Rozdział 22 "Kłamca i Zdrajca"

                Czasami wydaje nam się, że znamy kogoś doskonale. Wiem, jak odpowiedziałby na dane pytanie albo co lubi robić w wolnym czasie. Myślimy, że znamy jego osobowość na pamięć jak ulubioną książkę, a także doskonale wiemy, jakie jest jego marzenie. Jednak są takie chwile, gdy ten dobrze znany nam przypadek wymyka się spod kontroli i nagle nie wiemy, z kim mamy do czynienia. Zupełnie, jakby na ten jeden moment człowiek, którego znamy, stał się kimś innym bez uprzedzenia.

Poczułem się tak w tej właśnie chwili. Ciemność towarzyszyła mi z każdej strony, a ten znajomy głos ranił moje uszy z każdym kolejnym słowem. Tausa na moment stracił nad sobą kontrolę. Powtarzałem sobie w myślach, że za kilka minut wszystko się skończy, jednak ten czas przeciągał się w nieskończoność.

Demon, który omotał Tausę, spacerował po sali i śmiał się w najlepsze, jakby celebrował tę chwilę. Tymczasem nie miałem pojęcia, jak na ten obrót wydarzeń zareagowała Królowa Carona. Nic nie słyszałem, oprócz triumfującego głosu Tausy. Próbowałem jakoś przedrzeć się spojrzeniem przez mrok, ale niewiele z tego wyszło.

Nagle gdzieś spomiędzy tej ciemności, wydostało się małe światło, zapalone najwyraźniej przez towarzysza Carony. Najpierw ujrzałem dwie blade twarze – drobną dziewczynkę oraz wysokiego lokaja. Ich miny nie zdradzały uczuć. Wyglądali, jakby się wszystkiego spodziewali.

- Nie zachowuj się jak dziecko. – warknęła Carona i niespodziewanie światło z tego jednego małego płomyka rozprysło się po sali i zapaliło resztę pochodni. Szybko znalazłem wzrokiem najważniejszą dla mnie osobę i zląkłem się. Wyglądał, jak chodząca śmierć. Jego cera zdawała się być biała jak róże, które rosły w Królewskiej Szklarni, a oczy błyszczały jak u zwierzęcia. Jeśli gdzieś w tym ciele znajdował się Tausa, to był w tym momencie bardzo głęboko w środku.

- Pouczasz mnie? Ty w ogóle wiesz, kim jestem?! Zdajesz sobie sprawę, z kim rozmawiasz kurwo?! – zaczął wrzeszczeć, przesuwając się w kierunku Królowej, którą natychmiast przysłonił ciałem czarnowłosy. – Ty... Ty podrzędny dupku! Wracaj do Piekła, tam gdzie twoje miejsce, inaczej osobiście utopię Cię w Rzece Boleści!

- W tej postaci jesteś niegroźny, nie lubiący światła. – odparł towarzysz Królowej. Po raz pierwszy usłyszałem wtedy jego głos. Był stanowczy i głęboki. Niezwykle pasujący do całej postawy mężczyzny.

- Odejdź Mefistofelesie. Nie jesteś w stanie zapanować nad osobą związaną innym paktem. – dodała odrobinę ciszej Carona. Oboje sprawiali wyrażenie bardzo spokojnych, jakby nagła wściekłość gnieżdżącego się w Tausie demona była niczym. Gdy jednak dotarło do mnie, co właśnie usłyszałem, lekko zamarłem. Te imię było mi znane z opowieści. Wielki Książę Piekła czy inaczej demon, który nigdy nie mówi prawdy. Ten, który woli ciemności i niszczyciel wszystkiego co na świecie dobre.

Mefistofeles zaśmiał się gromko, ale jego oczy błyszczały gniewem. Bez żadnego zawahania zaczął iść w stronę tronu, zaciskając ręce w pięści. Na nic były ostrzeżenia Królowej. Mężczyzna nie zatrzymał się nawet, gdy demon broniący Carony przyjął pozycję obronną.

- Wiedz, że gdy tylko skosztuję twojej kochanej duszy, uwolnię się z tego kościstego ciała i w Piekle znów zapanuje ład i porządek. Żadne pieprzone diabelskie gówno nie wypłynie bez mojej zgody! Świat ulegnie zniszczeniu! Tak jak to było kiedyś, będziecie zdychać pod moimi butami jak mrówki! – oznajmił z szerokim uśmiechem i rzucił się w stronę dziewczyny. Ta odskoczyła, a na jej miejscu w momencie pojawił się czarnowłosy, odrzucając Tausę w tył. Jego ciało uderzyło o płytki, które pękły w kilku miejscach i choć jego krew zaczęła gęsto skapywać na posadzkę, nie poddał się, tylko natychmiast wstał i ponownie zaatakował.

