30. Szczenię wśród kijanek

---Trzy miesiące później---

Długie, blond kosmyki spływały lekko po plecach ludzkiej sylwetki. Siedziała ona po turecku z zamkniętymi oczami i spokojną twarzą. Nieruchome ciało poruszało niemal niewidocznie swoją klatką piersiową, dostarczając tylko minimalne dawki tlenu, lecz owa osoba się tym nie martwiła. Ćwiczyła ciężko przez poprzednie dni i była pewna, że jest już gotowa na kolejny etap w swoim życiu.

Chakra z otoczenia wrzała delikatnie wokół Naruto - bo tak na imię miała ta osoba - jakby bawiła się z nim w podchody. Zbliżała się niewyobrażalne blisko, zdawała się już samoistnie łączyć z jego własną, lecz ona tylko muskała ją niczym liść wodę i uciekała ze śmiechem od drgających fal energii. Miłe uczucie wzburzonej, a jednak spokojnej energii pozostawało w jego ciele na chwilę, pozwalając ruszyć jej w pogoń, za bliźniaczką, a gdy oddaliła się za bardzo, natychmiastowo wracała.

Co on robił? Nie miał pojęcia. Sam nazywał to relaksem, jednak ropuchy widząc jego zajęcie, szeptały o nim jako o rozmowie z Matką Naturą. On nie przepadał za tą nazwą, w końcu z nikim nie rozmawiał, więc czemu miał to traktować jak konwersacje? No właśnie.

Energia naturalna zbliżyła się do niego śmielej, łaskocząc w nos i jego własną chakrę. Odpowiedział jej tym samym, starając się zrobić to jak najdelikatniej. Nie trzeba być orłem, by zauważyć, jak wielkie pokłady tej stanowiącej enigmę energii posiadał, a co za tym szło - trudno było mu manipulować delikatnymi, niemal czułymi wiązkami. Było. Teraz, po wielogodzinnych "rozmowach z Matką" potrafił to z robić bez większego skupienia, chociaż wciąż z lekkim trudem.

W pewnym momencie natura wepchnęła wręcz do niego swoją chakrę, zmuszając do zmieszania z własną oraz przyswojenia jej. Zdziwiony nagłym gestem podskoczył, rujnując kilkugodzinną medytację. Szybko zmieszał energie, czując, jak wzrasta w nim złość.

Znowu to samo - warknął na siebie w myślach. - Jak mam osiągnąć pełny potencjał tego jutsu, skoro tak łatwo mnie rozproszyć?!

Wstał, mimochodem sprawdzając stan swoich kłaków, w które tradycyjnie zdążyła zaplątać się jakaś gałązka. Wiedział, że czas je ściąć, tylko czy nie zmarnuje w ten sposób odtrutki na wampirzy jad? Nie chciał tego, ale z drugiej strony jej zapas szybko się uzupełniał, a same włosy zaczęły rosnąć jak szalone. Kto to widział, aby w niecałe trzy miesiące włosy urosły o bite czterdzieści centymetrów... To brzmi tak samo nieprawdopodobnie, jak fakt, że właśnie szedł do świętej fontanny ze specjalnym, żabim olejem, przez las wysokich liści na Znakomitej Górze Drzew.

Tak, już czas wezwać psychiatrę i zmienić dilera.

Stanął przed brązowym płotkiem, średniej wysokości, który i tak wyglądał, jakby stał tutaj tylko dla ozdoby. Oparł swój ciężar na jednej z desek i przyjrzał się niespokojnej tafli.

Siedział tutaj już sporo czasu. Opanował senjutsu bez większego problemu, a Wielcy Ropuszy Mędrcy tradycyjnie stwierdzili, że jest jeszcze głupszy od Jiraiyi. Oczywiście Tryb Mędrca nie stanowił dla niego żadnej zagadki, ponieważ zaczął go często i wprawnie używać podczas treningów. Teoretycznie, jak i praktycznie, nie miał już czego tutaj szukać, zwłaszcza, iż jego dzień polegał na rutynie: Kurama, trening, żaby, trening, natura, medytacja i znowu trening z Kuramą na tyle ile umysł pozwalał. Stary Zboczeniec pewnie kazałby mu wracać, ale on miał swoje plany, na które ropuszki się zgodziły... Sensei był na przegranej pozycji. Nawet się nie dowie.

