28. Wymówki i żaby cz. 1

Cześć dzióbaski!

Tym razem nieco się rozpisałam i nie udało mi się zmieścić wszystkiego w jednej części, dlatego też kolejny rozdział może być nieco krótszy.

A teraz życzę miłego czytania
Senpai Shire

###

- Tora zaginął.

---Time Skip---

Od tamtego pamiętnego zdarzenia minęło już trochę czasu, lecz Uzumaki wciąż nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak się stało. Jedyne co wiedział, to fakt, że w pokoju nie znaleźli niczego, co by świadczyło o włamaniu, lub walce. Jedynym śladem, był krwawy napis na ścianie, który pochodził właśnie od Przywódcy. Zawarł on tam prośbę, o przekazanie mu laski rytualnej - nic więcej, nic mniej.

Sprawdzili próbkę, niestety nie była to krew ewentualnego napastnika, czy intruza, tylko samego autora owego życzenia. Tuż po rozpoznaniu się w tej dziwnej sytuacji i uspokojeniu ludzi, powołano tymczasowego zarządcę, który przejął rolę Przywódcy. Z początku miał nim zostać Shintan, jednak odmówił, przyczyniając się do powołania najmłodszego w historii Kraju Demonów szefa Fundamentu - Skire.

O dziwo ludzie postanowili zagłosować na żółtodzioba, który był w ANBU nieco ponad rok. Był on Sensorem i przeniósł się do tej jednostki ze względu na młodszego brata, jednak w ciągu minionego okresu zrobił ogromne postępy. W całej jednostce nie znajdzie się nikogo, kto lepiej zarządza, układa strategie oraz panuje nad ludźmi. Zachowywał się niczym rasowy przywódca, więc blondyna ucieszył ten fakt. Zwłaszcza, iż znają się bardzo dobrze.

Naruto leżał ubrany w jednoczęściową piżamę z motywem lisa w swoim namiocie. Nie był okryty żadnym kocem, czy śpiworem. Wieczór był wyjątkowo ciepły tym razem i niedorzecznością byłoby duszenie się pod kołdrą. Jego oczy wpatrywały się tępo w rozłożony, czarny z zewnątrz zwój, spoczywający nieopodal posłania.

Ta głupia informacja nie dawała mu spokoju od samego początku. Coś mu w tym definitywnie śmierdziało, a na samą myśl o wydarzeniu, opanowywał go nieprzyjemny dyskomfort i spinał mimowolnie mięśnie. Poza tym nie tylko to było dla niego niezrozumiałe.

Czemu Tora chciał, abym otrzymał tę łaskę? - pytał siebie w myślach po raz n-ty i znów nie mógł nic wymyślić.

Podniósł się do siadu. Nim zdążył o czymkolwiek pomyśleć, sięgnął po zwój. Zetknął powierzchnię pieczęci ze swoją dłonią, a ta poruszyła się niespokojnie. Przypominała teraz wrzącą wodę, jednak nie poparzyła go, a jedynie zaczęła emanować przyjemnym ciepłem. Zmarszczył brwi i czym prędzej odrzucił przedmiot.

Wstał z zamiarem wyjścia, jednak nim opuścił swój prowizoryczny pokój, wrócił się po zwój, aby odłożyć go delikatnie, niemal w przepraszającym geście, na poduszkę. Powolnym krokiem przeszedł przez jedyny otwór, nisko pochylając głowę.

Od razu uderzyło w niego duszne, wciąż nagrzane od dziennej gwiazdy powietrze. Pogoda zaczęła go powoli skłaniać w stronę powrotu, lecz nie miał ochoty na siedzenie w zamkniętej przestrzeni. Z wytchnieniem odpiął część zamka na torsie i ruszył przed siebie.

Nagle zatrzymał się na dźwięk cichego szelestu liści. Niby normalny odgłos lasu, jednak dziedzic Namikaze wiedział jedną rzecz - on był zbyt cichy, by mogło go wywołać spłoszone, lub po prostu chodzące po lesie zwierzę. Zaciągnął się rozgrzanym tak jak wszystko wokoło zapachem i od razu zaczął się rozluźniać, następnie podchodząc do jego źródła. Uśmiechnął się półgębkiem, dostrzegając smukłą, kobiecą sylwetkę.

- Wiedziałem, że za nami podążasz - głowa częściowo zasłonięta przez białe, mieniące się niebieskawym cieniem włosami, obróciła się w jego kierunku - Sakue.