Nie wiedziałem, co tu się dzieje. Chciałem tylko, żeby Tausie nic się nie stało, ale już z mojego miejsca widziałem, że mężczyzna w czarnym płaszczu był zdecydowanie bardziej trwały od ludzkiego i kruchego ciała hrabiego. Najszybciej jak potrafiłem, zacząłem kuśtykać w stronę tronu. Nie miałem pojęcia, co robić, jednak wolałem nie myśleć, co by się stało, gdyby Tausa nie wytrzymał tej walki.

- W tej postaci jesteś bezsilny. Poddaj się już teraz. Póki jesteś zamknięty w moim bratanku, nie możesz użyć żadnych silniejszych zaklęć. – westchnęła teatralnie Carona, po czym oparła się brodą o rękę i z nudą przyglądała się pojedynkowi przed nią. Tymczasem ja zbliżałem się coraz bardziej do toczących bitwę i krzyczałem, aby przestali. Nawet nie łudziłem się, że którykolwiek posłucha.

Mefistofeles tryskał energią, jednak ciało Tausy w wielu miejscach było już w opłakanym stanie. Jego krew była dosłownie wszędzie, podczas gdy demon Królowej zdawał się nie ponieść żadnych obrażeń.

- Tylko tak myślisz, ale miałem wystarczająco dużo czasu, by nauczyć dzieciaka czarnej magii... – parsknął Mefisto, po czym otarł twarz z krwi i zamknął oczy, szepcąc coś nieludzko pod nosem. Zatrzymałem się gwałtownie. Spod jego złożonych rąk zaczął wydobywać się czarny jak smoła dym, który szybko otoczył całą salę, dusząc przy tym zarówno mnie jak i Caronę. Chociaż pozostałej dwójce nic nie było, my powoli traciliśmy przytomność od braku tlenu, gdy nagle Mefistofeles przerwał szeptanie i dym wręcz rzucił się na drugiego demona, zamykając go w dymnym kole. Mężczyzna zaczął się szarpać, ale niewiele mógł zdziałać w obliczu tak potężnego zaklęcia. Był uziemiony.

Tymczasem Mefistofeles zaczął bardzo powoli kroczyć w kierunku Królowej. Ta wystraszona zeskoczyła na ziemię i schowała się za tronem, krzycząc wściekle w stronę zamkniętego w przeźroczystej klatce demona. Nic to nie dało, a jedynie bardziej rozbawiło Mefisto. Nagle Carona spojrzała w moją stronę i rzuciła mi najbardziej przerażone spojrzenie.

- Lavi! Jeśli Mefistofeles zdobędzie moją duszę, ciało Tausy zostanie zniszczone! – krzyknęła, a ja zamarłem i spojrzałem w stronę Kłamcy. Demon odwrócił się do mnie i przyjrzał się mojej postawie z lekkim uśmieszkiem.

- Nie słuchaj tej głupiej kobiety! Gdy tylko uwolnię się z tego ciała, będziesz w końcu żył tylko z twoim ukochanym... – odparł, po czym znów zaczął iść w stronę Królowej. Był już na schodkach prowadzących do tronu, gdy kobieta umknęła mu bokiem i potykając się o materiał własnej sukni, upadła kilka metrów ode mnie.

- Lavi, proszę! Mefisto nigdy nie mówi prawdy! Pomyśl tylko, on zrobi wszystko, żeby się uwolnić z ciała Tausaela, to jego klatka, nie dba o to, czy ją zniszczy! – tłumaczyła mi wręcz z płaczem, a jej słowa uderzyły w sam środek mojego serca. Było w tym ziarno prawdy, a nawet coś więcej. Szybko zacząłem kierować się w jej stronę, ale poraniona noga utrudniała mi to bardziej niż myślałem. Demon szybko zauważył moją zmianę postawy, a jego twarz wyrażała wściekłość. Byłem bliżej Królowej niż on, więc mimo, że zaczął biec, dotarłem tam szybciej, zasłaniając ją własnym ciałem.

- Tausa! Proszę! Dasz radę mu się postawić! – krzyknąłem rozpaczliwie, a wtedy Mefistofeles bez żadnej przeszkody złapał mnie za koszulę i przerzucił nad sobą tak, że uderzyłem boleśnie o posadzkę z takim hukiem, jakbym złamał kręgosłup. Jęknąłem z bólu i zakaszlałem, wypluwając z ust krew. Z oczu płynęły mi łzy, ale jakoś pozbierałem się i na kolanach doczołgałem się do demona, łapiąc go za nogę. Ten wściekły, kopnął mnie w brzuch i tym razem już nie wstałem tak szybko.

Pozbierałem się dopiero wtedy, gdy przed twarzą pojawiły się jego buty. Niepewnie spojrzałem w górę i zobaczyłem to ostre spojrzenie zdecydowanie nie należące do Tausy. Patrzył na mnie jak na obiad.

