Happiness is..

Siedziałaś z Cassandrą i Julkiem na jednej z kłód przy ognisku, oglądając wygibasy zwane tańcami Lance'a i Haczystopa. Zaczęłaś się śmiać razem z resztą, widząc, że Lance'owi pali się tyłek. Odkąd wylądowaliście na wyspie pełnej małych liścio-ludków, którzy uznali Pascala za swojego króla i nazywają was "milusińskimi" nie nudziliście się ani chwili. Jak na razie musicie czekać na statek, który po was przypłynie, więc korzystacie z rajskiego życia. Patrzyłaś jak Julek tańczy z Roszpunką, która dopiero co się pojawiła koło was. Zazdrościłaś im i to bardzo. Twoja jedyna miłość okazała się być zdrajcą Corony i siedzi teraz najprawdopodobniej w jednej z cel lochu w zamku. Ile byś dała, żeby Varian był tu z tobą teraz. Zatańczył z tobą przy ognisku, a potem wziął cię na spacer po wyspie w świetle księżyca. Tylko we dwoje. Oparłaś twarz na dłoni, wyobrażając sobie tą jakże magiczną scenę. Nagle poczułaś jak Cassandra dźga cie w bok palcem, próbując zwrócić na siebie twoją uwagę.

–Wyglądasz na zamyśloną. Coś się stało?

Założyłaś kosmyk za ucho –Szczerze to...– zastanawiałaś się czy powinnaś akurat jej o tym mówić –Tęsknie.... za.... za Varianem.

–(T/I)!– jęknęła Cassie, przewracając oczami –Ile razy jeszcze będziesz do niego wracać? Chłopak cię oszukał, wykorzystał do swojego niecnego planu. Wiem, że nadal go kochasz ale nie możesz cały czas o nim myśleć.

Czarnowłosa próbowała ci wbić trochę rozumu do głowy ale ty jej już nie słuchałaś. To prawda, Varian oszukał cię by zdobyć magiczny złoty kwiat i miałaś mu to za złe. Jednak to nie zmieniało faktu jak blisko ze sobą byliście i to, że go wciąż kochasz.

–Wiesz Cass, chyba położę się dzisiaj wcześniej niż zwykle. Dzięki za.... radę– powiedziałaś, wolno kierując się ku waszej chatce.

***

Rano obudziło cię pukanie do twojego pokoju. Zwlokłaś się z łóżka ociężale i otworzyłaś drzwi.

–(T/I), szykujemy pocieszającą niespodziankę dla blondi, dołączysz się do nas?– Julek dopiero teraz zauważył stan w jakim jesteś –Chociaż myślę, że tobie też by się przydało coś na poprawę humoru. Wszystko okej?

Zmusiłaś się do uśmiechu, nie chcąc go martwić –Tak, tak. Poprostu w nocy było strasznie gorąco i miałam mały problem z zaśnięciem. To jak mogę wam pomóc?

Julek z łatwością kupił twoje kłamstwo i zaczął wyjaśniać ci plan. Najwyraźniej potrafi rozszyfrować tylko jego ukochaną Roszpunkę. Pomogłaś całej reszcie przyszykować niespodziankę dla Roszpunki, która okazała się być niepotrzebna, bo blondynka wróciła w znakomitym humorze.

–Widzę, że komuś tu wrócił humorek– zauważyła Cassie.

–O tak, a poczekajcie aż dowiecie się dlaczego. Znalazłam coś niezwykłego.

Roszpunka wyjęła ze swojej torby dziwny, drewniany totem. Wszyscy popatrzyli, nie wiedząc jak taka zwyczajna rzecz mogła poprawić jej humor. Nagle blondynka obróciła się i zaczęła witać z .... kwiatem? W dodatku nazwała go swoim ojcem?

–Widzicie? To niebywałe!– powiedziała, dalej tuląc kwiatka.

Popatrzyliście po sobie, po czym na księżniczkę. Ktoś tu chyba zdecydowanie za długo przebywał na słońcu.

–Czemu was to nie zachwyca?!– żadne z was nie odezwało się słowem –Czekajcie momencik. Dlaczego oni cię nie widzą?– spytała kwiatka.

