33. Delegacja
Cześć dzióbki!
Nareszcie nowy rozdział!
...
Tsa XD
Przepraszam za tak długą przerwę. Niestety - jak już mówiłam - miałam problemy z jedną postacią, dlatego nie było rozdziałów. A kiedy w końcu wiedziałam już co napisać, to życie postanowiło mi pokazać, że jednak nie mogę.
Ale teraz już jestem, rozdział jest, więc cieszcie się i radujcie, albo rzućcie we mnie kamieniami, czy co tam jeszcze chcecie. Tylko jeśli chcecie wiedzieć co dalej pamiętajcie by oszczędzić paluszki i moja zrytą głowę 😂😂😂
W każdym razie życzę miłego go czytania i z góry przepraszam za błędy :3
Senpai Shire
Ps. Obrazek tradycyjnie na temat 😋
###
- Nie, obawiam się, że to ty nie rozumiesz - wściekłe warczenie wydobyło się z krótkiego, lisiego pyska.
- Wciąż nie mogę zrozumieć twojego problemu Tanebi-san - ogromna żaba spojrzała z ukosa na swojego rozmówcę, który został z łatwością przysłonięty przez dym unoszący się z ogromnej fajki.
Kolejny biały obłok opuścił ze świstem jego płuca. Wygiął wielkie, wyraźnie nadęte, ropusze wargi, wysuwając spomiędzy nich drewniany przyrząd. Przymknął powieki, marszcząc czoło.
- Dobrze wiesz ropucho przebrzydła - szczęka wyposażona w ostre kły zacisnęła się, by lepiej móc obnażyć zębiska przed o wiele większą istotą. Bunta prychnął rozbawiony.
Stojący nieopodal strażnicy poruszyli się niespokojnie, słysząc ton obcego, jednak zostali uspokojeni poprzez swojego przywódcę. Lekceważące machnięcie ręką było równoznaczne z rozkazem spoczęcia.
- Nie mam pojęcia czego taki lis jak ty może chcieć od żab z Góry Myooboku - przyznał, bawiąc się trzonem cygarniczki, jeżdżąc nim po błonach między palcami.
- Lisica ty ślepy, tępy laczku! - czarna kita zafalowała zjeżona do tego stopnia, że przypominała szczotkę do butelek.
Gamabunta zaśmiał się w sposób, jaki mały summon stojący przed nim odebrał za obraźliwy i szyderczy.
Co większy laczek, to głupszy - wyklinała go w myślach, zła na wszystko wokół. - To ja ruszam swoją puchatą kitę specjalnie dla tych ropuch, a one tak mi się odwdzięczają?!
- Bądź co bądź - fajka płaza ponownie znalazła się w jego ustach - jak już mówiłem, nie mam pojęcia, czego od nasz oczekujesz.
- Chociażby durnego przywitania godnego zastępcy przywódcy klanu lisów - wyprostowała swoją, do tej pory zgiętą w bojowej pozycji, szyję, by podkreślić wagę swoich słów, lecz jej futro wciąż pozostawało mocno nastroszone. - Wiedzieliście, że przybędę.
- A ty doskonale zdajesz sobie sprawę, że wasza rasa nic już nie znaczy - powiedział ropuch, mierząc drobne zwierzę wzrokiem.
Przed nim stała mała, puchata lisica. Była dorosła, jednak wciąż bardzo drobna, co rzucało się w oczy również przy przedstawicielach jej gatunku. Jej czarne niczym węgiel futro, wydawało się wręcz smoliste i mocno natapirowane nawet na pysku. Przez wszędobylski, nieprzenikniony, ciemny kolor przebijało się wściekle fioletowe, jasne spojrzenie bystrych oczu, które zostały przysłonięte gniewem.
- Nie macie wodza - wymieniał dalej - ani jednego, podpisanego kontraktu - zrobił przerwę i przybliżył swoją wielką twarz do poziomu rozmówcy. - Praktycznie przestaliście istnieć.
- Lepiej zniknąć, chroniąc swoją potęgę przed niegodnymi jej ludźmi, niż pomagać im niszczyć wioski dla zwykłej zachcianki - sarknęła tak blisko jego głowy, iż niemal ugryzła go w brodę.
Wielki płaz wyczuł jej aluzję z niezadowoleniem. Spojrzał w oczy ssaka, co samo w sobie stanowiło spore wyzwanie, gdyż intensywność jej wzroku była niezrównana. Ich spojrzenia starły się w zaciętej walce, która była z góry przesądzona. W końcu oczy wodza żab drgnęły lekko w bok, a on sam odsunął się na poprzednią odległość.
