W końcu koniec dnia

  - Co ty, Ereinion, nie dasz rady!

  - Ja, ja nie dam rady?!

  - No, no tak.

  - Pff... ja ZAWSZE daję radę.

  - Skoro tak mówisz... z Dor-lóminu cię wywalili... i z Nargothrondu też - stwierdził Oropher - sam mówiłeś.

  Na trafną uwagę Ereinion zaczął bezgłośnie otwierać i zamykać usta, ciągle rezygnując z coraz to wymyślniejszej riposty. Ostatecznie postanowił po prostu wdrapać się na drzewo. W sierocińcu Menegrothu ich nie brakowało, ale to było wyjątkowo wysokie.

  Oropher z dołu obserwował niezdarne próby czarnowłosego, i bez słowa sam wdrapał się na czubek, wyprzedzając Gil-galada przynajmniej trzykrotnie. Po wejściu na najwyższą gałąź wyszczerzył zęby, i zaczął machać nogami.

  Ereinion prychnął pod nosem, po czym dysząc i sapiąc dołączył do nowego kolegi... a może nawet przyjaciela?

   Zasapany usiadł obok Orophera, ale ten kompletnie nie zwracał na niego uwagi, wpatrując się w horyzont.

  - Na co się tak gap- Łał... - czarnowłosy patrzał na najpiękniejszy zachód słońca; w koronach drzew. Wokół latały motyle, a niebo miało chyba wszystkie najpiękniejsze odcienie.

  W pewnym momencie przypadkiem ześlizgnął się z grubej  gałęzi, prawie lecąc na ziemię, gdyby nie szybka reakcja Orophera, który podał mu rękę.

  Niepozorny na pierwszy rzut oka blondyn wciągnął Ereiniona nie tracąc przy tym uśmiechu. Gil-galad był pod wrażeniem, że ktoś tak wątły może mieć taką siłę.

  - W ogóle, jak się znalazłeś w sierocińcu? - spytał blondyn.

  - Podobno mama mnie tu oddała. Taty nigdy nie znałem, ale oddałbym WSZYSTKO, żeby móc go poznać.

  - Nawet figurki limitowane?! - Oropher był pod wrażeniem. Było oczywiste, że figurki limitowane były najlepszym towarem wśród elfów w ich wieku. Ereinion pokazał mu niezłą kolekcję, chociaż blondyn nie był pewien, czy zostały zdobyte w uczciwy sposób.

  - Nawet - pokiwał z powagą czarnowłosy.

  - A gdzie on mieszka?

  - Jak miałem osiem lat, to w Dor-lóminie szukałem mamy. Udało się; nie powiedziała mi nic o sobie, ale wiem, że Atya mieszka w Valinorze - pochwalił się Gil-galad.

  - Dlatego cię wywalili?

  - Mhm, za łażenie bez pozwolenia po mieście. Byłem w tym najlepszy - zaśmiał się. - To znaczy, w wymykaniu się - doprecyzował.

  Oropher pokiwał głową w zadumie. Nowy coraz bardziej go intrygował.

***

  Maitimo szedł ulicą oświetlany latarniami. Bardzo lubił Valinor w nocy. No, może nie było widać gwiazd, ale całkiem czarne niebo też miało swój urok.

  Szedł, rozmyślając sobie o minionym dniu. Najciekawiej było, kiedy Maglor został przemieniony w chodzącą słodycz. Russo zachichotał. Dla jego braci to musiał być dłuuuugi dzień... Chociaż według jego rachuby noc nadeszła bardzo szybko.

  Gdy tak sobie szedł, zobaczył Curvo gnającego na złamanie karku. Maedhros przystanął. Po chwili czarnowłosy do niego dołączył.

  - RUSSO!!! GDZIEŚ TY SIĘ PODZIEWAŁ?! - wydarł się Curufin, rzucając mu się na szyję. Maitimo poczuł się bardzo dziwnie, bowiem takie zachowanie Curufinwëgo juniora powinno się nagrywać i zgłaszać do muzeum. Tymczasem Curvo kontynuował swój wywód, a głos mu drżał:

  - WIESZ JAK SIĘ MARTWILIŚMY?! TY... TY OBRZYDLIWY SAMOLUBIE!!! CARNISTIR NIE UMIAŁ NAMIERZYĆ TWOJEGO TELEFONU!!! BALIŚMY SIĘ, ŻE... że... że porwał cię... Upadła Potęga...

  - Nie no, co ty! - zaśmiał się Rudowłosy. - To chyba nigdy się nie zdarzy! A na pewno nie ze mną - uśmiechnął się, próbując odkleić od siebie młodszego brata.

  W odpowiedzi Curufin mocniej go przytulił.

  - Cieszę się, że nic ci nie jest - wyszeptał czarnowłosy.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top