–Księżniczko, cieszę się, że czujesz się lepiej ale może już zostawisz ten totem w spokoju.

Zaproponowałaś Roszpunce jednak ona nie słuchała. Podała totem Julkowi, który nagle zaczął bredzić coś o jachcie i wspiął się na Max'a. Wszyscy którzy trzymali totem dosłownie oszaleli. Cassandra zaczęła szczęśliwa wymachiwać swoim mieczem, Max rzucał biednym Haczystopem o palmę, Lance zaczął pić z amorem piasek, a Haczuś miał na sobie mewę i się tym kompletnie nie przejmował. Nadeszła twoja kolej, lecz zanim totem dotarł do twoich rąk Roszpunka zabrała go i wróciła do chatki. Gdy już myślałaś, że gorzej być nie może, cała grupa zaczęła odbijać totem Roszpunce. W końcu doszło do bójki, którą postanowiłaś przerwać.

–Dosyć tego!– wszyscy spojrzeli na ciebie, przynajmniej przestali walczyć –Nie widzicie co ta rzecz z wami robi?! Jesteśmy przyjaciółmi, tak?!– spuścili głowy i potaknęli –Więc dlaczego ze sobą walczycie?– żadne z winnych się nie odezwało –Oddajcie mi totem. Pozbędę się go raz na zawsze– Roszpunka wsadziła totem do torby i podała ją tobie –Mam nadzieję, że coś do was dotarło.

Rzuciłaś surowo, po czym oddaliłaś się. Nie mogłaś pozwolić, żeby ta rzecz mieszała im w głowach. Dotarłaś na klif wyspy i wyciągnęłaś totem. Chciałaś go wyrzucić najdalej jak tylko dasz radę. Już miałaś to zrobić, gdy totem zaświecił się na czerwono, a ty usłyszałaś za sobą dobrze ci znany głos.

–Nie rób tego, (T/I) proszę.

Twoja ręka zastygła w bezruchu. Powoli odwróciłaś się nie mogąc uwierzyć własnym uszom, a chwilę później oczom. Varian podszedł do ciebie i opuścił twoją rękę, w której trzymałaś totem, tym razem świecący na zielono. Chłopak pogładził twój policzek z uśmiechem.

–Witaj (T/I).

–Varian, co ty tutaj robisz? Jak się wydostałeś z więzienia? Z Corony?– spytałaś wystraszona. Doskonale wiedziałaś do czego ten chłopak jest zdolny.

–To nie było takie trudne– przytulił cię do siebie, a ty wbrew swojej woli oddałaś uścisk –Musiałem się z tobą zobaczyć. Tęskniłem za tobą.

–Ja...– wyrwałaś się z jego ramion  –Myślisz, że tak łatwo ci wybaczę?! Po tym wszystkim co zrobiłeś?! Ufałam ci! Zmanipulowałeś mnie, żebym ukradła złoty kwiat! Mówiłeś, że to ocali twojego ojca!

–(T/I), posłuchaj mnie proszę.

–Nie!– przerwałaś mu –To ty mnie posłuchaj Varian. Więziłeś mnie w swoim domu, żeby księżniczka się o niczym nie dowiedziała. Nawet użyłeś tej mikstury, żeby bursztyn mnie pochłonął!

–To był wypadek.

–Cisza!– ponownie mu przerwałaś –Nie próbuj się usprawiedliwiać! Nigdy ci nie wybaczę, słyszysz!? Nigdy!

To tylko miraż, iluzja, która chce mną zawładnąć – próbowałaś sobie wmówić, opamiętać się. Musiałaś zniszczyć totem zanim pochłonie ciebie i innych. Raz na zawsze.

–Nie jesteś Varianem, którego znam. Jesteś tylko iluzją, która ma mi go zastąpić ale to ci się nie uda!

Rzuciłaś totemem o ziemię, a Varian zniknął. Koniec końców nie byłaś w stanie go zniszczyć. Zbyt długo miał nad tobą kontrolę. Nagle z krzewów wyszły liścio-ludki, tubylcy tej wyspy.

–Natychmiast odsuń się od tego totemu milusińska! To bardzo niebezpieczny przedmiot, który pokazuje iluzje tego czego najbardziej pragniesz! To nie jest rzeczywistość!

