24. Zabójca

---U Sasuke---

Brunet stał zszokowany z wyciągniętą przed siebie ręką. Chwilę temu spomiędzy palców wychodziły widoczne gołym okiem pioruny tak intensywnie nasilone, że ich odgłos można było pomylić ze śpiewem ptaków. Przygotowana technika miała uderzyć w jego blondwłosego przeciwnika, lecz ktoś mu przeszkodził.

Nim miał szansę na dosięgnięcie celu, pomiędzy nimi pojawiła się czerwona tarcza z niecodziennego, trudnego do zidentyfikowania materiału. Nie miał pojęcia, skąd się tam wzięła, ani kto to spowodował, ale najwidoczniej autorska technika Kopiującego Ninjy nie robiła na niej najmniejszego wrażenia.

Co więcej, zdawała się pochłaniać jej energię jak gąbka wodę. Sprawiła, że ten ruch przeszedł do historii. Jednak to nie to zaniepokoiło go najbardziej.

Naruto już nie stał przed nim, tylko leżał nieruchomo u wielkiego kamienia. A co lepsze, nie miał zielonego pojęcia dlaczego. W jednej sekundzie stał przed nim, a w drugiej już był tam. Chociaż mógłby przysiąc, że głaz stał bliżej o kilka metrów, niż aktualnie.

Powoli opuścił rękę, pozwalając jej na ześlizgnięcie się po gładkim materiale. Wtedy rozłożyła się ona na kształt długiej oraz grubej wstęgi i poszybowała w mrok, pochłoniętego w ciemnej aurze lasu. Sasuke chwycił za rękojeść swojej katany, podświadomie stając w gotowości do obrony nie tylko siebie, lecz również swojego przyjaciela. Jedynej osoby, którą cenił.

Jak na zawołanie doszły go odgłosy kroków wybijanych niczym muzyka na leśnej ściółce. Zacisnął dłoń na broni, przygotowując się mentalnie do walki. Mimo że nie widział przeciwnika, czuł jego siłę i potęgę, emanującą od niego niczym chakra. Wiedział, że to starcie nie będzie należeć do łatwych.

Wpatrywanie się w czerń w końcu przyniosło efekty i już mógł zobaczyć pierwsze zarysy kobiecego, smukłego ciała. Poruszało się pewnie siebie i kusząco. Chłopak był pewny, że bez problemów mogłoby posłużyć za natchnienie Zboczonego Pustelnika, a widok jak ujrzał chwilę później, nie wyprowadził go z błędu.

Długie nogi pokryte czarnymi, dopasowanymi spodniami shinobi kroczyły z niesamowitą gracją, wprawiając kaburę i subtelnie zaokrąglone biodra w ruch. Małe zwoje przypięte do pasa kiwały się lekko w rytm chodu, a pas wyznaczał granicę z górną częścią ubioru. Luźna, biała, lniana koszula o płytkim, trójkątnym dekoltem była włożona z przodu za materiał legginsów, a tył łagodnie spływał po miednicy, podkreślając jej walory. Na to narzuconą miała krótką kamizelkę, a dłonie pozostały zakryte rękawiczkami. Chuda szyja została kilkakrotnie przepasana materiałem, na którym zawisła charakterystyczna zawieszka. Blada skóra twarzy była przykryta maską, sięgającą do ust, zakończoną imitacją zwierzęcych kłów i znakiem Kirigakure na czole. Białe, mieniące się błękitnymi cieniami włosy przysłaniały prawe oko, pozostawiając na warcie tylko jedną, grafitową tęczówkę, która tylko czekała, aby wysłać sygnał do mózgu, by dobyć zawieszonej na plecach katany, lub skorzystanie z tańczącego wokół wyciągniętej ręki, czerwonego materiału. Zatrzymała się na skraju lasu, a wiatr rozwiał jej grzywkę na bok, ukazując przysłonięte czerwienią oko, które zniknęło tak szybko, jak się pojawiło.

- Czego chcesz? - zapytał zimno brunet, układając w głowie kilka taktyk, mających pomóc mu pokonać wroga.

Na zadane pytanie jednak nie uzyskał odpowiedzi. Wyciągnął katanę z sai, starając się pokazać, iż ma zamiar walczyć. Oczy dziewczyny utkwiły swój wzrok w jego broni, która jednak nie pozostała w jego ręce długo. Piekielnie ostry shuriken wbił się w jego dłoń, boleśnie raniąc skórę. Automatycznie rozluźnił chwyt, wypuszczając broń. Nawet nie zdążył zarejestrować, kiedy został rzucony silnym powiewem wiatru na drugi koniec polany. Pech chciał, że wylądował na wystającym wysoko ponad ziemię korzeniu.

Wygiął swoje ciało w bolesnym łuku, sięgając ręką na plecy, lecz usta pozostały zamknięte. Zwlókł się z niewygodnego podłoża, akurat by zobaczyć, jak śnieżnowłosa składa ostatnią pieczęć techniki. Na efekty nie trzeba było długo czekać. Sekundę później w jego stronę wystrzeliły dwa słupy ziemi, zapewne z zamiarem zmienienia go w wielką, czerwoną plamę.

