Książe z Mrocznego Królestwa część 2

W poprzedniej części

Gdy księżniczka Corony ma wyjść za mąż, do królestwa przybywa jej ukochany wraz ze swoim bratem, który w przyszłości ma zostać mężem młodszej księżniczki. Dziewczynie nie podoba się ten pomysł, więc stara się zniechęcić chłopaka do siebie. Jednak Varian nie poddaje się tak łatwo. Podczas bankietu wymyka się z zamku razem z księżniczką i udaje mu się zaimponować jej. Dziewczyna z czasem przekonuje się, że źle oceniła chłopaka i składa mu propozycję. Wyjdzie za niego jeżeli ucieknie razem z nią z Corony. W dniu ślubu księżniczki Roszpunki Varian oświadcza się dziewczynie i zgadza się na jej warunki.

Teraźniejszość

Nadszedł w końcu ten dzień. Dzień balu przed twoim ślubem, a także przyjazd twojego ukochanego. Dzwony jak na złość dzwoniły, budząc cię z przyjemnego snu. Ziewnęłaś głośno, wyjęłaś poślinione kosmyki włosów z buzi i zawinęłaś się w kokon kołdrą, przewracając się na drugi bok. Po kilku minutach leżenia przyszła twoja służąca.

–Panienko (T/I), proszę wstać. Dzisiaj przyjeżdża twój narzeczony– oznajmiła radośnie służka, na co ty jedynie jęknęłaś.

–Chyba szalony naukowiec, z którym spędzę resztę życia w jednym zamku– odparłaś sarkastycznie –Rzeczywiście jest się z czego cieszyć. Tylko czekać, aż mi wyjmie flaki czy mózg.

Wstałaś ociężale i niechętnie z łóżka i zaczęłaś się szykować, nie zwracając uwagi na zdezorientowaną twoją odpowiedzią służącą.

–Goście przybędą lada moment– poinformowała cię.

–Świetnie– odparłaś bez najmniejszej radości.

Najchętniej wróciłabyś do łóżka i podrzemała sobie jeszcze z godzinkę albo dwie ale przecież narzeczony nie może czekać. Chociaż z drugiej strony jak kocha to poczeka, jak to mówią. Przygotowałaś sobie sukienkę, upięłaś włosy i poszłaś wziąć gorącą kąpiel. Bankiet miał się odbyć dopiero wieczorem, więc niespecjalnie ci się spieszyło. Mimo to nie siedziałaś długo w wannie. Wyszłaś po 30 minutach co w twoim wypadku było wielkim wyczynem. Szybko przebrałaś się w uprzednio przygotowaną suknię codzienną i poszłaś na zewnątrz by powitać gości. Wyszłaś na dziedziniec, a tam już na ciebie czekała twoja starsza siostra z mężem.

–(T/I)!– rzuciła ci się w ramiona aż zakręciłyście się –Jak ja się cieszę! W końcu wychodzisz za mąż!– chwyciła cię za ramiona i zlustrowała z góry do dołu z uśmiechem na twarzy –Rany ale ty wyrosłaś!

Siostra zaczęła cię tulić, ściskać i całować ze szczęścia. Chociaż miałaś już 18 lat i byłaś znacznie wyższa od Roszpunki, ona nadal traktowała cię jak małą, kochaną siostrzyczkę. W końcu udało ci się wyrwać z jej objęć.

–Tak, ciebie też miło widzieć– powiedziałaś, siląc się na przyjazny ton.

–Ej ja też chcę się przywitać– wtrącił się Julek, tuląc cię jak własną siostrę.

–Cześć Julek– przywitałaś się już normalnie, bez żadnych humorów, oddając uścisk –Gdzie Varian? Przestraszył się i uciekł mi ze ślubu?

–Chciałabyś wredotko– odparł twój ukochany.

Odwróciłaś się i zobaczyłaś Variana. Nieco zmienił się od waszego ostatniego spotkania. Był wyższy od ciebie o dobre 5cm i trochę szerszy w barkach. A na jego twarzy pojawiła się kozia bródka, podobna do tej, którą ma jego brat. Za to reszta pozostała taka jak zapamiętałaś. Chłopak wręczył ci kwiat chryzantemy i ucałował cię w usta.

–Jaki piękny– ułamałaś trochę łodygi kwiatu.

–Wyląduje w koszu, tak?– zażartował chłopak, widząc co robisz z rośliną.

–Nie– wsadziłaś sobie we włosy kwiat, oplatając go kosmykami i zawiązując na supełki, żeby nie spadł –Wyląduje w moich włosach. Czemu akurat chryzantema?– spytałaś zaciekawiona.

