34. Kasyno

Cześć dzióbaski!

Wiem, że rozdział miał być wcześniej, ale po prostu nie dałam rady tego napisać w takim terminie, w jakim chciałam.
Mimo to mam nadzieję, że część się spodoba.

Do napisania
Senpai Shire

###

Shintan siedział nad bezwładnym ciałem Naruto, przekrzywiając głowę w ciekawski sposób. To, co się działo w środku jego umysłu, było bardzo... Interesujące. Nieważne, że nie zrozumiał za wiele z tej konwersacji, jego Pan pewnie też nie potrafił wyciągnąć z niej czegoś sensownego. Słuchał jej uważnie przez kilka chwil, ta jednak zaczęła tracić jego zainteresowanie. Taki obrót spraw wcale go nie zdziwił.

Prawda jest taka, że członek ANBU nigdy nie lubił się nudzić, lecz rozbił to bardzo często. Wokół Naruto ciągle coś się działo i w sumie nim go poznał, nie miał pojęcia, że może przejawiać tyle emocji. Zawsze chodził znudzony, a cieszył się tylko na jakieś nieszablonowe, trudne misje, lub niespodziewane sytuacje. Między innymi dlatego jego świętej pamięci drużyna zawsze stresowała się, kiedy widziała go całego w skowronkach. Cieszył się, że z Uzumakim nie miał tego problemu.

Zaczął myśleć o chłopaku i nagle coś sobie przypomniał.

A może skoro nadarzyła się okazja - zaczął myśleć znudzony - to sprawdzę to, co zawsze mnie intrygowało w jego obecnym stanie?

Ponoć ciało sakryfikanta reaguje instynktownie, kiedy on znajduje się w swoim umyśle. Nigdy tego nie widział, a musiał przyznać, że brzmi to bardzo, ale to bardzo intrygująco. Po prostu musiał to zobaczyć. A jeśli dostanie podczas tego jakąś techniką, to nawet lepiej. Lubił, kiedy robiło się niebezpiecznie. Uśmiech wkradł się na jego usta. Właśnie znalazł sobie zupełnie nowe zajęcie.

Oczywiście nie chciał atakować Przeznaczonego. Co to, to nie! On chciałby tylko go sprowokować. Tylko tak o ciupkę. W końcu, co może pójść nie tak?

Z gotowym planem w głowie, wycofał się z umysłu syna Minato, mając nadzieję, iż nikt nie wyczuł jego obecności. W końcu nie chciał oberwać za podsłuchiwanie. Poza tym nie był samobójcą - nie miał najmniejszego zamiaru prowokować walki z Kyuubim. Spojrzał na wyglądającego na nieprzytomnego blondyna, kompletnie ignorując przechodzące obok płazy. Nie obchodziło go to, jak się na nich patrzą.

Z wielkim skupieniem wymalowanym na twarzy podniósł rękę i... Dźgnął chłopaka między żebra. Jak wielkie było jego zdziwienie, kiedy nie doczekał się żadnego odzewu z jego strony. Opadł nieco na duchu, lecz nie poddał się tak łatwo. Nie na darmo był pamiętany w ANBU jako jedyna osoba, co potrafiła wkurzyć Itachiego! Tym razem postanowił wbić mu palec w twarz. Już miał wykonać swój przebiegły plan, kiedy na drodze stanęła mu ręka.

- Nawet o tym nie myśl - wymruczał Uzumaki, po czym uchylił lekko powieki.

Nad nim wisiał siedzący obok niego Ogar, który zawiesił ponad jego twarzą dłoń z wysuniętym palcem wskazującym. Zielone tęczówki wpatrywały się z lekkim zdziwieniem w błękitne, które odbijały cień rzucany na nie przez sylwetkę starszego chłopaka.

Niebieskooki prychnął pod nosem, po czym chwycił Szakala za czoło i odepchnął jego głowę z iskierkami rozbawienia w oczach. Bies spojrzał na niego, nie rozumiejąc, czemu to zrobił, lecz okazało się, że jego Przeznaczony najnormalniej w świecie chciał wstać i otrzepać swoje ubranie.