- Zapytam tylko jeszcze jeden raz - zagroziła lisica, zbliżając się do zmiennocieplnej istoty. - I dobrze radzę, nie zmuszaj mnie do łamania zasad delegacji - wybiła się płynnie i wylądowała na nosie ropuchy z charakterystyczną dla lisów lekkością i gracją. - A teraz gadaj. Gdzie. On. Jest?
---U Naruto---
- Do zobaczenia Naruto - stara żaba skinęła lekko głową na pożegnanie blondyna, który właśnie opuszczał budynek.
- I co? - zapytał Shintan, odpychając się od ściany, o którą się opierał.
- Wszystko w porządku. Jutro możemy stąd iść.
- Nie chcesz najpierw nauczyć się korzystać ze swoich nowych umiejętności? - zapytał lekko skołowany, lecz wciąż radosny.
- Chcę - przyznał - ale nie muszę tego robić tutaj. Wszystko załatwimy z Kuramą w nocy. Z jego pomocą opanowanie pierwszego stopnia tego doojutsu powinno być dziecinnie proste. Zwłaszcza wewnątrz umysłu.
- Rozumiem... A mogę zobaczyć? - wyszczerzył się do niego, uradowany nie wiadomo czym.
- Konkrety Szczeniaku - upomniał się swoim tradycyjnym tonem. - W przeciwieństwie do ciebie, ja nie czytam ci w myślach.
- Chcę zobaczyć twój Pawaagan! - chwycił go za rękę i zaczął nią szarpać jak pięciolatek domagający się słodyczy. - Proszę!
- Cicho bądź - wyrwał dłoń z żelaznego uścisku i zaczął zabijać szatyna wzrokiem. - Jak tak dalej będziesz krzyczeć, to wszyscy będą wiedzieć.
- Pawaagan?
Cichy, niemal niesłyszalnie zachrypnięty, lecz przyjemny dla ucha głos przerwał ich rozmowę. Uzumaki miał ochotę sprzedać swojemu Ogarowi wielkiego, należycie silnego kopniaka w cztery litery. Na szczęście dla niego, umiał kontrolować swoje emocje jeszcze lepiej niż swoją chakrę podczas "rozmów z matką naturą". Obrócił się na pięcie, gotowy do wciśnięcia jakiegoś kiczu ciekawskiemu płazowi, lecz jego oczy natrafiły na pustkę.
- Na dole durniu - Shin-Shin zachichotał, podczas gdy dziedzic Namikaze z poirytowaniem spojrzał we wskazanym kierunku.
Ku jego zaskoczeniu nie zastał tam jednak żaby, czy ropuchy, tylko czarnego lisa. Odruchowo kucnął przy zwierzęciu, do którego mimowolnie czuł sporą sympatię. Kyuubi nauczył go, jaka jest prawdziwa twarz tych stworzeń. Poza tym, jak mógł nie lubić rasy swojego brata? To on go wychował i żadne zwierzę na tym świecie nie miało tak miłego futerka, jak on.
- Cześć mała - przywitał się, lecz nie wyciągnął ręki w jej stronę. W końcu summon to nie zwierzę i musi nawiązać więź, by dał się dotknąć.
Spojrzenie stojącego przed nim drapieżnika złagodniało lekko, lecz wciąż wyglądał na zirytowanego życiem. Zmierzył go badawczo.
Chyba nie jesteś jednak takim idiotom - stwierdziła w myślach lisica, po czym cofnęła się kilka kroków od nieznajomego.
- Mówiłeś coś o Pawaaganie - zaczęła od sedna sytuacji. - Skąd o nim wiesz?
- Pawaagan? - powiedział blondyn z udawanym zdziwieniem godnym Oscara. - Musiałaś się przesłyszeć. Rozmawialiśmy o bałaganie, nie jakimś pawaaganie.
- Chcę zobaczyć twój bałagan? - zacytowała z uniesioną brwią i niedowierzającym spojrzeniem. - Myślisz, że jestem na tyle głupia, by w to uwierzyć?
- Wiem, że to brzmi dziwnie, ale wszyscy twierdzą, że jestem strasznym pedantem, a w domu mam niezły bałagan, bo żaba mi przez mieszkanie przeleciała i wszędzie jest pełno tego dziwnego śluzu... - wypalił z wymówką godną samego Kakashiego. Jak na złość nic nie chciało mu przyjść do głowy.