Westchnął lekko, próbując pojąć, gdzie znowu popełnił błąd podczas medytowania. Był wyciszony, spokojny oraz skupiony odpowiednio, tego był pewny na sto procent. Nie zrobił żadnego błędu podczas kontaktu z energią, w końcu nie chciał jej pochwycić. Wpatrywał się niewidzącym wzrokiem w swoje zniekształcone, ruchome odbicie, aż w końcu sięgnął ku tafli ostrożnie. Przecież ostatnim czego by chciał, to skończyć jako posąg.

- Nie powinieneś już tego używać - upomniał, a raczej zabronił mu znajomy głos.

Uzumaki zatrzymał się i obrócił w kierunku rozmówcy. Kiedy jego oczy natrafiły na pomarańczowego płaza, od razu wykonał rozkaz i zbliżył się do niego z lekkim uśmiechem.

- Gamakichi - rozpoznał starego znajomego, który kiedyś uratował mu zad, wstawiając się u swojego ojca. - Kilka centymetrów więcej i bym cię z koparką pomylił!

- Dzięki, trochę mi się urosło - ropusze wargi wygięły się w dumnym uśmiechu.

Błękitne oczy zmierzyły pomarańczowego summona uważnie, starając się wyłapać wszystkie zmiany. Teraz syn Bunty był ponad czterokrotnie większy niż psy tresowane przez ród Inzuka. Jego brodawki stały się bardziej widoczne, a sam kolor został delikatnie przytłumiony. Oprócz szarej kamizelki miał też w pasie przepaskę, a u boku drewnianą atrapę katany. Obrysowane na ciemno usta wygięły się ponownie.

- Ale na serio nie możesz już używać tego oleju. Z tego, co słyszałem, jesteś pierwszym od dawna, który tak dobrze opanował senjutsu - podszedł do niego w jednym susie. - Ponoć nawet rozmawiasz z Matką Naturą - błękitnooki skrzywił się mimowolnie.

- Nie nazwałbym tego rozmową.

- Czemu? - zaciekawił się płaz.

- Ponieważ jedyne co robię to bawienie się z energią. Nic więcej. Po prostu ona mnie otacza, dotyka, a nawet zaczepia moją chakrę.

- To nieźle - przyznał ropuch. - W takim razie musiałeś mocno się do niej upodobnić.

- Co masz na myśli?

- Skoro natura sama do ciebie podchodzi - tłumaczył spokojnie - to twój przepływ chakry oraz ona sama muszą być podobne do zwierzęcej albo roślinnej.

- Nie rozumiem co cię tak podnieca - przyznał, sięgając po włosy w celu ich spięcia. - Człowiek też zwierze, tylko o wiele słabsze i bardziej prymitywne - przerwał, by wykonać ostatnią pętlę, przez którą przełożył wysokiego kucyka. - I często łatwiejsze do zabicia.

- Nie o to chodzi - pośpieszył ze sprostowaniem swojej wypowiedzi. - Ludzie mają inny, bardzo powolny, burzliwy i niestabilny przepływ, a same kanaliki są wąskie. Aby tak się połączyć z naturą, musisz mieć bardzo spokojny nurt energii, a co za tym idzie, prawdopodobnie jest on szybki oraz opanowany. Musisz naprawdę świetnie kontrolować chakrę.

