11. Fundament cz. 1 + informacja

PONIŻEJ WAŻNE INFORMACJE I WYJAŚNIENIE MOJEJ NIEOBECNOŚCI!!!

###

Nagle, wśród białych kłębów dymu, w podziemnych korytarzach pojawiła się para ninja.

Starszy z nich, szatyn wyglądający na około dwadzieścia lat, sięgną po maskę szakala i założył ją na twarz. Nic nie mówiąc, pociągnął za sobą rozgadanego, domagającego się odpowiedzi blondyna, któremu powoli puszczały nerwy. Chciał wiedzieć, czy mężczyzna mu wierzy, czy wręcz przeciwnie i zaciąga go na pewną śmierć. Ale nie! Ten musiał zrobić się na badass'a i ciągnąć go w nieznane! Super!

Wredni ANBU — pomyślał, rzucając potok obelg w stronę starszego. — Niby tacy cisi, a jak przyjdzie co do czego, to zbierają cały fejm.

Podczas gdy on wymyślał coraz to nowe przezwiska dla swojego "porywacza", ten zdążył go przeprowadzić przez kręte korytarze podziemi. Po chwili stanęli przed drzwiami, które... były dokładnie takie same jak poprzednie.

— Powiesz mi w końcu, gdzie idziemy? Bo tak jak-

W tym momencie na jego ustach wylądowała ręka, zagłuszając dalsze słowa. Brązowowłosy spojrzał na niego lekko znudzony, lecz w jego oczach można było dostrzec nutki rozbawienia. Na usta ANBU wkradł się uśmiech, który został przysłonięty przez maskę.

— Aleś ty upierdliwy — powiedział z entuzjazmem, a z jego oczu zniknęły ostatnie oznaki nudy. — Nie, żeby mi to przeszkadzało, masz ładny głos i w ogóle, ale zrób mi tę przyjemność i choć na chwilę zamknij ten dołek, który robi słowa*, bo wypatroszę, nadzieję niczym kaczkę i zjem na kolację, zrozumiano?

Pomimo wypowiedzianej groźby oraz morderczej atmosfery i intencji, zielone zwierciadła duszy pałały radością. Nie. To za słabe słowo. W nich panowała euforia. Z kolei Naruto mógł myśleć tylko o jedynym.

— Ko-kowai**.

Przestraszony postawą młodego mężczyzny nawet nie zauważył, że przestał się odzywać. Zadowolony szantażysta zabrał dłoń, by poklepać blondasa po policzku. Cała ciemna aura zniknęła, a on sam wyglądał jak uradowany szczeniaczek.

— No, to się cieszę.

Nie czekając na reakcję chłopaka, pchnął mocno drzwi. Biedny kawałek drewna zaskrzypiał i z impetem wpadł na swojego przyjaciela — ścianę. Towarzyszący temu głośny dźwięk zwrócił uwagę osób przebywających w środku. Pomieszczenie, do którego wkroczyli, wydawało się czymś pokroju wielkiego salonu z mnóstwem drewnianych ławek i stołów. Pomimo wielkich gabarytów pokoju wewnątrz siedziało tylko siedem osób. Każda z nich miała na sobie maskę z innym wzorem oraz standardowy czarno-biały strój. Byli tam kolejno: smok, kogut, orzeł, dzik, żaba, lew i lwica.

Jedyna dziewczyna, zarówno z płci, jak i wzoru na masce, ciężko podniosła się z miejsca, obracając w kierunku przybyłych.

— Szakalu — zaczęła mocno z karcącą postawą — dobrze wiesz, że nie można wprowadzać osób postronnych do siedziby.

— On nie jest postronny i nie wprowadziłem go.

Odpowiedział szybko oraz wymijająco, a dobry humor go nie opuszczał. Ludzie spojrzeli po sobie, lekko spinając mięśnie. Już domyślili się, że coś się stało i najprawdopodobniej czeka ich misja. W końcu znali go od ponad roku i zdążyli się zapoznać z jego nieszablonowym charakterkiem. Teraz pozostały im tylko dwie opcje: albo zaraz wyjdą na jakąś niespodziewaną akcję, albo chłopak w pomarańczowym dresie był kimś arcyciekawym. Mężczyzna, widząc zainteresowanie zebranych, postanowił dodać jeszcze jedno zdanie:

— Sam też tego nie zrobił. A teraz ruchy! Pełne uzbrojenie, nie brać płaszczy! Porwali Sannina! Zbiórka za pięć minut, tam gdzie zwykle!

Po lekkim skinięciu głowy wszyscy zniknęli, prawdopodobnie udając się po swoje rzeczy, po drodze rozliczając się z obranego zakładu.