Chłopak zaśmiał się niezręcznie –Podobno oznacza władczość. Pomyślałem, że będzie do ciebie pasować.

Usłyszałaś jak Julek parska śmiechem, na co posłałaś mu mordercze spojrzenie, a Variana trąciłaś łokciem aż się zgiął w pół, po czym uśmiechnął przepraszająco do ciebie.

–Lepiej skup się na weselu, a nie na kwiatkach– doradziłaś alchemikowi, którego nagle jakby oświeciło.

–A to dzisiaj?– przybiłaś sobie soczystą piąteczkę z czołem, na co chłopak się zaśmiał –Spokojnie, tylko sobie żartuje. Przecież nie zapomniałbym o tak ważnym dniu. A propos wesela– Varian objął cię ramieniem i odsunął na stronę tak daleko od reszty, żeby nikt nie usłyszał waszej rozmowy –Uciekamy z przed kobierca czy po imprezie?

–Uciekamy od razu, więc pakuj manatki i w drogę zanim wcisną mnie w suknię ślubną– oznajmiłaś, ruszając do swojej komnaty.

Księciu o mało co oczy nie wyskoczyły ze zdziwienia. Pobiegł za tobą i zrównał krok, obejmując cię w pasie.

–Ale jak to od razu? A bankiet? A wyżerka? No nie daj się prosić– zrobił słodkie oczka, które na ciebie zadziałały, choć nie chciałaś tego przyznać.

–Mam lepszy pomysł– odparłaś, objęłaś go ramieniem i wprowadzając do komnaty, zobrazowałaś mu swoje wyjaśnienia –Wyobraź sobie, że bierzemy ślub w jakimś magicznie przepięknym miejscu. Stara sowa będzie księdzem, który nam udzieli ślubu, wiewiórki zamiast obrączek przyniosą nam wianki z polnych kwiatów, szopy będą nas obsypywać nasionami kwiatów zamiast ryżu, a do ołtarza zrobionego z pnia sekwoi poprowadzi mnie potężny łoś.

Varian patrzył na ciebie jak na wariatkę, nie dowierzając w to co słyszy. Zaśmiał się niezręcznie –Żartujesz tak?

–Nie, mówię poważnie. Nie chcę kościelnego ślubu, w ten sposób tylko bym przyznała rację moim rodzicom.

Varian westchnął i przytulił cię do siebie od tyłu –Nie wychodzisz za mąż dla nich, tylko dla nas.

–Ale tu chodzi o zasadę! Powiedziałam im, że nie będzie ślubu, więc muszą myśleć, że tak jest. Ja tylko chcę decydować o własnym życiu, kogo kocham i za kogo wyjdę za mąż– obróciłaś się do Variana i oddałaś uścisk –Na początku byłam przeciwna temu związkowi, bo wiedziałam, że będę się żenić dla rodziców, a nie dla siebie. Ale na szczęście udało mi się w tobie zakochać przez twoją upartość.

–I urok osobisty– poruszył brwiami, przez co trzepłaś go w czuprynę za zepsucie romantycznego nastroju.

Pokręciłaś głową na jego zachowanie, podczas, gdy książę chichotał. Wróciłaś do swojego poprzedniego zajęcia i skończyłaś pakować swoje rzeczy i prowiant na drogę. Młody mężczyzna bez wahania podszedł do ciebie i objął cię znowu w pasie, patrząc ci w oczy.

–Ja od początku chciałem cię pokochać dla siebie, nie dla rodziców. Chociaż strasznie naciskali na początku z tymi zaręczynami– przyznał twój narzeczony.

–Sam widzisz, że im zależy tylko, by nas wydać dla pokoju pomiędzy królestwami.

–Dlatego chcesz uciec– podsumował Varian, na co kiwnęłaś głową –Ale może chociaż przemyślisz sprawę bankietu?

Znowu zrobił słodkie oczka, a ty nie mogłaś już dłużej się opierać. Westchnęłaś ciężko –No dobrze ale z samego rana uciekamy.

Varian pocałował cię czule w czoło i pogładził twój policzek. Uśmiechnęłaś się lekko pomimo smutnego nastroju w jakim byłaś.

–Wiedziałem, że się zgodzisz– pyknął cię w nosek –Już nie mogę się doczekać, żeby cię zobaczyć w sukni balowej.

Uśmiechnęłaś się flirciarsko i założyłaś kosmyk za ucho –Zwalę cię z nóg.

