16. Odsiecz
- Żmija, nie śpij! - zawołał ktoś na niego, próbując wyciągnąć go z potoku wspomnień, który wziął go z zaskoczenia jak deszcz turystów na plaży.
Chłopak spojrzał po zastanej przed sobą scenerii i musiał z niemałym zaskoczeniem przyznać, że w swoim krótkim życiu, którego praktycznie nie miał nawiasem mówiąc, jeszcze nigdy nie miał okazji oglądać podobnej strategii. Głównie z powodu zastosowanej przez walczących techniki.
Wszyscy członkowie ANBU cofnęli się w cień, aby nikt nie zauważył, jak wykonują szybkie pieczęcie, podczas gdy na dole szalał w najlepsze jakiś demon, szamocząc się jak psychopata w kaftanie bezpieczeństwa. Wampiry zerwały się z miejsc, niemal w tej samej sekundzie dostępując do walki. To znaczy prawie. Kilku z nich uciekło w kierunku bezpiecznych i pogrążonych w chłodzie murów zamku, co nie zmieniło faktu, iż większość nie miała zamiaru chować się przed ogniem bitwy.
Naruto przyjrzał się istocie podobnej do byka połączonego z lwem zarówno z zachowania, jak i wyglądu. Słyszał o tym, że niektórzy z shinobi Oni no Kuni potrafią przyzwać takie istoty, ale myślał, że to tylko stos bzdur, które można wpisać do legend miejskich, krążących po całym globie. Co prawda sam również kontaktował się z demonem i to nie byle jakim, ale zostało to sprowokowane umyślnym procesem skaryfikacji.
Kątem oka zerknął na jednego ze swoich towarzyszy. Wyciągnął on z kabury małą notkę na pożółkłej kartce z napisem, którego sensu nie potrafił zrozumieć z takiej odległości, chociaż mógł się założyć, że nie był to tekst. Obejrzał dokładnie palec, by po chwili nadgryźć go, w celu skropienia atramentu swoją świeżą krwią, który tuż po zetknięciu się z czerwoną cieczą, zabłysł czarnym światłem. Ostrożnie zgniótł trzymaną karteczkę, a następnie posłał zwitek na dziedziniec, rzucając go w taki sposób, aby nadleciał z innej strony budynku, tak aby nie zdradzić ich pozycji. Kiedy zwinięty w drobny rulonik przedmiot zetknął się z ziemią, wykonał kilka podstawowych pieczęci, a na dole pojawił się pokryty zielonkawymi łuskami niedźwiedź.
Chwilę po nim tę samą czynność powtórzyła reszta przedstawicieli ANBU, będącymi jego kompanami na tej misji.
Kolorowe niemal jak tęcza yookai* znikały po kilku atakach przeciwnika i pojawiały się z powrotem po kilku następnych w okolicy rzuconej kartki. Zupełnie tak, jakby były przywiązane do tego miejsca niewidzialną smyczą.
- Co tak stoisz bezczynnie?! - zapytała jakaś osoba niebezpiecznie blisko jego ucha, chcąc zapewne przekrzyczeć idący z dołu zgiełk. - Bez ciebie nie damy rady!
W odpowiedzi na te słowa zacisnął szczękę zdenerwowany. On nie umiał przywołać czegokolwiek prócz żaby. Dużej, małej, obojętnie, ale to wciąż się chyba nie zaliczało do tego, co zostało mu zaprezentowane. Te techniki należą do cudzysłowowego Top Secret Kraju Demonów więc to, co teraz zobaczył, mogło być i faktycznie było, jedyną okazją do nauki. Wziął głęboki oddech, patrząc na powiększające się pod nim pobojowisko. On miał rację. Potrzebują jeszcze jednego wojownika na dziedzińcu, jeśli wszystko miało się udać. Wyciągnął z nerki notkę identyczną z tą, która wleciała przed chwilą w ten armagedon.
Spojrzał na nią z bliska, zadowolony, że nareszcie może się przyjrzeć jej konstrukcji. Jeśli dobrze rozszyfrował jej znaczenie, to była to pieczęć wiążąca. Polegała ona na"uwiązaniu" przyzywanego podmiotu chakrą do danego miejsca, tym samym przytrzymując go w pożądanym punkcie i powstrzymując przed ucieczką.
