22. Umowa cz. 2

¡¡¡UWAGA!!!
Pod rozdziałem znajdziecie rysunek maski sowy opisanej w poprzednim rozdziale, jak i dwa inne, związane z tą częścią.

Senpai Shire

###


- Nie możecie! - zerwał się, chcąc przekrzyczeć zebranych. - To mnie zabije! Rozumiecie! Mnie albo was!

Blondwłosy chłopak zdzierał sobie gardło, stojąc na okrągłym podwyższeniu. Otaczały go dziesiątki ANBU, którzy o ironio, wyrażali swoją aprobatę w dość głośny sposób. Spojrzał na wesołego Szakala, który najwidoczniej cieszył się z zaistniałej sytuacji. Mógł wyczuć, że jest podekscytowany... ale on też powinien wiedzieć, iż nie jest to takie proste.

Człowiek składa się z psyche oraz somy - umysłu oraz duszy i ciała. Jedno opierając się o drugie, rozwija się. Jednak jego mózg został upośledzony. Odebrano mu możliwość samorozwoju. Nie wiadomo jak działają pieczęcie tego typu, a tym bardziej czym skutkuje ich zdjęcie.

Istnieją dwie możliwości. Pierwsza mówi o tym, że pozbawiają one istoty możliwości odczuwania konkretnej emocji, lecz ona wciąż istnieje. Druga z kolei, iż blokuje ona jej rozwój, wydzielanie, ogólny byt. Tak jak psychopatom brakuje empatii, tak samo jemu może brakować nienawiści. To upośledza równowagę ciała i strefy mentalnej.

Jego osoba rozwinęła się bez tego i teraz jest zdrowy, lecz jeśli nagle jego umysł zacznie wytwarzać coś nowego, mocno nasilonego, to może go wyniszczyć psychicznie, a co a tym idzie fizycznie. Dobrym przedstawieniem tej sytuacji jest porównanie człowieka do wysokiej, wąskiej wierzy, na której szczycie postawi się coś wielkiego i ciężkiego. Taka konstrukcja albo się rozwinie i będzie jeszcze lepsza niż pierwowzór, albo zawali się i już nigdy nie powstanie.

- Mam to od urodzenia! - próbował przemówić im do rozsądku, stojąc mocno i pewnie siebie, lecz wewnątrz kołatało mu się wiele wątpliwości oraz pytań bez odpowiedzi. - Dobrze wiecie, co może się wydarzyć w takich sytuacjach!

Tuż po jego słowach jedna osoba z tłumu wyciągnęła w górę rękę, dzierżąc w niej ciemną laskę zwieńczoną czarnymi piórami. Zamachnęła się obszernie, a ludzie cofnęli się, posłusznie witając ciszę w miejsce hałasu. Po kilku sekundach Naruto zobaczył to. Sylwetkę wyłaniającą się z mroku.

Gołe stopy dotykał ziemi lekko i z dziwnie znajomą gracją. Nogi odziane czarnymi spodniami poruszały się niczym kocie, wprawiając niecodzienne odzienie w powolne kiwanie. Towarzyszący temu stukot drewnianej podpórki wypełniał pomieszczenie, wręcz bijąc po uszach, podczas gdy ciemność odsłaniała powoli kolejne części ciała tej istoty. W końcu stanęła na tyle blisko, by zobaczyli ją wszyscy stojący poza zwartą grupą ludzi, jednak tym, co najbardziej zmroziło Naruto, była dziwna maska z jakby... włosami? Futrem? Trudno było to nazwać czymkolwiek.

Osoba zamachnęła się ponownie, tym razem wskazując na konkretny punkt. A raczej osoby. Wpierw pokazała na braci - Żmiję i Kota - następnie na coraz bardziej zaniepokojonego czternastolatka. Ci pierwsi nie wyglądali na zaskoczonych. Skinęli posłusznie głową, wbijając świdrujący wzrok w jego sylwetkę. Poczuł się niezręcznie, tak jakby mogli zajrzeć mu do duszy. Tylko że to nie jest możliwe.

Prawda?

Uzumaki zaczął błagać w myślach, aby ktoś w końcu coś powiedział. Może i na zewnątrz wyglądał na w pełni opanowanego, a nawet lekko znudzonego, ale coraz mniej brakowało do tego, by się złamał.

- Czwarty stopień - powiedział cicho starszy z rodzeństwa, a drugi potwierdził jego słowa skinieniem. - Pozostało trzynaście lat.

Szepty rozeszły się falą po ludziach równie skutecznie co meksykańska na meczach. To wystarczyło, aby potomek Namikaze odszczekał swoją prośbę. Już wolał jak byli cicho. Na szczęście upiór uderzył laską w ziemię, ponownie uciszając tłum.