Nim zdążył dokończyć zdanie, Szakal zawył ze śmiechu. Uzumaki obrócił się tak, by móc go zabić wzrokiem, co niestety się nie udało.
- Prze... Przepraszam! - Shintan upadł na ziemię, śmiejąc się jak wariat. Po chwili przewrócił się na plecy i zakrył twarz dłońmi. - Wyobraziłem to sobie! Rozumiesz?! O Kami! Biedna, wzdęta żaba!
- Wybacz koledze - poprosił jinchuuriki wracając do niej spojrzeniem z mentalnym facepalmem. - Wciąż wieży, że gazy mogą robić za napęd podczas lotu.
Zapadła chwila ciszy, przerywana przez spazmatyczne wybuchy śmiechu Ogara. Małe zwierzę ninja patrzyło z drżącą powieką na towarzysza swojego rozmówcy. Mimochodem zaczęła się zastanawiać, który z nich jest głupszy. Ten, co wymyśla takie historie, czy ten, co nie potrafi powstrzymać śmiechu.
- Naruto pedantem! - wykrzyczał przez łzy szatyn, obracając się do nich plecami.
- Wiesz co? - zapytała półwampira, siląc się na spokój. - Nie jest ważne skąd wiesz o tym doojutsu - stwierdziła, powodując głośniejszą salwę śmiechu w tle. - Ważniejsze jest to, skąd je masz - warknęła, jawnie obnażając kły.
- Mówiłem już, że nie wiem, o czym mówisz - szedł w zaparte.
- Kłamca - wycedziła z jadem, a jej sierść nastroszyła się do granic możliwości. - Nie chcesz powiedzieć po dobroci? Dobrze. Będzie po złości.
Zanim ktokolwiek zdążył zareagować na jej słowa, ta już leciała w stronę dziedzica rodu Namikaze. Wylądowała na nastolatku, przewracając go. W następnej sekundzie jej szczęka kłapnęła przy jego twarzy. Widząc to wszystko, chłopak chwycił ją odruchowo za gardło i kark, próbując odepchnąć zwierzę. Nie okazało się to jednak takie łatwe, a sam summon zdawał się ważyć o wiele więcej, niż powinien.
- Czuję go - wycharczała lisica, która była lekko podduszana przez uścisk ofiary. - Spotkałeś go!
Słysząc dźwięki szamotaniny, Bies poderwał się i ruszył na pomoc swojemu Panu, lecz ten nie chciał by się wtrącał.
- Ani mi się waż - zagroził. - Sam sobie poradzę.
Po tym stwierdzeniu skupił się na swoich ramionach. Może nie mógł korzystać ze swojej prawdziwej siły, jednak zawsze istniała możliwość oszukania mechanizmu blokady. Wystarczyło, że skupi się odpowiednio, skumuluje siłę i użyje jej.
Pchnął psowatą agresorkę, jednak to wciąż było za mało. Ta z szokiem wymalowanym w oczach została odrzucona o kilkadziesiąt centymetrów. Naruto wiedział, iż nie jest to bezpieczna odległość. Nie czekając na to, jak zwierz znów opadnie na jego ciało, kopnął go nogą, posyłając do tyłu.
To coś, chyba do ciebie - powiedział do Kyuubiego w myślach, łącząc fakty.
Wykorzystując chwilę spokoju, zaczął składać dłonie w odpowiednie formacje. Chciał przenieść tę nadpobudliwą istotę do Kuramy, którego prawdopodobnie szuka. Niestety to nie było takie łatwe, a do umysłu można dojść tylko za pomocą techniki. I dużej ilość pieczęci.
Nie doszedł choćby do połowy, a znów został przegnieciony ciężkim cielskiem czarnej lisicy. Nie chciał dać się pogryźć, więc ponownie chwycił ją tak, by nie mogła go dosięgnąć.
Może byś pomógł ty leniwy lisie - zawołał lekko podirytowany do swojego brata w myślach. - To twój gość.
Na odzew ze strony dziewięcioogoniastego demona nie musiał długo czekać. Znajome uczucie opanowało jego ciało i już po sekundzie mógł wyczuć pod plecami miękki dywan.
- Ty parszywa, czarna lisico - żachnął się, nim kopnął ją w brzuch i posłał na drugi koniec pomieszczenia. - Nie można mówić, o co chodzi, tylko z zębami wyskakiwać?
- Tym razem muszę się zgodzić z gakim - głęboki baryton dołączył do ich rozmowy. - Nie trzeba było być tak nerwowym - skarcił przedstawicielkę swojego gatunku Bijuu.
