ROZDZIAŁ 6

-Jakie to było...

-Tragiczne- przerywa mi Shane.

-Hot!- piszczę- Totalnie muszę obejrzeć to z bliźniaczkami.

W głowie mam już wizję bliźniaczek, które całe czerwone piszczą, że to najlepszy film na świecie.

I od razu mówię.

Tak, moje siostry nigdy nie oglądały Przetrwać w Nowym Jorku i nie wiedzą, co tracą.

A tracą między innymi młodego DiCaprio.

I gdyby ktoś nie zauważył- to mój ulubiony film (autorki też:)

Ale skoro nie chcą go oglądać to nie

Może chociaż uda mi się namówić je na ten film.

-Nie marnuj im ponad godziny życia. Nawet Kardashianki są lepsze.

-O matko!- krzyczę podekscytowana- Czy ty właśnie przyznałeś, że lubisz Kardashianki?

-Nie, powiedziałem, że...

-LUBISZ KARDASHIANKI!- zagłuszam go, bo nie mam zamiaru słuchać o tym jak obraża mój ulubiony serial.

-Niech ci będzie-wzdycha z rezygnacją- Powinienem iść do siebie?

-Jak chcesz- odpowiadam mu- Ja mam ochotę na nocną przejażdżkę rowerem i właśnie to idę robić.

Niech pierwszy rzuci kamieniem kto nigdy nie jeździł w nocy na rowerze.

W ciemnościach całe miasto i otoczka jazdy na tym pojeździe stwarza niepowtarzalny klimat.

Powtarzam, niepowtarzalny.

-Idę, a raczej jadę z tobą- oznajmia, a gdy posyłam mu wymowne spojrzenie dodaje- Muszę dbać o linie, no co?

Z pewnością.

***
-Żyjesz?- kucam obok chłopaka.

Brakowałoby mi tego, że przez głupią jazdę na rowerze mój sąsiad by się zabił.

-Ręka- mówi przez zaciśnięte zęby.

Ja pierniczę.

Żeby tylko mu jej nie amputowali.

-Co ręka?- pytam głupio- Boli cię? Leci krew? Możesz ruszać?

Czuję się jak odpowiedzialny obywatel, ponieważ wiem co robić.

Kto by pomyślał, że wszystkie lata oglądania szpitali nie pójdą na marne.

-Złamana- stwierdza.

-Skąd wiesz? Może tylko ją obiłeś. Oby, bo do końca życia będę sobie wyrzucać, że przez moje zachcianki się poturbowałeś.

To będzie moja zmora.

Przysięgam.

W randomowych momentach dnia, do końca mojego istnienia będę sobie przypominać, że Shane Wilson złamał przeze mnie rękę.

Tragedia przez wielkie T.

-To nie twoja wina, że się zagapiłem i wpadłem do tego cholernego rowu- mówi lekko poirytowany, ale biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znajduje- wcale mu się nie dziwię.

Też bym się wkurzała, gdybym leżała cała poobijana w pokrzywach, a obok leżał rower ze skrzywionym kołem.

-Nie ważne-mamroczę pod nosem- Ponawiam pytanie: Skąd wiesz, że złamana? I dokładam kolejne: Jedziemy na szpital?

-Złamałem kiedyś nogę i bolało dokładnie tak samo- wyjaśnia- I tak, jedziemy na szpital.

Ups...

-Zadzwonię po taksówkę, a rowery przypmniemy do stojaka w sklepie naprzeciwko i będziemy liczyć, że nikt ich nie ukradnie.

Wstaję i próbuję wyciągnąć jego rower. Idzie mi opornie, ale po kilku minutach mi się udaje.

Sukces.

-Zoey- dociera do mnie jego szept.

-Tak?-pytam i ponownie kucam obok niego.

Oby, kurde, nie umierał.

-To nie twoja wina, wiesz?

Wbijasz gwóźdź do trumny.

Na szczęście nie swojej.

-Wiem- przytakuję, ale w głębi duszy czuję, że to ja odpowiadam za ten wypadek.

-Mówię serio. Nie zadręczaj się.

Łatwo mówić.

-A ja nie mówię serio- burczę pod nosem- Nie będę mogła funkcjonować normalnie z myślą, że przeze mnie masz rękę w gipsie.