Po tym, jak ninja wreszcie zamilkli, zbliżył się do podwyższenia, zatrzymując się, dopiero gdy zetknął się z jego krawędzią. Podniósł głowę, spoglądając w oczy nastolatka, który poczuł się jeszcze gorzej niż wcześniej.

Czy to coś ma w ogóle oczy? - zadał pytanie przerażony widokiem nieprzeniknionej ciemności w sporych otworach maski, której nie zdołało rozproszyć powoli niknące światło. W końcu człowiek (a przynajmniej taką miał nadzieję) obrócił się gwałtownie, rozkładając ręce w kierunku tłumu.

Na ten znak wystąpiło zeń czterech ludzi, którzy ustawili się dookoła podwyższenia wraz z Shintanem, Merenem, Skire i zamaskowanym. Wszyscy zaczęli skupiać chakre, a niewidzialna siła wepchała półwampira w sam środek tego wszystkiego. Nie potrwało długo, jak stracił możliwość poruszania się.

Ostatnim co zapamiętał był rozbłysk błękitnej kopuły i Kurama, który ułożył go na swoim ogonie, nim pogrążył się w krainie Morfeusza.

---U Tory---

Kiedy poświata intensywnego światła poblakła, dał sygnał wszystkim, by odsunęli się na bezpieczną odległość. Oczywiście Szakal nie chciał odejść, ale jak wskazał na niego laską po raz drugi, przestał się sprzeciwiać. Chyba zrozumiał, że jest to zbyt niebezpieczne.

Grupa otaczająca swojego przywódcę w rytualnym kostiumie wraz z chłopcem ścisnęła się jeszcze bardziej. Mógł zaczynać. W głowie szybko powtórzył cały przebieg zabiegu, który wcale nie był taki zaraz bezpieczny.

Mieli zamiar przyzwać Letchku*. Wielką, demoniczną, złotą sowę, z którą wieki temu zawarli umowę. Sowy przynoszą głód i zarazę. Gdyby nie ten kraj i pakt z demonami nie przeżyliby tutaj jednego dnia, tak samo, jak inne narody. Demony są bardzo tkliwe i trzeba im poświęcać wiele uwagi, dlatego też nie zawsze miał czas dla swoich shinobich, ale obowiązki po coś w końcu istnieją. Oczywiście musieli też podpisać pakt z Netchku**...

Stop! To nie jest czas na takie myśli - zbeształ siebie w myślach, ponownie skupiając chakrę. - Już czas.

Wzniósł swój kij, skupiając się na materiale oraz wpuszczeniu do niego chakry, co nie było takie łatwe jak wprowadzenie jej do atramentu. Nikt nie wiedział, z czego to jest zrobione, ale jedno było pewne - ten kto to posiada, ma możliwość zdobycia sympatii Złotej Sowy. W końcu udało mu się napełnić cały przedmiot energią. Wzmocnił swoją przyczepność do posadzki, wiedząc, co zaraz może się wydarzyć. Zdążył w ostatniej sekundzie.

Wysoko ponad głową chłopaka pojawiła się złota, mała kula, z której wypełzły złote wstęgi. Bez problemu przebiły się przez barierę, jednak jej nie zniszczyły. Błądziły po pomieszczeniu, w ni to bojowy, ni to przyjazny sposób. Upewnił się, że o niczym nie zapomniał i przesunął kij do poziomej pozycji.

Teraz nie ma już odwrotu.

"Macki" zamarły, by następnie błyskawicznie powrócić do swojego źródła. Złoty punkt zaczął obracać się wokół własnej osi, wprawiając powietrze w widoczne gołym okiem wirowanie.

No to zaczynamy - pomyślał, błagając, aby demon nie zapomniał, kim jest jego osoba.

Wtem kula pomniejszyła się i znikła. Nastała cisza, podczas której wszyscy poprawili swoje pozycje na jeszcze mocniejsze oraz zamykali oczy. Byli bardzo dobrze wyszkoleni. Wiedzieli, że dla człowieka każdy kontakt z tym yookai jest równy śmierci.

Złoto, które oblało na ułamek sekundy ściany pokoju, nagle zostało zastąpione przez podmuch silnego, wręcz huraganowego wiatru, któremu bliżej było do wybuchu niżeli powiewu. Tora zacisnął oczy, z całej siły starając się utrzymać niewygodną pozę.

Siła Letchku wzrosła niewyobrażalnie od ich ostatniego spotkania. Czuł się, jakby jego ciało było miażdżone przez potężną energię Sowy.

Te istoty nie są znane, a tym bardziej popularne. Są spychane na bok, ale kiedy się narodziły, wybiły niemal całe życie na planecie. W końcu ktoś genialny wpadł na pomysł, aby się z nimi dogadać. Udało mu się, a w dowód otrzymał ten kostur i ich oddanie. Potem założył Kraj Demonów i pozwolił rozwinąć się światu, samemu usuwając siebie i cały naród na bok. Potem powstało ninjutsu, a dobre imię Oni no Kuni odeszło w zapomnienie.