–No co ty nie powiesz?– odsunęłaś się posłusznie i uklękłaś na ziemi smutna –Nie potafię go zniszczyć, nie mogę.

–My się tym zajmiemy. Wracaj do swoich przyjaciół milusińska.

Bez słowa zrobiłaś tak jak liścio-ludek ci rozkazał. Nie chciałaś więcej widzieć tej rzeczy na oczy. I chociaż tamten Varian nie był prawdziwy, nie mogłaś znieść tego, że nie możesz go zobaczyć jeszcze raz, przytulić. Nawet jeżeli to była tylko iluzja, pragnienie twojego serca. Po powrocie opowiedziałaś całej grupie co się wydarzyło, pomijając fakt co zobaczyłaś przy pomocy totemu. Jednak Cassandra wiedziała jak było.

–To Variana zobaczyłaś, prawda?– spytała, kładząc ci rękę na ramieniu.

Westchnęłaś –Wiem, że miałam o nim nie myśleć ale to było silniejsze ode mnie. To się wam zapewne nie spodoba ale już postanowiłam. Gdy tylko wydostaniemy się z tej wyspy i przybijemy do portu, wracam pierwszym statkiem do Corony.

***

Varian wyrył na ścianie celi kolejną kreskę oznaczającą dzień jego pobytu w więzieniu. Ruddiger wskoczył mu na kolana i zaczął domagać się pieszczot na ci chłopak przystał. Przez miesiące spędzone w lochu zdołał zrozumieć, że to co robił było złe. Mimo to wciąż pozostało w nim uczucie żalu do Roszpunki i poczucie winy, że nie posłuchał ojca. Ile by dał aby cofnąć czas i wszystko naprawić.

–Masz gościa.

Strażnik otworzył drzwi celi i odsunął się na bok, uważnie obserwując więźnia, a do środka weszłaś ty. Varian wstał ale nie odezwał się ani słowem. Oboje staliście w milczeniu. Nawet szop czuł, że atmosfera jest bardzo napięta.

–Przyszłaś powiedzieć mi jaki to zły jestem?– odezwał się, w końcu przerywając ciszę.

–Już dawno to zrobiłam– odparłaś, przypominając sobie wydarzenia z wyspy, chłopak nie rozumiał –Przyszłam cię odwiedzić, zobaczyć czy jest jeszcze jakaś szansa dla ciebie. Dla nas.

Varian zdziwił się –Tak poprostu? Żadnego kazania, żadnej nienawiści, żadnej zemsty?

–Nie ma takiej potrzeby– odparłaś i chwyciłaś jego ręce, podchodząc bliżej –Dosyć niedawno podczas mojej podróży uświadomiłam sobie, że wciąż darzę cię silnym uczuciem, o którym nigdy ci nie powiedziałam. Może z czasem, jeżeli pójdziesz po rozum do głowy i odpokutujesz królowi za swoje winy... może będę w stanie ci wybaczyć... kiedyś. Chcę zacząć wszystko od nowa. Chcę ponownie ci zaufać nawet jeżeli robię błąd, ponieważ każdy zasługuje na drugą szansę, na swoje szczęśliwe zakończenie.

Powiedziałaś pewnie, ostrożnie dobierając słowa i patrząc Varianowi prosto w oczy. Chłopak ponownie się zdziwił. Przyjaciółka, którą zdradził i wykorzystał do swojej zemsty żywi do niego uczucia. W dodatku nie przyszła wytykać mu błędów z przeszłości, wręcz przeciwnie. Varian objął cię czule, wcześniej sprawdzając czy mu na to pozwolisz. Nie protestowałaś.

–Przepraszam (T/I), za wszystko– wyszeptał w twoje ramię tak żebyś tylko ty mogła to usłyszeć.

Poczułaś jak twoje ramię staje się mokre od łez Variana. To były łzy szczęścia. Już nie był sam. Miał kogoś kto go wspiera, kto widzi w nim dobro.

~💜💜💜~

Zapraszam do mojej głównej książki o Varianie pt. "Zaplątani przez los" ^~^

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top