Subaru - Odludek (2/2)

  - Należałoby... - spojrzał za siebie by dalej walczyć i zamarł kiedy nie zobaczył żadnych członków grupy poza szefem, który teraz zauważalnie oddychał, choć słabo. Odwrócił się do ciebie wściekły, wyobraziłaś sobie parę unoszącą się z jego uszu i animowane żyłki pojawiające się na jego czole. Gdyby tam była ściana to dawno też by ją walnął.

 - to ich zabić. - warknął łapiąc twój nadgarstek i sprawiając, że nagle pisnęłaś przez nieoczekiwanie tego, jak i siłę z jaką go trzymał.

  - Subaru! Puść! To boli! - błagałaś, a on tylko wzmocnił swój uścisk na twoim nadgarstku, twoja dłoń zaczęła się robić biała. Spojrzałaś w parę jego czerwonych oczu gdy wpatrywał się w twoje, wydawało się, że to go uspokoiło, ponieważ poluźnił uścisk na twoim nadgarstku.

  - Nigdy. Niemów mi co mam robić. - mogłaś zobaczyć gniew w jego oczach, ale nie mogłaś się powstrzymać przed kontynuowaniem wpatrywania się w nie, oczarowana całą jego urodą. To co powiedział nie było zbyt sensowne skoro poluźnił uścisk i nie zabijał szefa, który był parę metrów za nim, dosłownie prosząc się Subaru o dobicie go.

  - S-Subaru?!

Poczułaś jego zimne ciało przy swoim ciepłym gdy się zderzyły. Bez zastanowienia zanurzyłaś swoją twarz w jego klatce piersiowej gdy puścił twój nadgarstek. Subaru, gość nazywany „odludkiem", cię przytulał, owinął swoje ramiona wokół ciebie i ukradkiem wąchał twoje włosy. Chociaż był dość gwałtowny, byłaś teraz praktycznie jedyną osobą w szkole, która mogła zobaczyć jego potencjał i urodę.

  - Subaru wpadniesz w kłopoty.

  - Tch... Nie obchodzi mnie to. Idziemy. - sądziłaś, że znów złapie cię za nadgarstek by cię gdzieś zaciągnąć, ale pozostałaś w jego ramionach, oszołomiona i zmieszana.

  - Subaru...? Kiedy pójdziemy? - mówisz gdy cenny czas, który powinniście wykorzystać, uciekał.

Westchnął głęboko: Już tu jesteśmy (T/I)... - mruknął Subaru i odsunęłaś się od niego rozglądając się po nowym otoczeniu.

  - Co...?

Znajdywałaś się w kompletnie innym miejscu, nie było bardzo ruchliwe, ponieważ nastolatkowie przychodzili tam dopiero po lekcjach, które jeszcze trwały.

  - Jak ty... - zastanawiałaś się na głos, sprawiając, że Subaru uśmiechnął się do ciebie, a ty uśmiechnęłaś się do niego ciepło. Trzymał cię za rękę, prowadząc gdzieś indziej, a tobie to totalnie nie przeszkadzało. Myślałaś, że chciał ci powiedzieć na osobności, że ma super epicko magiczne moce by ratować Ziemię przed złem i destrukcją. Bardzo się co do tego myliłaś...

  - Jestem wampirem – Subaru oznajmił, a twoje serce zaczęło bić szybko wiedząc, że mówił ci prawdę. Nie należał do tych, którzy wymyślają coś takiego dla jaj. - i jestem spragniony.

Zerknął na twoją szyję a ty spojrzałaś na niego ze współczuciem. Odpięłaś dwa górne guziku bluzki i spojrzałaś na niego ponownie.

  - Nie wiem jak powinnam na to zareagować... -

Zanim zdążyłaś skończyć zdanie wysunął kły i wbił je w twoje ramię. Drgnęłaś prze nagły ból, ale fala czegoś innego zdominowała ból. Pożądanie. Jego kły odsunęły się od twojej skóry, gdy oboje upadliście na ziemię, jedna z jego nóg pomiędzy twoimi. Wpatrywał się prosto w ciebie swoimi szeroko otwartymi, pięknymi, czerwonymi oczami z wyrazem, którego nie mogłaś rozpoznać.

  - Masz brudną krew zupełnie jak ja... Smakuje niesamowicie – odetchnął i wciąż wpatrywał się w ciebie z zachwytem i szczęściem. Nie wiedziałaś co myślałaś więc siedziałaś cicho. Wszystko czego dla niego chciałaś to by pożywił się tobą raz jeszcze, nie wiedziałaś czemu, ale po prostu chciałaś żeby to zrobił.

  - Więcej. - zażądałaś, a on uśmiechnął się rozumiejąc cię, jego usta zbliżały się do drugiej strony twojej szyi.

W ostatniej chwili zmienił kierunek i umieścił delikatnie swoje ustana twoich, zamykając oczy podczas gdy twoje pozostały otwarte. Usłyszałaś szelest materiału i spojrzałaś w bok by zobaczyć skąd dochodzi. Coś co Subaru miał schowane w swojej kurtce było teraz widoczne i zadrżałaś ze strachu. Miał sztylet w dłoni i kierował ją prosto w stronę twojego serca.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top