Pełen podziwu dla kunsztu jej wykonania oraz smutku spowodowanego zrozumieniem jak brutalne i nie fair w stosunku do demonów to było, przygotował kciuk do zranienia. Właśnie ten moment wybrał sobie ktoś na chwycenie go za przedramię.
Co oni mają do moich rąk? - zapytał w głowie, patrząc poddenerwowany na powód swojego zatrzymania.
- Nie tę - powiedział łagodny głos chłopaka, o magnetycznym czerwonym spojrzeniu. - Nie damy rady tego powstrzymać w ten sposób. Musimy dać mu wolność inaczej nici z planu - podał mu na otwartej dłoni papier zapisany czerwonym atramentem.
Chłopak obrzucił go szybkim spojrzeniem. Namalowane kreski składały się w całość, formując strukturę, mogąca wykryć przedmiot niewidoczny dla ludzkiego oka, zmusić do ujawnienia się i nadać mu silne właściwości ingerencji w ludzką rzeczywistość. Wzór był tak prosty i genialny, że to się nie mieściło w głowie.
Oczy Naruto zaświeciły się z zachwytu. Chyba jednak bycie Uzumakim do czegoś zobowiązywało. Przejechał ręką po misternym szlaczku, nawet teraz czując z nim dziwną więź z jeszcze bardziej osobliwą energią.
- Wiem, że jesteś na to za młody, ale my już wezwaliśmy swoje bestie, a zostało nam jeszcze siedmiu przeciwników - powiedział, wracając znudzonym wzrokiem do nienawistnego świdrowania dziury w głowie jednego z krwiopijców, który właśnie obracał się w pył. Błękitnooki odruchowo przełknął głośno ślinę, spinając się. - Pierwsze wezwanie powinno być odpowiednio silne, by ich zmiażdżyć.
Po wysłuchaniu jego wypowiedzi, czternastolatka opuściły wszelakie wątpliwości co do jego umiejętności. Skoro Żmija jeszcze nigdy niczego takiego nie robił, a proponują mu to podczas misji, to oznacza, że nie może to być aż takie trudne.
Pewnym ruchem wsadził przeciwstawny palec do ust i ścisnął go delikatnie zębami. Tkanki z łatwością ustąpiły, uwalniając małą ilość ciemnej krwi, która zaczęła sączyć się powoli po opuszku. Pomimo głębokości rany, jaką sobie zadał, posoka zdawała się lać wolno jak z drobnego zadrapania, jakie robimy sobie poprzez nieuwagę.
Zirytowany blondyn machnął kciukiem po całej długości papieru, mając dość czekania, aż życiodajny płyn postanowi łaskawie spłynąć. Zwłaszcza, że patrząc na niego, miało się wrażenie, iż prędzej zastygnie, tworząc strup. Zgiął trzymany przedmiot delikatnie, nawet nie zwracając uwagi na to, iż nadał mu formę trójkącika, używanego do tworzenia dzieł origami 3D.
Chwilę później skrawek przerobionego drewna spoczywał już na ziemi niedaleko Szakala, czekając na wykonanie odpowiednich ruchów dłonią. Zdołał wykonać zaledwie dwa z nich, kiedy rzecz, na której skupiał się tak bardzo, zajarzyła się silnym, żółtym światłem, które przyćmiło nawet te wydobywające się z pniaka. Spanikowany syn Kushiny obrócił się ku czerwonookiemu, lecz po nim nie pozostał nawet najmniejszy ślad.
Zdający się nie zauważyć niczego niepokojącego ANBU zakryli oczy ramionami, podczas gdy wrogowie pod wpływem tak mocnej eksplozji promieni światła łudząco podobnego do tych emitowanych przez Słońce, rozpadli się na drobne kawałki. Nawet nie było czego zbierać. Kiedy tylko poświata przygasła wszyscy wbili wzrok w oczekiwaniu na nowego członka drużyny.
W centrum ukazał się cień wielkością nieco przewyższający psy bojowe. Po mniej niż sekundzie jasność cofnęła się trzykrotnie szybciej, niż się pojawiła, wracając do widocznego już zarysu ciała. Nagle wszystko ucichło, wracając do normy. A przynajmniej tak mogło się wydawać. Oczy ludzi wbiły się w postać wielkiego kota, który z zawzięciem i wyraźnym niezadowoleniem patrzył wprost na swojego przywoływacza.