- Th - prychnął lekceważąco i usiadł na ziemi, podpierając się o nią rękoma. - Gdyby tak faktycznie było, to nie spotkałbyś mnie tutaj - widząc wzrok przyjaciela, kontynuował. - Po jakimś czasie medytacji naturalna energia sama z siebie pcha się w mój układ chakry. Nawet kiedy się tego spodziewam, powoduje to zakończenie medytacji. Nie potrafię po prostu utrzymać tego stanu, kiedy obca energia na siłę pcha się do mojej.

- Tak sama? - łeb zwierzęcia przechylił się na bok, kiedy dziedzic Namikaze potwierdził jego słowa skinieniem. - W takim razie nie masz po co używać oleju.

- Nie zmuszaj mnie do dopytywania - stwierdził beznamiętnie, tak jak to miał w zwyczaju.

Tutaj nie widział sensu w ukrywaniu swoich zachowań. W końcu i tak nie mogą nikomu powiedzieć, a nawet jeśli, to zrzuci wszystko na brak przyjaciół.

- Natura wyczuwa, że twoja energia i ciało przygotowują się do czegoś, do czego ci się ona przyda. Innymi słowy, chce ci pomóc, więc oddaje ci się w całości. Pytanie brzmi... O czym mi nie mówisz?

- A niby, kiedy miałem powiedzieć? - wywrócił oczyma, krzyżując ręce na piersi. - Spotykam cię pierwszy raz od początku pobytu.

- Ale mojego ojca już widziałeś, a on o niczym nie wie.

- Wystarczy, że Shima i Fukasaku wiedzą. Oczywiście, zgodzili się na wszystko.

-À propos ojca - zmienił temat jego rozmówca. - Chciał coś od ciebie.

- Ode mnie? - zdziwił się. - Ostatnio jak go widziałem, to dał mi do zrozumienia, że mam się utopić w pierwszej lepszej kałuży - podniósł swoje cztery litery. - Podwieziesz mnie? - Gamakichi schylił łeb w jego stronę w ramach pozwolenia, po którym wspiął się na niego i usadowił wygodnie, nim płaz ruszył.

- Wybacz mu, ostatnio jest poddenerwowany. Gamatatsu jeszcze nie zaczął rosnąć, a jesteśmy z jednego skrzeku. Stresuje się.

- I dlatego się tak wkurzył i wyżył na mnie?

- Tak. Dla nas rozpoczęcie wzrostu jest bardzo ważne. Możemy się zmniejszyć, ale nie powiększyć, a to oznacza, że jeśli nie urośnie, to nie będzie mógł nas godnie reprezentować jako druga osoba w kolejce go przywództwa na Górze Drzew. Rośniemy szybko i nagle właśnie w tym okresie. Ja zacząłem rosnąć wczoraj, więc trochę się uspokoił, ale jeśli u brata się to nie zacznie w ciągu dwóch-trzech dni, to już po ptakach.

- To ty urosłeś do tych rozmiarów przez jeden dzień? - zdziwił się blondyn.

- Tylko tyle wyciągnąłeś z tej rozmowy? - zapytał zgryźliwie, zaczynając się przychylać do teorii mówiącej o tym, że czym prędzej ktoś załapie senjutsu, tym jest większym idiotom.

Ropuch szedł tak kilka minut, kiedy dojrzał niedaleko pewną drobną, smukłą, fioletową żabę. Najbardziej charakterystyczne były w niej, a właściwie to w nim, wyraźne wzory na policzkach, które przypominały galaktykę i odznaczające się, złote oczy. Uśmiech wkradł się na ropuszą twarz, a jej właściciel od razu ruszył w kierunku dobrze znanej osoby.

- Yo Kosumo, tata u siebie? - spytał, śledząc uważnie jego sylwetkę.

- T-tak, ale nie radzę teraz się do niego zbliżać - poradził lekko niemrawy, a jego znamiona poruszyły się niespokojnie, przybierając lekko czerwony kolor.

- Wiozę mu Uzumakiego i co ja mam teraz z nim zrobić? - poskarżył się, a ropuch, który był przed nim, zakłopotał się jeszcze bardziej.