***

Weszłaś do sali tronowej, która była przepełniona ważnymi osobistościami. Byłaś ubrana w długą, prostą, granatową suknię, a włosy miałaś upięte w luźny kok poza jednym kolorowym pasemkiem, który postanowiłaś zostawić. Muzyka grała klasyczne kawałki z udziałem skrzypków i pianina. Innymi słowy, typowa impreza arystokratów. Rozejrzałaś się po sali w poszukiwaniu swojego alchemika.

–(T/I)!– usłyszałaś jak woła cię twoja starsza siostra i poczułaś jak zamyka cię w ciasnym uścisku.

–Rapsztunka, puszczaj!– wydarłaś się na cały głos, wyrywając się z jej objęć i poprawiając fryzurę, którą ci zepsuła –Jesteś niereformowalna! Jak Julek z tobą wytrzymuje to ja nie wiem.

–Kocha mnie– odparła podekscytowana, chwytając się za ręce i splatając je –Jak tam humorek przed najważniejszym dniem? Stresujesz się? Może chcesz porozmawiać? Zrobić ci masaż?

–Nie dziękuję– odpowiedziałaś ostro, odsuwając się na krok od siostry i zarzucając kiecką –Wasza wysokość pozwoli, że się oddalę.

Uciekłaś od blondynki najszybciej jak mogłaś. Nagle poczułaś jak na kogoś wpadasz i się przewracasz. Na szczęście osoba na którą wpadłaś złapała cię w ostatniej chwili jak w pozie tanecznej. Szybko się zorientowałaś, że to tylko twój ukochany.

–To chyba ty miałaś mnie zwalić z nóg– zażartował, stawiając cię do pionu i wciągając do tańca z innymi gośćmi.

–Żartuj sobie, żartuj– odparłaś, przejmując prowadzenie i wychyliłaś Variana tak jak to powinien robić mężczyzna w tańcu, po czym uśmiechnęłaś się z wyższością –Mam całą noc, by to zrobić.

Młody mężczyzna również uśmiechnął się i odzyskał prowadzenie. Zakręcił tobą wokół własnej osi kilka razy i przyciągnął bliżej siebie tak, że się stykaliście klatkami piersiowymi jak i ustami gotowymi do pocałunku.

–Chyba już to zrobiłaś– cmoknął cię w usta.

Przekomarzaliście się tak i flirtowaliście ze sobą dopóki inni wysoko postawieni goście jak i rodzina pana młodego nie zechciała zatańczyć z tobą. Varian w tym czasie skorzystał z okazji i razem z jego starszym bratem i jego doradcą, a także najlepszym przyjacielem Lancem splądrował bufet. Późno w nocy wymknęłaś się z balu, nie mogąc już wytrzymać. Miałaś dość mężczyzn, którzy prosili cię do tańca. Miałaś dość upierdliwej siostry, która chciała się z tobą zabawić. Miałaś dość butów, które obtarły ci stopy do krwi i kłuły przy każdym kroku. Zdjęłaś je więc i poszłaś boso na dziedziniec, by przemyć obolałe stopy w fontannie i ulżyć sobie w cierpieniu.

–Ugh, nienawidzę imprez– wymamrotałaś do siebie, wchodząc do fontanny i podnosząc lekko sukienkę, żeby się nie zamoczyła –Ani ciasnych bucików.

–Ani chodzących za tobą przystojniaków, ubiegających się o twoje względy– dodał Varian, podchodząc powoli do ciebie z dwoma kieliszkami i żartując –Przez te wszystkie tańce nawet nie zdążyłem się z tobą napić.

–Może lepiej nie pij– wzięłaś od niego swój kieliszek i upiłaś łyk trunku.

Wyszłaś z fontanny i usiedliście razem na jej brzegu.

–Spokojnie, nie zamierzam upić się jak twoja siostra– zaśmiał się, przypominając sobie rumianą na twarzy młodą królową –Symboliczny jeden kieliszek mi nie zaszkodzi.

Wziął łyk razem z tobą i objął cię, przyciągając lekko do siebie. Położyłaś głowę na jego ramieniu i spojrzałaś w nocne, gwieździste niebo. Uśmiechnęłaś się do siebie, czując nostalgię.

–To gdzie chciałbyś się udać najpierw? Vardaros? Ingvarr? A może Pincosta?– spojrzałaś na niego wyczekująco.

Varian chwilę się zastanowił –A co powiesz na jakąś odległą wioskę pośród gór? Ty i ja, cisza i spokój.

–Tu wybuch, tam wybuch– dokuczyłaś mu z wrednym uśmiechem, na co Varian uniósł jedną brew. Po chwili wybuchliście oboje śmiechem.

Książę uśmiechnął się lekko i pocałował cię delikatnie w usta, co przerodziło się później w namiętny pocałunek, przez który wpadliście do fontanny, gdyż was trochę poniosło.