Dziewczyna, słysząc swoje imię, włożyła grzywkę za ucho. Grafitowe oczy wbiły się w niego z całą ich pustką i brakiem emocji. Ich spojrzenie było gorsze od oczów Sasuke. Jego były beznamiętne, ale nie puste i nie przez cały czas. Potrafiły być poważne, kpiące, przesycone jadem, nienawiścią, ale też smutkiem, żalem, radością i rozbawieniem, chociaż te ostatnie były bardzo subtelne. Prawie niezauważalne. Te jej zionęły niczym przepaść, której dno nie jest możliwe do dostrzeżenia. Zero emocji i odczuć w każdej sekundzie, bez wyjątków.

- Skoro i tak w jakimś stopniu jesteś z nami, to może do nas zejdziesz? - zaproponował, lecz zamiast niej odpowiedziała mu cisza. - Nic ci nie zrobimy - zapewnił, ale patrząc na nią, odniósł wrażenie (co samo w sobie stanowiło już sukces), że ona wciąż się czegoś w nich obawiała. - No może Jiraiya będzie próbował zaczerpnąć z ciebie inspiracji, ale jak trzepniesz go porządnie kilka razy, to da se spokój.

- Niby po co miałabym do was przyjść? - zapytała w końcu monotonnie. - Nie zależy mi na tym.

- W takim razie, po co jesteś z nami od prawie miesiąca? - zauważył podstępnie.

- Skąd taka pewność? Najzwyczajniej w świecie wchodzicie mi w drogę - stwierdziła, taksując go wzrokiem.

- Nie kłam - poprosił, a drobny uśmiech nie zachodził mu z twarzy. - Jesteś wampirem, łatwo zapamiętać twój zapach. A samo wyczucie go nie jest problemem.

- A kim ty jesteś? - padło pytanie po długiej chwili ciszy.

- Ja? - Naruto przekrzywił głowę w niezrozumieniu. - Już ci mówiliśmy. Nazywam się Uzumaki-

- Jesteś nie fair - stwierdziła nagle i cicho, a mimo to jej nieco głośniejszy od szeptu ton zagłuszył sakryfikanta. - Wiesz, że jestem wampirem, ale ja nie mam pojęcia, kim wy jesteście - stwierdziła, a jej odzwyczajony do długich rozmów głos, był mocno przyciszony, lecz wyróżniający się na tle ciszy.

Widać było, że nie mówiła za często i najwyraźniej nie była zadowolona, że musi wypowiadać tak wiele słów. Wzięła kolejny wdech.

- Nie jesteście ludźmi. Nie jesteście wampirami. Kim jesteście?

- Nikim ważnym - wycedził odruchowo, nie zważając na kłamstwo, jakie właśnie popełnił. - Moją matką był człowiek, ale ojciec wampirem. Dlatego pachnę niecodzienne. Z kolei mój mistrz został zainfekowany jadem, lecz udało się go jakoś odratować. Niestety było za późno na odwrócenie procesu odmłodzenia, jednak żyje i to jest najważniejsze.

Zimne jak lód spojrzenie przybrało na sile, jakby próbując coś zrozumieć. W końcu tęczówki zeszły z jego osoby, skręcając lekko w bok, a on mógł poczuć się pewniej i bardziej komfortowo. Zerknął na młodą kobietę, która najwidoczniej pogrążyła się we własnych myślach. Chciał dać jej więcej czasu na przemyślenie tego wszystkiego i poskładanie do kupy. W końcu nie wiedział, co się działo w jej głowie.

Była dla niego chodzącą zagadką i z tego, co zdarzył zauważyć, to dla Żabiego Pustelnika również. Pojawiała się gwałtownie i znikąd, nagle oraz nieprzewidywalnie, znikając również w ten sam sposób. Mówi tyle, co nic, nie ukazuje emocji, a mimo to trzyma się nich, nie wspominając już o tym, iż uratowała im obu życie. Nie wiedział o niej nic, a ona z jakiegoś powodu zaczęła go śledzić. W sumie to można to wręcz nazwać ochroną. Za każdym razem, kiedy kładł się spać, wstawał, ćwiczył, a nawet rozmawiał z Kuramą, ona czuwała blisko nich, obserwując teren. Słyszał, jak sprawdzała każdy podejrzany dźwięk, każdy nienaturalnie ruch.

Może to, co teraz stwierdzę, jest bardzo głupie - pomyślał - lecz prawda jest taka, że odkąd się pojawiła, czuję się bezpieczny.