- Chyba ktoś chce zginąć pierwszy... – westchnął i złapał mnie za kołnierz ciągnąc w górę. Zawisłem kilka centymetrów nad ziemią, ciężko dysząc i próbując jakoś wyszarpać się z jego uścisku. Po policzkach płynęły mi łzy, a skóra zrobiła się niemal szara. W końcu puścił mnie, a ja upadłem z powrotem na ziemię, próbując nabrać tchu. – Taki słaby... Nawet nie dorastasz mi do pięt. Ty naprawdę myślałeś, że dasz radę cokolwiek zdziałać? Nigdy nie zrozumiem, dlaczego ten kretyn zapałał do Ciebie jakimkolwiek uczuciem...

Kopnął mnie mocno w brzuch, aż wyplułem kolejną garstkę krwi. Jęknąłem i zasłoniłem ciało rękami, ale niewiele to dało. Dostałem kolejnego kopniaka w okolicach twarzy i z ledwością zachowałem przytomność.

- T-Tausa... – zapłakałem, a wtedy Mefistofeles podniósł nogę i nakierował ją prosto na moją twarz. Czułem w sercu, że po tym uderzeniu, nie otworzyłbym oczu, dlatego zwinąłem się i z płaczem cicho błagałem. Trwało to jakieś kilka sekund, gdy zdałem sobie sprawę, że cios nie następuje. Niepewnie otworzyłem oczy i dostrzegłem, że Mefisto trzyma się za głowę i ciężko oddycha.

- Nie wierć się, szczeniaku... – mruknął pod nosem i potrząsnął głową, jakby próbował odzyskać kontrolę. Wtedy to zauważyłem. Nagłe błyśnięcie w prawym oku. Było tak znajome, że natychmiast przeturlałem się dalej i podniosłem, starając się utrzymać równowagę.

- Tausa! Jesteś tam i słyszysz mnie, tak?! – krzyknąłem, ale on nie odezwał się. – Obiecałeś mi, że już nie narazisz mnie na niebezpieczeństwo! Tak powiedziałeś, kiedy dowiedziałeś się, że Cię kocham, tak?! Pamiętasz? Zapanuj nad sobą! Wiem, że potrafisz to zrobić! Nie poddawaj się mu!

- ZAMKNIJ SIĘ! – jego głos zmienił się na bardzo niski i głośny, niemalże nieludzki. To był demon. Mefistofeles tracił panowanie i powoli wpadał z powrotem w ciemne zakątki umysłu Tausy.

- Nie możesz się poddać! Walcz! Obiecuję, że będę z Tobą do końca! Nie ważne, jak byś był, jasne?! Tylko zapanuj nad tym! – nie poddawałem się i wtedy Mefisto uderzył mnie w twarz tak niespodziewanie, że nie mogłem nawet spróbować się obronić. Odleciałem kawałek dalej na plecy i wrzasnąłem z bólu, czując, jak rany po biczowaniu otwierając się na nowo i zakrwawiają mi całe plecy i koszulę. Ból był koszmarny, ale nie mogłem teraz przestać. Krzyczałem dalej, widząc, że to daje efekty.

Kątem oka dostrzegłem, że Królowa powoli odsuwa się i chowa za kotarami. Nie była to najlepsza kryjówka, ale na pewno na moment mogło by zająć demona. Mefistofeles zaczął krzyczeć i obracać się w miejscu, wyginając się w nienaturalny sposób, a na jego twarzy zaczęły wybrzuszać się żyły. Był blady jak duch, a zęby zagryzał w taki sposób, że miałem wrażenie, że lada moment nie wytrzymają nacisku.

Nagle upadł, zwijając się w kulkę zaraz przede mną. Podczołgałem się tam i położyłem jego głowę na kolanach, szepcząc wciąż do Tausy. Chciałem, by mnie słyszał i pamiętał, że jestem obok. Jego mięśnie napięły się do granic możliwości i niespodziewanie rozluźnił się, otwierając szeroko oczy. Te znajome, nienależące do demona. Te, które kochałem.

- Tausa? – zapytałem cicho, a on spojrzał w moją stronę przerażony, aby po chwilę uśmiechnąć się delikatnie. Od razu się podniósł i przytulił mnie, drżąc z zimna. Był w bardzo złym stanie. Jego skóra zdawała się palić jak ogień, a on trząsł się jak w trakcie ostrej zimy. Krew była zasadniczo wszędzie. W pewnym momencie już nawet nie wiedziałem, która jest moja, a która należy do niego.

- Kocham Cię... Tak bardzo Cię kocham... – płakał mi w ramię, a ja mocno do niego przylgnąłem i zacząłem się śmiać ze szczęścia jak głupi.