–Varian! Przez ciebie jestem cała mokra!– ochrzaniłaś go, ochlapując wodą.

Uśmiechnął się niczym flirtujący złoczyńca –To się nawet dobrze składa.

Spaliłaś buraka, rozumiejąc co ma na myśli, chociaż Varian tylko sobie z ciebie żartował.

–No wiesz?! – ponownie ochlapałaś go wodą, wychodząc z fontanny i wykręcając wodę z ubrania oraz włosów.

–Co wiem?– droczył się z tobą alchemik.

–Śpisz w komnacie z Julkiem– oznajmiłaś, chcąc dać mu nauczkę co podziałało.

Varian przytulił się do ciebie niczym małe dziecko i zaczął błagać cię –On będzie spał z Roszpunką i nie będzie dla mnie miejsca!– udał, że płacze.

Przewróciłaś oczami. Ostatecznie zgodziłaś się po długich i pełnych łez błaganiach. Książę podskoczył uradowany i zaniósł cię na rękach do twojej komnaty, a potem przez resztki nocy wynagradzał ci twoją litość za pomocą pocałunków i innych czułości.

***

Z samego rana rodzina królewska zebrała się wspólnie w ogrodzie żeby omówić przyszłość swoich dzieci. Król Fryderyk i Edmund pili wino, śmiejąc się głośno, a ich małżonki patrzyły na nich z politowaniem. Nikt jednak nie przypuszczał, że coś może popsuć im tak radosny poranek.

–Wasza wysokość! Wasza wysokość!– krzyczał doradca Nigel, potykając się o własne nogi w biegu.

–Co się stało Nigel?– spytał król Fryderyk, podchodząc do mężczyzny z kieliszkiem w ręce.

Doradca podał królowi zwitek papieru –Tragedia Wasza wysokość! Księżniczka (T/I) i Książę Varian uciekli! I do tego zerwali zaręczyny!– wykrzyczał w panice, łapiąc oddech.

–Co?! To niemożliwe!– oburzył się król i zaczął czytać list –Droga rodzino, wiem, że nie spodoba się wam  to co piszę, lecz nie chcę tego dłużej ukrywać. Nie kocham księcia Variana, a on nie kocha mnie, dlatego postanowiliśmy zerwać zaręczyny i odejść każde w swoją stronę. Podpisano (T/I) i Varian?! Co oni sobie myślą?!

Wściekły król zgniótł list i rzucił nim w przestraszonego doradcę –Przeklęta (T/I), powinienem był się domyślić, że coś planuje. Znajdź ich za wszelką cenę! Żaden statek, powóz czy człowiek ma nie opuścić Corony do czasu aż ich znajdziemy!

Nigel posłusznie ukłonił się królowi i uciekł w podskokach, by zaalarmować straże. Król Fryderyk postanowił załagodzić tą sytuację. Rozkazał sługom, by udawali, że przygotowania do ceremonii idą bez zakłóceń.

***

–Varian, jesteś pewien, że to bezpieczne?– spytałaś niepewnie, wchodząc do latającego balonu.

–Czy bezpieczne?– zaśmiał się chłopak, majstrując coś przy urządzeniu –Oczywiście, że tak. Wiesz ile testów i próbnych lotów przeprowadziłem?

–Pewnie dużo– odparłaś, wzruszając ramionami.

–Dokładnie 49 testów i 14 lotów– sprecyzował –Spodoba ci się, zobaczysz.

Varian zwiększył płomień i opróżnił baloty. Balon poszybował w górę, a ty chwyciłaś się jednej z lin, czując jak gwałtownie oderwaliście się od ziemi.

–Czy ty chcesz, żebym na zawał zeszła?! Ostrzegaj jak startujesz!

Książę zaczął się z ciebie śmiać. Chciałaś podejść do alchemika i pacnąć go w ten szalony łeb ale bałaś się puścić liny. Mordowałaś go więc spojrzeniem.

–Czyżby moja księżniczka miała lęk wysokości– zażartował sobie Varian.

–Twoja księżniczka nigdy nie latała balonem– poprawiłaś go –I jak tylko wylądujemy zasadzi ci pożądnego kopa w cztery litery.

Varian uśmiechnął się złośliwie, a ty już wiedziałaś co się święci. Pokręciłaś błagalnie głową, by tego nie robił ale twój książę cię nie posłuchał. Podniósł ciśnienie w balonie, przez co szarpnęło was do góry i upadłaś na tyłek.

–Varian!– krzyknęłaś na ukochanego, który tylko się śmiał z ciebie –Masz tak nie robić!

