‣ Desire

Stoję w miejscu i wpatruję się pusto w jeden punkt. A właściwie w parę oczu, które uważnie przyglądają się mojej twarzy. Ignoruję kompletnie wyraz, jaki mi posyła. Po prostu zastygam, nie wiedząc, co ze sobą zrobić.

Do mojej głowy napływa multum myśli, które przeplatają się za sobą, tworząc coś, czego nie potrafię ogarnąć. Nie mam zielonego pojęcia, jak powinnam zareagować. Cieszyć się? Wyrzucić ją? Ochrzanić?

Chryste — pozostaję w bezruchu, choć moja dłoń najchętniej powędrowałaby do ust, kiedy zdaję sobie sprawę, że wspólnie spędzona noc nie była urojeniem. Gdyby wciąż była pod moją opieką jako pacjentka to byłabym skończona. Jak mogłam na coś takiego pozwolić? Alkohol kompletnie zamroczył zdrowy rozsądek i dlatego nie odróżniłam prawdy od fałszu? Czy może jakaś chora tęsknota za nią, jako za człowiekiem, postanowiła nie badać sprawy i ponieść się chwilowemu uniesieniu?

Co ja sobie, kurwa, wyobrażałam? Jestem kompletną idiotką — mam ochotę zapłakać, ale wciąż nie mam wystarczającej kontroli nad ciałem, aby drgnąć chociażby końcem palca. Czuję się, jakbym właściwie była sparaliżowana nie tak bardzo faktem, że ona tu jest, ale spojrzeniem, którego od dawna nie widziałam. Co zaskakujące, to okazuje się też jakieś inne — jest w nim coś...coś, czego nie umiem określić, ale należy to do jakiejś zmiany. Nie mam tylko pojęcia, czy pozytywnej, czy negatywnej.

Nie wiem, ile mogłabym tak stać, ale ostatecznie mrugam powiekami, kiedy lekko zachrypnięty, wciąż poranny głos rozbrzmiewa po kuchni i dociera aż do salonu, w którym nadal stoję, jak słup soli. 

— Nienaturalnie zbladłaś — jej oczy wędrują po moim ledwie zakrytym ciele tym cholernym, cienkim szlafrokiem, w którym praktycznie trzęsę się z zimna. — A przynajmniej jesteś bardziej blada niż zazwyczaj.

Mam ochotę odsunąć się jak najdalej, gdy rusza w moją stronę, ale wciąż pozostaję w tej samej pozycji niczym posąg. Nie czekam długo, żeby poczuć słodkawą, mniej odurzającą niż kiedyś woń bijącą od jej ciała oraz balonową gumę, którą przez chwilę dostrzegam, gdy przygryza ją zębami. 

— Liczyłam na jakieś przywitanie — stwierdza cicho i wysuwa do mnie dłoń—dokładnie wtedy kompletnie się otrząsam i celowo robię krok w tył. — Kotku?

— Nie ma cię tutaj — szepczę sama do siebie, wciąż nie wierząc. 

Natychmiastowo po wypowiedzeniu tego zdania mijam ją, jak gdyby nigdy nic i potrząsając głową, wchodzę do kuchni. Słyszę za sobą kroki kobiety, ale mój umysł na siłę próbuje udawać, że tak naprawdę jestem na każdy dźwięk jej głosu, ruch, a nawet oddech głucha. 

— Wiem, że cię zaskoczyłam — mówi łagodnym tonem.

— Nie ma cię tutaj — zaciskam mocno powieki, jednak dłoń, która niespodziewanie zostaje położona na ramieniu sprawia, że się wzdrygam.

— Kotku, wiem...

— Nie dotykaj mnie — owijam się rękoma i powoli zwracam ciało w jej stronę. — Wyjdź.

— C-co?

— Wyjdź.

— Dlaczego?

— Wyjdź — powtarzam niemal błagalnie.

— Wczoraj... A właściwie dzisiaj, jeszcze kilka godzin temu nie chciałaś, żebym wychodziła.

Sięgam dłonią do nierozczesanych włosów i nerwowo zaczesuję kilka pasemek w tył, ignorując nieprzyjemne pociągnięcie paru z nich. Camila uważnie przypatruje się moim ruchom, co wcale mi nie pomaga. Czuję, jakby w pomieszczeniu brakowało powietrza przez jej obecność — jest mi duszno, słabo, a to wszystko w najgorszym sensie. Nie zdziwiłabym się, gdybym osłabła przez nadmiar...wszystkiego, tak właściwie.

— Powinnaś usiąść — słyszę pomruk kobiety, ale uchylam się przed ponownym dotykiem.

