Rozdział 14 "Bajka na Dobranoc"
Szedłem zakuty w żelazne kajdany ze spuszczoną głową, a ostre Słońce parzyło mnie w odkryte ramiona, ponieważ ubranie, które miałem na sobie, rozerwało się w trakcie sztormu. Mimo wszystko nie było to, aż tak bolesne, jak zaciskająca się na moim przedramieniu ciężka dłoń. Był wściekły, choć nie dawał tego po sobie poznać. Czułem jednak, że powstrzymuje się, żeby mnie nie uderzyć przed powrotem na statek.
Gdy dotarliśmy do portu, z daleka dostrzegłem Zemstę Leviathan'a. Poczułem żal. Nagle okręt wydał mi się taki pusty i smutny. Nie widziałem też Erasta, co niemożliwie mnie martwiło.
Z trudem wdrapałem się po desce na pokład, po czym zostałem brutalnie popchnięty na podłogę. Widziałem, jak tych niewielu marynarzy, którzy tam wtedy byli, odwraca wzrok, jakby bali się gniewu Hrabii.
- Denerwujesz mnie. Opóźniasz podróż, a dodatkowo zmuszasz mnie, żebym płacił za Ciebie wygórowane ceny i nie łudź się: Nie jesteś warty nawet jednej ósmej tego, co dałem tym obskurnym piratom! – z przerażeniem stwierdziłem, że cierpliwość mu się kończyła. Jego twarz płonęła wściekłą czerwienią, podczas gdy ja zwijałem się na ziemi, żeby w razie czego zasłonić głowę i brzuch.
Przez moment trwała niepokojąca cisza. Statek odbił od brzegu i wypłynął na głębokie wody, lekko się kołysząc. Słońce wciąż prażyło, powodując u mnie bóle głowy oraz osłabienie. Czułem się chory od całej tej sytuacji.
Hrabia zbliżył się do mnie i schylił się tak, że nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów.
- Skoro nie złamię Cię psychicznie, to co powiesz na cierpienie fizyczne? – zapytał słodko, a kiedy moja twarz wykrzywiła się w przerażeniu, złapał mnie za włosy, ciągnąc po ziemi. Krzyczałem z bólu, gdy tak brutalnie mnie zaciągnął na środek okrętu. – Zadowolony?! Bo ja bardzo!
Złapał za kajdanki i przyciągnął mnie bliżej, zapinając łańcuch na drewnianym wysokim maszcie, tak, że byłem wystawiony na pełne Słońce. Promienie dosięgnęły mojej twarzy, więc odruchowo odwróciłem głowę, ale wtedy Tausa złapał mnie za brodę i mocno nakierował ją tak, że patrzyłem mu prosto w oczy.
- Nie będzie to zbyt przyjemne, mały elfie. – warknął, i wyciągnął kawałek chustki, zawiązując mi ją jako knebel, po czym tak przymocował do masztu, że nie potrafiłem się w żaden sposób odwrócić. – Mam nadzieję, że lubisz się opalać.
Kiedy to powiedział, dotarło do mnie, w jaki sposób miało wyglądać to cierpienie. Już wtedy kropelki potu spłynęły po mojej twarzy, a gdy dodatkowo ujrzałem szeroki uśmiech hrabiego, byłem tego pewien. Chciał, żebym wystawiony na Słońce, dostał udaru, co przy takiej pogodzie mogło przyjść szybciej niż myślałem.
Ostatnią rzeczą, jaką zrobił, nim odszedł, było złożenie pocałunku na moim czole. Potem już go nie widziałem. Skrył się w kajucie, zostawiając mnie samego.
~✿~
Ciepło... Gorąc... Ciepło... Skwar... CIEPŁO.
Mogłem myśleć tylko o tym. Po twarzy spływały mi hektolitry potu. Czułem, że od tego ciepła zrobiłem się czerwony. Kręciło mi się w głowie. Nie byłem w stanie nic zrobić. Zaczynałem czuć odrętwienie w każdej części ciała.
Wydawało mi się nawet, że widzę znajomy błysk blond włosów, ale wszystko wyglądało jak zza mgły. Gęstej gorącej mgły, która parzyła mnie w twarz.
- B-lag...am – błagałem niewyraźnie, bo język odmawiał mi posłuszeństwa. To był koniec. Czułem, że wystarczy niewiele, żebym zginął w taki marny sposób.
Nie wiem, ile to trwało, ale w końcu zacząłem tracić przytomność. Próbowałem z tym walczyć, wiedząc, że gdy tylko pogrążę się w ciemności, wszystko się skończy. Od tego momentu czekała na mnie tylko pustka.
Niespodziewanie zaczęły dochodzić do mnie jakieś odgłosy. Ktoś złapał mnie za ramię i potrząsnął, nerwowo powtarzając:
- Lavi! Nie zasypiaj! Wytrzymaj, dasz radę! – próbowałem jakoś dojrzeć, co się dzieje, jednak jedyne, co zdołałem zobaczyć, to ogromne błękitno-zielone oczy, które spoglądały na mnie z czułością. Erast. Uśmiechnąłem się słabo, bo siły powoli mnie opuszczały.