–Ale, że jak?– chłopak udał, że nie wie o co ci chodzi. Nagle go niby oświeciło –Aaa, że tak?

Zrobił to samo co przed chwilą, a tobie dosłownie życie przeleciało przed oczami.

–Tak, właśnie tak!– krzyknęłaś, rzucając w niego jabłkiem z torby.

Varian z łatwością złapał owoc i zaczął się nim zajadać –Tak. Tak, że tak. No to dobra.

Alchemik bawił się kurkiem od palnika, robiąc ci na złość, aż w końcu cały palnik szlak trafił i balon zaczął spadać. Varian popatrzył z przerażoną miną na ciebie, po czym uśmiechnął się niewinnie.

–No i co żeś zrobił wariacie?!

–Nie panikuj. To tylko 2 na 10 w skali zagłady– odparł, niczym się nie przejmując i szukając czegoś we własnej torbie.

Chwyciłaś się za głowę –Masz skalę zagłady!?

–I nie tylko!– dodał radośnie, podnosząc palec w górę.

Varian w końcu znalazł to czego szukał. Wyjął szklaną kulkę z dziwną, różową substancją w środku i spuścił ją na ziemię. Kulka rozbiła się, a z niej napompowało się coś w stylu gumy balonowej w samą porę, by odbić wasz balon i bezpiecznie wylądować, albo raczej bezpiecznie się rozbić. Wyczołgałaś się z balonu i wzięłaś kilka łapczywych wdechów.

–Widzisz? Jakoś poszło– uśmiechnął się, również wychodząc z balonu.

Zacisnęłaś pięści i wstałaś, by chwycić i szarpnąć go za ramiona –Ja ci kiedyś zrobię krzywdę! Będziesz cierpiał w najgorszych męczarniach.

Książę nic sobie z tego nie robił i uśmiechnął się jak głupi –Pomyśl w ten sposób, mogło być gorzej.

–Gorzej? GORZEJ!? CZY CIEBIE JUŻ CAŁKIEM POGIĘŁO?!– popukałaś mu po łbie, doszukując się inteligencji aka mózgu.

Nagle obróciliście się w stronę balonu na dźwięk podobny do rozpruwania się materiału. To Ruddiger zjeżdżał po nim uczepiony pazurkami niczym kot. Był cały blady przerażony balonowym lotem.

–Ruddiger!– ucieszył się Varian, widząc swojego szopa i wziął zwierzaka na ręce –Co ty tutaj robisz koleżko?

Stałaś zszokowana. Ten biedny zwierzak był z wami w balonie i nawet go nie zauważyliście. Wzięłaś od niego szopa i zaczęłaś tulić do siebie.

–Biedne maleństwo. Zły pan narobił ci stracha, co?– mówiłaś jak do dziecka, głaszcząc go.

–Oj nie przesadzaj, nic mu nie jest– Varian poczuł się trochę zazdrosny.

Ruddiger pokiwał głową na twoje słowa, wtulając się w ciebie z pomrukiem.

–I w dodatku się tobą nie przejmuje. Czujesz się niedopieszczony, prawda?– podrapałaś go za uszkiem i dałaś buziaka w czółko –Czas, by zajął się tobą ktoś kompetentny.

Jako, że balon nie nadawał się już do naprawy razem z Ruddigerem w swoich ramionach ruszyłaś przodem i zaczęłaś się nim opiekować oraz miziać po brzuszku. Varian stał obrażony z założonymi rękami. Westchnął ciężko i ruszył po chwili za wami. Całą swoją uwagę skupiłaś na szopie, przez co Varian strzelił focha.

–To ze mną bierzesz ślub, a nie z nim– odezwał się, na co ty przewróciłaś oczami.

–Czyżby mój książę był zazdrosny?– zaczęłaś się z nim droczyć tak jak on z tobą w balonie.

–Nie– odpowiedział z wyrzutem, kłamiąc. Skrzyżował ręce i odwrócił głowę.

Udałaś smutną minkę i zrobiłaś dziubek –Biedny Varianek, narzeczona i szop cię zostawili ojojoj– mówiłaś znowu jak do dziecka.

Alchemik nie wytrzymał i poszedł przodem.

–A ja to bym tędy nie szła– powiedziałaś, wciąż drocząc się i głaszcząc szopa.

Varian nie posłuchał cię i wpadł w oczywistą dziurę na zwierzęta. Podeszłaś do pułapki ze zwierzakiem na rękach i spojrzałaś na swojego ukochanego z uśmieszkiem, który wkrótce miał się przerodzić w głośny śmiech.

