Kanato - Umierające Światło 2/2
- Chciałabym wiedzieć gdzie mam z tobą iść, Kanato, jeśli nie masz nic przeciwko. - pytasz się grzecznie, a jego twarz zmieniła wyraz, ale nie na zrozumienie tylko czystą złość. Czemu... się złościł? Musiał po prostu chcieć cię tylko przelecieć, tak jak mówiła ci mama na temat mężczyzn. Cofnęłaś się wiedząc, że jego zamiary nie były tak czyste jak sądziłaś.
- K-Kanato...?
- Pójdziesz zemną, ty bezwartościowa śmiertelniczko! - warknął na ciebie i zrobiłaś kolejny krok w tył, zaskoczona jego zachowaniem. Kiedy gadał z tobą w teatrze był bardzo przyjacielski na swój sposób, chociaż musiałaś przyznać, że był jedną z najbardziej zdystansowanych osób jakie kiedykolwiek poznałaś. To jak bardzo był teraz rozzłoszczony w ogóle do niego nie pasowało. W tej chwili chciałaś tylko zobaczyć jego piękny, niezręczny uśmiech skierowany do ciebie.
- U-u-umm... Już sobie pójdę... - oznajmiłaś, ale zanim zdążyłaś się odwrócić i odejść Kanato złapał twój nadgarstek i zaczął iść w przeciwną stronę, ciągnąc cię za sobą. Jego uścisk nie był zbyt silny ale wystarczał by uniemożliwić ci ucieczkę. Serce biło ci tak szybko, że myślałaś, że zaraz eksploduje.
- Ty... Mnie nie zostawisz... Nie próbuj krzyczeć o pomoc... To nic nie da! - wyobraziłaś sobie, że uśmiecha się jak szaleniec z przodu i nie mogłaś powstrzymać przed drżeniem ze strachu. Nie chciałaś robić tego z nim... lub co gorsza zginąć! Wasza dwójka była teraz daleko od centrum i szliście blisko lasu, który skąpany był w ciemności i do którego chodziłaś z rodziną na spacery. Łzy płynęły po policzkach i opadały na buty, gdy miałaś nadzieję, że nie zrobi ci nic złego i nie zostawi żadnych nieprzyjemnych wspomnień.
- K-Kanato? Przestań! To boli! - błagałaś, gdy prowadził cię coraz głębiej w las, jego dłoń zaciskała się coraz mocniej na twoim nadgarstku. Zrobił jak mówiłaś i puścił, odkrywając czerwony ślad w miejscu w którym cię cały czas trzymał. Popatrzył na niego i zaczął się niekontrolowanie śmiać ze śladu, który zrobił swoją ręką, wpatrując się prosto w twoją biedną duszyczkę.
Przestał się śmiać, gdy zauważył jak bierzesz małe kroczki w tył, dalej od niego.
- Próbujesz mi uciec (T/I)? - parsknął dziecinnie, a ty przypadkiem potknęłaś się o gałąź i wylądowałaś na tyłku z głośnym hukiem.
- Ałłł - jęczysz, a uśmiech Kanato się poszerza, ponownie wybucha śmiechem. Czy jego naprawdę cieszył twój ból?
- Czy chcesz żebym zabrał ból (T/I)? - Kanato przestał teraz chichotać, a ty spojrzałaś na niego jak na kosmitę. Czemu oferował ci pomoc, chociaż wiedziałaś, że tak naprawdę chciał zadać ci więcej bólu?
- U-um - tylko tyle zdołałaś powiedzieć gdy ukląkł obok ciebie, górując nad twoją słabą postacią i szczerząc się jakby nie było jutra.
Jego ręka sięgnęła do twoich włosów i zaczął się nimi bawić, patrząc na każde pasmo tak intensywnie jak to tylko możliwe. Jego ręka zsunęła się na twoje ramię, do twojej szyi i zmusił cię do przechylenia głowy na bok, jego usta otworzyły się ukazując nie zęby a ostre kły. Przebiły radośnie bok twojej szyi, a ty wydęłaś wargi nie będąc z tego zadowolona. Kanato nie był człowiekiem, tylko wampirem...
- P-przestań - mamroczesz, ale to tylko sprawia, że Kanato pije z ciebie jeszcze więcej. Jego miś wygląda jakby też cieszyło go oglądanie twojego bólu. Wysunął kły z twojej szyi i wstał, gdy ty skomlałaś jak bezpański pies.
- Hmm... Twoja krew smakuje absolutnie obrzydliwie, cóż za szkoda (T/I). - mówi wycierając zakrwawione usta dłonią, jednocześnie podnosząc Teddyiego. - Idziesz ze mną (T/I). Muszę porozmawiać z bratem o twojej obecnej sytuacji. Jeśli mnie nie posłuchasz, zginiesz tu i teraz.
Kanato wytłumaczył nie oferując ci pomocy, gdy wstawałaś i strzepywałaś ziemię z ubrań. Twój nadgarstek i tyłek wciąż bolały, a teraz jeszcze szyja. Kiwnęłaś głową, nie chcąc zginąć, a on się uśmiecha odchodząc. Doganiasz go, bawiąc się nerwowo palcami, nie chcąc go bardziej denerwować. Oddychałaś głęboko, przypominając sobie co jeszcze mówiła ci matka. Zawsze mówiła, żeby nie rozmawiać z nieznajomymi.
____________________________________________________
W oryginale było „whimper like a stray cat" czyli „skomleć jak bezdomny kot". Jako, że w języku polskim nie ma takiego idiomu użyłam „skomleć jak bezdomny pies" jako że u nas koty nie skomlą :D a „biadolić", czy „chlipać" zwierzaki też nie umieją.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top