Shin-Shin bez skrępowania wszedł w jego umysł, sprawdzając, co też zajmuje jego myśli. Zazwyczaj starał się nie naruszać jego strefy w tak perfidny sposób, ale nie mógł się powstrzymać. Tak się za nim stęsknił, że aż zabrakło mu słów do opisania swojego stanu! Czuł się, jakby usychał i tonął w tym samym momencie. Pod koniec okresu ich rozłąki nawet nie potrafił jeść ani pić. Zupełnie jak szczeniaczek, który został zostawiony przez swojego pana. Sam nie wiedział co było gorsze - to jak paskudne było jego samopoczucie, czy to, że w jego głowie, czaiła się obawa, iż jeśli nie wróci sam, to zostanie porzucony.

- Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - padło pytanie z ust Naruto, który ciągnął go gdzieś przez tłum żab.

- Co? - wypalił niezbyt inteligentnie, wynurzając się ze świeżych wspomnień. - Gdzie idziemy?

- Czyli nie słuchałeś - westchnął i wywrócił oczyma. - Jak już powtarzałem jakiś trzeci raz, wychodzimy stąd i idziemy do Suny. Musimy znaleźć Zboczeńca i Sakue.

- Sakue? - zamyślił się. - Nie znam nikogo takiego. Kto to?

- A taka tam jedna wampirzyca, co ogólnie chyba miała mnie zabić, ale finalnie pomogła mi i Jirayi.

- Chyba?

- Tak. W sumie to mnie nie zaatakowała, jednak słyszałem, że ktoś wielokrotnie szykował się do zadania mi ciosu pośród drzew, jednak do tego nie doszło. Poza tym później mnie unikała, lecz podążyła za nami.

- To nie musi znaczyć, że chciała cię zabić - stwierdził, powstrzymując się od ziewnięcia.

- Umiem wyczuć intencje otaczających mnie ludzi.

Dziedzic wampirzego tronu zatrzymał się gwałtownie i obrócił się, by spojrzeć towarzyszowi w twarz. Pomimo iż jego twarz była niewzruszona, Shintan widział w niej coś, co od razu ocuciło go ze znudzenia. Był to smutek. Chciałby wiedzieć, czemu się pojawił w jego ekspresji, ale oglądanie go nie było niczym przyjemnym.

- Z resztą to nie jest ważne - blondyn spojrzał gdzieś w bok. - Jeśli będzie chciała, to sama mi wszystko wyjaśni.

Nastała chwila ciszy, którą postanowił przerwać demon. Nie miał serca patrzeć na niego w takim stanie, dlatego też postanowił jak najszybciej zmienić temat. Skupił swoje myśli na wizycie w Piasku. Może wydać się to śmieszne, ale nie mógł się już jej doczekać. Nigdy nie był tam w celach rekreacyjnych. Jako ANBU nie miał prawa do odpoczynku w obcym mieście. Tyle razy chciał się położyć na dachu jakiegoś budynku i pójść spać na tym cieplusim słoneczku! Poopalać się, odwiedzić jakiś basen, a nawet jeśli by tam go nie znalazł, to mógłby wybudować go kilkoma jutsu. Wszystko, aby pluskać się w zimnej wodzie... Albo lepiej! Zagrać w piłkę wodną! Wreszcie będzie mógł to wszystko zrobić!

Wraz z tymi wizjami, do jego mózgu dotarła jedna myśl:

Czemu mamy się wlec tam tyle kilometrów?! - zapytał w głowie. - O nie! Ja sobie wyjazdu rekreacyjnego zepsuć nie dam - postanowił, czując, jak jego cierpliwość zmniejsza się z każdą sekundą.

- A tak właściwie to po kiego czorta ciągniesz mnie przez pół wioski? - nadąsał się, patrząc na niego z obrażoną minką.

- Już mówiłem. Idziemy do innej wioski. Musimy stąd wyjść.

- Ale mi się nie chce - zawył, a ramiona mu opadały na myśl, jak długa droga czka ich przed weekendem, lecz wtem wpadł na pewien pomysł.