-Powtarzam, to nie two...

-Daj spokój- wchodzę mu w słowo- Dobrze wiemy, że to nic nie da. Dla własnego spokoju będę odwiedzać cię pod byle jakim pretekstem. Będę miała pyszne ciasto, zostanie mi jakaś sałatka z obiadu, dziewczyny nie będą mogły przyjść oglądać Kardashianek, będę ekscytować się nowym zestawem do sprzątania, znajdę ciekawy film, sąsiedzi z góry będą wyjątkowo ciekawym tematem do rozmów. Po prostu się mnie nie pozbędziesz.

-Nawet nie miałem takiego zamiaru, ale teraz oddychaj, pszczółko.

-Pszczółko?- pytam zbita z tropu.

-Zoey Zelaya, ZZ- wyjaśnia.

-I?-dopytuję.

-A jak robią pszczoły?

Cholerne, kurwa, BZZ.

-Osy też tak robią- buntuję się, żeby trochę się z nim podrażnić.

-A wolisz, żebym zwracał się do ciebie pszczółko czy oso?

-Po imieniu, ale jeśli już to zdecydowanie to pierwsze.

-No właśnie, pszczółko- wyraźnie akcentuje ostatnie słowo.

Och, czy on zawsze był taki denerwujący?

-Oszaleję z tobą-komentuję.

-Z miłości?- szczerzy się głupkowato.

Różnie to może być.

Wolę jednak pozostać przy neutralnej odpowiedzi.

-Z irytacji-mamroczę pod nosem-Taksówka już jedzie. Za pół godziny powinniśmy być w szpitalu.

W którym zostaniemy najprawdopodobniej do świtu.

Świetny wieczór.

-Poczekasz tam na mnie?-pyta.

Głupie pytanie, panie prawniczku.

-Oczywiście, że tak- spoglądam na niego ukradkiem, a w między czasie sprawdzam gdzie jest nasz transport- Poczekam, odwiozę do domu, zrobię kolację, a raczej śniadanie, bo dochodzi już... -spoglądam na telefon, w miejsce gdzie widnieje data i godzina-...czwarta. Pomogę Ci się przebrać albo umyć z gipsem i poczekam aż zaśniesz. Potem pójdę do siebie, ogarnę się i wyruszam do roboty. Wrócę, ugotuję obiad i przychodzę do ciebie coś pooglądać.

Brakuje tutaj tylko snu, ale ja nie śpię.

Miasto mnie potrzebuje.

A w szczególności jeden, uroczo irytujący blondyn, który potrafi mnie rozbawić do łez.

A teraz to ja doprowadziłam go do łez.

Ale nie szczęścia.

-Spokojnie- mówi- Oddychaj.

-No przecież oddycham- oburzam się.

Gdyby tak nie było to ja jechałabym do tego przeklętego szpitala, a nie on.

-Ale wpadasz w uroczy słowotok, pszczółko.

-A idź do diabła- wyklinam go pod nosem.

-Już, przepraszam.

Mam zamiar coś odpowiedzieć, ale podjeżdża nasza taksówka, więc zmieniam temat.

-To nasza taksówka- oznajmiam- Pomogę ci wstać.

-Ostrzegam, że trochę waże- śmieje się pod nosem.

Po ciele w ogóle tego nie widać, więc może to jego mózg tyle waży?

W końcu jest prawnikiem.

Musi pamiętać o tych wszystkich kodeksach i innych bzdetach.

-Ostrzegam, że podnoszę ciężary-mówię i jednym, sprawnym ruchem dźwigam mężczyznę do góry- Pakuj swój gorący tyłek do taksówki i jedziemy.

Nie przemyślałam co mówię o tyłku, ale to prawda.

Faktycznie ma gorący tyłek.

-Tak jest, szefowo-salutuje mi.

Hejka!

Pytanka do was:

1. Odpowiada wam harmonogram wrzucania rozdziałów? Chcecie je częściej/rzadziej/tak samo?

2. Podobają wam się bohaterowie? Jesteście fanami Shane'a, Zoey, czy może którejś z sióstr Zelaya?

3. Co sądzicie o książce? Można coś poprawić/ulepszyć?

4. Zostawiam koszyk na opinie, przemyślenia i pytania odnośnie książki   —>    \____/

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top