ROZDZIAŁ 2
-Podrzucę cię pod drzwi.
Słysząc te cztery słowa na chwilę zamieram.
Nikt oprócz rodziców i sióstr, nigdy nie troszczył się o to czy jestem bezpieczna, a tu nagle pojawia się taki Shane, który w nieoczywisty sposób sugeruje, że się o mnie martwi.
To zaskakująco miłe.
-Ale masz czas?- pytam- Nie chcę, żebyś się przeze mnie spóźnił.
Byłabym mega zażenowana i zrobiłoby się niezręcznie, więc wolę dmuchać na zimne.
-Nie spóźnię się- zapewnia mnie chłopak.
-Głupio mi, że tak cię wykorzystałam.
Może zaproszę go kiedyś na kawę w ramach podziękowania?
Zdecydowanie nie!
Pomyślałby, że to randka i zrobiłabym mu nadzieję.
-Sam zaproponowałem podwózkę.
-Dobra, dobra, panie prawniku- chichoczę- Jak będziesz miał przerwę na lunch to wpadnij. Zrobię ci najlepszą kawę w mieście.
Chyba zamieniłam się z kimś na mózgi.
Przed chwilą wytłumaczyłam sobie, że to beznadziejny pomysł, a mimo wszystko i tak to zrobiłam.
Idiotka, idiotka, idiotka!
-Nie śmiem wątpić- uśmiecha się i wychodzi z samochodu.
Chwytam za klamkę, ale chłopak jest szybszy i otwiera przede mną drzwi.
O wow!
Mega słodkie z jego strony.
-Dziękuję- uśmiecham się do niego.
-Nie ma za co- odprowadza mnie pod same wejście do baru, a następnie przepuszcza mnie w drzwiach.
Miło.
Znowu.
-To...- zaczynam i waham się przez chwile- Do potem.
Wybrnę z tego, okej?
Na pewno jakoś dam radę.
Będę udawać, że miałam to w planach i wmówię mu, że to tylko przyjacielskie spotkanie.
-Do potem- odpowiada i odchodzi.
Czy to nie tak, że ostatnio zapewniałam o tym, że więcej się nie spotkamy?
Być może, ale zmieniłam zdanie.
(PS Robię to średnio raz na dziesięć minut.
PPS To nie tak, że przypadkiem zainicjowałam to spotkanie)
W tej obskurnej kamienicy na uboczu Madrytu warto byłoby mieć jakiegoś przyjaciela. Zadowoliłabym się nawet kolegą, który obroniłby mnie podczas spotkania z bandytami.
Chyba sama sobie próbuję wmówić, że to świetny pomysł.
-Hej, pięknisio!- wesoło wita się ze mną Joy- koleżanka ze zmiany.
Urocza, niska blondynka, która niewinnym uśmiechem i jednym spojrzeniem potrafi owinąć sobie faceta wokół palca.
Moja zazdrość dostaje zazdrości.
-Hej, blondi- odpowiadam jej tym samym i przebieram się w świeże ubrania- O której dzisiaj kończysz?
-Ja o czternastej- oznajmia- Specjalnie przyszłam otworzyć wcześniej, bo po południu mam randkę.
O nie i o tak.
O nie, bo zostanę sama, a o tak, bo Joy zasługuje na szczęście.
-Z przystojnym doktorkiem?
-Dokładnie tak!- piszczy podekscytowana- Zgadnij gdzie mnie zaprosił.
Mężczyzna bardzo się stara i nigdy nie zabrał dziewczyny w to samo miejsce dwa razy, chyba, że ona tego chciała, więc moje szansy na trafienie miejscówki są praktycznie zerowe.
-Może do jakiejś restauracji albo do kina?- proponuję.
-Nie- kiwa przecząco głową i w między czasie obsługuje klienta- Obiecał mi coroczny festyn muzyki w jego rodzinnej miejscowości i piknik nad rzeką.
Stara się i tym samym punktuje.
Skubany wie jak roztopić serce kobiety.
-O wow!- ekscytuję się i przygotowuję kawę- Trafił ci się romantyk.
-Chłopak marzenie- odpływa w swoich myślach, ale nie trwa to długo, bo po chwili dodaje- Ale to nie wszystko!
Ciekawe co jeszcze wymyślił.
-No to na co czekasz?! Mów!
-Wyjeżdżamy dzisiaj i wieczorem mam poznać jego rodzinę. Na takim rodzinnym ognisku.
Klasunia.
Chce przedstawić ją swojej rodzinie, co oznacza, że traktuje ją na poważnie, a nie jak zabawkę.