- Naruto! - piętnastolatek podskoczył delikatnie w reakcji na niespodziewany dźwięk. Przeklął swoją nieuwagę, lecz spojrzał na przybysza, którym okazał się nikt inny jak Sannin. - Chyba miałeś odpoczywać - podszedł do niego, patrząc krytycznie na rozpiętą piżamę. - Miałeś ciężki trening, plus wypuściłeś za dużo motyli z chakry. Powinieneś iść spać.

Chwycił zamek i zapiął górną część kigurumi chrześniaka, ignorując głośny dźwięk protestu. Sakue poruszyła się na gałęzi, przez co czarne oczy wbiły się w nią natychmiastowo. Uśmiech rozjaśnił jego twarz, kiedy rozpoznał w niej nastolatkę, która uratowała mu życie.

- Sakue, dobrze cię znów wiedzieć - zmrużył oczy dobrotliwie. - Co prawda Naru ma iść już do łóżka, ale ja jeszcze będę trochę siedzieć. Chcesz się dołączyć? - wskazał kciukiem za siebie, prawdopodobnie w kierunku, gdzie zostało rozpalone ognisko.

Młoda kobieta spojrzała na niego, chwilę zostając na nim wzrokiem, po czym przeniosła go na chłopaka z bliznami. Ten skinął na nią delikatnie, zupełnie jakby dawał jej swoją radę.

Jednak nie sądził, by ruszyła się z miejsca. Z rezygnacją udał się do swojego więzienia (czytaj do namiotu). Kiedy był już w środku, postanowił zasłonić wyjście. Obrócił się akurat, by zobaczyć, jak Sannin odchodzi. Już myślał, że jego przypuszczenia okażą się prawdziwe, kiedy białowłosa zeskoczyła z drzewa i poszła w ślady starszego.

---Gdzieś---

Ninja ubrany w standardowy strój shinobi kroczył ciemnymi, nieoświetlonymi żadną lampą, wąskimi korytarzami. Tyle razy natrafiał tam na rozwidlenia oraz plątaninę zakrętów, iż odnosiło się wrażenie, że porusza się po labiryncie. Wisiorek z charakterystycznym wzorem zawieszki poruszał się w rytm jego sprężystych kroków niespokojnie, co jakiś czas przekręcając się na swój rewers.

Przed nim zamajaczyły drzwi, które po chwili otworzył z hukiem. Znajdujący się w środku mężczyzna o czerwonych oczach spojrzał na niego znudzony, będąc po konwersacji, którą chwilę temu prowadził z człowiekiem siedzącym za ogromnym, zagraconym biurkiem.

- Misja zakończona sukcesem, ale użytku z tego nie będzie - powiedział od razu.

- Co masz na myśli? - zapytał, patrząc w papiery mężczyzna, przerywając kontrakt wzrokowy z czerwonookim.

- Demon się stawia. Nie zostanie Patronem.

- Wszystko w swoim czasie - uspokoił go mężczyzna. - Skoro ludzi da się złamać, to te kreatury też. Trzeba tylko odpowiednich metod - podniósł się z miejsca. - Gdzie to jest?

- Wedle rozkazu znajduje się w wewnętrznej sali centralnej - usunął się z przejścia, stając naprzeciw przełożonego.

- Dobrze - wyszedł z pomieszczenia, ignorując pozostawionych ninja, lecz po kilku krokach odwrócił się do nich, wydając kolejne polecenie. - Rozpocząć wariant awaryjny etapu drugiego.

---U Naruto---

Słońce figurowało wysoko na niebie, sprawiając, że każda istota leżała bezczynnie w cieniu. Skwar, jaki panował, był nie do zniesienia, jednak to nie przeszkodziło pewnemu blondynowi w przebudzeniu się z głośno burczącym brzuchem. Chłopak w piżamie z motywem lisa przekręcił się na plecy z szeroko otwartymi oczyma. Jego klatka piersiowa unosiła się szybko, wpuszczając nowe porcje powietrza do płuc.

- Jak - wyzipiał - gorąco!

Niewiele myśląc, wybiegł ze swojego tymczasowego miejsca zamieszkania, lecz nie poczuł dużej różnicy. Przetarł mokrą od potu twarz, z obrzydzeniem rejestrując, iż reszta ciała nie jest w lepszym stanie. Kochał tę piżamę - Kyuubi zresztą też - lecz była ona zdecydowanie za ciepła na takie temperatury.

Szybko rozpiął ją nieco ponad wysokość pasa i przewiązał rękawami w biodrach, by nie spadła na ziemię. Z nieopisaną przyjemnością przyjął powiew powietrza na mokrej piersi, lecz nie cieszył się tym długo, ponieważ jego mały raj przerwało burczenie w brzuchu.