–Ani słowa– rzucił książę, otrzepując się z ziemi.

Za pomocą alchemii wydostał się na zewnątrz i poprawił ubrania, udając, że nic się nie stało. Zakryłaś usta dłonią, starając się powstrzymać od śmiechu co ci się nie udało. Varian patrzył na ciebie z założonymi rękami i uniesioną jedną brwią, czekając aż przejdzie ci głupawka. Gdy się uspokoiłaś, pocałowałaś go czule w usta, a Varianowi zeszła trochę zazdrość.

–Wynagrodze ci to wieczorem jeżeli znajdziemy jakieś schronienie na noc– posadziłaś szopa na jego ramionach i chwyciłaś za rękę, prowadząc bezpiecznie przez teren łowiecki.

Szybko się zorientowałaś, że niedaleko musi być jakaś wioska lub małe miasteczko. Po krótkiej wędrówce po okolicy znaleźliście szlak prowadzący do wioski. Zjedliście ciepły posiłek wraz z mieszkańcami, chcąc zachować swój własny prowiant na później. Potem ruszyliście dalej w trasę, podróżując przez gęste lasy, nie mając pojęcia, że straże twojego ojca podążają za wami. Dopiero wieczorem zatrzymaliście się, by zrobić prowizoryczny obóz. Podczas gdy ty zbierałaś drewno, Varian przygotował wam ognisko i miejsce do spania. Rozpaliliście ogień, żeby było wam ciepło przez noc i zjedliście kolację. Po posiłku książę kiwnął na szopa, a ten przyniósł wam po wianku.

–Dzięki Ruddiś– uśmiechnęłaś się do szopa.

Już miałaś założyć wianek na głowę, gdy Varian chwycił twoją rękę, powstrzymując cię. Spojrzałaś na niego pytająco, a on jedynie się czule do ciebie uśmiechał. Ruddiger stanął obok was z tekstem spisanych na liściach i zaczął wygłaszać przemowę księdza na ślubie, oczywiście w swoim języku. Uśmiechnęłaś się, rumieniąc lekko i patrzyłaś swojemu ukochanemu w oczy. W trakcie przemowy założyliście sobie nawzajem wianki na głowę.

–Tak, biorę– odpowiedziałaś szczęśliwa, gdy szop spojrzał na ciebie wyczekująco.

Ruddiger zwrócił się tym razem do Variana, który również odpowiedział –Tak, biorę.

Zwierzak wyrzucił za siebie listki i powiedział po szopiemu –Możesz pocałować pannę młodą.

I pocałowaliście się.

***

Król Fryderyk krążył zdenerwowany w tę i z powrotem. Jego oddziały wciąż nie wracały, a po niedoszłej parze nie było nawet śladu. Król nie miał wyboru. Musiał ogłosić zniknięcie (T/I) i Variana. Wyszedł na środek kościoła i przemówił.

–Drodzy poddani! Mam dla was nieciekawe wieści. Księżniczka (T/I) oraz książę Varian zniknęli!– na sali zapanowała wrzawa –Ale nie martwcie się! Poszukiwania trwają, a ja sam się do nich dołączę i wrócę dopiero, gdy znajdę ich oboje!

Król wyszedł z kościoła i nakazał osiodłać konia. Królowa Ariana, która przejęła się losem młodszej córki podeszła do męża.

–Za bardzo na nich naciskaliśmy.

–Nonsens– zaprzeczył król –W głowie jej się poprzewracało i zmanipulowała chłopca. Zawsze były z nią problemy. Czas, by w końcu dorosła do swoich obowiązków.

–A może ona nie chce żyć dłużej tak jak sobie to zaplanowałeś– sprzeciwiła mu się królowa –Od małego miała plan, wiedziała co chce w życiu robić. I na pewno nie było to rządzenie pomniejszym królestwem.

–Miałem ją wydać za syna kogoś, kogo nie znam?

–Mogłeś jej samej pozwolić zdecydować za kogo wyjdzie. To przez twoje ambicje uciekła.

–Wina nie leży we mnie, tylko w tym chłopcu i jej nastawieniu. On nie zdołał jej rozkochać, a ona postanowiła uciec jak ostatni tchórz.

–Przestań ich obwiniać o coś co sam sknociłeś– zirytowała się ślepotą męża.

Król nie odpowiedział. Wsiadł na konia i ruszył w pościg za córką.

***

Rano obudziłaś się w ramionach Variana, zaś w twoich spał spokojnie Ruddiger. Podparłaś się na ręce, trzymając szopa i odgarnęłaś wolną ręką włosy z jego czoła. Książę przebudził się i otworzył leniwie oczy, po czym się uśmiechnął.