- Możesz go od razu zabrać do Żłobka. Ponoć to o to chodziło - poradził, przytulając do siebie kilka zwojów i książek.

- Dzięki. Wpadnę później! - uśmiechnął się do niego nieco krzywo i zaczął skakać w przeciwnym kierunku.

- Nara Kosumo! - rzucił na odchodne Naruto, notując w myślach, aby później wypytać towarzysza na temat tamtej żaby. - Żłobek, a po co ja tam? - zapytał zdziwiony, wracając do tematu. - Nawet nie kręciłem się w pobliżu - przyznał, unosząc ręce w obronnym geście. - Nie zajmuję się żadnymi beczącymi dzieciakami! Nawet kijankami! Mam dosyć po misjach rangi D!

- Spokojnie - ostudził jego nerwy. - Pewnie nie o to chodzi. Nikomu nie pozwalają się zbliżać do małych. Nawet rodzicom.

- Całe szczęście.

Resztę drogi pokonali w ciszy, jednak spokój nie trwał długo. Już po chwili od pożegnania się z nietypową, choć urokliwą, fioletową ropuchą doszły ich odgłosy zamieszania. Szum krzyków i odgłosy żabich skoków mieszały się ze sobą, tworząc jedność. Spojrzeli ku sobie, a Gamakichi przyśpieszył. Kika susów później znajdowali się przed małym jak na tutejsze standardy budynkiem z wielkim, zadaszonym i ogrodzonym terenem. Nie przyglądając się zbytnio, wbiegli do środka.

- Jaki on uroczy! - kolejny już dzisiaj znajomy głos sprawił, że Naruto niemal dosłownie wryło w ziemię.

Zeskoczył na ziemię wściekły, ignorując pytania pomarańczowej żaby równie skutecznie co zagradzających mu drogę innych mieszkańców Myoobokuzan. Przeszedł między nimi bez problemu, odpychając ich, po raz kolejny potwierdzając plotki o swojej sile. Posłał rozsierdzone spojrzenie na pobliski zbiornik, w którym pływały małe żabki, które wciąż posiadały ogony. Poza nimi w środku znajdował się jeden, w tym momencie niezwykle denerwujący demon, który obecnie ściskał ponad dziesięć drobnych i kruchych istot w żelaznym, miłosnym uścisku. Jego zgięte w kolanach nogi wystawały ponad taflę wody, a tyłek i część torsu były pod nią, mocząc ubrania, lecz oszołomionemu urokiem zwierząt człowiekowi to najwyraźniej nie przeszkadzało.

- Shin-Shin! Noga! - wydarł się na całe gardło, zwracając na siebie uwagę wszystkich, w tym pewnego szatyna.

- Naru! - odpowiedział mu tym samym i nim zdążył mrugnąć drgającymi z powodu zszarganych nerwów powiekami, do jego kończyny już przytulał się wielki kloc w postaci Shintana, a radość z niego emanująca była wręcz powalająca.

- Puść.

- Nie!

- Puść - powtórzył tonem zwiastującym śmierć w męczarniach.

- Nie! Stęskniłem się!

Nie mając siły na nic więcej, blondyn ruszył ku wyjściu, szurając dodatkowo obciążoną nogą po ziemi, ciągnąc za sobą swojego Ogara, który z uwielbieniem wtulał się jego kolano. Czuł, jak wzrok zebranych świdruje ich osoby. Jedni patrzyli na nich z rozbawieniem, a inni po prostu gapili w szoku.

- Ani słowa - zagroził, mijając zastygłego niczym posąg syna szefa góry, na której się znajdowali ze zmrużonymi oczami.

---Time Skip---

- Co ty tutaj robisz? - padło pytanie, kiedy znajdowali się na odpowiednio oddalonym od miasta polu treningowym.

- Tęskniłem przecież - odparł wesoły, siedzący na ziemi członek ANBU Oni no Kuni, nie przejmując się rosnącym na głowie guzem. - Nie było was tak długo! W końcu stwierdziłem, że się do ciebie przeniosę.