— Camila! — To jest pierwszy raz, gdzie podnoszę na nią głos. — Włamałaś mi się do domu, kurwa — i chyba również pierwszy raz, kiedy przy niej przeklinam.

— Tęskniłaś za mną — mówi, jakby to było jakieś wytłumaczenie. — Mówiłaś...

— Przyszłaś do mnie w środku nocy! Co ty sobie wyobrażałaś?!

— Ja...

Nie wie, co odpowiedzieć.

— Wyjdź stąd i zapomnij, że cokolwiek miało miejsce — ton, jakim wypowiadam te słowa jest dosadny.

— Nie — marszczy brwi, odpowiadając powoli. — Chciałaś mnie tutaj. Tak mówiłaś i... Chciałaś mnie — potrząsa lekko głową, ale wydaje mi się, że ten gest jest bardziej do samej siebie. — Chciałaś, żebym była blisko. I żebym została.

— Był cholerny środek nocy — przypominam, prawie sycząc z frustracji pomieszanej z dawką wstydu. — Myślałam, że mam jakieś pieprzone haluny, sen, cokolwiek, ale nie, że faktycznie przyszłaś sobie znikąd.

— Ale... — Pozostawia rozchylone usta na moment z zamyśloną miną. — To znaczy, że dawno chciałaś, żebym była obok. Z tobą. To nie byłby pierwszy raz — stwierdza i unosi brwi, a ja mam głęboką nadzieję, że na moich policzkach nie pojawia się zdradliwa czerwień.

— Włamałaś się — powtarzam. — Weszłaś do środka, do mojej sypialni i... Wiesz, jak to może wyglądać? Zdajesz sobie sprawę z tego, co zrobiłaś?

— Powiedz to na głos — zaciska usta w wąską linię, a jej spojrzenie zmienia się na bardziej czujne. — Co niby ci zrobiłam? Ze wszystkich ludzi: co myślisz, że kilka godzin temu zrobiłam?

Rozchylam wargi, aby powiedzieć jedno krótkie słowo, które niemo pojawiało się podczas naszych sesji, gdy dostałam skrawki jej akt. Mogłabym wypowiedzieć je tak — po prostu, żeby dorzucić oliwy do ognia — ale gdzieś mam jeszcze w sobie zarówno rozsądek oraz jakąś...powiedzmy, obiektywną ocenę własnych działań. Jeśli powiedziałabym o tym, to skłamałabym i przed sobą, i przed Camilą. 

— Wyjdź — powtarzam cicho, nie mając zamiaru odpowiadać na jej pytania.

— Co zrobiłam? 

Mam ochotę strzelić się w twarz.

— Co?

Biorę drżący wdech, gdy kobieta niepostrzeżenie zdążyła się do mnie przybliżyć i dopiero jej ramię wokół talii przywróciło świadomość do funkcjonowania. W pierwszej chwili odchylam lekko głowę, żeby być chociaż w ten sposób jak najdalej, ale dla brunetki to chyba nie robi żadnego wrażenia.

— Nie zwódź mnie — unikam spojrzenia Camili. — Twoje słowa zaprzeczają temu, co mówi ciało — dodaje szeptem, sięgając dłonią do prawej strony mojej szczęki. — Chcesz, żebym była blisko. Chcesz mojego dotyku — niespodziewanie składa pojedynczy pocałunek na fragmencie odsłoniętego mostku. — Tylko my oceniamy siebie za wybory, których dokonujemy. Minął czas, kiedy oczy wszystkich skupiały się na naszym najmniejszym ruchu.

— Ca-Camila, my nie...

— I to, że tak łatwo zaakceptowałaś mój dotyk jasno mówi, że teraz próbujesz wcisnąć mi jakieś bezsensowne kłamstwa oraz wymówki. Nie musisz na nowo być zimą — zaciskam usta, kiedy nasze oczy się spotykają. — Możesz być latem — przez jej twarz przebiega łagodny wyraz, zanim delikatnie muska palcami moją szyję. 

— Niczego sobie nie obiecywałyśmy.

Wiem, że to marne słowa. I jeszcze bardziej żenująca próba, ale teraz czuję się, jak głupia nastolatka, która musi ratować się dosłownie wszystkim, żeby wyjść z twarzą z pokręconej sytuacji.

— Nie musiałyśmy, Lauren — odpowiada niewzruszona. — Nie potrzebuję twoich słów, aby znać prawdę. Czasami nawet lepiej po prostu pokazywać pewne rzeczy, zamiast bawić się w tłumaczenia. Ekspresja uczuć bywa trudna dla każdego.

— Ale... — Jej palec szybko zamyka mi usta.