–Dzień dobry– przywitałaś go z uśmiechem, bawiąc się jego grzywką.

–Dzień dobry moja damo.

Pocałował cię w usta i odgarnął twój kolorowy kosmyk za ucho. Uśmiechnęłaś się do niego ponownie i wstałaś, by was zapakować na dalszą podróż. Wędrowaliście kilka dni od wsi do wsi, szukając jakiegoś miejsca, by się osiedlić. W końcu udało wam się znaleźć bajeczną dolinę pośród zalesionych gór. Wybrałaś sobie miejsce na wasz przyszły dom i wzięłaś się za budowanie podstaw pod chatę. Varian, widząc, że nie masz zbytniego doświadczenia w tych sprawach postanowił się popisać i wziąć w sprawy w swoje ręce, co nie skończyło się dobrze. Ostatecznie jednak zaczęliście pracować wspólnie, a Varian tłumaczył ci i uczył cię wszystkiego co powinnaś wiedzieć. Nawet Ruddiger pomagał jak mógł, robiąc za wasze pomocnicze zwierzątko. I tak przez kolejne kilka dni, aż nie wybudowaliście swojego domu. Przenosiliście razem belki drewna i rąbaliście je, tworząc powoli ściany i podłogi. Varian zajął się również wypalaniem piasku na szkło, gliny na cegły i innych swoich alchemicznych substancji, by ulepszyć chatę. Oczywiście, gdy przyszło do dekorowania i wyposażania zaczęły się zgryzoty twórcze. Oboje mieliście inną koncepcję co do kolorów i stylu. Po kilku kłótniach stwierdziłaś, że jak taki jest mądry to niech sam się męczy i poszłaś do najbliższego miasta zrobić zakupy. Gdy wróciłaś był już późny wieczór, a Varian zrezygnowany przyznał ci rację, że twój pomysł był jednak lepszy. Zadowolona i dumna z siebie pomagałaś mu przez kilka następnych dni i wykazywałaś się artystycznie, upiększając wasz domek, a gdy w końcu go skończyliście popatrzyłaś dumnie na Variana z podpartymi na biodrach rękami.

–I co? Całkiem nieźle nam wyszło, no nie?

Książę stał obok ciebie zachwycony i dumny, że ma taką kobietę za żonę co potrafi ogarnąć wszystko. Objął cię w pasie, dając ci szybkiego buziaka w policzek.

–Nieźle? Jest cudownie! A gdzie będzie spać Ruddiger?– zapytał po chwili, orientując się, że nie zrobili dla niego kącika.

–Na dworze– Ruddiger spojrzał na nią jak na zdrajcę –Nie patrz tak na mnie. Nie chcę sierści w domu.

–Szopy nie zostawiają sierści– wymądrzył się alchemik –...chyba.

Popatrzyłaś na nich obu. Ruddiger składał łapki jak do modlitwy i się uśmiechał niewinnie, a twój ukochany robił słodkie oczka.

–No dobra– jęknęłaś zrezygnowana –Ale śpi w salonie.

–Tak!

Varian podskoczył uradowany tak jak i jego zwierzak. Wziął cię na ręce w stylu panny młodej i wniósł do domu, po czym pocałował namiętnie w usta, odstawiając cię na ziemię.

–A co byś powiedziała na jeszcze jednego mieszkańca w chatce?

–O nie! Nie chcę kolejnego zwierzaka w tym domu!– oburzyłaś się na co Varian zaśmiał się uroczo.

–Myślałem bardziej o drugiej wredotce, biegającej po domu i uprzykrzającej innym życie– powiedział żartobliwie, dotykając twojego brzucha.

Spojrzałaś na niego wymownie –Dopiero co pobraliśmy się, a tobie już dziecka się zachciewa. Idź lepiej drewna nazbierać– wygoniłaś go zanim zaczął się znowu z tobą droczyć.

Varian posłusznie poszedł do lasu, chichocząc pod nosem na twoją reakcję. Wiedział, że jak wróci będziesz już spokojna i mu odpowiesz szczerze. Spędził z tobą wystarczająco dużo czasu, żeby wiedzieć co zrobisz. Pogwizdywał sobie, zbierając jakieś patyki, choć wiedział, że nie musi się starać, bo mają zapas. Wygłupiał się tańcząc i podśpiewując, aż wpadł na pewną osobę i odskoczył z krzykiem, rozrzucając patyki na osobę, w którą wpadł.

–Chyba już rozumiem czemu moja córka nie chciała za ciebie wyjść– odezwał się zażenowany król.

