**&**


Dziś były walentynki, dzień zakochanych. Już od tygodni planowałem jak spędzę go razem z Niallem. W zeszłym roku była to romantyczna kolacja przy świecach w dobrej restauracji. Nie był to oryginalny pomysł, ale wtedy zupełnie zapomniałem o tym dniu i na szybko zarezerwowałem stolik. Miałem wtedy takiego farta, że ktoś odwołał rezerwację. Czternastego lutego dużo ludzi wybiera się do kina, teatru czy do restauracji, by spędzić ze swoją połówką miły dzień. Ja w tym roku postanowiłem trochę bardziej się postarać. Planowałem zabrać go do małego domku w górach. Tam wszystko przygotowałem. Przyrządziłem ulubione potrawy Nialla. Zawsze chwalił moją pieczeń, więc jej również nie mogło zabraknąć.

 Wczoraj byłem na zakupach i kupiłem nowe ubrania, specjalnie na tą okazję. Nie stroiłem się w garnitur. Ani Niall ani ja nie przepadałem za tak formalnym strojem. To ma być romantyczny wieczór a nie spotkanie biznesmenów. - tak kiedyś podsumował mnie Niall, gdy ujrzał mnie w garniaku i krawacie.

Przejrzałem się jeszcze raz w lustrze. Poprawiłem włosy i zapiąłem ostatni guzik czerwonej  koszuli w kratkę. Zerknąłem na zegarek i stwierdziłem, że mam jeszcze pół godziny zanim blondyn wróci z pracy. Taki dzień powinien być wolny, ale nie wszyscy obchodzą czternastego lutego.

Po chwili zadzwoniła mi komórka. Sięgnąłem do kieszeni odbierając połączenie. Był to mój tata. Zdziwiłem się nieco, bo przecież czego mówił ode mnie chcieć? Odebrałem przykładając urządzenie do ucha.

- Tak? - zacząłem.

- Jesteście jeszcze w domu? - zapytał, a w tle słyszałem, że prowadził samochód.

- Niall jeszcze nie wrócił, jestem w domu, o co chodzi? - mruknąłem zirytowany.

Bałem się, że zaraz coś wymyśli i popsuje nam wieczór.

- Klucze - powiedział jedynie, po chwili dodając - Od domku w górach. Zostawiłeś je u nas, gdy wpadłeś w odwiedziny.

- O nie - jęknąłem po raz kolejny spoglądając na zegar. - Nie zdążę ich od was odebrać.

- Już prawie jesteśmy pod waszym mieszkaniem - powiedział i dopiero teraz usłyszałem w tle głos mamy.

- Jesteście wspaniali - dodałem, rozłączając się.

Zadzwonił dzwonek do drzwi mieszkania. To pewnie rodzice - pomyślałem. Szybkim krokiem znalazłem się pod drzwiami. Chwyciłem klamkę i otworzyłem je kluczem.

- Nawet nie wiecie jak was kocham  i... - powiedziałem od razu, lecz po chwili urwałem.

W drzwiach stał Niall. W ręku trzymał torbę z zakupami. Patrzył się na mnie pytającym wzrokiem. Odsunąłem się od drzwi, przepuszczając go do środka.

- Zapomniałem kluczy - poinformował mnie, kierując się do kuchni. - Widzisz podwójnie Zayn? - spojrzał się na mnie, opierając biodrami o brzeg blatu.

- Nie, nie, ja tylko...

W mieszkaniu rozległ się dzwonek do drzwi. Teraz to na pewno byli moi rodzice. Weszli do środka. Mama przytuliła mnie i wręczyła klucze do mieszkania, tak, aby blondyn niczego nie zauważył. Schowałem je od razu do kieszeni. Ojciec również przygarnął mnie w uścisku.

- Tylko nie zdemolujcie domku - szepnął mi na ucho, poruszając sugestywnie brwiami.

- Jasne - pokiwałem głową, uśmiechając się na myśl o zaplanowanym wieczorze.

- Nie wiedziałem, że będziemy mieli gości - odezwał się Niall, który w końcu wyplątał się z uścisków rodziców. - Kawy, herbaty?

- Nie, my tylko na chwilę. - zapewnili. - Udanej zabawy - powiedzieli cicho, wychodząc z mieszkania.

Zamknąłem za nimi drzwi i spojrzałem na chłopaka. Wyglądał na zmęczonego. Nalewał sobie do szklanki wody. Podszedłem do niego, przytulając się do niego od tyłu, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi.

- Zayn, nie dziś. - sapnął - Jestem wykończony, zły dzień w pracy. Idę się przespać.

- Zapomniałeś, prawda? - szepnąłem, ale nie miałem mu tego za złe.

Odkąd awansował, codziennie wracał do domu zmęczony. Przez większość wolnego czasu odsypiał. Dobrze go rozumiałem.

- O czym Zee? - odwrócił się teraz przodem do mnie, spoglądając mi w oczy. - Przepraszam - powiedział po chwili przypominając sobie dzisiejszą datę. - Przepraszam - powtórzył. - Ja...

Nie zdążył dokończyć, kiedy złączyłem nasze wargi razem w delikatnym pocałunku. Blondyn po chwili odwzajemnił pieszczotę, obejmując mnie za szyję i przyciągając bliżej. Gdy zaczęło brakować nam powietrza, odsunęliśmy się od siebie.

- Nie masz za co - powiedziałem - W tym roku ja coś zaplanowałem - chwyciłem dłonią jego policzek, delikatnie pocierając go kciukiem. - Musimy ruszać.

