— To nie o takie znaczenie zboczenia mi chodzi — chrząkam. — Zabieraj łapska, talię mam wyżej — dodaję, gdy bezwstydnie obmacuje mój tył, przyciskając jednocześnie ciało do swojej klatki piersiowej.

— Ubrałaś stringi, czy nie masz bielizny?

— Nie twój zasrany interes — z impetem zbieram jej ręce i układam je na swojej talii.

— Nie wyczułam, żeby materiał bielizny gdzieś się odbijał.

— Jak mówiłam wcześniej, powinnaś mieć na uwadze...

— Co masz pod tymi spodniami, kotku?

Biorę głębszy wdech, próbując pohamować chęć trzepnięcia kobiety przez głowę za to, że non stop mi przerywa i to w dodatku tematem, który nie powinien ją obchodzić.

— Zawsze w jakimś stopniu w różnych sytuacjach będę myślała za dużo i to nie jest coś, czego mogę się wyzbyć. Po godzinach pracy nie wracam do kompletnie odmiennego życia, tylko nadal tkwię myślami z moimi podopiecznymi. Tego typu zawód w pewnym sensie wyklucza możliwość posiadania w pełni prywatnego życia. Chciałabym, żebyś o tym pomyślała, bo jeżeli za każdym razem to będzie problemem to...nie wiem, jak inaczej znaleźć z tobą pokojową drogę.

— A może dam ci klapsa za każdym razem, jak będziesz mnie w ten sposób wkurwiać, kotku?

— Camila.

Brunetka wzdycha.

— Wiem, wiem...

— Czeka nas trochę tłumaczeń — stwierdzam cicho, zanim w pełni obejmuję ramionami szyję kobiety, zwyczajnie ją przytulając, co również odwzajemnia.

— Mhm — wciska nos w moje włosy, muskając dolną wargą płatek ucha, kiedy decyduje się wypuszczać przez usta oddech.

— Martwiłam się i tęskniłam za tobą — przekręcam odrobinę głowę, aby bezproblemowo złożyć drobny pocałunek na lewym policzku Cabello.

Zostaję przyciągnięta jeszcze bliżej jej ciała w odpowiedzi, co wcale mi nie wadzi. Wręcz przeciwnie — cieszę się, że w tym chaotycznym spotkaniu znalazłyśmy cień porozumienia. Nie jestem pewna, czy to dobre określenie, ponieważ i tak niewiele zostało wyjaśnione, jednak progresem jest fakt, że po burzy, która się rozpętała nastała cisza oraz spokój. Wątpię, aby którakolwiek z nas uważała ciągły konflikt za lepszy od tego momentu.

— Camila?

— Mmm? 

— Zabieraj łapska z mojego tyłka.

Odchyla delikatnie głowę tylko po to, aby spojrzeć na mnie, jak na kretynkę.

— Jestem opiekuńcza.

— Że co? Zabieraj łapska — mamroczę.

— Przez te stringi cały zmarzł, więc go ogrzewam.

— Camila — przewraca oczami, powracając do poprzedniej pozycji.

Dopiero po drugim zwróceniu uwagi przesuwa wyżej dłonie, wykazując w międzyczasie niezadowolenie. Choć wydaje się to głupie, cieszę się, że ta filuterna strona brunetki wróciła, ponieważ w jakimś stopniu również za nią tęskniłam. Te przepychanki między nami w takich momentach są wręcz żenujące, jednak dogryzanie sobie w ten sposób jest znacznie lepszą alternatywą niż prawdziwy konflikt. Przynajmniej mam od niej znak, że na tę chwilę jest między nami w porządku, a jest to priorytetem, jeżeli obie chcemy, aby ta relacja stawała się coraz bezpieczniejsza i zdrowsza dla każdej z nas.

— Camila?

— Mmm? — Wzdycha, owiewając miejsce tuż za uchem gorącym powietrzem, przez co obchodzą mnie dreszcze wzdłuż kręgosłupa.

— Mówiłam, zabieraj łapska!

— Tylko ogrzewam! Przecież ani nie ściskam, ani nie klepię.

— Zabieraj.

Dostaję w odpowiedzi prychnięcie, a później długą ciszę, którą ponownie jestem zmuszona przerwać. Zaczynam odczuwać chęć cofnięcia słów o tym, że jestem zadowolona z powodu powrotu tej strony brunetki.

— Camila?

— Mmm?

— Zabieraj te ręce!

Sapie cicho pod nosem, zanim wydaje z siebie pomruk pełny niezadowolenia.

— Przynajmniej próbowałam.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top