- Co ty robisz?! – kolejny wrzask dotarł do moich uszu, po czym rozległ się głośny trzask, a następnie krzyk.
- Nie widzisz, że on cierpi?! Ty potworze! – głowa zaczęła mnie boleć. Wrzaski były nie do zniesienia, a dodatkowo nie mogłem ustalić, do kogo należał drugi głos. Wszystko mnie bolało, a myśli uciekały w różne strony. Z mojego mózgu zrobiła się jedna wielka papka.
Nagle poczułem, jak ktoś delikatnie oplata mnie ramionami i zdejmuje z masztu. Bezwładnie opadłem temu komuś w ramiona i nie wytrzymałem – opadłem w bezkresną ciemność.
~✿~
Kiedy byłem mały, w mojej wiosce starsi ludzie często opowiadali różne bajki, aby wyjaśnić niektóre zjawiska dzieciom. Wtedy wydawało mi się, że są one głupie i tylko stratą czasu, ponieważ myślałem, że prościej jest uderzyć w sedno sprawy, jednak pewnego dnia jedna z dworek Wielkiego Domu opowiedziała mi inną od wszystkich bajkę.
Mówiła ona o pewnym rybaku, który oczarowany tajemnicami morza porzucił rodzinę i wyruszył w podróż, jednak im dłużej płynął, tym bardziej tęsknił za swoją żoną i dziećmi. Nagle zapragnął wrócić, ale zerwał się sztorm i biedny rybak nie był w stanie zawrócić łodzi. Długo rozpaczał, ponieważ tyle chciał jeszcze powiedzieć swojej rodzinie. Kochał ich nad życie i świadomość, że nie mógłby ich już nigdy zobaczyć, była dla niego czymś okropnym. W końcu jednak wpadł na pewien pomysł. Zamiast walczyć ze sztormem, popłynął z prądem i po wielu długich latach, dotarł do swojej ojczystej ziemi drugą stroną. Jego determinacja i chęć życia z ludźmi, których kochał, sprawiła, że udało mu się osiągnąć ten cel.
Z niewiadomych przyczyn właśnie o tej bajce myślałem, gdy z wielkim trudem powoli otworzyłem oczy, a jasne światło oślepiło mnie, zmuszając do kilkakrotnego zamrugania nim zobaczyłem pierwsze rzeczy. Miałem wrażenie, że to moja wielka chęć do życia i spotkania ponownie siostry, pomogła mi obudzić się z wiecznego snu.
Najpierw był sufit. Drewniany sufit z dziwną lampą na samym środku. Potem dotarły do mnie pierwsze dźwięki. Czyiś głos zagłuszony przez odgłosy statku oraz uderzanie podeszew butów o drewnianą podłogę. Wciąż bolała mnie głowa, ale postanowiłem się podnieść. To był jednak karygodny błąd. Niemal natychmiast poczułem mdłości i ktoś w ostatniej chwili podłożył mi pod usta wiadro. Zwymiotowałem samą żółcią.
- Widzę, że się obudziłeś... – zauważył trafnie bardzo znajomy głos. Gdy tylko zdołałem się podnieść, dostrzegłem równie znajomą twarz. Tausa patrzył na mnie w dość specyficzny sposób. Wydawał się ukrywać smutek lub inne podobne temu uczucie, ale jego słaba zdolność do kamuflażu natychmiast go zdradziła. Chciałem coś powiedzieć, ale gdy tylko otworzyłem usta, nadeszła kolejna fala mdłości. – Przyniosę Ci wody.
Wyszedł, podczas gdy ja wyrzucałem z siebie wszystko, a gdy wrócił trzymał kubek z wodą. Podał mi go, ale moje ręce tak się trzęsły, że gdyby nie jego szybki refleks, pewnie wszystko bym zalał. Powoli pomógł mi się napić, a potem wytarł mi twarz z wymiocin.
Spojrzałem w dół na swoje ręce i zamarłem. Byłem czerwony, a w wielu miejscach moja skóra zaczęła odchodzić. Po policzkach zaczęły mi gęsto spływać łzy. Miałem wrażenie, jakby wszystko się dla mnie skończyło. Jakbym właśnie obudził się w innym życiu. To ciało nie należało do mnie. Było zniszczone.
- Spokojnie... – usłyszałem od Tausy, ale jego głos drżał. Zdawało mi się, że to przez poczucie winy. – Wszystko się zagoi.
Jego głos choć miękki i troskliwy, nie był zbyt przekonujący. Właściwie tylko bardziej zacząłem płakać. Poczułem, jak delikatnie mnie obejmuje, starając się nie sprawiać mi więcej bólu. Chciałem się wyrwać, ale każdy ruch powodował, że ostro krzywiłem się, dlatego po pewnym czasie uspokoiłem się w jego ramionach i pozwoliłem mu położyć się obok mnie oraz zasnąć.