- Nie możemy zostać w domu? - spytał pełen nadziei. - Jestem zmęczony...

- Oczywiście, że nie - odpowiedziałem całując go w czoło.

Wziąłem go na ręce, zaskoczony pisnął, lecz chwycił się mojej szyi. Wyszliśmy z mieszkania. Odstawiłem go dopiero na siedzenie w samochodzie. Sam zająłem miejsce za kierownicą.

- Gdzie jedziemy? - zapytał.

- To niespodzianka - powiedziałem odpalając silnik i po chwili ruszyliśmy spod garażu.


Wyjechaliśmy poza miasto, kierując się w stronę domku. Przed nami jeszcze kilkanaście kilometrów zanim dotrzemy na miejsce. Nocą cała okolica wydawała się całkiem inna. Jechaliśmy teraz drogą leśną. Wszędzie dookoła leżał śnieg. Mijając polanę nagle zgasł silnik. Samochód nie chciał zapalić. Zakląłem, uderzając ręką w kierownice.

- Spokojnie Zayney - odezwał się Niall.

- Jak mogę być spokojny, kiedy wszystko dziś idzie nie tak jak zaplanowałem. - westchnąłem załamany - Najpierw zapomniałem portfela, robiąc zakupy, później kluczy do domku w górach, do którego chciałem cię zabrać, a teraz jeszcze to...

- Jest dobrze Zayn - zapewnił - Najważniejsze, że jesteśmy razem. Tego dnia liczą się tylko uczucia jakie do siebie czujemy, nie musimy znajdować się w pięciogwiazdkowym hotelu czy wykwintnej restauracji. Najważniejsza jest dwójka zakochanych w sobie osób a nie miejsce, a ja szalenie cię kocham. - powiedział rozpinając pasy, by pochylić się nad skrzynią biegów i pocałować mnie zachłannie.

Zanim zdążyłem oddać pocałunek, on się odsunął. Chwycił za klamkę i wyszedł z samochodu i oparł się o maskę. Zrobiłem to samo. Objąłem go ramieniem, podążając za jego spojrzeniem.

- Spadająca gwiazda! - zawołał jak małe dziecko wskazując na białą smugę na niebie, która po chwili zniknęła.

- Pomyśl życzenie. - powiedziałem obserwując emocje malujące się na jego twarzy.

- Mam wszystko czego mi potrzeba. - odparł i nasze spojrzenia się spotkały.

Uśmiechnął się i oparł głowę na moim ramieniu. Tkwiliśmy tak przez chwilę w milczeniu. Obserwowaliśmy rozgwieżdżone niebo, pokryte niezliczoną liczbą gwiazd. Nad nami unosiły się w powietrzu świetliki. Było wspaniale. Niall miał rację, dziś liczą się tylko uczucia zakochanych osób.

Po chwili usłyszałem burczenie brzucha. Blondyn zaśmiał się i chwycił ręką za swój brzuch.

- Przepraszam, nie zdążyłem nic zjeść przed wyjazdem tutaj. - powiedział.

- Zraz coś temu zaradzimy - powiedziałem uśmiechając się szeroko, widząc za drzewami mały budynek.

Była to chatka moich rodziców. Z komina unosił się leniwie dym, rozpaliłem w kominku zanim stąd odjechałem. Chwyciłem Nialla za rękę, splatając nasze palce i ruszyłem w stronę chatki. Wpadliśmy po kolana w zaspę, ale to się w tej chwili nie liczyło. Sięgnąłem ręką do kieszeni, by wyjąć klucz, lecz tam go nie było. Wystraszony, zacząłem przetrząsać pozostałe kieszenie.

- Tego szukasz? - zapytał blondyn, machając mi przed oczami kompletem kluczy i uśmiechając się podstępnie.

- Skąd... - zacząłem zaskoczony.

- Zastanawiałem się co takiego twoja mama ci dała, gdy cię przytuliła. Musiałem sprawdzić - wyjaśnił, przybierając niewinny ton głosu.

Zabrałem od niego klucze, otwierając drzwi. Na stole znajdowały się  potrawy. Świeczki już zdążyły wypalić się do połowy. W kominku trzaskały kawałki drewna, smagane językami płomieni. W środku było ciepło. Odwiesiłem  kurtkę Nialla i swoją. Podszedłem teraz do blondyna, który wpatrywał się w tańczący ogień. Wtuliłem się w niego, oplatając go rękoma w pasie i przyciągając bliżej siebie.

- O mały włos i spędzilibyśmy te walentynki zmarznięci w samochodzie. - powiedziałem delikatnie kołysząc blondyna w ramionach.

- Na pewno znalazłbyś sposób na ogrzanie nas - stwierdził, odkręcając się do mnie przodem.

- W sumie masz rację, ale nie zaszkodzi podnieść i teraz nieco temperatury. - mruknąłem wpijając się w jego usta. Nasze języki walczyły o dominację, w końcu blondyn się poddał a ja badałem wnętrze ust chłopaka zahaczając językiem o jego zęby. Chwyciłem go za pośladki, podnosząc do góry. Niall owinął nogi wokół moich bioder. Zaczęliśmy kierować się w stronę sypialni.

- A co z kolacją? - zapytał Horan spoglądając na pieczeń od której coraz bardziej się oddalaliśmy.

- Może zaczekać, sam przyznałeś, że dziś liczą się tylko uczucia, więc nakarmimy się swoją miłością - szepnąłem po raz kolejny zatapiając się  w namiętnym pocałunku.

To będą najlepsze walentynki w moim życiu - pomyślałem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top