Ignorując ból, ruszył się z miejsca. Udało mu się uniknąć tej techniki. Niestety, nie zauważył zbliżającego się zza nich drewnianego prętu - tego samego, który wcześniej wziął za korzeń. Drewno dopadło go i zamknęło w mocnym uścisku, a on z rosnącym przestrachem wpatrywał się w nieznajomą.

Mokuton nie był zwykłym uwolnieniem natury. Jedyną osobą, która miała możliwość posługiwania się nim w sposób naturalny, był Hashirama. Reszta osób musiała przejść eksperymenty Orochimaru.

Zacisnęła pięść, a gruba wić naparła na niego z większą siłą. Zacisnął zęby, starając się nawiązać kontakt wzrokowy z oprawcą. Chciał złapać ja w iluzję, aby móc wyswobodzić się z pułapki, ale do tego potrzebował widzieć dwoje oczu. Kiedy myślał, że jego ciało nie wytrzyma już więcej, nadszedł zbawienny podmuch lekkiego wiatru, który pozwolił mu na wykonanie techniki.

Szybko uporał się ze złudzeniem i rozpoczął siłowanie się z drewnem, co na szczęście nie zajęło mu długo. Złożył nieco koślawe pieczęcie przy użyciu tylko lewej ręki i wypluł kulę ognia, uzyskując upragnioną wolność. Wylądował na ziemi, decydując się na uruchomienie swojego sharingana.

Rzucił się biegiem w kierunku przeciwnym do przeciwniczki, w duchu przeklinając swój kontaktowy styl walki. Chciał zwiększyć dystans, aby dać sobie więcej czasu na unikanie jej ataków, jednak z takiej odległości nie mógł zdziałać zbyt wiele.

Nagle przed nim pojawił się czarny, kamienny kolec. Z ledwością wyminął przeszkodę, uskakując przed kolejnym, który wyrósł spod jego stóp. Nim dał radę dosięgnąć podłoża, czerwony materiał owinął się na jego kostce i pociągnął w dół. Runął z głośnym łoskotem i posunął z zawrotną prędkością po ziemi do kunoichi o mlecznobiałej cerze.

Obrócił się na plecy i spojrzał na zamachniętą w jego kierunku dziewczynę, dzierżącą w uniesionej dłoni nóż. Patrzył z rozwartymi oczyma na zbliżające się ostrze, myśląc, o swoim życiu.

Jeśli to miał być jego koniec... To nie ukrywał - skopał sprawę na całej linii. Żałował prawie każdej sekundy swojego marnego życia, ale tego już nie da się naprawić.

- Zdychaj.

---U Naruto---

Słowa Kuramy odbijały się echem w głowie blondyna z lisimi bliznami, kiedy wreszcie mógł wrócić do swojego ciała.

Pierwszym co uderzyło w niego po powrocie do świata żywych, był tępy ból głowy. Najchętniej to zostałby na miejscu i nie ruszał się przez kilka godzin, ale nie mógł sobie na to pozwolić.

Z tego, co mówił Kurama, Saskue walczył z tamtym wampirem. Brunet nie miał z nim szans. On również. Ta istota była bardzo silna, mógł to wyczuć, a nawet jej nie widział! Nie chciał myśleć o tym, co mogłaby zrobić podczas walki.

Otworzył oczy, a cały świat zalał go swoimi barwami, przytłumionymi nocną porą. Odbierał je bardzo wyraźnie. Zwłaszcza że wokoło niego nie było żadnego dźwięku.

Serce niespokojnie podskoczyło mu w piersi, kiedy zrozumiał, co to mogło oznaczać. Szybko obrócił się, a całe otępienie odeszło w niepamięć.

- Zdychaj - melodyjny głos dobiegł go z dali, w którą obecnie spoglądał.

Kilkaset metrów od niego miała miejsce niepokojąca scena. Otwórz piękna dziewczyna o białych jak śnieg włosach, mierzyła nożem w leżącego pod nią Sasuke. Adrenalina zaczęła płynąć w jego żyłach, a wszystkie emocje spłynęły po nim jak po kaczce. Jednym ruchem odpiął ciężarki z nóg i rzucił się przed siebie w biegu, który miał przesądzić o życiu Uchihy.

W niecałą sekundę dobiegł do celu, dziękując Kamim za wymagający trening, który przeszedł w Fundamencie. Chwycił mocno za łokieć białowłosej, powstrzymując jej dłoń przed zadaniem śmiertelnego ciosu w czoło przyjaciela. W odpowiedzi ta spojrzała na niego grafitowym okiem, pustym niczym te, które należy do samego Boga Śmierci.

- Zostaw go - rozkazał, odpowiadając beznamiętnym wzrokiem na napotkaną pustkę.

Patrzyła na niego w ciszy, która wydawała mu się ciągnąć minutami. Jedyną ukazaną przez nią reakcją było lekkie spuszczenie powiek.