— Pozwól sobie na kilka chwil zapomnienia. Jesteś za młoda, żeby wiecznie żyć czyimiś oczekiwaniami — powoli zabiera palec i przesuwa dłoń na mój kark, delikatnie napierając palcami na mięśnie, co sprawia, że wciągam ze świstem powietrze. — Cała spięta — zauważa cicho. — Chodź — szepcze, ale to ona przysuwa się bardziej, prawie stykając nasze klatki piersiowe. — Pozwól mi zabrać ten stres.

Brązowe tęczówki nie są takie pewne, jak kiedyś. Dostrzegam, że waha się przed pochyleniem do mojej twarzy i owocuje to nawet tym, że początkowo całuje — zapewne zaczerwieniony — policzek, czego wcześniej nie robiła ot tak. Zamykam mimowolnie powieki, zaciągając się słodkim zapachem wymieszanym z balonową gumą, kiedy cudowna miękkość ust brunetki kreśli sobie drogę po całej długości mojej szczęki, a następnie zsuwa się do szyi, kończąc na mostku. Ramię, które było dotychczas owinięte wokół talii zsuwa się odrobinę niżej, wskutek czego zaciska palce na biodrze — przynajmniej początkowo. Wydawałoby się, że kilka długich minut później niepostrzeżenie wsuwa dłoń tak, aby dotknąć nagiej skóry brzucha bez zbędnego odsunięcia szlafroka i odkrycia całości mojego ciała.

— Nie możemy — przypominam, mamrocząc te słowa jak w amoku prosto w ramię Camili.

— Możemy — pewność w jej głosie sprawia, że z trudem przełykam ślinę, a fakt, iż chwilę później zostaję usadzona na blacie wcale nie pomaga złapać spokojnego oddechu. — Nie wyznaczaj sobie granic, kotku.

— To niewłaściwe.

— Niewłaściwe jest to, że jeszcze nie przeniosłyśmy się gdzieś indziej, żebym mogła to ściągnąć — pociąga zaczepnie palcami fragment szlafroka na ramieniu. — Trzeba to zmienić.

Nie mogę znaleźć racjonalnego wytłumaczenia na to, że idę przy jej boku, kiedy zsuwa mnie płynnym ruchem z blatu, składając pojedynczego, mocnego całusa na szyi. Czuję suchość w ustach i dziwną ekscytację, gdy ciepłe palce wciąż znajdują się na moim ciele, zaczepnie pociągając wyżej materiał, zanim docieramy do sypialni. 

Wydaje z siebie dziwny dźwięk zaskoczenia, kiedy po zsunięciu materiału przez Camilę i pomruku aprobaty z jej strony, znajduję się na środku łóżka na brzuchu. Z racji tego, że bycie w tej krasie w taki sposób, jak na mój gust jest zawstydzające, chcę się przekręcić, ale dłonie kobiety zwinnie owijające się wokół bioder zatrzymują każdy zamiar. Ciało brunetki przyciska mnie lekko do materaca i tuż po zgarnięciu poplątanych włosów na jedną stronę, słodkie usta zaczynają swój powolny atak na bladą szyję, odbierając mi racjonalne myślenie.

— Taka piękna — mruczy, zanim zaczyna kreślić najróżniejsze wzory na moich plecach początkowo samymi pocałunkami, a później również z pomocą języka i muśnięciami koniuszków palców. — Unieś biodra, kotku — kąsa mnie w ramię po uniesieniu własnego ciała. — No dalej, nie wstydź się — wydaje mi się, że objęcie, które ogarnia moją talię jest w pewien sposób dodaniem otuchy. — Zostań na kolanach, kotku.

Oblizuję suche wargi i z całych sił staram się nie wygiąć jeszcze bardziej pleców, gdy przyjemnie miękka dłoń przesuwa się wzdłuż kręgosłupa, wywołując niesamowite mrowienie na całym ciele. Jej zapach wydaje się być teraz jeszcze bardziej intensywny i w pewien sposób mocniej odurza wszystkie zmysły, chociaż paradoksalnie jestem na każdy z nich wyczulona — potężniej niż normalnie.

— Dobrze, kotku — ciepły oddech muska moje ucho łącząc się z tonem pełnym aprobaty. — A teraz rozsuń te piękne uda dla mnie — wszczynając drobny atak palcami po bokach tej części ciała, używa najbardziej łagodnego głosu, który właściwie słyszę po raz pierwszy. 

Zamykam mocno powieki, nie odpowiadając w żaden sposób. Przynajmniej słowami.

— Lubię, kiedy mnie słuchasz, kotku.

◦◦◦◦◦◦

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top