Podczas gdy dziedzic tronu siedział z dwoma lisami, on nauczył się nowej sztuczki. Co prawda jeszcze jej nie przetestował, ale kiedyś musi być ten pierwszy raz.

Nie wyjaśniając nic półwampirowi podszedł go od tyłu i zasłonił oczy. Nim Uzumaki zdążył coś powiedzieć, skupił się na konkretnym miejscu. Jeszcze w tej samej sekundzie zaczęła otaczać ich wychodząca z niego czarna mgiełka. Zanim ktokolwiek zdążył odnotować na owe dziwne zjawisko, zniknęli, pozostawiając po sobie ciemny dym.

---Suna---

Słońce górowało wysoko na niebie, sprawiając, że ulice niemalże całkowicie opustoszały. Tylko kilku nieszczęśników przebywało na tym skwarze. Temperatura była bardzo wysoka nawet jak na pustynny klimat, który zazwyczaj tu panował. Większość ludzi chowała się w budynkach i niemal spazmatycznie szukało ochłodzenia w każdym możliwym źródle. Ciepłe powietrze unosiło się w przestrzeni i wyginało lekko obraz, pokrywając go rozmazanymi, charakterystycznymi falami.

Tuż przed bramą wioski panowała identyczna sytuacja, którą dzielni strażnicy starali się znieść, jak najlepiej tylko potrafili. Stali wyprostowani, dumni i groźni jak zawsze, jednak po ich ciele spływały stróżki potu, choć żaden by się do tego nie przyznał. Uczucie gorąca jednak zostało zrzucone na dalszy plan, kiedy na horyzoncie najpierw ukazał się czarny, świetlisty kształt, który po chwili został zastąpiony przez dwóch ninja. Strażnicy spojrzeli ku sobie porozumiewawczo i wyglądali zbliżających się ludzi, gotowi na wszystko.

W tym samym czasie owi shinobi zdążyli otrząsnąć się po niecodziennym sposobie podróży. Shintan puścił swojego pana i pełen entuzjazmu rozłożył ręce. Zrobił obrót wokół własnej osi i wziął głęboki, głośny wdech.

- Nie ma to, jak pustynia - stwierdził z powalającym ilością szczęścia uśmiechem. - Gorąco, sucho i bez życia. Prawie jak w domu - ucieszył się. - A ty co sądzisz Naruto?

- Następnym razem jak będziesz chciał nas przenieś to uprzedź - powiedział i ruszył przed siebie. - Poza tym, co to miało być? - Ogar podbiegł do swojego Pana z błogą przyjemnością wypisaną na twarzy.

- A taka tam jedna technika Biesów. Demony i takie tam - machnął ręką, mrużąc oczy radośnie. - Ale dziś jest tutaj wyjątkowo cieplutko - rozmarzył się, a jego chód zaczął przypominać radosne podskoki.

- Yhy - skwitował sytuację Uzumaki.

Shintan ściągnął usta w dzióbek i wyprzedził młodszego, przez co on sam teraz szedł tyłem.

- Nie cieszysz się? - zapytał, kiedy zatrzymali się przy wejściu do wioski.

- To nie tak, że się nie cieszę. Mamy się tu spotkać z Jiraiyą- z drugim zdaniem zwrócił się do shinobich Piasku, którzy bez zbędnych pytań usunęli się z przejścia. - Po prostu odbieramy ciepło nieco inaczej - ruszył dalej, słysząc za sobą szybkie kroki członka Fundamentu.

- Długo tu zostaniemy?

- Nie mam pojęcia - przyznał Uzumaki. - Jeszcze nikt mi nie powiedział, co będzie następną częścią mojego treningu.

- Moglibyśmy wrócić do Oni no Kuni - zaproponował. - Ale najpierw czekają nas długie, porządne wakacje - rozluźnił się, czując już smak wolnych dni.

Błękitnooki zaśmiał się pod nosem, jednak wystarczająco głośno, by wyostrzone zamysły Szakala wychwyciły ów dźwięk. Jinchuuriki sięgnął do swojego pasa, lecz przy nim natrafił na pustkę. Spojrzał cierpiętniczo w jasne niebo.