Beżowe, mieniące się srebrem na łopatkach, klatce piersiowej, łbie i ogonie futro najeżyło się, niemal stając dęba, upodobniając go do lwa z pokaźną grzywą. Stał pewnie, wbijając pazury w ciemną ziemię, a z jego postawy emanowała siła, którą trudno opisać ludzkim określeniem. Demoniczna siła. Zielone ślepia łypały na blondyna złowrogo i niepokornie, mówiąc głośno i dobitnie, co myśli na temat wciągania go w konflikt maluczkich. Ogon drgał napuszony ze złości, podczas kiedy co chwilę poruszający się nos, zdawał się łapać wszystkie okoliczne zapachy, by przesłać dane swojemu właścicielowi, by mógł ocenić ilość ewentualnych przeciwników.
Podczas gdy dzikie oczy wpatrywały się w błękitne z niepohamowaną energią agresji, te odpowiadały mu intensywnym wzrokiem przepełnionym zaciekawieniem w najczystszej postaci. Nie było w nich strachu towarzyszącemu reszcie ninja z oddziałów specjalnych. Kot zasyczał groźnie, robiąc krok do tyłu, a Uzumaki mimochodem uśmiechnął się pod maską pobłażliwie.
Kierowany przeczuciem zaskoczył na ziemię.
---U Tory---
- Hm - prychnął cicho w czymś, co przypominało substytut śmiechu.
Ten bachor - pomyślał, przypominając sobie o tamtym blondynie, który powinien zostać w podziemiach jego placówki - zdaje się coraz bardziej interesujący.
Gdybyś tylko ty się im sprzeciwił... - odezwał się zbolały głos w jego głowie, zupełnie odbiegając od tematu.
Zamilcz - odparł, starając skupić się na tym, co się działo w zaistniałej scenie, mimochodem rejestrując fakt, że prześladujący go niegdyś głosik postanowił wrócić z wakacji.
Kaisei** w masce żmii podszedł powoli do bakeneko***. Tak wiedział czym jest ten yookai, chociaż musiał przyznać, że nawet jego zaskoczyła wielkość tego okazu. Zazwyczaj demony tego typu są wielkości normalnych zwierząt, którymi były w przeszłości. W tym przypadku były to najnormalniejsze w świecie koty domowe. Zazwyczaj nie zmieniają swoich gabarytów. Po prostu nabywają nowych umiejętności, ten jednak był jakiś inny...
Obserwowany przez niego chłopak patrzył w jego oczy, aż ten ugiął się przed nim w pokłonie.
A już miałem nadzieję, że zrobi z niego swojego sługę - stwierdził wewnątrz siebie z żalem.
Obaj wiemy, że to nie prawda - odezwał się ten sam, denerwujący głos.
Oj, cichaj już - warknął, nie mając ochoty na kłótnię.
Przypatrywał się z uwagą, dłoni pokrytej szorstkim materiałem rękawiczki zbliżającej się w stronę łba zwierzęcia. Usłyszał, jak podlegający mu oddział zaczął oddychać nieco głośniej i spazmatycznie. Rozumiał pobudki takiego zachowania, a mimo to miał ochotę ich wyśmiać.
Jeśli wszystko zakończy się odgryzieniem palców, nie będzie zaskoczony, jeśli natomiast potwór przyjmie go, również nie mógłby stwierdzić, że się tego nie spodziewał. Żaden yookai nie pozwala sobie na czułostki. One nie lubią się bratać z pierwszym lepszym, mizernym, brudnym i wiecznie rozerwanym w sobie człowiekiem. Dlatego też każde wezwanie przyzywa innego demona za każdym razem. To coś jak przywołanie summona, tylko że bez kontraktu. Nie pytają się ich o zdanie, po prostu chwytają chakrą i wyciągają siłą na pole bitwy. Właśnie z tego powodu każdy, nawet pomniejszy, młody demon nienawidzi ludzi.
Bywa.
Jednak czasem zdarza się, że ktoś ma w sobie coś, co sprawia, że te istoty uznają go za godnego i honorowego, robiąc z siebie ich chowańca, wywalczając dla niego dobre imię. A może to one robią chowańców z ludzi? Trudno stwierdzić. W każdym razie takie przypadki są ekstremalnie rzadkie, jednak ostatnio ich liczebność przybrała na sile. Ostatnie takie wydarzenie miało miejsce czterdzieści lat temu.
