5. (Nie)miłe spotkanie cz.1
Naruto nie wiedział, co się dzieje. W jednej sekundzie skakał na głowę Szaleństwa Konohy, a w drugiej sunął plecami po kamienistej nawierzchni. Wstał przerażony, nie rozumiejąc, co się stało, ani o co chodzi. Na szczęście małe kawałki skały wrzynające mu się w plecy, sprawiły, że szybko wybudził się ze stanu otępienia. Spróbował zrozumieć sytuację, lecz to nic nie dało.
Westchnął, ponownie zbierając myśli. Jedyne co pamiętał, przed tym nim się tu znalazł, to silne uderzenie drugiego ciała. Tak jakby ktoś go próbował przechwycić... Zaklną pod nosem.
— Mam złe przeczucia — pomyślał, zacieśniając zgryz.
I miał do tego powody.
Nie wiedział, gdzie jest, jak się tu znalazł, ani kto go tu zaciągną. Na pewno nie były to powody do szczęścia.
Jeszcze chwilę temu znajdował się w lesie, a teraz był na plaży z czarnych, małych i piekielnie ostrych kamieni, otoczonej w całości przez wielkie drzewa, o ogromnych pniach i szerokim korytem rzeki.
Powoli uspokoił oddech.
— Spokojnie Nauto, takie rzeczy się zdarzają — mówił sam do siebie. — Przypadki chodzą po ludzia-
Nim dał radę dokończyć myśl, coś, a raczej ktoś chwycił go za tors i popchnął na jeden z grubych pni. Siła uderzenia była tak mocna, że został boleśnie wbity w konar. Napastnik przyłożył mu kunaia do gardła, skutecznie blokując drogę ucieczki. Mimo to Naruto nie czuł strachu.
Całe przerażenie momentalnie opuściło jego umysł. Zostały tylko spokój i opanowanie, lekko podjudzone adrenaliną, poczuciem zagrożenia, niepokojem i presją czasu.
Ta mieszanka odczuć uzależniała.
Właśnie dlatego kochał być ninja. Dla tej dziwnej energii... Nie miał pojęcia, czy to jest normalne, ale nie obchodziło go to.
To był jego afrodyzjak.
Jego nagroda za trudy treningu.
Chwycił przeciwnika za dłoń, starając się odsunąć ostrze od krtani, ale nie dał rady go przesunąć choćby o centymetr. Chciał spojrzeć w oczy swojego oprawcy. W końcu jak nie da rady powstrzymać go siłą, to może, chociaż uda się go zastraszyć?
Lecz nie tak. Nie w ten sposób.
Jego błękitne oczy nie umiały wywołać gęsiej skórki, ale znał kogoś, kto opanował tę sztukę do perfekcji.
Sięgnął do pokładów energii, które nie należały do niego i pobrał ją, aby przekierować w odpowiednie miejsce. W odpowiedzi na ten czyn oczy zaczęły go niemiłosiernie piec, ale efekt był wart swojej ceny. Kilka sekund później posyłał agresorowi rozwścieczony, lisi wzrok. Wzrok, którego moc została zaprezentowana Madarze, tuż przed tym, jak Kurama został stłamszony i zniewolony sharinganem.
Patrzył w punkt, w którym powinny znajdować się oczy. Niestety mógł się tylko domyślać, jaką reakcję u niego wywołał, ponieważ shinobi miał narzucony na głowę obszerny kaptur. Ninja nie zareagował, a zapędzonemu w kozi róg Uzumakiemu, nie pozostało nic innego niż siłowanie się na ręce z wrogiem.
— Kim jesteś? — wychrypiał na pozór obojętnym głosem, lecz gdzieś w nim czaiła się ukryta groźba bolesnej śmierci. Na te słowa chwyt tajemniczego ninja poluźnił się nieznaczne. Najwidoczniej nie spodziewał się takiego zachowania, po tak młodym dzieciaku.
Nieznajomy postanowił zagrać w jego grę.
— Nie twój interes. — odparł zimnym i objętym tonem, tak jakby robił to od dziecka. Sprawił tym wrażenie, jakby czaił się na ludzi od zawsze. Sposób, w jaki to wypowiedział od razu skojarzył się Naruto z ANBU, ale taki obrót spraw nie miałby żadnego sensu.