- Trzeba było cię zabić - stwierdziła nagle zimno, ale coś w jej sposobie mówienia, sprawiło, iż Naruto był pewny, że tak naprawdę wystawiała go na próbę.

- Jeśli chcesz się na coś przydać, to idź na zachód i pomóż w walce Jiriy - stwierdził, patrząc wciąż w jedno oko.

Chwilę stali w bezruchu, aż w końcu przedstawicielka płci pięknej, odsunęła morderczy przyrząd od twarzy bruneta. Jinchuuriki puścił ją, lecz nie spuścił z oka.

Obróciła się na pięcie we wskazanym kierunku, by podejść do linii drzew. Rzuciła ostatnie spojrzenie przez ramię i wskoczyła między liście.

Błękitnooki nasłuchiwał, dopóki nie miał pewności, że ruszyła ku prawdopodobnie walczącym Sanninom. Kiedy tylko sprawa ta nie ulegała już żadnym wątpliwościom, spojrzał na czarnookiego.

A przynajmniej chciał, bo w miejscu, gdzie być powinien, go nie było. Nawet nie zdążył się rozejrzeć, kiedy szukany osobnik zszedł go od tyłu i przystawił katanę do gardła.

Wyższy chłopak przyciągnął mocno blondyna do swojego torsu, blokując mu swobodę ruchu. Docisnął ostrze do szyi.

Wtem Uzumaki zrobił coś, o co nigdy by go nie posądził. Chwycił go za przedramię i przerzucił nad sobą niczym wyjątkowo lekki worek ziemniaków, wyrywając mu jednocześnie broń i rzucając w biedne drzewo. W ich drużynie to Sakura była tą najlepszą pod kątem siły osobą i to ona zazwyczaj wykonywała takie ruchy. Tylko szkoda, że nie potrafiła ich powtórzyć w walce. W głowie mu się nie mieściło, że młotek ma w sobie tyle pary.

Spojrzał na niego z ziemi, a zastany widok dostarczył mu kolejną dawkę zdziwienia. Otóż do ręki Naruto z lasu zaczęły zlatywać się dziwne motyle, emanujące chakrą. Latały chwilę wokół ręki nastolatka, aż uformowały się w niebiesko-srebrną katanę, która poruszała się niespokojnie na kształt ognia. Blondyn ruszył w jego stronę, a ciągnąca się po trawie broń, wypalała za sobą ciemny szlaczek.

Patrzył w osłupieniu, jak Jinchuuriki zmniejsza dzielący ich dystans, by stanąć nad nim i przygwoździć nogą do trawy. Wzniósł dziwną broń, stając niczym predator nad zwierzyną, mimo to Sasuke nie bał się go.

Widok tego zjawiska był zbyt niesamowity, by się bać. Blondwłosy chłopak o oczach piękniejszych od nieba, wyglądał dla niego w tym momencie niczym śliczny Anioł Śmierci, niosący ukojenie. Myślał tak, nawet kiedy broń opadła w dół, przyprawiając go o płytką, aczkolwiek z jakiegoś powodu wyjątkowo bolesną ranę na policzku.

- Czy to jest to, czego chciałeś draniu?! - potomek Namikaze wydał z siebie niemal rozpaczliwy krzyk, a oczy przysłoniły się wilgocią, na wspomnienia starych, wspólnych lat życia. - Możesz sobie uciekać wiecznie! Nie obchodzi mnie to! - pierwsze łzy opadły prosto na twarz Uchihy, którego serce zakłuło boleśnie na usłyszane słowa. - Ale chcę, żebyś to wbił do tego swojego łba... Nawet jeśli nigdy nie wrócisz do domu... Nie jesteś sam, rozumiesz?!

Czarne oczy spojrzały na niego w niemym szoku, ale ich właściciel nie potrafił wypowiedzieć choćby słowa. Nie wiedział co zrobić. Czuł się dziwnie. Nie pamiętał, aby czuł coś takiego od lat.

Zawsze był samotny, nieważne czy był w tłumie, czy nie, czy przebywał w klanie, czy wśród ich grobów... A teraz?

Ciepło rozlało się po jego sercu, jakby ktoś wystawił je na promienie letniego słońca po trzyletniej zimie*. Nie wiedział co odpowiedzieć.

Ciężar z klatki piersiowej znikł, a Naruto odsunął się na bezpieczną odległość. Rzucił mu jego broń, uzyskując w odpowiedzi nieobecne spojrzenie.

- Idź stąd - zabrzmiał cichy rozkaz, w którym kryło się więcej emocji, niż Sasuke ukazał w całym swoim życiu.

Wstał i wykonał polecenie, chociaż wiedział, że później będzie tego żałować. Zniknął wśród koron drzew i krzaków, słysząc duszony szloch.

###

*trzyletnia zima - przyznać się, kto wie, skąd ten motyw? Chodzi o mitologię nordycką i Ragnarok, który miał zostać poprzedzony na Ziemi trzyletnią zimą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top