- Czemu zaciskasz powieki? - padło pytanie zadane przez kobietę, a za plecami usłyszał jęki bólu swoich podopiecznych. Tylko on mógł porozumiewać się z nią bez jakiejkolwiek szkody wyrządzonej przez ten piękny, przenikliwy, rozwarstwiony niczym echo głos. I tylko on mógł się z nią porozumiewać. - Otwórz je, proszę, chcę cię zobaczyć.

Poczuł, jak kościste dłonie podnoszą jego twarz, uważając, by nie dotknąć rozgrzanej skóry. Uśmiechnął się ciepło, czując lekkie ukłucie w sercu na myśl, że znów musi jej odmówić.

- Wybacz - zaczął z nutką smutku i nostalgii. - wiesz, że nie mogę cię zobaczyć tak samo, jak ty mnie. W innym wypadku nie mógłbym więcej z tobą przebywać. Ani na tym świecie.

Jego jeszcze sekundę temu ujęta w uścisku twarz została puszczona, a do jego uszu dobiegł niemal histeryczny, a jednak smutny śmiech.

- Ach tak, zasady - powiedziała z goryczą. - Wciąż o nich zapominam - rzuciła jakby od niechcenia. - Skoro mnie tutaj przyzwałeś, to musisz mieć jakąś sprawę dla mnie, prawda?

- Tak - zgodził się, bez większych ceregieli przechodząc do meritum. - Chciałbym, abyś ściągnęła pieczęć blokującą nienawiść z tego chłopaka, który jest za barierą.

- Przecież z tym dacie sobie radę - powiedziała pewnie. - Nie potrzebujecie mnie do tego.

- On ma czwarty stopień - ukrócił jej wywód, mając nadzieję, że zrozumie.

Usłyszał, jak gołe stopy demona poruszają się, prowadząc ją wokół sceny. W końcu zatrzymała się po jej przeciwnej stronie.

- To jest okrutne - stwierdziła sucho. - On miał to całe życie, wiesz? - Tora czuł, jak krew odpływa mu z twarzy. - Od samych narodzin. Teraz i tak jest dobrze. Wcześniej miała ona najwyższy stopień mocy.

- Siódmy poziom... - wyszeptał, coraz bardziej zszokowany. - Kto mógł mu zrobić coś takiego? Wiesz, jak to wpływa na człowieka.

- Owszem, ale nie wydaje mi się, aby był to zabieg celowy.

- Obawiam się, że nie rozumiem - przyznał się, wiedząc, że jego podwładni i tak nic nie rozumieją z ich rozmowy.

- To nie jest chakra używana na co dzień... Wiesz zapewne, że kiedy człowiek u swojego kresu jest zmotywowany, to jego moc nagle wzrasta...

- Czyli, że zrobił mu to ktoś tuż przed swoją śmiercią?

- Zgadza się, jednak musiał być to ktoś bliski. Nikt inny nie dałby rady wykrzesać z siebie czegoś takiego... Jak on się nazywa?

- Uzumaki Naruto, o ile dobrze pamiętam. Zazwyczaj nazywam go nieco inaczej - stwierdził.

- Czyli to jednak on... Dobrze zrobię to, ale tylko dlatego, że jest synem Czwartego Hokage.

- Czekaj, co?

Yookai machnął na niego ręką, a on osunął się w ciemność.

Złota Sowa złapała ostrożnie jedynego drogiego jej człowieka i ułożyła go na ziemi. Spojrzała na niego tęsknym wzrokiem. Sięgnęła ku jego masce, będącą imitacją jej własnej. Już miała jej dotknąć, ale zatrzymała się. Położyła dłoń w miejscu, gdzie znajdował się jego policzek. Westchnęła i podniosła się z ziemi. Gdyby jej brat mógł ją teraz zobaczyć... Zapewne stwierdziłby, że komuś tak potężnemu nie przystoi siedzieć na ziemi.

- Dobrze pijaweczko moja droga, zobaczmy, czy damy radę cię naprawić.

---Time Skip---

Błękitne oczy otworzyły się w reakcji na ból. Chciał krzyczeć, ale nie mógł wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Chwilę potrwało, nim zrozumiał, że unosi się nad ziemią i co się tak właściwie dzieje. Poczuł, jak gęsia skórka opanowuje jego skórę.