Nim mógł chociaż zastanowić się nad jego tożsamością, poczuł ogromny ból w okolicach brzucha. Napastnik kopnął go z kolana. Blondyn osunął się po pniu, widząc mroczki przed oczyma. Chłopak, pociągając go za ramiona, ponownie rzucił nim o ziemię, pozostawiając na pastwę ostrych kamieni.
Jinchuuriki nie dał rady się jeszcze podnieść, a już został przygwożdżony do ziemi przez ciało chłopaka. Nachylił się nad nim. Ostatnie promienie słońca delikatnie rozświetliły dolną część skrywanej twarzy. Teraz mógł zobaczyć jego lekko figlarny, sadystyczny uśmiech. Schylił się ku jego uchu.
— Martwych nie obchodzi imię swoich oprawców — ni to wyszeptał, ni to wysyczał pewnym głosem w kierunku saktyfikanta.
Zaszamotał się pod nim, mając nadzieję na uwolnienie.
— To nie ma sensu — dodał, widząc jego starania. — Nie puszczę cię tak łatwo.
Konoszanin w jednym momencie przestał się ruszać i z dziwną siłą emanującą w spojrzeniu, oznajmił pełnym spokoju głosem:
— To szkoda — napastnik zaśmiał się pod nosem z jego głupoty, ale następne słowa pozostawiły go w osłupieniu. - Niestety, ja nie jestem martwy.
W tym momencie znikąd pojawiły się cztery kopie czternastolatka, które chwyciły agresora za ręce. Odciągnęły go od oryginału, pozwalając mu działać. Szybko stworzył rasengana i natarł na przeciwnika, czując już smak zwycięstwa.
Kiedy blondyn biegł w jego stronę, zdążył wykonać serie niebywale szybkich ruchów. W ich wyniku klony zostały powalone na ziemię, w mniej niż trzy sekundy.
Nie widząc innej możliwości, tajemniczy wyciągną przed siebie rękę.
— Światło: Rozproszenie Mocy! — krzyknął głośno.
Nim wirująca chakra dała radę zetknąć się z jego skórą, z jego dłoni rozbłysło jasne światło, a Naruto został zatrzymany przez niewidzialną siłę. Starał się przepchnąć rozpływającą się w oczach technikę, lecz bez większego wyniku. Nagle jakaś energia odrzuciła ich od siebie na kilka metrów.
Zatrzymali się.
Zastygli w bezruchu przez dłuższą chwilę, dysząc ciężko i mierząc się spojrzeniem. Tajemniczy zaczął ponownie zawijać rękę w bandaż, z którego musiała się uwolnić podczas techniki. Blondyn dopiero teraz zwrócił większą uwagę na strój przeciwnika.
Miał on na sobie czarne, workowate spodnie, owinięte od kolan bandażami. Biała bluzka była wykonana z gęstej siatki i posiadała dość szerokie rękawy, upięte pod łokciami granatowymi pasami. Prawa dłoń ponownie została w całości ukryta pod opatrunkami, a lewą pokrywała dziwaczna, czarna rękawiczka. Wyglądała, jakby ktoś specjalnie wyciął z niej wierzchnią część, pozostawiając tylko obręcze materiał na nadgarstku i palcach, połączonych ze sobą paskami, podczas gdy kciuk był zasłonięty całkowicie, poza sferą opuszka. Na całość miał zarzucony biały płaszcz z niebieskimi ornamentami. Nie miał on dziur na ręce, czy rękawów, za to posiadał białą sprzączkę, wysoki, sterczący kołnierz i wielki kaptur.
— Nie jesteś martwy, huh? — zapytał. Tym razem nie było mu do śmiechu. — Całe szczęście — kontynuował, przedłużając ostatnie słowo — to można łatwo zmienić.
Wyskoczył w górę. Uzumaki szybko odskoczył na bok, spodziewając się pocisku, lecz nic takiego nie nastało. Wylądował na ziemi, odwracając głowę akurat by zobaczyć jak w jego ręce, znikąd pojawia się kusarigama*.
