Eönwë i Mairon

Ileś tam temu

  Eönwë jak co tydzień dostał dzień wolny. Mimo wszystko, miał wrażenie, że i tak ma za mało urlopu. I że dostał pracę u największego g(o)łąba w kraju, ale to wolał przemilczeć.

  "Cóż, przynajmniej mam pracę" - pomyślał zrezygnowany. Ten dzień postanowił spędzić na plaży. W końcu Valinor był prowincją Rivendell w zatoce Númenorejskiej - jednym z najcieplejszych miejsc na świecie.

  Akurat na szczęście Eönwëgo, domy Monitoringu były najbliżej najcieplejszej plaży w kraju. Tam w zimę dochodziło do dwudziestu stopni!

  Jednak było lato, a słońce prażyło gdzieś w okolicach czterdziestu-kilku stopni. Nie do wytrzymania? No, jak się jest ruskiem to na pewno! Mieszkańcom Valinoru taka temperatura nie przeszkadzała.

  Eönwë wszedł po kostki do chłodnej wody. Była to przyjemna odmiana od upalnego dnia.

***

  Mairon wylegiwał się na leżaku będącym w, prawdopodobnie, najgorętszym miejscu na plaży. Oczywiście nie miał najmniejszego zamiaru wchodzić do wody, ale na plaży zawsze najwięcej się działo, zwłaszcza w lato. Na przykład teraz; dział się jeden z najseksowniejszych osobników płci męskiej jakich w życiu widział. Oczywiście JEDEN Z, bo Mairon zbyt wiele w życiu widział, by mogło być inaczej, ale to i tak imponujący ranking.

  Płomiennowłosy wzdrygnął się na sam widok wchodzenia do wody, ale nie odwrócił wzroku. Postanowił podejść do niego zaraz po tym, jak blondyn wyjdzie z wody.


czas... um... teraźniejszy w stosunku do akcji

  - Dobra, pamiętasz jak to robimy? - niemal bezgłośnie szepnął Melkor.

  W odpowiedzi Mairon skinął głową. Nie dało się nie pamiętać gównianego planu wciskanego 24h na dobę przez ostatni tydzień.

  - Morda Mairon - syknął Melkor.

  - Myśli, chciałeś powiedzieć - zaśmiał się płomiennowłosy. Ten drugi skarcił go wzrokiem.

  - Po prostu działaj zgodnie z planem. Teraz musisz...

  - Rozbroić ewentualnych ochroniarzy, czy kogokolwiek innego.

  Tym razem Melkor w odpowiedzi skinął głową.

  Mairon niczym cień zakradł się pod ewidentnie najbogatszy ze szeregowych domów. Idealnie wyminął zasięg kamer, i wsadził wytrych do dziurki od klucza. Przesunął go w prawo, lewo, dół, aż wreszcie... wreszcie coś kliknęło. Bezgłośnie otworzył drzwi, i... zamarł.

  - E... Eönwë... - szepnął. - C...co ty tu robisz?!

  Blondyn zmierzył go wzrokiem z pogardą.

  - O to samo mogę się spytać ciebie. Ostatnim razem się tak nie jąkałeś.

  - E... Eönwë... - wyszeptał znowu. Szybko otarł łzy. - Wiedziałem, że znałem cię jeszcze będąc w tutejszej służbie! Ale... czemu mi wtedy nie powiedziałeś? Ech... nie ważne. Udawaj, że cię pobiłem czy coś, bo będę musiał to zrobić na serio, a tymcza-

  - Będziesz musiał to zrobić, Mairon. Nie dam ci tam wejść.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top