— O co tutaj-

Zaczął Naruto, lecz nim miał okazję dokończyć, znów przenieśli się w inne miejsce, przy pomocy tej samej techniki. Szatyn puścił go cały w skowronkach i ruszył w stronę szafy. Blondyn zatoczył się delikatnie, chwytając za głowę.

Nienawidzę tej techniki — pomyślał.

— Możesz uprzedzać, nim nas przeniesiesz?! — krzyknął na niego rozsierdzony. Miał nieodpartą ochotę walnąć go w tę brązową łepetynę z siłą godną Sakury i babci Tsunade razem wziętych. Niestety zawroty głowy wygrały, przez co, zamiast zrealizować swój nikczemny plan, opadł na coś miękkiego i w miarę wygodnego. Łóżko?

Powoli rozejrzał się po pokoju. Znajdował się w malutkiej klitce, w której pomimo małych rozmiarów znalazło się łóżko, biurko, szafa, gablotka na zbiór rzeczy shinobi oraz mała komoda ze zwojami. Pewnie dalej patrzyłby się półprzytomnie w wyposażenie wykutej w ziemi szczeliny, gdyby nie spokojny, aczkolwiek wciąż wesoły niczym nastolatka nadająca o swojej szkolnej miłości głos.

— A więc... Ilu ich było? — zapytał, robiąc przerwę na założenie bluzki i poprawienie przed chwilą zmienionych spodni.

— Trzech, ale jednego załatwiłem... — odpowiedział, odwracając wzrok. Czuł się, lekko mówiąc skrępowany zachowaniem ninja. Poczuł jak delikatny rumieniec wstydu i oburzenia wchodzi na jego policzki. Co jak co, ale widoków gołej klaty mógł mu oszczędzić.

Starszy spojrzał na niego i zachichotał. Przeszedł koło młodszego w drodze do gablotki z bronią, mimochodem targając jego jasne włosy. Rozumiał jego zażenowanie. Sam tak miał w jego wieku. W sumie to kiedyś nawet miał podobny charakter, ale to stare dzieje. Wiele się zmieniło.

Smutek opanował go na myśl o tych wydarzeniach. Jednak zaraz rozpromienił się, przypominając sobie o nowym wyzwaniu. Nie miał czasu na jakieś sentymenty.

— Wyrobisz się — powiedział na odchodnym, chowając broń do kabury. —Kto was zaatakował?

Na to pytanie nie dostał odpowiedzi. Odwrócił się do czternastolatka bijącego się z własnymi myślami. Widząc spojrzenie konoszanina, wkładającego katanę do sai***, postanowił wydukać kilka słów.

— Nie uwierzysz mi — podrapał się po karku zakłopotany.

Szakal nie wytrzymał i wybuchł śmiechem, zabierając kilka zwojów.

— Jesteś w Naku no Shi! Najbardziej paranormalnym mieście Oni no Kuni! Tutaj dziwne rzeczy to chleb powszedni!— wypowiedział, po czym zaśmiał się ponownie. Przypomniała mu się jego pierwsza misja w tym pokręconym miejscu. Został wezwany do złapania wilkołaka grasującego na drugim końcu kraju. Udało mu się, a to, że wilkołak okazał się hieną z pobliskiego zoo, to już inna sprawa.

Naruto myślał zawzięcie, nie spuszczając wzroku z mężczyzny. Ale co mu szkodzi? Ewentualnie go wyśmieje.

— Etto... Ten, którego zabiłem, wyglądał jak człowiek, ale po wszystkim okazało się, że nie ma w nim krwi. Poza tym udało mi się to, tylko dlatego, że wziąłem go z zaskoczenia.

— A co z resztą?— ponaglał go szatyn, stojąc i przeglądając swoje rzeczy zadowolony z życia.

— Tamta dwójka musiała użyć czegoś w rodzaju henge i zmienieni w psy zabrali mojego nauczyciela.

Jego towarzyszy zamarł w bezruchu skoncentrowany na swoich myślach. Nagle jego ręce wystrzeliły w górę, a z ust wyszedł bliżej nieokreślony wydźwięk radości.

— Yatta! Nareszcie coś ciekawego!— wydarł się na cały regulator, a Naruto mógł przysiąc, że w jego oczach zamigotały małe gwiazdy.

—Eee — młody Namikaze zaczął poważnie zastanawiać się nad jego zdrowiem psychicznym.— Dobrze się czujesz?— zapytał niepewnie, nie wiedząc, czego może się po nim spodziewać.