Tuż przed nim lewitowała postać wychudzonej kobiety o czarnych, lokowanych włosach i maską łudząco podobną do tej, którą widział przed utratą przytomności, tylko ze złotym dziobem. Z łatwością mógł zobaczyć każdą kość i ścięgno pod jej cienką, bladą skórą, która opinała się na każdej powierzchni. Tors był przykryty tylko na wysokości biustu poprzez pióra, a w pasie miała przewieszony pasek ze skąpym, długim kawałkiem materiału, który odsłaniał jej nogi, ale zakrywa to, co trzeba. Wyglądała potwornie niczym gnębiona przez chorobę i wygłodzona.

Uśmiechnęła się, a wraz z nią wykrzywiła się jej maska. Nagle złote oczy błysnęły, a ona najnormalniej w świecie zniknęła... A on upadł na ziemię. Na szczęście miał jeszcze jako taki refleks, więc udało mu się wylądować na nogach.

Nie zdążył jeszcze dobrze poczuć ziemi pod stopami, kiedy ktoś rzucił się na niego, zamykając w niedźwiedzim uścisku. Szczerze, to nawet nie musiał myśleć kto. On to po prostu wiedział. Automatycznie zaczął gładzić plecy mężczyzny.

- Nareszcie! - krzyknął głosem, który rozpoznałby wszędzie. - Ile można było czekać! Już się bałem, że coś się popsuło i musielibyśmy cię wysłać w trumnę! Albo gorzej! Do psychiatry! - kilka osób zaśmiało się z jego sposobu rozumowania.

- Już, w porządku Shi... Szakalu, jest okej, nic mi nie jest, spokojnie.

- Nie chcę przerywać tak rozczulającej chwili, ale mamy jeszcze kilka rzeczy do załatwienia.

Uzumaki wyplątał się z uścisku i spojrzał z powagą na przywódcę Fundamentu, który był ubrany w ten dziwny strój, a maskę trzymał w dłoni. Shin-Shin prychnął niczym obrażony szczeniak i z nadętymi policzkami (o czym świadczyło dziwne uniesienie się jego maski) usiadł po turecku tyłem do Fioletowego, zakładając ręce na pierś. Co najdziwniejsze, to chyba było normalne, bo nikt się tym jakoś specjalnie nie przejął.

- Wstań - powiedział załamany Tora. - Chyba nie chcesz okazać braku szacunku Naruto?

Na efekty związane ze zwróceniem mu tej jakże cennej uwagi nie trzeba było długo czekać. Już w następnej sekundzie Shintan stał przy swoim przełożonym wyprostowany jak struna i o dziwo w miarę poważny.

- Co? - zapytał z lekką przekorą w głosie Namikaze. - Czeka mnie kolejny etap?

- Nie - odpowiedział natychmiast starszy z nich. - Uzumaki Naruto, z dumą i radością pragnę przekazać ci to - wyciągnął przed siebie rękę, w której trzymał hitai-ate wraz z maską ANBU ze wzorem tygrysa. - Chciałbym powitać cię w naszej rodzinie oraz mam nadzieję, że przyjmujesz nasze zaproszenie.

- To będzie zaszczyt - skłonił się na tyle, ile honor mu pozwalał, ignorując krytyczne spojrzenia. W końcu jako wampir i do tego dziedzic ma dość wysoką pozycję wśród ludzi.

- W takim razie musisz się również zgodzić na przyjęcie mistrza w postaci Szakala. Będziesz trenował codziennie, po tyle ile on uzna za potrzebne, choćbyś miał paść z wycieczenia.

- Pod jednym warunkiem - zaoponował, zwracając na siebie uwagę kolejnych gapiów. - Inaczej się nie zgodzę na tę umowę.

- Jakim?

- Pozwolicie mi trenować z Jiraiyą, kiedy wróci do sił, będę mógł go odwiedzać i nie będziecie mnie tu trzymać na przymus.

- Cóż, to więcej niż jeden warunek, ale umowa stoi.

###

*Letchku - z mitologii japońskiej; złota, demoniczna sowa, z bratem Netchku; mało jest informacji na jej temat, więc połączyłam ją z zabobonami na temat sów w japońskiej, rdzennej kulturze, w której nie jest tak potężna, jak ją tutaj przedstawiłam.

**Netchku - z mitologii japońskiej; srebrna, demoniczna sowa, brat Letchku; mało jest informacji na jego temat, więc połączyłam go z zabobonami na temat sów w japońskiej, rdzennej kulturze, w której nie jest tak potężny, jak go tutaj przedstawiłam.

Rysunki poniżej przedstawione są mojego autorstwa, więc proszę, patrzcie na nie z przymrużeniem oka :)

Maska sowy opisana w poprzednim rozdziale


Postać z tego rozdziału

I to by było na tyle. 😊
Wybaczcie ciemność barw i słabą jakość, ale zdjęcia nie były robione w sprzyjających temu warunkach. 😂😂

A teraz...

Dobranoc/Do napisania
Senpai Shire

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top