-To będę trzymać kciuki za pierwsze, dobre wrażenie- uśmiecham się do niej pogodnie i zanoszę kawę do stolika.
-Nie mogę się doczekać aż ich poznam!- Joy mówi tak szybko, że ledwo ja rozumiem, ale wiem, że to przez targające nią emocje- Ashton opowiadał mi o nich tak dużo, że mam wrażenie, że znam ich na wylot.
-To chyba dobrze- stwierdzam- Świadczy to o tym, że ceni sobie rodzinę.
-Bardzo dobrze, Zoey!
Skoro ona jest szczęśliwa to ja też.
***
-Papatki! Napiszę do ciebie co i jak!- żegna się ze mną koleżanka.
-Będę czekać!- odkrzykuję i zaczynam wycierać szklanki.
Zostaję sama.
Z kilkoma osobami do obsługi.
Chyba się popłaczę.
-Hej, Zoey!- wita się ze mną Shane- Trochę późno, ale wpadłem na obiecany lunch.
Jak on się tu pojawił?
Nawet go nie zauważyłam.
Skrada się jak wampir.
-Hej!- odpowiadam mu- Nie ważne czy późno, ja dotrzymuję obietnic.
-Zdradzisz mi co dla mnie przygotujesz?
-Po pierwsze- zaczynam- To nie ja przygotowuję jedzenie, a po drugie- Nie, bo to niespodzianka.
-Dobra, sąsiadko-uśmiecha się kpiąco.
Już mam się odezwać, ale przez drzwi wpada moje rodzeństwo i całą swoją uwagę poświęcam im.
Nie zapowiedziały się, gwiazdy.
Ale to dobrze.
Lubię niespodzianki.
-Cześć, ZZ!- krzyczą moje starsze siostry i przyciągają uwagę kilku osób w barze.
ZZ to skrót od moich inicjałów-Zoey Zelaya.
Nie wiedzieliście skąd ksywka?
To już wiecie.
Gdziekolwiek się nie pojawią, przyciągają uwagę niczym gwiazdy Hollywood.
Dwie, piekielnie seksowne bliźniaczki od których bije pewność siebie i które są spełnieniem marzeń nie jednego faceta.
Gdybym nie była ich siostrą i byłabym mężczyzną to nieironicznie bym na nie poleciała.
-Cześć Selena, cześć Martina!- witam się z nimi uściskiem
Osuwam się po chwili, a za nimi wychyla się mała główka z dwoma uroczymi warkoczykami.
-Hejka, Zoe!- macha do mnie radośnie, tym razem młodsza siostra, a chwilę później wpada w moje objęcia.
-Hej, słoneczko-całuję czoło dziesięciolatki i uśmiecham się szeroko.
Kocham je tak mocno, że sama ich wizyta poprawiła mi humor.
Czy to nie przesada?
-A ty kim jesteś?- zwraca się Martina do Shane'a.
Ups.
-Jej sąsiadem- odpowiada chłopak.
Mądrze.
Ja zapewne palnęłabym jakąś głupotę.
-To może ja was przedstawię?- pytam retorycznie- Shane, to są moje siostry-Selena, Martina, Ginger. Dziewczyny, to mój sąsiad Shane.
Przez chwilę dziewczyny mierzą spojrzeniem chłopaka, ale zaraz potem uśmiechają się przebiegle i Selena się odzywa.
-Skoro już się poznaliśmy to zapraszamy na wieczór filmowy- oznajmia starsza z bliźniaczek.
Co?
Dopiero co przyjechały, a już się panoszą.
Jednak ich nienawidzę.
-Tylko przynieś coś do jedzenia- wtrąca Ginger.
To akurat mądry pomysł.
Jednak mam inteligentną siostrzyczkę.
Tylko, żeby nie musiał pożyczać ode mnie składników.
-I jakieś dobre wino- dodaje Martina.
To też świetna myśl.
Tylko pod warunkiem, że nie zarzygasz mi kibla.
-Pewnie-uśmiecha się pogodnie- O której mam być?
-Siedemnasta ci pasuje?
O siedemnastej zacznie się komedia ze mną w roli głównej.
To mój koniec.
Mamy drugi rozdział za sobą!
Ostrzegam!
Mam dla was BARDZO dużo niespodzianek powiązanych z tą książką, chociaż to już pewnie nie będą niespodzianki, bo wydam wam je, gdy tylko zapytacie.
Jak myślicie ile będzie rozdziałów?
Podoba wam się?
Domyślacie się jakie mam dla was niespodzianki?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top