- Jak? - zapytał załamany.

- Tak jak każdy Bies przenosi się do swojego Pana. Taka magiczna sztuczka, która nie zużywa chakry - przyznał z uśmiechem. - Trochę ćwiczyłem i teraz umiem dużo takich rzeczy.

- Eh, to fajnie, tylko wybrałeś sobie bardzo niedogodny moment, wiesz? - przyznał bez entuzjazmu.

Cieszył się, że Shin go odwiedził, ale nie mógł zrozumieć, czemu akurat teraz. Miał być sam. Załatwić to, co chciał z małą pomocą Kyuu i tyle. Teraz będzie musiał się tłumaczyć i jemu i Bucie. W końcu szef będzie chciał wiedzieć, co jego Szczeniak robił w ściśle szczerzonym budynku. Sam. W zbiorniku z dziećmi, które były traktowane jak ciąża u kobiety.

- Naruto - powiedział, nagle znajdując się za jego plecami, pozostawiając po sobie tylko czarną, złowrogą mgłę.

Chwycił go za ramiona i odwrócił do siebie. Błękitne oczy spotkały się ze wzburzoną zielenią, która przytłaczała swoją nienaturalną intensywnością. Z ciała Ogara wychodziły jeszcze resztki tego dziwnego, mgłopodobnego czegoś, a normalnie puszyste i ułożone włosy, zdawały się ciemniejsze i jakby... ostrzejsze? Złoty błysk przemknął w jego tęczówkach, sprawiając, że jego przepełniona szczęśliwością aura zniknęła.

- Nie mogę od ciebie odchodzić. Nie mogę cię zostawić. Nie mogę pozwolić na dłuższą rozłąkę - mówił śmiertelnie poważnym tonem, którego nigdy wcześniej u niego nie słyszał. - Nie mogę dopuścić, aby coś się tobie stało, rozumiesz? Jestem twoim Ogarem. Nie mogę cię zostawić.

- Co ci się stało? - nie rozumiał Naruto i wcale nie chodziło mu o jego wygląd. Sięgnął ku jego włosom i delikatnie przeczesał wyglądający niecodziennie kosmyk. Ten bez problemu rozłączył się na mniejsze części, lecz po przeczesaniu ponownie złączył się w identyczną z poprzednią całość.

- Tęskniłem - przyznał, a blondyn znów mógł przysiąc, że gdyby miał on ogon, to teraz machałby on jak małe śmigiełko. Jego postać wróciła do normy, pozostawiając mętlik w głowie jinchuurikego.

- Ty... - pociągnął go za ucho, a ten zadowolony podążył za ruchem jego ręki, mając ból głęboko gdzieś. - Z kim ja się zadaję?

- Ekhem - oczy zebranych przeniosły się na nowoprzybyłego. - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - powiedziała stara, zielona żaba o krótkiej, koziej bródce.

- Oczywiście, że nie Fukasaku-sama - Uzumaki zatkał usta Shin-Shina swoją dłonią, nim zdążył wykorzystać okazję na dorzucenie swoich trzech groszy. - Co cię do nas sprowadza?

- Myślę, że już czas, abyś wykonał swój plan.

###

Cześć dzióbki! 💖

Ostatnio usłyszałam, że dostaliście za mało (i tak, mam na myśli ciebie Meytyry 😹), dlatego macie 324 słowa ponad limit. A jak!
Normalnie to bym ucięła to wcześniej i sfrustrowała was jeszcze bardziej.
Od razu chciałbym też przeprosić za możliwe błędy, ale przypominam, iż trwa przeniesiony maraton (od wczoraj), więc takie rzeczy mogą się zdarzać.
Mam nadzieję, że się podobało. :3

Do napisania
Senpai Shire

Ps. Kto domyśla się o co chodzi Naruto i Fukasaku? 😸 A co ważniejsze: o co chodzi z tą grafiką? 😱

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top