Trwało to może trzy minuty, gdy do naszych uszu dotarł dźwięk rozbijanego szkła i dymna klatka, w której zamknięty był czarnowłosy demon, rozsypała się na małe kawałeczki. Ten zaś uśmiechnął się złowieszczo i wolnym krokiem podszedł do Królowej, stając dokładnie nad nią i podając jej rękę. Carona niepewnie ujęła ją i podniosła się na równe nogi.

- Na co czekasz? – zapytała z czystą wściekłością. – Zabij ich natychmiast!

Zamarłem tak jak Tausa, gdy demon odwrócił się w naszą stronę. Patrzył na nas beznamiętnie, po czym jego twarz zaczęła drżeć. Wyglądał, jakby obudził się pozbawiony umysłu. Zupełnie jak dzikie zwierzę.

- Wybacz mi, moja Pani, ale muszę odmówić. Pakt zobowiązywał mnie do ochrony Pani w chwili ostatecznej śmierci, która właśnie minęła. Skoro Pani żyje, dotrzymałem umowy. – odparł, słodko się uśmiechając, a Królowa zamarła.

- O czym Ty mówisz?! – warknęła w jego stronę bardzo stanowczo, a on zaśmiał się gromko, jak gdyby spodziewał się tej reakcji. Wyciągnął w jej kierunku rękę i otworzył ją, a z niej wypłynął żółty pergamin wypełniony tekstem. Na samym końcu znajdował się piękne podpisane krwią nazwisko Królowej. Ta złapała za papier i zaczęła uważnie czytać. Z każdym kolejnym słowem jej twarz zdawała się robić coraz bardziej blada, aż dojechała do końca i puściła pergamin, cofając się w tył. – Nie tak się umawialiśmy! To oszustwo! Miałam uniknąć śmierci!

- Ależ droga Pani, nie zginiesz przecież... Ja zabiorę Cię ze sobą do Piekła. Tam będziesz żyć długo! – wyjaśnił krótko demon, a jego postać zaczęła się zmieniać. Czarny płaszcz zaczął wydłużać się aż do ziemi, paznokcie zmieniły się szpony, a twarz zaczęła wykrzywiać się w złośliwym grymasie, podkreślając coraz bardziej krwisty kolor oczu. Te zaś błyszczały jak u kota.

Dziewczyna cofnęła się gwałtownie i gdy miała już się odwracać i uciekać, demon zamachnął się i podciął jej nogę. Carona runęła na ziemię i krzyczała w naszym kierunku o pomoc. Mogliśmy tylko patrzeć, jak demon sięga do jej piersi i zanurza w niej dłoń, wydobywając coś na kształt mgły świecącej jasnym światłem. Ciało Królowej zostało na ziemi nieruchomo, ale jej krzyki wciąż wypełniały pomieszczenie, aż do momentu, gdy demon połknął mglistą postać Carony. Wtedy powietrze przecięła cisza.

Mężczyzna spowity w czerń spojrzał w naszym kierunku jeszcze tylko raz, gdy nagle ziemia zaczęła drżeć, a płytki pod jego nogami kruszyły się jak kostki lodu. Demon został dosłownie połknięty przez ziemię, aż dookoła zapanowała taka cisza, że byłem w stanie usłyszeć bicie własnego serca.

- C-Czy to już koniec? – zapytałem cicho hrabiego, a on przełknął ślinę i gdy miał już coś powiedzieć, nastąpił huk i drzwi zostały otwarte przez straż. Ci wpadli do środka jak burza, rozglądając się dookoła zszokowani, aż do momentu, gdy każdy z nich zauważył ciało Królowej leżące bez życia. Teraz biała suknia, którą miała na sobie, była jak trumna. Spod materiału wystawały białe kończyny pokryte fioletowymi sińcami, a krew rozlewała się po całej jej klatce piersiowej. Oczy miała zamknięte i wyglądała, jakby spała.

- Zdrada! – krzyknął ktoś z gwardzistów. – Królowa nie żyje!

Miałem wrażenie, jakby całe to Piekło nagle zaczęło się od początku. Zacisnąłem ręce na koszuli Tausy, a on pogładził mnie po plecach.

-Nie bój się... Załatwię to. – szepnął do mnie cicho, ale jakoś nie chciało misię w to wierzyć. To się miało dopiero zacząć. Prawdziwe Piekło.

~*~

Otóż został dosłownie jeden rozdział, ewentualnie dodatek i kończymy Valmont Shadows, dlatego chciałabym was poinformować, że 30 lipca pojawi się pierwszy rozdział Tropiciela części drugiej ;)

A teraz... Jak myślicie, co stanie się w kolejnym rozdziale? Pomęczę was jeszcze troszkę ;)

     ~ Lucyfer... xx 

Morał z tej historii krótki i niektórym znany,

nie ufaj demonom, bo zostaniesz oszukany. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top