Kot przyległ do dłoni blondyna, zaczynając łasić się do niej swoim wielkim łbem. Ciche dźwięki niedowierzania i zachwytu rozeszły się po skalistym sklepieniu w kształcie kopuły. Parsknął wpatrując się jak ludzka sylwetka przykucnęła przy bakeneko, delikatnie gładząc jego futro. Teoretycznie powinien skarcić wszystkich za głośne zachowanie, które z powodu dobrej akustyki tego miejsca, pewnie było dobrze słyszalne w całej wartowni, ale jakoś nie miał na to ochoty.
Podniósł się ciężko, chcąc dać znak do ruszenia na dół i odbicia Sannina, lecz wtedy się wszystko zaczęło.
---U Naruto---
Podczas skoku nawet na chwilę nie przerwał spojrzenia nawiązanego z tymi przepięknymi, splamionymi dzikością, zielonymi ślepiami. Nigdy jeszcze nie widział tak nieposkromionych oczu u żadnej istoty. Nawet u Kuramy. Ich tęczówki były przepełnione wolnością i wolą walki o jej odzyskanie.
Gdyby tylko stojący przed nim mógł wiedzieć, jak bardzo był tym zafascynowany. Używał już nie raz techniki przywołania, ale jeszcze nigdy tak na nią nie reagował. Po jej wykonaniu zawsze obok niego pojawiała się obślizgła, zupełnie mu obca ropucha. Koniec. Nic więcej. A teraz? Miał wrażenie, jakby gdzieś już widział tego pięknego kota, wręcz jakby go znał, a to nie wszystko.
Zbliżał się do niego, podziwiając ostre jak brzytwy kły, które pozostały odsłonięte po zasyczeniu. Wciąż nie mógł się nadziwić temu zjawisku. Czuł z nim mentalną więź. Nie miał pojęcia czemu. Wyraźnie wyczuwał napięte między nimi małe linki, łączące ich w jedno. Niemal mógł je zobaczyć, a nawet nie był Sensorem! Wiedział, co czuje ten demon. Był wściekły na niego za wyciągnięcie bez pytania i zabieranie mu cennego czasu swoją niegodną osobą, lecz wewnątrz odczuwał ogromny strach na myśl, iż ktoś chce go zniewolić, ale go to nie obchodziło. Za bardzo dał się w to wciągnąć, by teraz stchórzyć.
Uzumaki był w tamtym momencie jak zafascynowane światem dziecko. Piękno kota wzywało go, zielone oczy hipnotyzowały, a widoczne już z dachu, miękkie futro jakby samo kazało mu się dotknąć.
Wybacz przyjacielu - przeprosił go mentalnie, zatrzymując się tuż przed nim. - Nie chciałem cię do niczego zmuszać. Nie wiedziałem, że to wymusza na was przybycie w to miejsce - spojrzenie bestii zalało się zdziwieniem, tracąc całą swoją niebezpieczność. - Zaprawdę jesteś majestatyczny, przyjacielu. Nie chcę odebrać ci źródła twojego piękna - stwierdził, mając na myśli jego wolność.
Już dawno straciłem nadzieję, że uda mi się spotkać jeszcze kogoś takiego jak ty - odpowiedział mu gruby, lekko zachrypnięty bas. - Vortex.
###
*Yookai - "demony" mitologii japońskiej, chociaż zalicza się też tutaj różnego rodzaju rośliny i istoty nadprzyrodzone, w tym potwory, duchu i bestie.
**Jak zapewne pamiętacie, Tora tak nazwał Naruto, bo nie spodobało mu się jego imię i tak będzie go nazywać.
***Bakeneko - rodzaj yookai kota o JEDNYM ogonie, który zostanie omówiony dokładniej w jednym z rozdziałów.
Hejka dziubaski!
Jak tam życie? XD Wiem, wiem. Nie zmieściłam się w czasie. ;-; Gomene mina. Niestety wena trzasnęła drzwiami obrażona, mamrocząc coś, iż jak nie wezmę się za naukę, to już nie wróci. ;__; Mam nadzieję, że mnie rozumiecie. Już mam zapowiedziane pierwsze dwa sprawdziany na ten miesiąc, więc no. :'D
Na górze macie zdjęcie właśnie takiego trójkąta do origami 3D. Osobą nieznającym tematu, polecam wpisanie w grafikę: "origami 3D". Śliczne rzeczy się z tego robi.
I na koniec chciałam jeszcze powiedzieć, że wszystkie yookai, do których nie ma/nie będzie przypisu są przeze mnie wymyślone.
A teraz do napisania
I dobranoc
Senpai Shire
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top