— Żartujesz sobie?!— zatrzasnął szafkę z hukiem.— Lepiej się nie czułem... No nigdy chyba! Szukaliśmy ich od dawna! W tym roku najprawdopodobniej z ich powodu zaginęło ponad sto osób! A mamy dopiero czerwiec — dodał, zastanawiając się nad tym, przy okazji opuszczając nieco zaciśnięte pięści.— To jak przedwczesna Gwiazdka!— wybuchł ponownie po chwili ciszy, jaka zapanowała w pokoju.

— Jesteś pewny, że na pewno masz... Ile ty tam mówiłeś, że masz lat?

— Dwadzieścia jeden i nic takiego nie powiedziałem.

— Jesteś pewny, że nie pięć?

— Hm?

Mężczyzna spuścił głowę, licząc na palcach. Naruto po raz kolejny załamał się nad jego idiotyzmem.

On tak na poważnie? — zadał sobie pytanie, bojąc się odpowiedzi, jaka mogłaby paść z jego ust.

— Tak, jestem pewny — odparł, wracając do poprzedniego stanu. Zerknął na zegar wiszący na ścianie.— Na mnie już pora.

— Idę z wami!

— Nie — zabronił mu stanowczo, nagle zmieniając nastrój o sto osiemdziesiąt stopni.

— Co? Ale-— chciał się kłócić. On musiał tam iść! Nie zostawi ich na pastwę tych... potworów!

— Nie i koniec — Zastanawiającym było, jak szybko facet zmienia swój nastrój. Przed chwilą był niczym Sakura-chan widząca Sasuke, a teraz jak znudzony życiem bachor.— Słuchaj, wiem, że chcesz pomóc i tym podobne, lecz my zostaliśmy do tego wyszkoleni. Wiemy, z czym mamy do czynienia, a ty nawet nie potrafisz tego nazwać po imieniu — widząc minę nastolatka, mruknął coś niezrozumiale.— Słuchaj. Masz tu taki papierek — powiedział, rzucając mu cienką kopertę, do której uprzednio włożył krótki liścik.— Ja znikam, a ty masz wyjść i iść w lewo. Ciągle prosto do końca korytarza. Znajdziesz tam salę i wyróżniającego się shinobi. Daj mu to. A teraz — zrobił krótką przerwę i zadrżał z rozpierających go wesołych emocji — żegnaj!

Po tym słowie szatyn zniknął mu z oczu. Blondyn zmęczony opadł na poduszki. Miał tego dosyć. Jeszcze te dziwne zachowanie Szakala.

— A ty co?— zapytał w pustkę blondyn, myśląc o przedstawicielu ANBU.— Kobieta w ciąży?

Uzumaki przekręcił się na bok, zamykając oczy. To jeszcze do niedawna średnio komfortowe łóżko, właśnie stało się bardzo wygodne. Nie obchodziło go już to, że jest w obcym miejscu (a tak dokładnie, to pokoju obcego faceta). Był zmęczony jak diabli.

Tylko uprzedzam — odezwał się w jego głowie znajomy głos.— Po wszystkim możesz wciąż szybko tracić energię i częściej czuć się sennym. Ale to minie. To znaczy raczej minie.

— Wielkie dzięki — prychnął, jednak od razu się powstrzymał przed dalszym komentarzem. Co jak co, ale gadanie w przestrzeń, chyba nie jest zdrowym rodzajem komunikacji.

Leniwie uniósł powieki, tak jakby pomimo iż wiedział, że go tutaj nie ma, chciał mu zrobić na złość. Jego błękitny wzrok padł wprost na drobny liścik, leżący w małej odległości od kolan. Sięgnął po niego zaciekawiony. Miał zamiar go otworzyć, lecz głośny krzyk przedzierający się przez inne myśli, podejrzenie podobny Umino, wydał się na niego, mówiąc coś o zadaniach ninja. On jednak go zignorował i wsłuchał się w o wiele cichszy i delikatny ton.

Tak. Z olewania nauczycieli powinien dostać wzorowy. Albo Wybitny. Jak kto woli.

Durna moralność — pomyślał, podnosząc się w celu opuszczenia pomieszczenia wraz z przesyłką w reku.

Szedł zgodnie z poleceniami szatyna, lecz droga dłużyła mu się we wręcz straszny sposób. Położył dłoń na ścianie, pozwalając jej na badanie nierównej, aczkolwiek suchej powierzchni podziemnych ścian. Musiał wyglądać co najmniej śmiesznie idąc wraz z sunącym się za nim ramieniem, ale jego myśli w ogóle nie zahaczyły o ten temat.

Przez tę całą podróż i jakże miłe przygody nie miał czasu dla własnych myśli. A co dopiero dla Kuramy. Już dawno nie robili takich przerw w kontakcie. Wszystko dlatego, że ciągle coś się działo. Najpierw ten cały atak, a teraz to... Po prostu masakra. Nawet nie miał, kiedy przeanalizować rozmowy ze swoim "oprawcą". Podczas podróży również nie miał ani koszty wolnego czasu. W kółko tylko powstrzymywanie Sannina przed wydaniem całej gotówki (i nie tylko) oraz ratowanie tego samego jegomościa przed wściekłymi kobietami.