Leżeliśmy na jednym łóżku, splątani w jeden wielki uścisk. Czułem na karku jego ciepły oddech oraz jego dłonie oplecione wokół mojego pasa. Choć każde dotknięcie skóry sprawiało mi duży ból, poczułem się lepiej, gdy czułem jego obecność. Po tak długim okresie spania w jednym łóżku z hrabią, gdy tylko w nocy jego dotyk znikał, czułem niepokój, jakby w obawie, gdzie on jest i dlaczego nie ma go ze mną.
W końcu i ja zasnąłem. Ból głowy jakby zelżał, dlatego mogłem zmrużyć oczy. Tym razem nic mi się nie śniło. Całą noc czułem przy sobie ciepło, jakie biło od Tausy i to wystarczyło, żebym spokojnie spał.
~✿~
Obudziłem się przez gorąc. Czułem, jak historia zatacza koło. Było mi cholernie gorąco. Pot spływał ze mnie litrami, głowa mnie bolała, wszystko było rozmazane. Zacząłem cicho szlochać, ale gardło miałem suche, więc brzmiało to bardziej jak krztuszenie się.
- Zaraz będzie Ci lepiej... – usłyszałem i poczułem mokrą szmatkę na czole. – Muszę zbić gorączkę, po tym poczujesz się lepiej, tylko spokojnie.
Obraz zaczął powoli się pojawiać. Nade mną stał Tausa. Wyglądał na skupionego, gdy wykręcał z wody inny materiał. Okładał mnie wilgotnymi tkaninami przez dobrą godzinę, sprawdzając często poziom mojej gorączki, aż w końcu opuściło mnie całe to ciepło.
Gdy hrabia zauważył, że mi się poprawiło, uśmiechnął się ukradkiem i usiadł obok, pozwalając mi oprzeć głowę o jego kolano. Gładził mnie po włosach dłonią, gwiżdżąc pod nosem jakąś melodię.
- Opowiedz mi coś... – poprosiłem cicho, podnosząc się nieznacznie, ale on powstrzymał mnie, mówiąc, że mam odpoczywać. – Proszę... jakąś historię...
Być może chciałem wtedy usłyszeć kolejną historię o zdeterminowanym rybaku, a może chodziło o to, żeby zabić nudę. Tak naprawdę nie wiedziałem, dlaczego go o to poprosiłem, ale gdy zobaczyłem, jak oblewa się rumieńcem pod moim spojrzeniem, powód stracił na znaczeniu.
- Nie znam żadnych historii. – odparł, ale wtedy ja jeszcze raz poprosiłem. – No dobrze... - Westchnął ciężko i zamknął oczy, prawdopodobnie w myślach szukając odpowiednich słów. – Był sobie... chłopiec. Był arystokratą, jego rodzina była stanowiła śmietankę towarzyską. Jakoś tak niefortunnie się stało, że chłopak urodził się szpetny jak noc, a jego rodzina choć bardzo go wspierała, nie mogła ukryć zawiedzenia. Obwiniali go o to. Mówili: „Dlaczego taki jesteś?", jakby to była jego wina. Chłopiec starał się jak mógł, aby jakoś zakryć swoją brzydotę innymi osiągnięciami. Był inteligentny, oczytany i odpowiedzialny, ale jako arystokrata musiał spędzać czas wśród innych ludzi, a Ci niestety omijali go jak ognia. Chłopiec wiedział, że to przez swoją twarz, ale nic nie mógł na to poradzić. Rodzice wysyłali do niego najlepszych stylistów i fryzjerów w kraju, jednak Ci nie byli w stanie nic na to zaradzić. Młode dziewczęta odrzucały propozycje małżeństwa, gdy tylko go zobaczyły, ale on się nie poddawał. Postanowił, że kiedyś to się zmieni: kobiety będą go pragnąć, a rodzina nie będzie się go wstydzić. Przysiągł sobie to nawet za cenę życia... Koniec.
- To najgorsza bajka jaką usłyszałem... – odparłem cicho, a Tausa uniósł brew. – Bajki powinny mieć szczęśliwe zakończenie.
- Nie wszystkie bajki kończą się wesoło. – wyznał, po czym ułożył się obok mnie i uśmiechnął delikatnie: - A przynajmniej ta nigdy się tak nie skończy, choćbym nie wiem, jak się starał.
Zasnął bardzo szybko, pozostawiając wiele pytań bez odpowiedzi. Wyglądał na smutnego nawet podczas snu, dlatego przytuliłem się do niego delikatnie, jakby miało mu to pomóc. Jakoś czułem, że nie bez powodu opowiedział mi właśnie tę bajkę.
~*~
Kochane Aniołki (i inne Diabły),
z tego miejsca chciałabym życzyć wszystkim spokojnych i pogodnych świąt Wielkanocnych! Aby nie opuszczała was wena (tak jak niektórych tutaj...) oraz cierpliwość do mnie i moich rozdziałów. Bardzo wam wszystkim dziękuję, za to, że jesteście ze mną od początku, aż do tego momentu i jeszcze nie uciekliście :D Kocham kocham kocham, dużo całusków! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top