–Wasza wysokość– książę zaczął się nerwowo śmiać –...jak tam Corona? Wszyscy zdrowi? Podobno jakaś pandemia panuje, no wie król, chińska zaraza i te sprawy– uśmiechnął się, czując niezręczność sytuacji.

–Możesz mi wyjaśnić co to ma znaczyć?– pokazał księciu list, tak, że musiał cofnąć się, by się rozczytać.

–To, że zrywamy zaręczyny?

–Nie udawaj głupca– zirytował się Fryderyk –(T/I) może i tego nie rozumie ale ty z pewnością wiesz jakie to ma skutki polityczne.

–O to się teraz król martwi?– Varian założył ręce, marszcząc brwi w niezadowoleniu –(T/I) nigdy nie chciała zostać królową ani tym bardziej przesiedzieć całe życie w zamku. Teraz jest szczęśliwa, ja zresztą też. Nikt nie pokochałby takiej wredoty jak ona. Poza mną– dodał w myślach.

–Wiem, że jest ciężka w obyciu ale zerwanie zaręczyn to nie było rozwiązanie.

–Więc jakie według waszej wysokości było odpowiednie rozwiązanie?– odparł sarkastycznie książę.

–Nikt nie kazał wam być ze sobą 24 na godzinę. Nie obchodzi mnie wasz związek tylko dobro tego królestwa. Równie dobrze mógłbyś sobie później znaleźć kochankę i zamieszkać na wsi jak inni arystokraci.

Varian pokręcił głową oburzony jego pomysłem –Nie wierzę, że mam takiego teścia i nie dziwię się, że (T/I) chciała się od ciebie uwolnić.

–Nie tym tonem! Nie zapominaj z kim rozmawiasz– zirytował się król.

–Z bezdusznym ojcem cudownej kobiety– Varian zebrał ponownie patyki –Wasza wysokość wybaczy ale zostawiłem szopa na głodzie.

Powiedział sarkastycznie i ruszył do domu, starając się zgubić po drodze króla, w razie gdyby go śledził. Postanowił nie mówić tobie o spotkaniu z twoim ojcem, by cię nie denerwować i miło spędzić czas. Fryderyk stał osłupiały, analizując co się właśnie stało. Po chwili dotarło do niego, że książę może kłamać, wnioskując po jego kilku ostatnich zdaniach. Ruszył więc za księciem ale ten dobrze go zwodził. Mimo to Królowi udało się odnaleźć waszą chatkę późnym wieczorem. Podszedł do okna i zobaczył was siedzących na kanapie. Wtulałaś się w niego podczas, gdy Varian czytał ci swoją ulubioną opowieść o przygodach Flynn'a Rider'a, a Ruddiger leżał na waszych nogach i spokojnie sobie drzemał. Wyglądaliście na szczęśliwych. Król zaczął się zastanawiać czy postępuje dobrze. W końcu po długiej bitwie ze sobą postanowił wrócić do Corony i pozwolić córce żyć własnym życiem. Kilka dni później wrócił jednak, by przeprosić cię za swoje zachowanie, co niechętnie przyjęłaś. Od tego czasu co tydzień odwiedzaliście się całą rodziną, by wspólnie ucztować i zagrzebać dawny spór. A kilka miesięcy później, by powiadomić wszystkich o nowym członku rodziny, który miał się wkrótce narodzić.

I żyliście długo i szczęśliwie.

~💜💜💜~

Nareszcie się doczekaliście kontynuacji! Nawet nie macie pojęcia ile razy ja się tutaj zacięłam z fabułą xD

A teraz podam wam powód dla którego tak długo nie było one-shota.

Otóż ta oto dama ChicaSchleich123 (która swoją drogą dostaje shout-out, idźcie obczaić jej profil) wkręciła mnie w baaaaardzo długi roleplay i zamiast skupić się na książce wymyślałam jak usrać wszystkich w Coronie xD
Przyznaj, że jestem podlejsza od booberry 😈😈😈

A teraz mam dla was taką zabawę. Kto czyta moje powieści lub komentarze u innych pewnie już zauważył, że uwielbiam robić nawiązania do wszystkiego. Gry, filmy, bajki, piosenki, nawet memy twórców Zaplątanych u mnie przejdą. Zabawa polega na znalezieniu w moich one-shotach czy w "Zaplątanych przez los" tekstów lub scenek, które są właśnie nawiązaniami do innych tworów i pochwaleniu się tym w komentarzu. Proste, prawda?

Następny rozdział będzie z "Zaplątanych przez los" czyli kolejne przygody Mirandy i Variana, więc wyczekujcie tak jak ja wyczekuje kolejnych odcinków z tts

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top