Od razu zarejestrował, jak zmysły wyostrzają mu się, a ślina napełnia usta. Słyszał przyśpieszone bicie serca zająca uciekającego w lesie przed wygłodniałym wilkiem, buzowanie krwi w żyłach sporego ptaka pilnującego dopiero co wyklutych młodych i wilele więcej. Kły wysunęły mu się samoistnie, kiedy poczuł intensywny zapach smażonego mięsa. Bliski zapach smażonego mięsa.

Ruszył w miejsce, w które prowadziła go ta bogata gama wykwintnych zapachów, która jak się niedługo później okazało, przysłaniała dwa inne. Staną jak wryty w okolicy ogniska, przy którym siedział Jiraiya razem z Sakue, która najwidoczniej poradziła sobie jakoś z jego zboczonymi tendencjami, ponieważ znajdowała się tuż obok niego.

Starszy pokazywał jej coś w szkicu swojej nowej książki, o dziwo zostając przy tym całkowicie spokojnym. W pewnym momencie ładnie wykrojone usta nastolatki poruszyły się niemal niewidocznie, prawdopodobnie rzucając jakiś komentarz. Pustelnik zaśmiał się szczerze oraz głośno, nie zauważając pobudzonego potrzebą pożywienia ucznia. W końcu ten postanowił odchrząknąć.

- O Naruto! - przywitał go z uśmiechem. - W końcu się obudziłeś! Nie chcieliśmy cię budzić, ponieważ musiałeś się zregenerować - w tym momencie kiszki piętnastolatka zaczęły grać marsza, na co głowa białowłosej obróciła się natychmiastowo, badając go uważnym spojrzeniem. - Wiedziałem, że będziesz głodny - zaśmiał się, sięgając w kierunku paleniska.

- Coś w tym śmiesznego? - spytał, starając się nie brzmieć zgryźliwie.

Cieszył się, że dziewczyna się z nimi oswoiła, ale nie potrafił być entuzjastyczny względem świata, podczas gdy wypalał się od środka. Jeszcze nigdy nie czuł się tak wyczerpany żadnym pragnieniem. Podszedł do towarzyszy i odebrał spory kawał mięsa z wdzięcznością, usilnie starając się zignorować kuszący zapach i odgłos krwi Saninna.

- Dzięki... Itadakimasu - powiedział, bez przekonania patrząc na potrawę.

Wyglądała ładnie i tak też pachniała, ale z jakiegoś powodu od samego patrzenia na nią poczuł się jakby chory. Wbił się zębami we wzięty w rękę kawałek dziczyzny. Mięsny smak, dobrze przyrządzonego mięsa rozlał się po jego języku. Z namaszczeniem przełknął zbawienną rzecz, jednak ona wróciła do niego niemal w tym samym momencie. Zwalając wszystko na przegłodzenie, ponowił czynność, lecz kęs znów znalazł się w jego ustach. Nieco spanikowany próbował i próbował, a jego odczucia zdawały się go torturować.

Bicie serca, krew, głośne odgłosy ognia, oddech, zapach ludzkiej istoty. Te i inne wyczuwane fragmenty otoczenia wydawały mu się krążyć wokół niego, osaczać i uderzać z ogromną siłą. Histerycznie ponawiał próby zjedzenia tego jednego kawałka, ale nie potrafił.

- Wszystko w porządku? - ręka na ramieniu i głos nauczyciela ocuciły go na tyle, by być w stanie coś powiedzieć.

- Tak - wiedział, że nie zabrzmiał przekonująco, a jego wygląd pewnie mu nie pomagał w poparciu kłamstwa. - Chyba za bardzo się przygłodziłem - powiedział, błagając w myślach o siłę, która pozwoliłaby mu się nie rzucić na sennina.

Co się ze mną dzieje?! - wykrzyczał spanikowany i zdezorientowany w myślach.

- Hm... - Pustelnik zamyślił się chwilę. - W takim razie zostawię was na chwilę samych. Zaraz wracam.

Usłyszał szelest ściółki, która zdawała się grzmieć niczym piorun, który uderzył zaledwie kilka metrów od niego, a następnie ciszę. Wtem coś chwyciło do za ramię i w następnej sekundzie poczuł, iż leży zgięty wpół, oparty o czyjąś rękę. Zmusił się ostatkami wolnej woli do podniesienia oczu.

Przy nim klęczała Sakue.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top