Fioletowe oczy zamrugały w przyspieszonym tempie, kiedy ich właścicielka podnosiła się z podłogi.
- On tylko strzegł tajemnicy - dziewięć ogonów Kuubiego zafalowało ostrzegawczo i oddzieliło półwampira od jego oprawcy.
- Kyuubi-sama - przez pysk agresorki przebiegł nieodgadniony wyraz, który zniknął tak szybko, jak się pojawił. - Nareszcie - dodała po chwili, kiedy na jej wargi wkradł się wyraźnie krzywy grymas złości.
Samica dźwignęła się na futrzane łapy i zbliżyła do nich pewnym krokiem. Powiększyła się nagle do sporych rozmiarów. Teraz sięgała rudemu lisowi do torsu, mimo to trudno było ocenić jej rzeczywisty rozmiar - w końcu Kyuubi siedział, a ona stała.
To dlatego ten kloc tyle ważył - stwierdził blondyn, obserwując nieznajomą, lecz już po paru sekundach widok przysłoniły mu puchate, pomarańczowo-czerwone ogony. Nim się obejrzał został ogrodzony szczelnie przez anikiego od czarnego summona, który swoją drogą przestał zwracać uwagę na człowieka.
Zatrzymała się kilka (ogromnych) kroków od nich, mrużąc oczy i nos, tak, jakby właśnie poczuła jakiś wyjątkowo nieprzyjemny zapach.
- To ja tutaj biegam po kilku krajach, staram się dostać do tej zapyziałej dziury - zaczęła marszcząc się jeszcze bardziej - a ty wciąż siedzisz w człowieku?!
- Uważaj, jak się do mnie zwracasz.
- Siedź cicho przerośnięta wiewiórko! - krzyknęła na niego, kompletnie zapominając o szacunku, jakim go darzy.
Kurama na te słowa skulił się lekko, lecz zaraz się wyprostował jak struna. Nie będzie okazywać swojej słabości pierwszemu lepszemu poddanemu. Tylko jedna rzecz nie dawała mu spokoju... Skądś znał ten głos. Nigdy nie ulegał nieznanym mu osobom, nawet gdy te były silniejsze od niego, ale ta lisica kogoś mu przypominała. Tylko kogo?
- Musiałam przeszukać dwa kraje! W tydzień! Wiesz jak trudno wejść do Fundamentu?! - warczała na niego dalej. - O tej żałosnej górze nie wspominając! I co ja mam teraz powiedzieć Kazume i Himawe?!
Te słowa zadziałały na Kyuubiego porażająco. Zapominając kompletnie o tym, kogo trzymał bezpiecznie pomiędzy ogonami, doskoczył do fioletowookiej. Jednym płynnym ruchem powalił ją na ziemię i uniemożliwił poruszanie się, podczas gdy Naruto z głośnym: "Ej!" musiał się pogodzić z awaryjnym lądowaniem na ścianie.
- Skąd ich znasz? - zawarczał, patrząc na nią spod byka.
- Sam dałeś mi ich pod opiekę ty sklerotyku - powiedziała, nie tracąc zawziętości.
- Nie - ściągnął czoło, starając się sobie przypomnieć dzieje sprzed wielu lat. - Powierzyłem ich białej lisicy... Cholerycznej jak ty, ale nie jestem na tyle durny, by nie odróżnić kolorów.
- Czyli jednak miałam racje, że skleroza cię dopada staruszku - spojrzała mu prosto w czerwone oczy. - Nazywam się Tanebi - wycedziła. - Sam nadałeś mi to imię i dałeś pod opiekę tamte lisy. Po twoim odejściu musiałam objąć rządy i...
- Kolor futra ci się zmienił. - dokończył za nią.
- Dokładnie - potwierdziła.
Lis powoli zszedł z niej, pozwalając, by znów się podniosła.
- Naruto - demon zwrócił się do siedzącego na ścianie blondyna. - Musisz wyjść. To nie będzie... Pokojowa konwersacja.
- Chyba śnisz - zaoponował.
- Nie mam teraz na to czasu - warknął ni to na niego, ni to na lisicę. - Idź do Shintana i ruszcie do Suny jak Jiraiya ci kazał.
Nim młody wampir zdążył cokolwiek powiedzieć, został wyrzucony z umysłu.
Tego jeszcze nie było - skwitował w myślach. - Żeby z własnego mózgu dostać bana.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top