Już miał zacząć wspominać, kiedy to coś na niego wpadło. Spojrzał na to złowrogo. Bezczelne drzwi weszły mu w drogę! I na dodatek zderzyły się z jego czołem! Jak one śmiały pokazywać się tak nagle?!

Zły na cały świat podporządkowany przedmiotom martwym wszedł do pomieszczenia. Na szczęście to było to, o czym mówił Szakal. Jednakże...

W środku wszyscy wyglądali identycznie. Kropka w kropkę to samo. Jedyną różnicą były maski. Wszyscy znajdujący się na sali, właśnie dawali porządne lanie poustawianym wszędzie manekinom. Wśród tego całego zamieszkania biegało kilka widocznie młodszych sylwetek, zbierając rozerwane na trociny, słomę i puch kukły, zastępując je nowymi. Naruto poczuł jak złość na perfidne i niewychowane drewno znika, zastępowane przez szczere niczym złoto współczucie dla tych biedaków. Nie zazdrościł im biegania w tym wielkim, żywym labiryncie.

Miał ochotę krzyczeć z frustracji. Wyróżniający się ninja. Też coś! Że też wcześniej o tym nie pomyślał w ten sposób.

Stał tam przez dłuższą chwilę i kontemplował nad sensem życia. Już prawie doszedł do wniosku, że jego życie nie ma sensu, bo on nie ma życia, kiedy podszedł do niego jeden z młodych ANBU. Wpatrywał się w niego wyczekująco, czekając na wyjaśnienia jego pobytu w tym miejscu.

— Mam jakiś list od Szakala dla "wyróżniającego się shinobi" — burknął, nie wiedząc do końca, co konkretnie ma powiedzieć.

Chłopak przed nim — najprawdopodobniej chłopak, bo w jednostkach specjalnych nigdy nic nie wiadomo — zatrząsł się lekko. Wyglądało to tak, jakby próbował powstrzymać chichot, ale z jego ust nie wyszedł żaden dźwięk. Po tym, jak się uspokoił, wykonał szybko kilka gestów rekami. Blondyn spojrzał na niego, nic nie rozumiejąc. Ten widząc jego głupią minę, wywrócił oczyma i podniósł ramię, wskazując na coś ponad sobą. Chłopak podniósł oczy we wskazanym kierunku. W jednym momencie zrujnował cały swój światopogląd.

Jednak to nie włosy Kakashiego były mistrzem w walce z grawitacją.

###

* sentencja zaczerpnięta z bajki animowanej pt. "Alfa i Omega"
** kowai - (jap.) straszny
*** sai - pochwa od katany

Cześć dziubeczki!

Jak zapewne zauważyliście, była dość długa przerwa pomiędzy rozdziałami. Niestety, ja gapa zostawiłam telefon w Norwegii. Na szczęście było to w aucie mojego taty, więc przywiózł mi go. Na nieszczęście dostałam go dopiero dziś rano. A że nie pamiętałam hasła, plus, że rozpiska rozdziałów jest właśnie na tym urządzeniu, to pozostał mi papier i nadzieja, że o niczym nie zapomnę podczas pisania.

Przepraszam Was za opóźnienie i zapewniam, że raczej nigdy się ono już nie powtórzy, a przynajmniej nie w takiej skali. Postaram się nadrobić te (chyba) dwadzieścia cztery rozdziały jak najszybciej, póki nauczyciele się nie rozkręcili. Jeżeli pomyliłam się w ilości OPUSZCZONYCH rozdziałów, proszę o poprawienie, bo zrobiłam to z przymrużeniem oka.

A i jeszcze jedna kwestia. Szkoła. To, że się zaczęła, nie jest żadną tajemnicą. Niestety mam bardzo źle ułożony plan lekcji (codziennie do piętnastej lub szesnastej). Dołóżmy do tego jeszcze treningi, korki, dojazdy i wychodzi na jaw, jak mało czasu mi zostaje na pisanie. Przez to rozdziały mogą być wprowadzane o późnych porach. Jeszcze dziś będzie kolejny rozdział, a jak wszystko pójdzie zgodnie z planem w następnym tygodniu one-shoty. W końcu muszę i tak tylko to przepisać.

Senpai Shire

Ps. I TAK, obrazek wbrew pozorom jest tematyczny. Jeśli chcecie możecie zgadywać dlaczego.

Ps2. Co sądzicie o nowym bohaterze? :3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top