W następnej sekundzie łańcuch popędził w jego stronę, łapiąc go za nadgarstek. Sakryfikant został przyciągnięty siłą do przeciwnika. Po raz kolejny upadł a ziemię. Tym razem jednak okazało się to mieć dobre skutki, ponieważ pomogło mu to wyswobodzić się z zabójczej broni. Szybko podniósł się do pionu, cudem unikając uderzenia sierpem w bok. Oddalił się na bezpieczną odległość, myśląc jak pozbawić nieznajomego broni.
Oczywiście, napastnik nie dał mu zbyt dużo czasu do namysłu, ponieważ ponownie zmniejszył dzielący ich dystans. Przyparty do muru chłopak, postanowił działać instynktownie.
Początkowo chciał przechwycić narzędzie, łapiąc je za łańcuch, ale nic nie poszło po jego myśli.
Został zalany przez grad ciosów. Uchylił się przed kolejnym cięciem, lecz nie zdołał uniknąć mocnego uderzenia przez metalowy ciężarek, znajdujący się na końcu łańcucha. Został uderzony w rękę. Kolejny cios nadszedł w jeszcze bardziej niespodziewany sposób.
Niby nic wielkiego. Po prostu broń kolejny raz zderzyła się z nim, lecz tym razem padło na głowę.
Zastygł w miejscu, czując jak, łamią mu się kości. Zachwiał się niebezpiecznie i chwycił się za rękę. Shinobi zbliżył się do niego powoli kręcąc swoją ukochaną kusarigamą.
— Już nie jesteś taki żywy, co? — zakpił, kiedy Naruto padł na kolana, próbując opanować otępienie. — Mimo wszystko, muszę przyznać, że dawno tak nie walczyłem — wyznał. Uczeń Jiraiyi nie był w stanie stwierdzić, czy mu się coś nie pomyliło, ale mógł usłyszeć wyraźną nutkę ciepła i nostalgii w jego głosie. — Szkoda, że padło na ciebie — dodał niemal niesłyszalnie.
Po raz kolejny zamachnął się i wyprowadził cios. Potem kolejny. I kolejny.
Potomek Czwartego pomimo zadawanych ciosów nie osunął się na ziemię. Wciąż klęczał na drobnych kamieniach. Nie chciał skończyć w ten sposób.
— Nie wystarczy ci już? — warknął nieznajomy.
— Tak długo, dopóki jestem w stanie żyć — zaczął, powoli podnosząc wzrok — nie będę sobie odbierał tego daru. Nie poddam się.
Mierzyli się wzrokiem, aż nagle broń napastnika opadła bezwładni na ziemię. Tajemniczy spojrzał na swoją dłoń w szoku.
— Kiedy on?! — zapytał sam siebie, analizując wszystko ponownie.
W jego ręce tkwił kunai. Spojrzał rozjuszony na winowajcę, lecz go już nie było.
— Nie ukryjesz się przede mną — pomyślał, sięgając po upuszczony przedmiot.
Na niebie powoli zawitał księżyc. Patrzył na niego dłuższą chwilę z bestialskim uśmiechem.
Była pełnia.
— Idealnie — przemknęło mu przez myśl.
Zrzucił zamaszystym ruchem ręki kaptur z głowy. Jego kruczoczarne, proste włosy zafalowały wskutek nagłego ruchu. Jego blada cera zdawała się odbijać jasne światło satelity, a granatowe oczy przysłoniły się czerwoną mgiełką, pobudzone zapachem przyniesionym przez wiatr.
Człowiek.
— Gra się dopiero zaczyna — powiedział w myślach, pełen satysfakcji.
###
* kusarigama - (tak dla przypomnienia ^^) jedna z bardziej śmiercionośnych broni ninja wyglądająca jak ta w zdjęciu ponad rozdziałem
Hejka dzióbki!
Przepraszam za porę, ale tak to często bywa, kiedy człowiek jest zajęty...
JUTRO (a raczej już dziś) pojawi się ważna notka, dlatego proszę, abyście się z nią zapoznali.
Kolorowych sów - Senpai Shire
Ps. Przepraszam za edit.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top