Reiji - Oskarżona dziewczynka (2/2)

To nie był moment na czytanie więc kręciłaś się i wierciłaś próbując uciec, ale za każdym razem gdy próbowałaś wbijał swoje kły głębiej w twoją skórę. Skrzywiłaś się, ponieważ swoimi działaniami zadawałaś sobie tylko jeszcze większy ból. Ból nie był wszystkim co czułaś, miałaś wręcz wrażenie jakby coś zaczynało cię obezwładniać. Pragnienie czegoś więcej. Chciałaś więcej Reijiego, chociaż był ci nieznajomy. Pomimo, że wszystko zdawało się wręcz nierealne wiedziałaś, że to nie sen.

Usunął kły z twojej szyi i zaczął lizać ugryzienie by powstrzymać krwawienie. Reiji upewnił się, że nic się nie zmarnowało i wytarł usta chusteczką. Nie byłaś w stanie zobaczyć jego miny więc wiedziałaś tylko jedno - był wampirem i raczej nie był Edwardem Cullenem.

- Twoja krew smakuje dość...

- Obrzydliwie? - dokończyłaś jego wypowiedź, a on zaśmiał się poprawiając twoje włosy tak jak były wcześniej. Jego palce gładząc twoją szyję sprawiały, że dreszcze przesuwały ci się wzdłuż kręgosłupa.

- Dokładnie - mruknął Reiji i usunął swoje ramiona z twojego pasa, więc mogłaś wstać i się poprawić.

- Typowe... - przypadkiem powiedziałaś to na głos.

- Czy to nie dobrze dla ciebie? - Reiji spytał i odwróciłaś się do niego, po raz pierwszy dokładnie widziałaś jego twarz z bliska. Był wspaniały. Nie mogłaś mu tego odmówić. Był jednak bardzo dezorientujący, tak, że w myślach spoliczkowałaś się już z pięćdziesiąt razy.

- Tak sądzę... - bąknęłaś i nie wiedząc za bardzo co powiedzieć czy jak zareagować, wpatrywałaś się w niego z pustym wyrazem twarzy. - Więc jesteś... wampirem?

- Mam to powiedzieć na głos? - warknął, odskoczyłaś, twoja mina była teraz pełna strachu i niepokoju. Zignorowałaś Reijiego przez jego nagłą zmianę tonu i szybko od niego odeszłaś. Cóż, to niedopowiedzenie. Biegłaś ratując życie!

Ale, niestety, złapał twoją rękę i jakoś upadłaś w tył lądując dokładnie na nim. W tej chwili leżał na podłodze, a ty dosłownie siedziałaś na nim. Oczy Reijiego rozszerzyły się dokładnie w tym samym momencie co twoje i poczułaś jak na twoje policzki wkrada się lekki róż. Wpatrywał się w ciebie zastanawiając się nad czymś, podczas gdy ty nie odważyłaś się ruszyć nawet o cal.

- Nie powinniśmy robić takich rzeczy w szkole... - powiedział do siebie i złapał twoje spojrzenie, patrząc głęboko w twoje (k/o) oczy. Byłaś zahipnotyzowana przez Reijiego przeszywające, lecz piękne czerwone oczy, a twoje serce zaczęło pędzić niekontrolowanie, tak, że myślałaś, że chce ci się wyrwać z piersi.

- Ale.. - mruknął zupełnie nie podobnie do siebie i przełożył twoje włosy z twarzy na bok, jego dłonie przesunęły się na tył twojej głowy. Powoli popchnął twoją głowę bliżej siebie, twoje usta zderzyły się z jego. W tym momencie nie potrafiłaś już się powstrzymać, język Reijiego owinął się wokół twojego i po prostu pozwoliłaś mu robić co chciał. To było zbyt przyjemne.

Pocałunek stawał się coraz intensywniejszy, odwrócił was tak, że teraz to on był na tobie. Jedna z jego nóg była między twoimi, a jego łokcie opierały się o podłogę biblioteki, jego kolano przesunęło się wyżej, w stronę twojej kobiecości i wydałaś z siebie cichy jęk. Uśmiechnął się w pocałunku i zrobił to ponownie, sprawiając, że wydałaś z siebie serię coraz głośniejszych jęków. Pożądanie już tobą zawładnęło.

Zdałaś sobie sprawę, że twoje palce były wplątane w jego wspaniałe czarne włosy, nieustannie je przeczesując. Twoje dłonie zsunęły się na jego policzki i ujęłaś jego twarz czując jak chłodny był w porównaniu z twoją ciepłą skórą. Przerwał pocałunek, a twoje dłonie opadły gdy po prostu się w ciebie wpatrywał. Nie mogłaś zgadnąć co sobie myślał...

- (T/I)... A co gdybym ci powiedział... że to ja cię oskarżyłem? - wyszeptał Reiji i kontynuował pocałunek, podczas gdy ty byłaś zdumiona i dopiero po chwili zaskoczyłaś. Musiałaś od niego uciec. Ale było za późno. Zanim mogłaś chociaż spróbować uciec Reiji wepchnął ci w gardło jakąś tabletkę i wszystko wokół ciebie zaczęło zachodzić czerwienią. Ledwo słyszałaś jego cichy śmiech w tle, gdy obserwował jak ześlizgujesz się w nieznane...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top