No tak - pomyślał. - Mnie przeniósł, ale moje rzeczy już zostały.

- Wiesz, w sumie jest tutaj siedziba mojego wydawnictwa - zaczął, ostrożnie dobierając słowa. - U żab miałem tyle wolnego czasu, że zdążyłem napisać ostatni tom mojej książki. Gdybym miał tutaj zwój z rzeczami, mógłbym tam podejść i wtedy byśmy musieli tutaj trochę zostać...

- Chodzi o ten zwój?

Półwampir zatrzymał się gwałtownie i spojrzał przez ramię na swojego Ogara. Trzymał on w ręce średniej wielkości, klasyczny zwój zabezpieczony drobnym paskiem z ozdobnym wiem. Demon spojrzał krytycznie na przedmiot i potrząsnął nim, zarzucając z niego jakiś ciemnoszary pył.

- Wszędzie pełno tego durnego czepliwego czegoś - mruknął sam do siebie, patrząc, jak chmura kurzu upada na ziemię.

Sakryfikant zastanawiał się, kiedy zdążył to przywołać i co ważniejsze: jak? To wyglądało tak, jakby mógł sięgnąć po cokolwiek, niezależnie od położenia. To jakby nie patrzeć, było przerażające. Czy to w ogóle ma jakieś ograniczenia?

- Dziękuję - powiedział, zabierając swoją własność. - W środku są wszystkie moje rzeczy.

- Wiem - posłał mu najbardziej niewinny uśmiech, jaki blondyn widział w całym swoim życiu. - W końcu inaczej by ci tak na tym nie zależało. To teraz co? - zapytał, klaszcząc w dłonie. - Najpierw papu, czy opalanie?

- Kasyno - w ich rozmowę wciął się nowy głos. - Jiraiya tam siedzi od kilku godzin.

Tuż obok Naruto wylądowała śliczna, białowłosa dziewczyna, której wzrok od razu skierował się na nieznajomego. Patrzyła na niego kilka chwil beznamiętnie, jakby próbowała coś zrozumieć.

- Oj, bo się zarumienię! - pisnął z jedną ręką na policzku konoszanin, machając na nią drugą dłonią.

Dziedzic Namikaze oparł czoło o rękę w geście załamania, a wampirzyca po paru sekundach odwróciła wzrok od Ogara, kładąc go wymownie na blondynie.

- Sakue, Shintan - wskazał na ANBU ręką. - Shintan, to jest Sakue.

- Nie ma na to czasu - stwierdziła dziewczyna, kiedy Shin-Shin chciał uścisnąć jej zgrabną dłoń. - Za chwilę Jiraiya spije się o jeden kieliszek za bardzo - ruszyła w tylko sobie znanym kierunku. - Macie pomóc mi go stamtąd wyciągnąć.

---Na pustyni---

- Sasori - wychrypiał człowiek w ciemnym płaszczu w czerwone chmurki. - Umieram - padł na rozgrzany piach, a jego przesadnej wielkości kapelusz potoczył się gdzieś daleko. - Na piachu jest jeszcze gorzej - stwierdził, podnosząc głowę.

- Nie przesadzaj Deidara.

Powiedziała zgarbiona, niska osoba, ubrana w ten sam sposób. Blondyn wypluł trochę piasku z ust, po czym spojrzał hardo a towarzysza.

- Odezwał się ten, co nie ma ciała.

- No już, wstawaj - ruszył w kierunku majaczących przed nimi murów. 

- Mogę się czołgać? - zapytał za nim niebieskooki.

- Jeśli nie będę musiał na ciebie czekać.

- I po co ci się tak spieszy? -niebieskooki podniósł się i sięgnął po nakrycie głowy. - Przecież to ja mam z nim walczyć.

- Bo im szybciej się uwiniemy, tym szybciej będziemy w domu.

- Hn - prychnął pod nosem, ale w duchu nie mógł nie przyznać mu racji. Jedyne co mi zostało, to pójść cicho za partnerem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top